Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
wista, głosząc na prawo i na lewo, że arystokracja nie powinna zasklepiać się w
wyłączności, ale przodować oświeconemu mieszczaństwu, a przez nie
narodowi. Za co wywzajemniając się, dumni dziś garbarze, szczotkarze i
dystylatorzy raczyli przyznawać, że pan Tomasz jest jedynym arystokratą, który
pojął swe obowiązki względem kraju i spełnia je sumiennie. Mogli byli dodać:
spełnia co dzień od dziewiątej wieczór do północy.
I kiedy w ten sposób pan Tomasz dźwigał jarzmo stanowiska, panna Izabela
trawiła się w samotności i ciszy swego pięknego lokalu. Nieraz Mikołaj już
twardo drzemał w fotelu, panna Florentyna, zatkawszy sobie uszy watą, na
dobre spała, a do pokoju panny Izabeli sen jeszcze nie zapukał, odpędzany przez
wspomnienia. Wtedy zrywała się z łóżka i odziana w lekki szlafroczek całymi
37
godzinami chodziła po salonie, gdzie dywan głuszył jej kroki i tylko tyle było
światła, ile go rzucały dwie skąpe latarnie uliczne.
Chodziła, a w ogromnym pokoju tłoczyły się jej smutne myśli i widziadła osób,
które tu kiedyś bywały. Tu drzemie stara księżna; tu dwie hrabiny informują się
u prałata: czy można dziecko ochrzcić wodą różaną? Tu rój młodzieży zwraca
ku niej tęskne spojrzenia albo udanym chłodem usiłuje podniecić w niej
ciekawość; a tam girlanda panien, które pieszczą ją wzrokiem, podziwiają albo
jej zazdroszczą. Pełno świateł, szelestów, rozmów, których większa część, jak
motyle około kwiatów, krążyły około jej piękności. Gdzie ona się znalazła, tam
obok niej wszystko bladło; inne kobiety były jej tłem, a mężczyźni
niewolnikami.
I to wszystko przeszło!... I dziś w tym salonie - chłodno; ciemno i pusto... Jest
tylko ona i niewidzialny pająk smutku, który zawsze zasnuwa szarą siecią te
miejsca, gdzie byliśmy szczęśliwi i skąd szczęście uciekło. Już uciekło!... Panna
Izabela wyłamywała sobie palce, ażeby pohamować się od łez, których wstyd jej
było nawet w pustce i w nocy.
Wszyscy ją opuścili, z wyjątkiem - hrabiny Karolowej, która kiedy wezbrał jej
zły humor, przychodziła tu i szeroko zasiadłszy na kanapie, prawiła wśród
westchnień :
- Tak, droga Belciu, musisz przyznać, że popełniłaś kilka błędów nie do
darowania. Nie mówię o Wiktorze Emanuelu, bo tamto był przelotny kaprys
króla - trochę liberalnego i zresztą bardzo zadłużonego. Na takie stosunki trzeba
mieć więcej - nie powiem: taktu, ale - doświadczenia - ciągnęła hrabina,
skromnie spuszczając powieki. - Ale wypuścić czy - jeżeli chcesz - odrzucić
hrabiego Saint-Auguste, to już daruj!.. Człowiek młody, majętny, bardzo
dobrze, i jeszcze z taką karierą!... Teraz właśnie przewodniczy jednej deputacji
do Ojca świętego i zapewne dostanie specjalne błogosławieństwo dla całej
rodziny, no - a hrabia Chambord nazywa go cher cousin... Ach, Boże!
- Myślę, ciociu, że martwić się tym już za późno - wtrąciła panna Izabela.
- Alboż ja chcę cię martwić, biedne dziecko! I bez tego czekają cię ciosy, które
ukoić może tylko głęboka wiara. Zapewne wiesz, że ojciec stracił wszystko,
nawet resztę twego posagu ?
- Cóż ja na to poradzę ?
- A jednak ty tylko możesz radzić i powinnaś - mówiła hrabina z naciskiem. -
Marszałek nie jest wprawdzie Adonisem, no - ale... Gdyby nasze obowiązki
były do spełnienia łatwe, nie istniałaby zasługa. Zresztą, mój Boże, któż nam
broni mieć na dnie duszy jakiś ideał, o którym myśl osładza najcięższe chwile ?
Na koniec, mogę cię zapewnić, że położenie pięknej kobiety, mającej starego
męża, nie należy do najgorszych. Wszyscy interesują się nią, mówią o niej,
składają hołdy jej poświęceniu, a znowu stary mąż jest mniej wymagający od
męża w średnim wieku...
- Ach, ciociu...
