Chor zapomnianych glosow
Chor zapomnianych glosow читать книгу онлайн
Okr?t badawczy „Accipiter” przemierza bezkres kosmicznej pr??ni, a jego za?oga pogr??ona jest w g??bokiej kriostazie. Nieliczni ?wiadomi s? dramatu, kt?ry rozgrywa si? na pok?adzie.
Astrochemik H?kon Lindberg budzi si? przedwcze?nie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich cz?onk?w za?ogi.
Pr?cz niego rze? przetrwa? tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.
Czy to on jest odpowiedzialny za fiasko misji? A mo?e stoi za tym jaka? niewypowiedziana si?a? Obca cywilizacja? Nieokre?lony byt? Ludzko?? podr??uje mi?dzy gwiazdami, odkrywa miriady ?wiat?w, ale nigdy nie napotka?a ?adnych oznak ?ycia.
Ch?r zapomnianych g?os?w to SF z tempem w?a?ciwym powie?ciom sensacyjnym, intryg? i?cie kryminaln? i klimatem rodem z horror?w. Zako?czenie powinno zaskoczy? nawet najbardziej przewiduj?cego czytelnika.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Decyzja nie należała do nas, panie Lindberg – uciął pierwszy oficer Kennedy’ego. – Poza tym czas działał na naszą niekorzyść.
Loïc umilkł, czekając aż lekarka przeanalizuje naprędce wyniki badań. Gdy tylko podłączyła fiołki do datapada, natychmiast pojawiły się na nim wykresy. Yael mruknęła pod nosem, co zaniepokoiło załogantów Accipitera.
– Coś nie tak? – zapytał Dija Udin.
– Dawno wybudziliście się z diapauzy?
Popatrzyli po sobie, wzruszając ramionami.
– Minął może kwadrans – odezwał się Håkon. – Dlaczego pani pyta?
– Odczyty świadczą, że nie znajdowaliście się w kriostazie.
Na dźwięk tych słów wszyscy z Kennedy’ego dali krok w tył, a dwójka załogantów znajdujących się przy panelach natychmiast sięgnęła po broń.
– Zaraz, zaraz, spokojnie – zaapelował Alhassan. – My…
– Na pewno da się to jakoś wytłumaczyć – dodał Lindberg.
Wpili wzrok w dowódcę, ale ten najwyraźniej nie miał zamiaru dawać im kredytu zaufania.
– Zabrać ich na do komory izolacyjnej – powiedział, wyciągając służbową berettę.
– Ale moment…
– Po to przelecieliście tyle parseków…
– Cisza – polecił Jaccard. – Procedura to procedura. Odczyty zaniepokoiły oficera medycznego, a ja nie mam zamiaru ryzykować. A teraz w drogę. To rozkaz, sierżancie.
Alhassan niechętnie skinął głową i ruszył do śluzy.
– A panu sugeruję dobitnie, by na moment wcielił się pan w żołnierza i pomaszerował grzecznie za swoim towarzyszem.
– W porządku – burknął Håkon. – Nie ma potrzeby wyciągać broni. Przecież czekaliśmy na was jak na wybawców, a nie najeźdźców.
Jaccard polecił Channary Sang, by stawiła się na pokładzie dowódczym Accipitera. Chwilę później szefowa ochrony wraz z lekarką odeskortowały gospodarzy do komory izolacyjnej, a Loïc wypuścił ze świstem powietrze, jakby właśnie zrzucił ciężar z barków.
– Siadaj do swojego stanowiska, Ellyse.
– Tak jest.
– Chcę wiedzieć, czy wszystkie systemy komunikacyjne działają. Musimy zgłosić Ziemi, że jesteśmy na miejscu i mamy pewien problem.
– Obawiam się, panie majorze, że „problem” to wielkie niedomówienie.
3
Astrochemik i nawigator zostali wtrąceni do niewielkiego owalnego pomieszczenia, które w miejscu włazu wejściowego miało rozsuwane, przezroczyste odrzwia. Gdy się zasunęły, lekarka zaczęła majstrować przy maszynerii leczniczej, a druga z kobiet schowała broń i popatrywała na nich spode łba.
– Ale babochłop – odezwał się Dija Udin.
– Mówicie do porucznika, sierżancie – odparła Channary.
– Ach, tak. To przepraszam – odparł, po czym zniżył głos i zwrócił się do przyjaciela. – To jedna z tych, co zajeżdżą cię na śmierć, waląc przy tym po pysku.
Håkon spojrzał na niego unosząc brwi.
– Wiem, co mówię – zapewnił Alhassan. – Znam takie jak ona.
– Niespecjalnie przejmujesz się tym, że de facto wrzucili nas do celi?
– Proszę, bez takich skomplikowanych słów – odparł Dija Udin, siadając na podłodze, przy przeciwległej ścianie. – Nie będę potem spać po nocach, zastanawiając się, co to może znaczyć.
– Srał cię pies, Alhassan.
– A ciebie cała ich wataha – odparł bezwiednie nawigator. – I nie, nie przejmuję się. Jest jakiś błąd w odczytach, wszystko szybko się wyjaśni i wyjdziemy stąd.
Channary Sang popukała w szybę, starając się przykuć uwagę mężczyzn.
– Bardziej prawdopodobne, że to mistyfikacja mająca na celu zakamuflowanie prawdy – zaoponował Lindberg. – Jesteś obcym, który nie poddał się w ogóle diapauzie. Sfałszowałeś moje wyniki, by zrzucić z siebie cień podejrzeń.
