Chor zapomnianych glosow
Chor zapomnianych glosow читать книгу онлайн
Okr?t badawczy „Accipiter” przemierza bezkres kosmicznej pr??ni, a jego za?oga pogr??ona jest w g??bokiej kriostazie. Nieliczni ?wiadomi s? dramatu, kt?ry rozgrywa si? na pok?adzie.
Astrochemik H?kon Lindberg budzi si? przedwcze?nie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich cz?onk?w za?ogi.
Pr?cz niego rze? przetrwa? tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.
Czy to on jest odpowiedzialny za fiasko misji? A mo?e stoi za tym jaka? niewypowiedziana si?a? Obca cywilizacja? Nieokre?lony byt? Ludzko?? podr??uje mi?dzy gwiazdami, odkrywa miriady ?wiat?w, ale nigdy nie napotka?a ?adnych oznak ?ycia.
Ch?r zapomnianych g?os?w to SF z tempem w?a?ciwym powie?ciom sensacyjnym, intryg? i?cie kryminaln? i klimatem rodem z horror?w. Zako?czenie powinno zaskoczy? nawet najbardziej przewiduj?cego czytelnika.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Doceniam, że mnie pan wytypował – odezwał się Lindberg, gdy rozległ się metaliczny chrzęst świadczący o tym, że statki się połączyły.
– Nagroda za dzielenie się wiedzą z załogą.
Håkon mógłby przysiąc, że dostrzegł przelotny uśmiech na twarzy dowódcy. Trójka załogantów weszła do kołnierza, po czym przedostała się na pokład Hawkinga.
Oświetlenie nie działało. Przez iluminatory na pokład wpadało słabe światło czerwonego karła, odbijane od innych ciał niebieskich. Trójka ludzi włączyła oświetlenie skafandrów, natychmiast rozganiając mrok. Snopy świateł ukazały widok dobrze znany Lindbergowi.
Dayan cofnęła się o krok.
– Déjà vu – powiedział Håkon. – Dokładnie to samo widziałem na Accipiterze. Tyle że tam… było więcej tkanek.
Reddington pochylił się nad pierwszym rozpłatanym szkieletem. Nieszczęsny załogant leżał na plecach i miał otwartą klatkę piersiową – rzeczywiście sprawiało to wrażenie, jakby dopadł go drapieżnik. Wysokie temperatury na Hawkingu sprawiły, że skóra, mięśnie i organy wewnętrzne zostały wypalone. Patrzyli na niemal całkowicie zasuszony szkielet.
– Dayan – odezwał się Jeffrey.
Yael potrząsnęła głową i podeszła do szczątków. Czuła się, jakby wróciła na studia i kazano jej laserem kroić zwierzęta na stole sekcyjnym. Teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej pożałowała decyzji, by kontynuować misję Ara Maxima na Kennedym.
– Próżnia zakonserwowała kościec – odezwała się.
– Tyle sam widzę – odparł Reddington. – Chce znać przyczynę śmierci.
– Jego? – zapytała Dayan, patrząc na połamane kości.
– Tak.
– Wydaje się dość oczywista…
– Niewystarczająco – zaoponował pułkownik. – Chcę wiedzieć dokładnie, co się stało. Jaki rodzaj broni został użyty, w jakiej kolejności zostały zadane rany, czy kiedy dokładnie nastąpił zgon. Możesz to stwierdzić?
– Tak, o ile zabierzemy go na Accipitera.
– Może wybierzmy innego kandydata – wtrącił Håkon.
Dowódca spiorunował go wzrokiem.
– Mam na myśli, że gdzieś tam może być kościotrup w lepszym stanie – dodał Skandynaw, oświetlając korytarz. – A jeśli nie, i tak będziemy tędy wracać.
Reddington niemal niezauważalnie skinął głową, po czym bez słowa ruszył w głąb okrętu. Dwójka załogantów szybko poszła w ślad za nim. Mijali niezliczone, piętrzące się na sobie ludzkie szczątki. Wszystkie były pociemniałe, niektóre spękały ze starości i z powodu wysokiej temperatury. Håkon mimowolnie toczył wzrokiem po opadłych żuchwach, sprawiających makabryczne wrażenie.
– Wygląda na to, że ten rozpłatany na początku był najlepszym kandydatem – przyznał Lindberg.
Odpowiedziało mu milczenie. Pomyślał, że wolałby być tu z Alhassanem. Jakkolwiek działał mu na nerwy, perorował bez ustanku, więc stanowiłby znacznie lepsze towarzystwo od tych mruków.
– Jeśli Gideon ma rację i chodzi o jakiś rodzaj elektronicznej infekcji, to pozostaje jeden szkopuł, który nie pasuje do reszty – dodał Håkon, licząc, że kompani podejmą temat.
Reddington obrócił się przez ramię i zerknął na niego. Skandynaw uznał, że na więcej nie może liczyć.
– Rah’ma’dul – powiedział.
Poczuł się nieswojo, a po minie lekarki wniósł, że ona także.
– Załóżmy, że to wirus zmienił trajektorie lotu statków i sprawił, że znaleźliśmy w Kasjopei – ciągnął dalej astrochemik. – Ale co z tym słowem? Dlaczego pojawiło się w przekazie i rozbrzmiało na pokładzie Accipitera?
– Jeśli ktoś uzyskał dostęp do systemów statku, mógł skorzystać z głośników.
