-->

Chor zapomnianych glosow

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Chor zapomnianych glosow, Mr?z Remigiusz-- . Жанр: Космическая фантастика / Научная фантастика / Постапокалипсис. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Chor zapomnianych glosow
Название: Chor zapomnianych glosow
Автор: Mr?z Remigiusz
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 252
Читать онлайн

Chor zapomnianych glosow читать книгу онлайн

Chor zapomnianych glosow - читать бесплатно онлайн , автор Mr?z Remigiusz

Okr?t badawczy „Accipiter” przemierza bezkres kosmicznej pr??ni, a jego za?oga pogr??ona jest w g??bokiej kriostazie. Nieliczni ?wiadomi s? dramatu, kt?ry rozgrywa si? na pok?adzie.

Astrochemik H?kon Lindberg budzi si? przedwcze?nie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich cz?onk?w za?ogi.

Pr?cz niego rze? przetrwa? tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.

Czy to on jest odpowiedzialny za fiasko misji? A mo?e stoi za tym jaka? niewypowiedziana si?a? Obca cywilizacja? Nieokre?lony byt? Ludzko?? podr??uje mi?dzy gwiazdami, odkrywa miriady ?wiat?w, ale nigdy nie napotka?a ?adnych oznak ?ycia.

Ch?r zapomnianych g?os?w to SF z tempem w?a?ciwym powie?ciom sensacyjnym, intryg? i?cie kryminaln? i klimatem rodem z horror?w. Zako?czenie powinno zaskoczy? nawet najbardziej przewiduj?cego czytelnika.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Sami trafimy. W końcu to nasze cztery kąty.

– Myli się pan – wtrącił Jaccard. – Te cztery kąty należą do armii.

– Nie ma potrzeby się unosić – odparł Skandynaw, po czym wraz ze swoim towarzyszem opuścili mostek. Przeszli do pomieszczenia, gdzie mieli po raz kolejny poddać się diapauzie. Ku ich niewypowiedzianemu zaskoczeniu, zastali tam człowieka, który łudząco przypominał Hemingwaya.

Jeffrey Reddington podniósł wzrok znad konsoli, zdziwiony ich obecnością.

– Do diapauzy pozostały jeszcze dwie godziny.

Obaj milczeli, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Ton tego człowieka był tak chłodny, że wydawało im się, jakby w pomieszczeniu temperatura obniżyła się o kilka stopni.

Pułkownik przez chwilę badawczo na nich patrzył, po czym pochylił się nad jedną z komór i kontynuował pracę. Håkon wyciągnął szyję i starał się dojrzeć, co robi brodaty mężczyzna.

– Dlaczego tak się panu spieszy? – odezwał się Dija Udin.

Hemingway powoli się wyprostował i obrócił.

– Ponieważ Accipiter nie był wyjątkiem – odparł wprost.

Znów pochylił się nad komorą.

– Inne statki też to spotkało? – palnął Håkon.

– ISS Seul stracił całą załogę. Dryfuje teraz gdzieś w konstelacji Krzyża Południa.

– Jak to?

Pułkownik milczał, na powrót zajmując się swoimi sprawami. Lindberg uznał, że na przesadnie głupie pytania ten człowiek zapewne nie odpowiada.

– Nikogo nie wysłano na pomoc?

– Nie.

– Dlaczego?

– Nie wiem.

– Może czekali, aż Kennedy zbada naszą sytuację, by nie ryzykować z dwoma jednostkami?

– Być może.

Håkon spojrzał na Alhassana, który przysiadł na jednej z komór.

– Obawia się pan, że to… cokolwiek to było, wróci? – zapytał Lindberg.

– Nie obawiam się.

– Ale przypuszcza pan, że tak się stanie.

– Być może.

Skandynaw stwierdził, że nie ma co kopać się z koniem. Dowódca najwyraźniej nie był rozmownym typem, choć summa summarum Håkon otrzymał najważniejszą informację – najeźdźca opuścił pokład Accipitera, by polować dalej. Z jakiegoś powodu oszczędził jego oraz Alhassana… i była to niepokojąca konkluzja.

– Panie pułkowniku – wtrącił Dija Udin. – Normalnie jestem pierwszy do bitki, ale w tej sytuacji wypadałoby…

– Nie mów mi, co wypada, a czego nie.

– Tak jest.

Reddington odwrócił się i spojrzał w oczy Alhassanowi.

– Jakie jest twoje największe zmartwienie, sierżancie? – zapytał. – To, czy dobrze wykonasz rozkaz? Czy nie popełnisz błędu wprowadzając koordynaty do systemu? Nie masz pojęcia, co znaczy prawdziwa odpowiedzialność. Wydaje ci się, że ryzykuję życie załogi przez lekkomyślne posunięcie?

Wyciągnął papierosa z kieszeni, a potem podpalił. Rozmówcy nie odzywali się, patrząc na unoszący się dym.

– To wszystko was przerasta – odezwał się Jeffrey. – Dlatego w armii muszą być ludzie tacy, jak ja. Ludzie, którzy podejmą trudne decyzje, gdy tego wymaga sytuacja. Którzy wezmą na swoje barki cały ciężar.

– Misja jest najważniejsza, co? – burknął Lindberg i pożałował tej uwagi, gdy tylko Reddington wpił w niego wzrok.

– Tak – odparł dowódca, a potem skierował się ku wyjściu.

Gdy zostawił ich samych, ostatni ocalali z załogi Accipitera długo milczeli. Żaden nie sądził, by to wszystko miało dobrze się skończyć.