– Tu mnie masz.
Sang znów zapukała w szkło. Tym razem na tyle głośno, że obaj spojrzeli w jej stronę.
– Długo będziecie tak nadawać? – zapytała. – Bo już na wstępie robi mi się słabo.
– Jeszcze chwilę – odparł Håkon.
Channary aktywowała wyświetlacz po prawej stronie, a potem pomieszczenie powoli zaczęło się obracać. Gdy ściana, pod którą siedział Alhassan znalazła się tuż przy przezroczystych odrzwiach, Sang przekrzywiła głowę.
– Mogę zwiększyć tempo obrotów – powiedziała.
– Jeśli chcesz obserwować latające rzygi i dwóch gości gdzieś pomiędzy nimi, to nie krępuj się i włączaj to cudo – odparł Dija Udin, nie odwracając głowy. Jego towarzysz zbliżył się o kilka kroków.
– Czy to absolutnie konieczne, byśmy siedzieli w izolacji? – zapytał Håkon.
– Tak.
– Przecież jeśli jesteśmy nosicielami jakiegoś wirusa, dawno już zdążyliście się zainfekować.
Spojrzał błagalnie na Yael Dayan, która podpięła datapada pod systemy statku i teraz gorączkowo poszukiwała czegoś w meandrach danych Accipitera. Nikt nie odpowiedział na uwagę Lindberga.
– Niewiarygodne – wtrącił Dija Udin. – Czekamy na was tyle czasu, a…
– Zamknij się – powiedziała Channary, dostrzegając, że lekarka posłała jej zdezorientowane spojrzenie. – Co jest? – zapytała.
Yael popatrzyła z obawą na mężczyzn za osłoną.
– Może pani mówić w naszej obecności – żachnął się Håkon. – W końcu sprawa nas dotyczy, prawda?
Dayan wyprostowała się i obróciła datapada ku szefowej ochrony.
– Co to znaczy? – spytała Sang. – Nic mi to nie mówi.
– Przede wszystkim, tych ludzi nie ma w wykazie załogi Accipitera.
Dija Udin wybuchnął śmiechem, Lindberg pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Co to za brednie? – zaindagował astrochemik.
Lekarka przesunęła palcem po wyświetlaczu, by porucznik mogła na własne oczy przekonać się, że nie figurują w wykazie.
– Są tutaj wszyscy załoganci, ale nie ma mowy o astrochemiku Lindbergu czy nawigatorze Alhassanie – dodała Żydówka. – Nie ma też żadnych podobnych nazwisk, więc pomyłka nie wchodzi w grę.
– Ale…
– Musiała zajść jakaś pomyłka – wtrącił Håkon.
– W dodatku – ciągnęła dalej Yael – wszystkie odczyty świadczą o tym, że ci ludzie nie znajdowali się w kriostazie.
Zapadła chwilowa cisza.
– To niby, kurwa, w czym? – wypalił Dija Udin. – Sam widziałem, jak ten sukinsyn wygramolił się ze swojej komory, a on widział mnie.
– Cokolwiek się tu dzieje, jest kolejnym etapem gry, którą…
– Milczeć – ucięła Channary Sang, rozcierając jedną ręką skronie. – Tłumaczyć będziecie się przed dowódcą.
Håkon uznał, że nie ma sensu sprzeczać się z babochłopem. Rzeczywiście lepiej było rozmówić się z dowódcą, bo wedle wszelkiego prawdopodobieństwa funkcję tę sprawuje rozsądny człowiek.
Sang nacisnęła przycisk interkomu przy wejściu.
– Panie majorze, jest pewien problem – powiedziała. – Najlepiej byłoby, gdyby sam się pan tutaj zjawił. Należy też poinformować dowódcę.
– Kolejny problem?
Lindberg spojrzał na szefową ochrony.
– Tak. Ci dwaj najwyraźniej nie są tymi, za których się podają.
– Żartujesz sobie ze mnie, Sang?
– Nigdy nie żartuję, panie majorze.
Akurat w to Håkon nie wątpił.
– Jak…
– Najlepiej będzie, jak sam pan się tutaj zjawi. Dayan o wszystkim panu zamelduje.
Odpowiedziało jej milczenie. Håkon pokręcił głową i spojrzał na Dija Udina, który zamknął oczy i oparłszy głowę o ścianę, kontemplował niepewną przyszłość. Skandynaw mimowolnie zaczął zastanawiać się, czy towarzysz nie ma czegoś wspólnego z tym zajściem.
Widział, jak wychodzi z komory kriogenicznej, ale mógł przecież wejść do niej chwilę wcześniej. Jeśli Dija Udin Alhassan nie był tym, za kogo się podawał, miał kilkadziesiąt lat na zmanipulowanie systemów.
Lindberg uśmiechnął się w duchu. Najwyraźniej udzieliła mu się wszechobecna paranoja. Postanowił, że się jej nie podda.
Mimo to uważnie przyglądał się nawigatorowi.
4
Załoganci Kennedy’ego opuścili swój okręt i zgromadzili się w sali obrad na pokładzie dowódczym Accipitera. Przy eliptycznym stole brakowało jedynie pułkownika.
Yael Dayan stała przed iluminatorem, obserwując żółtego karła i bezbrzeżną głębię kosmosu. Trzynaścioro ludzi czekało z niecierpliwością na jej raport.