– Tak, ale w jakim celu? – zapytał Håkon. – To nie ma sensu.
– Próba kontaktu? – podsunęła Yael, ale szybko zmitygowała się, że było to pierwsze, o czym pomyślał rozmówca.
– Nie wyrzyna się najpierw całej załogi, żeby potem podjąć próbę kontaktu. To bez sensu.
– Być może to okrzyk wojenny – rzucił oschle Jeffrey. – Zresztą nieistotne.
– Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie, pułkowniku.
Nie odpowiadając, Reddington otworzył właz prowadzący na mostek. Gdy weszli do środka, zobaczyli jedynie proch. Kości się spopieliły, pokrywając szarością wszystkie panele i pulpity.
– Na Boga… – powiedziała słabo Dayan. – Co tu się stało?
– Warstwa ochronna na kadłubie dziobowym musiała zostać uszkodzona – zauważył Skandynaw.
– Mostek musiał nagrzać się do niemal dziewięciuset kelwinów, żeby kości…
– Mniejsza z tym – uciął dowódca, wskazując na jeden z pulpitów.
Podeszli do stanowiska głównego mechanika, po czym przetarli konsolę i spróbowali uruchomić komputer pokładowy. Zaskoczył, choć z opóźnieniem.
Jeffrey pochylił się nad wyświetlaczem i podpiął kabel ze swojego skafandra. Po chwili jego kask zadziałał jak HUD tego stanowiska.
– Co pan widzi? – zapytał Håkon.
– Niewiele. Większość systemów nie działa.
Popróbował jeszcze przez chwilę, a potem zaklął pod nosem i odłączył kabel.
– Dayan – odezwał się. – Podepnij skafander. Są jakieś odczyty biologiczne, ale nie umiem ich rozszyfrować. Automatyczna interpretacja nie działa.
– Tak jest.
Podczas gdy lekarka przypinała kabel do portu za kaskiem, Lindberg przeczesywał wzrokiem mostek. Kilka paneli wyglądało, jakby wybuchło siedzącym za nimi ludziom prosto w twarz – najwyraźniej one również nie wytrzymały temperatury.
– Wszystko wskazuje na to, że nie dowiemy się, co robili na orbicie tej planety – odezwał się.
– Mhm – mruknął dowódca.
– A siła grawitacji? – zapytał astrochemik. – Nie mogła ściągnąć ich tu z obrzeży systemu?
– Nie.
– W takim razie musieli przeżyć wyjście z hibernacji. I najwyraźniej próbowali dostać się na powierzchnię.
– Najwyraźniej.
– Może zorientowali się, tak jak my, że problem leży w samym statku?
– Być może.
Håkon pokręcił głową, ale nie zdążył wyrazić dezaprobaty, gdyż rozległ się dźwięk komunikatora dowódcy. Reddington przesunął dłonią przed hełmem i z jego głośnika natychmiast dobiegło wycie awaryjnych systemów Accipitera.
Jeffrey otworzył usta, ale pierwszy oficer już spieszył z wyjaśnieniem.
– Panie pułkowniku, mamy kontakt. Obcy statek właśnie wszedł do systemu z przeciwnej strony. Zmierza wprost ku Drake-Omikron.
Håkon poczuł ciarki na całym ciele. Panicznie zaczerpnął tchu, patrząc na Reddingtona w poszukiwaniu spokoju i opanowania. Dowódca jednak sprawiał wrażenie, jakby nadepnął na minę.
– Pułkowniku?
– Zaraz… już, wracamy na pokład. Spróbujcie nawiązać kontakt.
– Tak jest – odparł z przejęciem Jaccard.
Dwaj mężczyźni ruszyli w kierunku śluzy, lecz lekarka nadal stała przy panelu. Uzmysłowiwszy to sobie, Håkon zatrzymał się w progu i obrócił przez ramię.
– Yael? – zapytał. – Musimy się stąd wynosić.
Nigdy nie zapomniał tego, co wówczas zobaczył.
Dayan powoli się obróciła. Jej białka i tęczówki zanikły, w oczach miała jedynie bezbrzeżną czerń. Usta rozchyliły się, a potem wykrzywiły w nienaturalnym grymasie. Głowa opadła na bok, a po policzku pociekła jej ślina, skapując na osłonę hełmu.
Zrobiła krok w kierunku przerażonych załogantów. Żaden nie potrafił dobyć głosu.
Usta Yael wykrzywiły się jeszcze bardziej, obnażając zęby i dziąsła. Håkon pomyślał, że obserwuje makabryczny uśmiech, posłany jako wiadomość wprost z najgłębszych czeluści piekieł.
Naraz oczy Dayan rozjaśniły się. Mięśnie na jej twarzy jakby się rozluźniły.
Spojrzała na Lindberga i powoli na jej oblicze wstąpił strach. Zaraz potem przerodził się w okrutne, bolesne przerażenie.
– Mój Boże… – powiedziała tylko.
Uniosła wzrok, jakby starała się spojrzeć na brwi, a potem jej ciało nagle zwiotczało. Reddington i Håkon natychmiast do niej doskoczyli, ale nie zdążyli jej złapać.
Dayan runęła na ziemię. Czerwone kontrolki na jej skafandrze krzyczały, że ustały funkcje życiowe.
– Kurwa! – krzyknął Lindberg. – Zrób coś!
Jeffrey trwał w bezruchu, nie odzywając się. Skandynaw złapał lekarkę za ramię i na próżno nią potrząsnął.