Chwilę potem zjawił się główny mechanik, a półtorej godziny po nim reszta załogi. Wszyscy prócz pułkownika, ułożyli się w kriokomorach, a Jaccard uważnie doglądał procedur.

W końcu stanął nad kapsułą Håkona.

– Do zobaczenia za pół wieku, astrochemiku – powiedział.

– Jakoś w to wątpię – odparł Lindberg. – Mam wrażenie, że zmierzamy w bardzo nieciekawym kierunku.

– Obyś się mylił – odparł Jaccard, a potem zasunął kopułę.

7

Nozomi obudziła się z okropną migreną i wrażeniem, jakby skronie miały jej eksplodować. Usłyszała przeciągłe, niemal zwierzęce wycie, kiedy szyba kriokomory się odsunęła. Gdy radiooperatorka się podniosła, poczuła w ustach metaliczny posmak. Spojrzała w dół i zobaczyła krew skapującą na biały uniform.

Ból rozchodził się do oczodołów, jakby dotykał zakończeń nerwów. Ellyse z trudem starała się dojrzeć coś przez blask zalewający pomieszczenie. Że też nikt nie pomyślał o tym, by stopniowo zwiększać natężenie światła.

Ryk trwał nadal, jakby obdzierano kogoś żywcem ze skóry.

Wyszedłszy z kapsuły, ujrzała Jesúsa Barragána leżącego na podłodze w nienaturalnej pozie. Krew wylewała się z uszu i nosa, oczy miał wybałuszone. Otwarte usta zastygły w wyrazie przedśmiertnego przerażenia.

Złapała się za skronie i skrzywiła. Nieludzkie wycie potęgowało ból.

Na wpół świadoma, Nozomi omiotła wzrokiem pobojowisko i przekonała się, że kriogeniczny sen przetrwało tylko kilka osób. Większość leżała obok kriokomór, w pozach podobnych do tej, którą przyjęło ciało Barragána. Ellyse machinalnie ruszyła w kierunku kapsuły dowódcy.

Krzyk nagle się urwał.

– Już w porządku, Ellyse – usłyszała głos Reddingtona. Podniosła wzrok i zobaczyła jego biała brodę. Skinęła mu głową, a on otarł jej krew spod nosa. – Już po wszystkim – dodał. – Jesteśmy na miejscu.

– Chyba inaczej rozumiemy to pojęcie – dał się słyszeć głos Håkona.

Nozomi spojrzała w bok i ujrzała astrochemika przy jednym z paneli. Wyświetlał układ planetarny, w którym się znaleźli.

Przed startem Ellyse poświęciła trochę czasu na poznanie Krauss-deGrasse-7. To miejsce w niczym nie przypominało punktu docelowego podróży.

– Gdzie my jesteśmy? – odezwała się słabo.

Nikt nie odpowiedział, gdyż naraz wszystkie światła zmieniły kolor na czerwony. Rozległ się przeciągły ryk, tym razem z głośników, a oświetlenie zaczęło mrugać. Ocalali rozejrzeli się po pomieszczeniu, zupełnie zdezorientowani. Gdy rozległy się pierwsze pytania, Loïc Jaccard dopadł do najbliższego pulpitu.

– Mamy kontakt na rufie – powiedział.

– Co takiego? – wyrwało się Reddingtonowi.

– Obcy statek – dodał pierwszy oficer.

– Nie jeden statek – poprawił go Dija Udin, opierający się o inny panel. – Drugi znajduje się na orbicie jednej z planet.

Wszyscy zamilkli.

Ellyse podniosła wzrok na zegar pokładowy. Pokazywał, że spędzili w diapauzie ponad sto pięćdziesiąt lat.

8

Słaniając się na nogach, dotarli na mostek. Zostawili za sobą towarzyszy, którzy nie przeżyli procedury wybudzania. Jeszcze będzie czas, by ich opłakiwać i urządzić im godne pożegnanie. Lindberg nie mógł odpędzić od siebie myśli, że trzeba uznać ich za szczęśliwców.

Serce waliło mu jak młotem, gdy zasiadł przy pierwszym z brzegu pulpicie. Musiał przyznać, że zniósł diapauzę lepiej od innych. Ellyse obficie krwawiła z nosa, Hemingway wyglądał, jakby miał zemdleć, Jaccard był blady jak ściana, a Channary chwiała się na nogach. Yael Dayan, lekarka, wodziła mętnym wzrokiem po mostku. Główny mechanik, Gideon Hallford, puścił pawia jeszcze na korytarzu.

Naraz Håkon uzmysłowił sobie, że równie dobrze zniósł tę przygodę Alhassan. Ten właśnie siadał na miejscu nawigatora. Wyglądał rześko, jakby dopiero co wyszedł spod chłodnego prysznica.

– Sprawdźcie mi ten bliższy statek – odezwał się Jeffrey, siadając na swoim miejscu. Na fotel tuż obok ciężko opadł pierwszy oficer. Otarł zimny pot z czoła, po czym zaczął przypatrywać się odczytom sensorów.

Ktoś wyłączył uporczywie wyjący alarm. Światła zmieniły kolor na bladopomarańczowy i przestały mrugać.

– Panie pułkowniku – odezwał się niepewnie Dija Udin. – Wedle systemu…

– No? – ponaglił go Loïc, podnosząc wzrok.

– Jednostka nadaje sygnał ISS Kennedy’ego.

– Co to za bzdury? – zapytał Reddington, zrywając się z fotela. Chwiejnie podszedł do nawigatora, pochylił się nad nim, a potem spojrzał na poprawnie zweryfikowany kod. Wszyscy zwrócili wzrok na główny ekran.

Jaccard natychmiast wyświetlił widok z obiektywu rufowego.

1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название