-->

Chor zapomnianych glosow

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Chor zapomnianych glosow, Mr?z Remigiusz-- . Жанр: Космическая фантастика / Научная фантастика / Постапокалипсис. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Chor zapomnianych glosow
Название: Chor zapomnianych glosow
Автор: Mr?z Remigiusz
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 252
Читать онлайн

Chor zapomnianych glosow читать книгу онлайн

Chor zapomnianych glosow - читать бесплатно онлайн , автор Mr?z Remigiusz

Okr?t badawczy „Accipiter” przemierza bezkres kosmicznej pr??ni, a jego za?oga pogr??ona jest w g??bokiej kriostazie. Nieliczni ?wiadomi s? dramatu, kt?ry rozgrywa si? na pok?adzie.

Astrochemik H?kon Lindberg budzi si? przedwcze?nie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich cz?onk?w za?ogi.

Pr?cz niego rze? przetrwa? tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.

Czy to on jest odpowiedzialny za fiasko misji? A mo?e stoi za tym jaka? niewypowiedziana si?a? Obca cywilizacja? Nieokre?lony byt? Ludzko?? podr??uje mi?dzy gwiazdami, odkrywa miriady ?wiat?w, ale nigdy nie napotka?a ?adnych oznak ?ycia.

Ch?r zapomnianych g?os?w to SF z tempem w?a?ciwym powie?ciom sensacyjnym, intryg? i?cie kryminaln? i klimatem rodem z horror?w. Zako?czenie powinno zaskoczy? nawet najbardziej przewiduj?cego czytelnika.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Według systemu, tych dwóch nie istnieje – zaczęła lekarka. – Nie tylko nie znalazłam ich nazwisk w wykazie, ale nie ma też dokumentacji medycznej, ani nawet rzeczy osobistych w manifeście pokładowym. Wedle komputera, nigdy nie postawili stopy na pokładzie Accipitera.

Podniosła się Nozomi.

– Przecież sprawdzaliśmy wykaz załogantów przed wyruszeniem – zauważyła. – Ci dwaj figurowali na nim.

– Jesteś pewna? – zapytał Jaccard.

Ellyse musiała przyznać, że nie była. Na Accipiterze służyło kilkuset ludzi, a oni przeglądali listę jedynie pobieżnie, starając się skojarzyć którąś narodowość ze słowem Rah’ma’dul.

– Dostać ten wykaz to nie problem – zauważyła Nozomi.

– Wysłałem już zapytanie na Ziemię – odparł Loïc, po czym skupił wzrok na lekarce.

– Ta sprawa to najmniejszy problem – kontynuowała Yael. – Badanie krwi wykazało, że ci ludzie… cóż, różnią się od nas. I to niebagatelnie.

– Co masz na myśli? – wtrącił Gideon Hallford, główny inżynier.

– Wszystkie elementy morfotyczne krwi zdają się być w złych proporcjach.

– Co?

– Liczba leukocytów szaleje, erytrocytów jest tak mało, że powinno wystąpić poważne niedotlenienie, a…

– Mów po ludzku – bąknęła Channary.

Dayan posłała jej długie, obojętne spojrzenie.

– Ich organizmy są zupełnie rozregulowane – odparła lekarka. – Nie mają prawa normalnie funkcjonować, a mimo to, jak widzieliście, wizualnie wszystko jest z nimi w porządku.

W sali obrad, gdzie po wylądowaniu na Krauss-deGrasse-7 spotykać miało się kolegium kolonizacyjne, zapadła cisza. Załoganci Kennedy’ego spoglądali po sobie z konsternacją. Byli przygotowani na różne scenariusze, ale nie na ten.

– Jak to wytłumaczysz? – zapytał Jurij Zakarewicz, drugi oficer.

– Nie wytłumaczę – odparła Dayan i wzruszyła ramionami. – Wedle mojej najlepszej wiedzy, ci ludzie powinni być martwi.

– Co takiego?

– Przy tak niskiej wartości hemoglobiny, po wyjściu z kriokomór powinni zwalić się na ziemię z wysoką tachykardią, tracąc przytomność. A mimo to powitali nas, a potem dali się odprowadzić do komory izolacyjnej.

– W dodatku siedzą tam teraz i nadają w najlepsze – dodała Channary.

Loïc podniósł się z miejsca dowódcy i przeszedł wokół stołu. Zatrzymał się przy iluminatorach, wpijając wzrok w żółtą gwiazdę.

– Jakieś hipotezy? – zapytał.

– Co najwyżej strzały w ciemno – odparła Yael.

– Nie krępuj się, lepsze to niż nic.

– Stawiałabym na nieudane klonowanie – powiedziała lekarka, tocząc wzrokiem po zebranych. Spodziewała się wybuchów śmiechu, ale nikt nawet się nie uśmiechnął. Przez kilka chwil trwała grobowa cisza. Wszyscy patrzyli na nią wyczekująco, ale Dayan nie odezwała się słowem.

– Niby kto miałby… – zaczęła Sang.

– Ten sam twór, który zabił załogę – wtrąciła Nozomi. – Nie sposób tego wykluczyć.

Wszyscy przyjęli tę uwagę milczeniem.

– W porządku – odezwał się Jaccard, nadal stojąc tyłem do reszty. – Przyjmijmy, że mamy do czynienia z jakąś formą kopii, skoro nie mamy lepszego…

– Panie majorze – wtrąciła Ellyse, pochylając się nad wyświetlaczem w stole. – Mamy transmisję z Kennedy’ego.

Pierwszy oficer skinął głową, odwracając się na powrót ku załodze. Wskazał wzrokiem ekran w rogu pomieszczenia, a Nozomi natychmiast wyświetliła na nim przekaz. Ujrzeli mężczyznę, który w rzeczy samej przywodził na myśl Hemingwaya. Wszyscy zamilkli, podczas gdy on patrzył leniwie po zebranych. Niektórych widział najpewniej po raz pierwszy.