38
- Tylko bez egzaltacji, Belciu! Nie masz lat szesnastu i na życie musisz patrzeć
serio. Nie można przecie dla jakiejś idiosynkrazji poświęcić bytu ojca, a choćby
Flory i waszej służby. Wreszcie pomyśl, ile ty, przy twym szlachetnym
serduszku, mogłabyś zrobić dobrego rozporządzając znacznym majątkiem.
- Ależ, ciociu, marszałek jest obrzydliwy. Jemu nie żony trzeba, ale niańki, która
by mu ocierała usta.
- Nie upieram się przy marszałku, więc baron...
- Baron jeszcze starszy, farbuje się, różuje i ma jakieś plamy na rękach.
Hrabina podniosła się z kanapy.
- Nie nalegam, moja droga, nie jestem swatką, to należy do pani Meliton.
Zwracam tylko uwagę, że nad ojcem wisi katastrofa.
- Mamy przecie kamienicę.
- Którą sprzedają najdalej po św. Janie, tak że nawet twoja suma spadnie.
- Jak to - dom, który kosztował sto tysięcy, sprzedadzą za sześćdziesiąt ?...
- Bo on niewart więcej, bo ojciec za dużo wydał. Wiem to od budowniczego,
który oglądał go z polecenia Krzeszowskiej.
- Więc w ostateczności mamy serwis... srebra... - wybuchnęła panna Izabela
załamując ręce.
Hrabina ucałowała ją kilkakrotnie.
- Drogie, kochane dziecko - mówiła łkając - że też właśnie ja muszę tak ranić ci
serce!... Słuchaj więc... Ojciec ma jeszcze długi wekslowe, jakieś parę tysięcy
rubli. Otóż te długi... uważasz... te długi ktoś skupił... kilka dni temu, w końcu
marca. Domyślamy się, że to zrobiła Krzeszowska...
- Cóż za nikczemność! - szepnęła panna Izabela. - Ale mniejsza o nią... Na
pokrycie paru tysięcy rubli wystarczy mój serwis i srebra.
- Są one warte bez porównania więcej, ale - kto dziś kupi rzeczy tak kosztowne
?
- W każdym razie spróbuję - mówiła rozgorączkowana panna Izabela. --
Poproszę panią Meliton, ona mi to ułatwi...
- Zastanów się jednak, czy nie szkoda tak pięknych pamiątek.
Panna Izabela roześmiała się.
- Ach, ciociu... Więc mam wahać się pomiędzy sprzedaniem siebie i serwisu ?...
Bo na to, ażeby zabierano nam meble, nigdy nie pozwolę... Ach, ta
Krzeszowska... to wykupywanie weksli... co za ohyda!
- No, może to jeszcze nie ona.
- Więc chyba znalazł się jakiś nowy nieprzyjaciel, gorszy od niej.
- Może to ciotka Honorata - uspokajała ją hrabina - czy ja wiem ? Może chce
dopomóc Tomaszowi, ale zawieszając nad nim groźbę. Lecz bądź zdrowa, moje
kochane dziecię, adieu...
Na tym skończyła się rozmowa w języku polskim, gęsto ozdobionym
francuszczyzną, co robiło go podobnym do ludzkiej twarzy okrytej wysypką.
39
ROZDZIAŁ SZÓSTY:
W JAKI SPOSÓB NOWI LUDZIE UKAZUJĄ SIĘ NAD
STARYMI HORYZONTAMI
Początek kwietnia, jeden z tych miesięcy, które służą za przejście między zimą i
wiosną. Śnieg już zniknął, ale nie ukazała się jeszcze zieloność; drzewa są
czarne, trawniki szare i niebo szare: wygląda jak marmur poprzecinany
srebrnymi i złotawymi nitkami.
Jest około piątej po południu. Panna Izabela siedzi w swoim gabinecie i czyta
najnowszą powieść Zoli : Une page d'amour. Czyta bez uwagi, co chwilę
podnosi oczy, spogląda w okno i półświadomie formułuje sąd, że gałązki drzew
są czarne, a niebo szare. Znowu czyta, spogląda po gabinecie i półświadomie
myśli, że jej meble kryte błękitną materią i jej niebieski szlafroczek mają jakiś
szary odcień i że festony białej firanki są podobne do wielkich sopli śniegu.
Potem zapomina, o czym myślała w tej chwili, i pyta się w duchu: „O czym ja
myślałam?... Ach, prawda, o kweście wielkotygodniowej...” I nagle czuje ochotę
przejechania się karetą, a jednocześnie czuje żal do nieba, że jest takie szare, że
złotawe żyłki na nim są tak wąskie... Dręczy ją jakiś cichy niepokój, jakieś
oczekiwanie, ale nie jest pewna, na co czeka: czy na to, ażeby chmury się
rozdarły, czy na to, ażeby wszedł lokaj i wręczył jej list zapraszający na