-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 151
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Usiadły przy oknie, za którym zebrało się kilkoro obdartych dzieci. Dzieci

spoglądały na nią, na czekoladę i na ciastka z ciekawością i łakomstwem

głodnych zwierzątek, a ten kupiec - tak samo na nią patrzył.

48

Lekki dreszcz przebiegł pannę Izabelę. I to ma być wspólnik jej ojca?... Do

czego ten wspólnik?... Skąd jej ojcu przyszło do głowy zawiązywać jakieś

towarzystwa handlowe, tworzyć jakieś rozległe plany, o których nigdy dawniej

nie marzył?... Chce przy pomocy mieszczaństwa wysunąć się na czoło

arystokracji; chce zostać wybranym do rady miejskiej, której nie było i nie

ma?...

Ależ ten Wokulski to naprawdę jakiś aferzysta, może oszust, który potrzebuje

głośnego nazwiska na szyld do swoich przedsiębiorstw. Bywały takie wypadki.

Ileż to pięknych nazwisk szlachty niemieckiej i węgierskiej unurzało się w

operacjach handlowych, których ona nawet nie rozumie, a ojciec chyba nie

więcej.

Zrobiło się już zupełnie ciemno; na ulicy zapalono latarnie, których blask

wpadał do gabinetu panny Izabeli malując na suficie ramę okna i zwoje firanki.

Wyglądało to jak krzyż na tle jasności, którą powoli zasłania gęsty obłok.

„Gdzie to ja widziałam taki krzyż, taką chmurę i jasność?...” - zapytała się

panna Izabela. Zaczęła przypominać sobie widziane w życiu okolice i - marzyć.

Zdawało się jej, że powozem jedzie przez jakąś znaną miejscowość. Krajobraz

jest podobny do olbrzymiego pierścienia, utworzonego z lasów i zielonych gór,

a jej powóz znajduje się na krawędzi pierścienia i zjeżdża na dół. Czy on

zjeżdża? bo ani zbliża się do niczego, ani od niczego nie oddala, tak jakby stał w

miejscu. Ale zjeżdża: widać to po wizerunku słońca, które odbija się w

lakierowanym skrzydle powozu i, drgając, z wolna posuwa się w tył. Zresztą

słychać turkot... To turkot dorożki na ulicy?... Nie, to turkoczą machiny

pracujące gdzieś w głębi owego pierścienia gór i lasów. Widać tam nawet, na

dole, jakby jezioro czarnych dymów i białych par, ujęte w ramę zieloności.

Teraz panna Izabela spostrzega ojca, który siedzi przy niej i z uwagą ogląda

sobie paznogcie, od czasu do czasu rzucając okiem na krajobraz. Powóz ciągle

stoi na krawędzi pierścienia niby bez ruchu, a tylko wizerunek słońca, odbitego

w lakierowanym skrzydle, wolno posuwa się ku tyłowi. Ten pozorny spoczynek

czy też utajony ruch w wysokim stopniu drażni pannę Izabelę. „Czy my

jedziemy, czy stoimy?” - pyta ojca. Ale ojciec nie odpowiada nic, jakby jej nie

widział; ogląda swoje piękne paznogcie i czasami rzuca okiem na okolicę...

Wtem (powóz ciągle drży i słychać turkot) z głębi jeziora czarnych dymów i

białych par wynurza się do pół figury jakiś człowiek. Ma krótko ostrzyżone

włosy, śniadą twarz, która przypomina Trostiego, pułkownika strzelców (a może

gladiatora z Florencji?), i ogromne czerwone dłonie. Odziany jest w zasmoloną

koszulę z rękawami zawiniętymi wyżej łokcia; w lewej ręce, tuż przy piersi,

trzyma karty ułożone w wachlarz, w prawej, którą podniósł nad głowę, trzyma

jedną kartę, widocznie w tym celu, aby ją rzucić na przód siedzenia powozu.

Reszty postaci nie widać spośród dymu.

„Co on robi, ojcze?” - pyta się zalękniona panna Izabela.

„Gra ze mną w pikietę” - odpowiada ojciec, również trzymając w rękach karty.

„Ależ to straszny człowiek, papo!”

49

„Nawet tacy nie robią nic złego kobietom” - odpowiada pan Tomasz.

Teraz dopiero panna Izabela spostrzega, że człowiek w koszuli patrzy na nią

jakimś szczególnym wzrokiem, ciągle trzymając kartę nad głową. Dym i para,

kotłujące w dolinie, chwilami zasłaniają jego rozpiętą koszulę i surowe oblicze;

tonie wśród nich - nie ma go. Tylko spoza dymu widać blady połysk jego

oczów, a nad dymem obnażoną do łokcia rękę i - kartę.

„Co znaczy ta karta, papo?..” - zapytuje ojca.

Ale ojciec spokojnie patrzy we własne karty i nie odpowiada nic, jakby jej nie

widział.

