-->

Czarne Oceany

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Czarne Oceany, Dukaj Jacek-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Czarne Oceany
Название: Czarne Oceany
Автор: Dukaj Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 174
Читать онлайн

Czarne Oceany читать книгу онлайн

Czarne Oceany - читать бесплатно онлайн , автор Dukaj Jacek

Cho? autor CZARNYCH OCEAN?W o?ywia klasyczne w?tki literatury science fiction, jego powie?? sporo zawdzi?cza no?nej problematyce i stylistyce prozy cyberpunkowej, a wi?c pisarstwa zrodzonego tak z fascynacji najnowsz? technologi?, jak i l?k?w doby informatycznej. Ju? teraz ?yjemy w ?wiecie rz?dzonym przez superkomputery. Co si? stanie, kiedy te popadn? w ob??d? – pyta w swej powie?ci Jacek Dukaj.

W CZARNYCH OCEANACH najbardziej wybredny czytelnik fantastyki znajdzie to, czego zwyk? szuka? i czego nie mo?e zabrakn?? w ksi??kach tego rodzaju: spiski i wojny, eksperymenty naukowe, nad kt?rymi uczeni stracili kontrol?, a tak?e nieko?cz?ce si? spekulacje na temat mo?liwo?ci i kondycji ludzkiego rozumu. W wartk? i efektown? fabu?? Dukaj umiej?tnie w??czy? tre?ci dyskursywne mieszcz?ce si? w polu takich dziedzin, jak polityka, ekonomia i psychologia. CZARNE OCEANY bez w?tpienia nale?? do erudycyjnego nurtu polskiej SF i nawi?zuj? do najlepszych tradycji tego gatunku, z tw?rczo?ci? Stanis?awa Lema na czele.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 53 54 55 56 57 58 59 60 61 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Co dalej? Prędzej czy później ich znajdą, to nie ulega wątpliwości. Pytanie jednak: jak zareaguje wówczas Marina i ten Cień? Marina się praktycznie sypała, mogła postąpić tak, mogła postąpić na odwrót – znowu stała pomiędzy atraktorami. Cień natomiast – o nim Nicholas nie wiedział nic prócz tego, że Marina wołała nań Vittono, i że ów Vittorio zdawał się istotnie dbać o jej bezpieczeństwo i w pewnym zakresie słuchać się jej. W każdym razie przynajmniej na tyle, by nie odpalić wówczas Trupodzierżcy w mózg Hunta. Lecz jak już przyjdzie co do czego – czy nie zrewiduje swej decyzji? Nicholas to tylko dodatkowa komplikacja, zawirowanie w planie. Być może bowiem było tak, że Chigueza (lub ktoś inny z Langoliana) dała znać Marinie i poradziła jej zniknąć. Być może Langolianiści już na nich tam czekają – gdzieś u celu tej podróży. Jak zareagują na obecność Hunta? Drugie pytanie było wszakże inne: jaką wersję puszczą ludzie FBI i jak zareaguje Waszyngton? Tu nawet nie o to idzie, czy będą jakieś dowody i co wykaże śledztwo Biura. Chodzi o to, że jeśli nazwisko Hunta pojawi się w jednym zdaniu wraz ze słowami takimi jak „porwanie", „przeciek", „morderstwo", „Langolian", „korupcja", „podejrzane", „niejasne", „niewyjaśnione" i im podobnymi wystarczająco często, by trwale sprząc te memy – to równie dobrze mógłby sobie od razu łyknąć kevorkiankę: nigdy nie wróci do Prawdziwego Życia.

Na razie pocieszał się tym, że wciąż ma włączony skan A-V. Jeśli jurdy ich dopadną wystarczająco szybko i jeśli przeprowadzą akcję wystarczająco sprawnie (czy wiedzą, że za przeciwnika mają eks-Cienia?), zapis skanu może stanowić dowód całkowicie oczyszczający go z zarzutów. Ba, lecz to są dwa Jeśli", a jest i trzecie Jeśli". Jeśli mianowicie Vittorio pójdzie po rozum do głowy i spuści na Hunta kolejny taki ofensprogram, tym razem dla całkowitego shutdownu i resetu jego wszczepki… Wówczas krewa. A nie da się ukryć, to jest najbardziej prawdopodobny scenariusz.

W ogóle ów Cień mocno komplikował sytuację. Skąd, licha, Marina go wytrzasnęła? „Najęłam go", dobre sobie! Myślałby kto, bezrobotni Cienie wystają tuzinami na ulicach poza NEti. Gdyby nie Vittorio… Gdyby nie był, tym kim był… Hunt zdołałby dopaść klingera (pistolet nie mo że być schowany specjalnie głęboko, torby zostały spakowane już wcześniej, zapewne jest w którejś bocznej kieszeni, najlepiej byłoby wpierw obmacać je nogą) i zastrzelić oboje.