– Przysłuchiwałem się wymianie zdań – powiedział, nie siląc się na zbędne wstępy. – I podjąłem decyzję.

Kilka osób potaknęło głowami.

– Dayan, przebadasz ich jeszcze raz. A potem jeszcze raz, i ponownie. Chcę mieć absolutną pewność, że anomalie w ich organizmach nie są czymś przejściowym, jakąś aberracją wywołaną diapauzą.

– Tak jest.

– Ellyse, nadasz sygnał do przekaźnika Alfa Centauri Bb, informując o naszej sytuacji. Zapytasz o wytyczne, jednocześnie dołączając mój raport, który przesłałem już na twoje stanowisko.

Nozomi spojrzała na Jaccarda, jakby to od niego zależał ostateczny placet dla tego rozkazu.

– W raporcie zawarłem rekomendację dla dowództwa, byśmy kontynuowali misję.

W sali obrad zapanowało poruszenie, nikt jednak nie odezwał się słowem. Ellyse wpatrywała się w zmęczoną, wychudzoną twarz Reddingtona, zastanawiając się, czy dowódca żyje w tej samej rzeczywistości, co reszta. W jej przekonaniu dalszy lot na Krauss-deGrasse-7 był wykluczony. Mieli dwie potencjalnie obce formy życia na pokładzie, a w dodatku nadal nie ustalili, co zabiło załogę Accipitera.

– Zakarewicz, ustawisz kurs docelowy.

– Tak jest, panie pułkowniku – odparł drugi oficer.

– Hallford, przygotujesz i sprawdzisz wszystkie nasze kriokomory.

– Tak jest.

– Panie pułkowniku – wtrąciła Yael Dayan. – Muszę przypomnieć, że musimy odczekać kilka miesięcy, nim…

– Jestem tego świadom.

– Oczywiście.

– Barragán – powiedział Jeffrey, spoglądając na drugiego oficera mechanika. – Pójdziesz do tych dwóch, którzy siedzą w komorze izolacyjnej. Porozmawiasz z nimi, dowiesz się wszystkiego. Niech pomogą nam to wytłumaczyć.

Nozomi szczerze wątpiła, by ci ludzie byli gotowi ochoczo współdziałać.

– Reszta rozpocznie przygotowania do diapauzy.

Kilka osób zwróciło wzrok na oficer medyczną, ale ta ani drgnęła. Wyraziła już swoje zdanie, nie na miejscu byłoby powtarzanie się.

– To wszystko – zakończył Reddington, a potem ekran wygasł. Załoganci trwali w milczeniu, nie ruszając się ze swoich miejsc.

– Słyszeliście pułkownika – odezwał się Loïc. – Do roboty.

– Tak jest – odparli gremialnie i bez pośpiechu zaczęli opuszczać salę obrad. Jaccard stanął w progu, przepuszczając resztę. Ostatnia wychodziła Ellyse, która zatrzymała się przy przełożonym i odczekała, aż inni się oddalą.

– Nie chcę tego słuchać – powiedział Jaccard.

– A ja nie chcę tego mówić, ale ktoś musi.

– Rozkaz to rozkaz, chorąży.

– On nas pozabija – odezwała się rzeczowym tonem Nozomi. – Chce wyruszyć za kilka godzin. Tak krótki interwał w diapauzie…

– Nie musisz mi tego tłumaczyć.

– Ale może jemu trzeba, panie majorze.

– Nie – uciął Loïc. – Dowódca jest tego świadomy.

– Na pewno?

– Poza tym każdy zna ryzyko – odparł Jaccard, wychodząc na korytarz.

Nozomi musiała uznać, że rozmowa została zakończona. Wróciła na swoje stanowisko, a potem przez pewien czas się zastanawiała. Ostatecznie jednak zwyciężyło szkolenie i wpojone zasady – wysłała raport Reddingtona, nie nanosząc żadnych adnotacji. Uznała, że dowództwo nie pozwoli, by pułkownik ryzykował życiem całej załogi.

Po kilkunastu minutach nadeszła odpowiedź. Ellyse wezwała pierwszego oficera, a potem szybko przekonała się, że wysocy oficjele armii podzielili stanowisko dowódcy Kennedy’ego. Tym samym jego załoga stała się niczym innym, jak zbieraniną samobójców.

– Dlaczego tak mu się spieszy? – zapytała Nozomi.

Loïc wzruszył ramionami, nie patrząc na nią. Krew odpłynęła mu z twarzy. Najwyraźniej on również w głębi ducha liczył na to, że dowództwo okaże więcej rozsądku.

5

Alhassan szturchnął towarzysza niedoli, wskazując mu otwierającą się śluzę. Do pomieszczenia wszedł Latynos z zasadniczym wyrazem twarzy, a za nim wysoka kobieta.

– Przyszli nas torturować – zauważył Dija Udin.

– Albo wypuścić.

– Nie rozumiem, skąd bierze się twój optymizm.

– Patrzę na twoją gębę i od razu się tak pozytywnie nastrajam.

– Doprawdy?

– Tak. Cieszy mnie, że ja nie mam tak paskudnej.

– Goń się, Lindberg.

– Wzajemnie, Alhassan.

Wstali, obserwując mężczyznę, który zatrzymał się przed przeszkloną celą. Ciemniejsza karnacja kontrastowała ze śnieżnobiałym mundurem. Patki na kołnierzu kazały przypuszczać, że wchodzi w skład kadry oficerskiej. Inne dystynkcje świadczyły, że pracuje w maszynowni.

1 ... 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название