„Kiedyż nareszcie wyjedziemy z tego miejsca?...”

Ale choć powóz drży i słońce odbite w skrzydle posuwa się ku tyłowi, ciągle u

stopni widać jezioro dymu, a w nim zanurzonego człowieka, jego rękę nad

głową i - kartę.

Pannę Izabelę ogarnia nerwowy niepokój, skupia wszystkie wspomnienia,

wszystkie myśli, ażeby odgadnąć: co znaczy karta, którą trzyma ten człowiek?..

Czy to są pieniądze, które przegrał do ojca w pikietę? Chyba nie. Może ofiara,

jaką złożył Towarzystwu Dobroczynności? I to nie. Może tysiąc rubli, które dał

jej ciotce na ochronę, a może to jest kwit na fontannę, ptaszki i dywany do

ubrania grobu Pańskiego?... Także nie; to wszystko nie niepokoiłoby jej.

Stopniowo pannę Izabelę napełnia wielka bojaźń. Może to są weksle jej ojca,

które ktoś niedawno wykupił?... W takim razie wziąwszy pieniądze za srebra i

serwis spłaci ten dług najpierw i uwolni się od podobnego wierzyciela. Ale

człowiek pogrążony w dymie wciąż patrzy jej w oczy i karty nie rzuca. Więc

może... Ach!...

Panna Izabela zrywa się z szezlonga, potrąca w ciemności o taburet i drżącymi

rękoma dzwoni. Dzwoni drugi raz, nie odpowiada nikt, więc wybiega do

przedpokoju i we drzwiach spotyka pannę Florentynę, która chwyta ją za rękę i

mówi ze zdziwieniem:

- Co tobie, Belciu?...

Światło w przedpokoju nieco oprzytomnia pannę Izabelę. Uśmiecha się.

- Weź, Florciu, lampę do mego pokoju. Papo jest?

- Przed chwilą wyjechał.

- A Mikołaj?

- Zaraz wróci, poszedł oddać list posłańcowi. Czy gorzej boli cię głowa? - pyta

panna Florentyna.

- Nie - śmieje się panna Izabela - tylko zdrzemnęłam się i tak mi się coś

majaczyło.

Panna Florentyna bierze lampę i obie z kuzynką idą do jej gabinetu. Panna

Izabela siada na szezlongu, zasłania ręką oczy przed światłem i mówi:

- Wiesz, Florciu, namyśliłam się, nie sprzedam moich sreber obcemu. Mogą

naprawdę dostać się Bóg wie w jakie ręce. Siądź zaraz, jeżeliś łaskawa, przy

moim biurku i napisz do ciotki, że.. przyjmuję jej propozycję. Niech nam

pożyczy trzy tysiące rubli i niech weźmie serwis i srebra.

50

Panna Florentyna patrzy na nią z najwyższym zdumieniem, wreszcie

odpowiada:

- To jest niemożliwe, Belciu.

- Dlaczego?..-

- Przed kwadransem otrzymałam list od pani Meliton, że srebra i serwis już

kupione.

- Już?... Kto je kupił? - woła panna Izabela chwytając kuzynkę za ręce.

Panna Florentyna jest zmieszana.

- Podobno jakiś kupiec z Rosji... - mówi, lecz czuć, że mówi nieprawdę.

- Ty coś wiesz, Florciu!... Proszę cię, powiedz!... - błaga ją panna Izabela. Jej

oczy napełniają się łzami.

-Zresztą tobie powiem, tylko nie zdradź tajemnicy przed ojcem prosi kuzynka.

- Więc kto?... No, kto kupił?...

- Wokulski - odpowiada panna Florentyna.

Pannie Izabeli w jednej chwili obeschły oczy nabierając przy tym barwy

stalowej. Odpycha z gniewem ręce kuzynki, przechodzi tam i na powrót swój

gabinet, wreszcie siada na foteliku naprzeciw panny Florentyny. Nie jest już

przestraszoną i zdenerwowaną pięknością, ale wielką damą, która ma zamiar

kogoś ze służby osądzić, a może wydalić.

- Powiedz mi, kuzynko - mówi pięknym kontraltowym głosem - co to za

śmieszny spisek knujecie przeciwko mnie?

- Ja?... spisek? powtarza panna Florentyna przyciskając rękoma piersi. -- Nie

rozumiem cię, Belu...

- Tak. Ty, pani Meliton i ten... zabawny bohater... Wokulski...

- Ja i Wokulski?... - powtarza panna Florentyna. Tym razem zdziwienie jej jest

tak szczere, że wątpić nie można.

- Przypuśćmy, że nie spiskujesz - ciągnie dalej panna Izabela - ale coś wiesz...

- O Wokulskim wiem to, co wszyscy. Ma sklep, w którym kupujemy, zrobił

1 ... 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ... 226 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название