Posiadał w pamięci Tuluzy Rangera: aplikację do edytorów ruchu systemu Nobis (a Baryshnikov był kompatybilny), która obsługiwała broń ręczną. Zdążyłby więc klingera wyjąć, odbezpieczyć, wycelować, trafić Vittoria, wycelować, trafić Vassone. Prawdopodobnie. No, ale Cień -mój Boże, gdyby trafił z tej pukawki Cienia, nawet prosto w serce, nawet prosto w oko, ten tylko by się wściekł i zatłukłby Nicholasa wyrwanym mu wraz z palcami pistoletem.

Co Hunt wiedział o Cieniach: niewiele, ale wystarczająco dużo, by nie traktować tej wizji jedynie jako histerycznej fantazji. Nanocyborgizować ochotników z oddziałów specjalnych zaczęto już jakąś dekadę temu. (Zresztą współczesne siły zbrojne składały się praktycznie wyłącznie z infoekonomistów, techników sprzętu oraz członków oddziałów specjalnych). Na ile się Hunt orientował, większość badań z ostatnich lat projektu Most dotyczyła właśnie kompleksowych przeobrażeń Homo sapiens za pomocą N-technologii i RNAdycji. Pieniądze szły z Departamentu Obrony via DARPA i, znacznie słabszym strumieniem, z Departamentu Zdrowia. Żołnierze jednostek specjalnych już wcześniej sprawiali wrażenie przedstawicieli wyspecjalizowanego podgatunku, a to chociażby z uwagi na bardzo podwyższoną poprzeczkę profilu ich DNAM – do tego stopnia, że zaczęło się mówić o konkretnym genotypie żołnierskim. Teraz doszły jeszcze do tego postępujące RNAdycje (uodporniające na coraz zjadliwsze wersje broni B i C, optymalizujące fizjologię i podnoszące progi wydolnościowe) oraz nanocyborgizacje na poziomie komórkowym. Oczywiście, jak cały projekt Most, zaczęło się to od wszczepek i przyłączy neuronalnych. Ale wdrożeń tajnych nie hamowały bariery prawne, sztuczne ograniczenia konwencji, i rychło pojawiły się w mediach relacje o chińskich Cieniach. Wyszło wtedy na jaw, że i my nie zasypialiśmy gruszek w popiele. Wkrótce pierwsi Cienie zaczęli opuszczać szeregi armii, gdy kończyły się im kontrakty, i ich nadludzkie zdolności szeroko rozreklamowali ich nowi pracodawcy, głównie korporacje jurydyczne, werbujące Cieni do swych prywatnych policji. To bez wątpienia robiło wrażenie na usługobiorcach jurydykatorów – „żadna państwowa policja nie zapewni ci takiego bezpieczeństwa, jak ochroniarze-Cienie twojej korporacji!" (Państwowych policji nie było stać na zatrudnienie Cieni)- Z jednej strony – Nicholas zdawał sobie sprawę, że dziewięćdziesiąt procent tej komiksowej aury niezwyciężoności to dęta reklama, bez żadnego pokrycia w faktach. Z drugiej zaś – on akurat wiedział, że szczegóły takie jak przymusowe okresowe badania psychiatryczne Cieni albo fakt, że nie noszą oni kombinezonów kulo-chłonnych, są prawdziwe. Widział kiedyś wersję 2D zmontowanych zapisów skanów A-V z jednej z akcji antyterrorystycznego oddziału Cieni – jeszcze w Prawdziwym Życiu – i faktycznie zrobiło to na nim piorunujące wrażenie. Całość była wariantowo preedytowana i od wejścia aż do potrójnego clear trwała niecałą sekundę. Film puszczali w dziesięciokrotnym zwolnieniu, żeby się można było w ogóle zorientować, co tam się właściwie stało. Hunt miał te obrazy w pamięci i musiałby być daleko bardziej zdesperowany, by sięgać w obecności Cienia po broń. Prawdę rzekłszy, nie wyobrażał sobie aż takiego stopnia desperacji.

Tak więc jechał przez nocny Nowy Jork tym minivanem o ciemno zablankowanych oknach, z roztrzęsioną Mariną Vassone w objęciach, milczącym i nieruchomym Vittoriem na dwa wyciągnięcia ręki, pistoletem zamachowca schowanym gdzieś w bagażu pod fotelami – jechał ku nieznanemu i jedyne, co mu pozostawało, to jałowe, bezsłowne rozmowy z szyderczo uśmiechniętym Lucyferem. Wywołał wizualizację menadżera wszczepki, bo chciał zdobyć jakieś pobieżne interpretacje prawne sytuacji, w jakiej się znalazł. Miał przecież w pamięci chyba całe ustawodawstwo wraz z toną precedensów.

– Co mi grozi? – pytał diabła w OVR.

Lucyfer pochylał się ku niemu konfidencjonalnie, zgarbiony na przeciwległym siedzeniu, jakby tamci – Cień, Marina – rzeczywiście mogli podsłuchać ich dialog.

– Współudział w morderstwie i kilkunastu mniej i bardziej poważnych pogwałceniach NEti. Ale ze wszystkiego powinni pana wyciągnąć prawnicy pańskiego jurydykatora, skończy się na układzie, może i tego nie będzie trzeba.

– Jakie mam szansę na całkowite wyłączenie ze sprawy.

– Na ile mogę to ocenić – żadne.

– Cholera ciężka.

– Niestety, sir.

– Więc co radzisz?

Lucyfer podrapał się pazurem w lewą brew.

– Nie znam całości sytuacji. Dobrze byłoby dać się nieco sponiewierać pod NEti.

– Tyle to ja sam wiem. Pytam się, co zrobić z Vassone i Langolianem.

– Niestety, nie mogę panu pomóc.

– A możesz się przebić przez tę watę na łączności?

– Próbuję bez przerwy, sir.

– Ale co on właściwie zrobił? Toż nawet Hedge prosił mnie o zdjęcie zabezpieczeń! A ten tu wszedł jak w masło. Znał kody? Skąd?

– Nie wiem, sir. To niemożliwe, takie łamacze nawet teoretycznie nie mają prawa istnieć.

– Cóż, wyciągnij mi tego snajperskiego Nobisa i przeprofiluj Baryshnikova. Chcę mieć z Cieniem przynajmniej cień szansy, hę, hę, hę, jak się nadarzy jakaś okazja do ucieczki.

– Zalecam ostrożność, sir.

– Nie gadaj – parsknął Hunt. – I tak bardziej już mnie nie przestraszysz. Ale coś zrobić muszę: im dłużej to będzie trwało, tym większe prawdopodobieństwo, że wyląduję w tej samej szufladce co Vassone.

– Proponowałbym zabić doktor Vassone, sir. Cień straci wówczas pracodawcę, a cała ucieczka sens. Post factum nie będzie już miał powodu wyrządzić panu krzywdy, sir, pogorszyłby tylko swoją sytuację. Takie zabójstwo prawnicy powinni bez większego trudu podciągnąć pod samoobronę. Bo przecież jasne jest, że przeciwko Cieniowi nie ma pan szans. Oczywiście radziłbym się na razie powstrzymać, dopóki otwarte są jeszcze inne opcje. Ale te w mojej ocenie jest i tak mniej niebezpieczne niż próba wymknięcia się Cieniowi. Z drugiej strony nie należy też za bardzo zwlekać, ponieważ on w każdej chwili może ponownie się włamać i całkowicie wyłączyć pańską wszczepkę, a wtedy pan sobie chyba nie poradzi.

Nicholas pogroził Lucyferowi palcem. Zorientowawszy się, że wykonał ten gest poza OVR, opuścił rękę.

– Czy ty się przypadkiem za bardzo nie przejmujesz tym całym Necropolis? Może powinienem zmienić MUI, na przykład na Cartoon?

– Charakter wizualizacji nie ma wpływu na pracę programów eksperckich, sir – obruszył się diabeł.

– Brakuje ci software'u do obróbki psyche, Lucek. On by mi skręcił kark w odruchu czystej zemsty.

– Odruchy Cieni, sir, to nie jest to, co pan rozumie pod tym słowem.

– Wolę się nie przekonywać na własnej skórze. No nic, próbuj dalej się przebić i jak tylko ci się uda, ślij pigułę alarmową. Ściągnij też newsy, przydałoby się wywiedzieć, czy jeszcze mnie nie pogrzebali. Otwórz sobie plany miasta, może zdołam coś zobaczyć, to dowiem się, dokąd my jedziemy.

– Tak jest, sir.

Diabeł zasalutował do prawego rogu. Hunt skinął nań szóstym palcem i czart zniknął w obłoku siarkowodoru. Smród jeszcze długo unosił się we wnętrzu wozu. Wredna aplikacja.

Nicholas spostrzegł, że tymczasem Marina zasnęła w jego ramionach. Ponieważ Vittorio wciąż nie zdradzał żadnych objawów pozaortowirtualnej świadomości, Hunt pozostawał w tym minivanie jedynym w pełni przytomnym człowiekiem. A jednak czuł na sobie obcy wzrok – Ottona? czyj w takim razie? – i skoro raz pomyślał, nie potrafił już przestać: obejmuję ją, dotykam, ciało styka się z ciałem, nieprzyzwoitość formy uniemożliwia rozluźnienie mięsni, jakże tak, po co ja w ogóle wtargnąłem w jej prywatność, teraz jak nagi, teraz jak upokorzony, Baryshnikov trzyma twarz, ale to już nie ma znaczenia, bo pozwalając śpiącej Marinie odbić się w moim ciele rewersem swej bezradności, wulgarnie upubliczniam formy ukryte, ktoś patrzy, ktoś widzi – ordynarny ekshibicjonizm ciała i duszy.

1 ... 53 54 55 56 57 58 59 60 61 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название