-->

Chor zapomnianych glosow

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Chor zapomnianych glosow, Mr?z Remigiusz-- . Жанр: Космическая фантастика / Научная фантастика / Постапокалипсис. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Chor zapomnianych glosow
Название: Chor zapomnianych glosow
Автор: Mr?z Remigiusz
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 252
Читать онлайн

Chor zapomnianych glosow читать книгу онлайн

Chor zapomnianych glosow - читать бесплатно онлайн , автор Mr?z Remigiusz

Okr?t badawczy „Accipiter” przemierza bezkres kosmicznej pr??ni, a jego za?oga pogr??ona jest w g??bokiej kriostazie. Nieliczni ?wiadomi s? dramatu, kt?ry rozgrywa si? na pok?adzie.

Astrochemik H?kon Lindberg budzi si? przedwcze?nie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich cz?onk?w za?ogi.

Pr?cz niego rze? przetrwa? tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.

Czy to on jest odpowiedzialny za fiasko misji? A mo?e stoi za tym jaka? niewypowiedziana si?a? Obca cywilizacja? Nieokre?lony byt? Ludzko?? podr??uje mi?dzy gwiazdami, odkrywa miriady ?wiat?w, ale nigdy nie napotka?a ?adnych oznak ?ycia.

Ch?r zapomnianych g?os?w to SF z tempem w?a?ciwym powie?ciom sensacyjnym, intryg? i?cie kryminaln? i klimatem rodem z horror?w. Zako?czenie powinno zaskoczy? nawet najbardziej przewiduj?cego czytelnika.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 12 13 14 15 16 17 18 19 20 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Dija Udin napomknął o nim dopiero, gdy znaleźli się na pokładzie dowódczym i skierowali ku mostkowi.

– Skoro zostawiło nas w spokoju przez tak długi czas, to może…

Urwał i spojrzał pytająco na Lindberga, jakby oczekiwał, że ten dokończy myśl i potwierdzi diagnozę.

– Najeźdźca lubi się bawić – odparł Skandynaw. – I kto wie, czy czas biegnie dla niego tak samo jak dla nas? Mógł uciąć sobie drzemkę w podobny sposób, jak my.

– Nie bredź.

– Tylko mówię, że wszystko jest możliwe.

– To lepiej nie mów nic.

– Sam zacząłeś pieprzyć bzdury – odparł Lindberg, otwierając śluzę prowadzącą do centrum dowodzenia. Było już skąpane w zimnym świetle dobywającym się z sufitu i ścian. Na wyświetlaczach mrugała informacja, że na sterburcie wykryto inną jednostkę. Komputer natychmiast zidentyfikował kod i rozpoznał ISS Kennedy’ego.

– Próbują się skontaktować – powiedział nawigator, wskazując na wykrzyknik w rogu ekranu.

Håkon podszedł do fotela dowódcy i skorzystał z panelu w podłokietniku.

– ISS Kennedy – powiedział. – Tutaj ISS Accipiter. Håkon Lindberg, astrochemik.

– Chorąży Nozomi Ellyse – odpowiedziała kobieta. – Po głosie wnoszę, że nie jest pan osiemdziesięcioletnim dziadkiem.

– Nie. Wskoczyliśmy do komór pół roku po tym, jak opuściliście Układ Słoneczny.

– Dobry wybór – odparła radiooperatorka. – Za kilka minut rozpoczniemy procedurę dokowania. Jest pan…

– Dajmy spokój formalnościom. Czekaliśmy na was pół wieku.

– W porządku. Jesteście na mostku?

– Tak – odparł Lindberg. – Mój towarzysz postara się zadbać o to, byście mogli spokojnie zadokować.

– Postara się?

Håkon spojrzał na Alhassana, ale ten wzruszył ramionami.

– Niestety, nie jest wielkim specjalistą w tej dziedzinie.

– Z tego co wiem, sierżant jest nawigatorem.

– Wyjątkowo kiepskim.

Dija Udin posłał przyjacielowi niedowierzające spojrzenie, po czym zasiadł na swoim miejscu i aktywował panel nawigacyjny.

– Czekamy na was na mostku – powiedział Lindberg. – Śluzy będą otwarte.

– A więc do zobaczenia. ISS Kennedy, bez odbioru.

Głos ucichł, a wraz z nim zakończyło się połączenie. Håkon zadarł głowę i spojrzał na główny ekran. Accipiter wyświetlał na nim smukły kształt Kennedy’ego, który zbliżał się do nich z zawrotną prędkością. Gdyby za jego sterami siedział ktoś pokroju Dija Udina, Lindberg obawiałby się o ich los.

– Zrobiłeś wszystko, co trzeba? – zapytał.

– Tak – odparł muzułmanin. – Osłona kadłuba uzbrojona, działa gotowe do strzału. Daj znak, a zmieciemy tego robaka z przestrzeni kosmicznej.

– Mhm.

– Oprócz tego mogą dokować kiedy i jak im się żywnie podoba. Byleby trafili w kołnierz, który wysunąłem im na powitanie.

– Systemy są kompatybilne?

– Najwyraźniej przez ostatnie pięćdziesiąt lat standardy się nie zmieniły. Armia dba o to, by w takich sytuacjach technologie były zgodne, nawet jeśli świat poszedł naprzód.

Håkon skinął głową, siadając na miejscu dowódcy. Omiótł wzrokiem mostek i przypomniał sobie, jak wyglądało to miejsce sześć miesięcy temu… to znaczy, pół wieku i sześć miesięcy temu.

Obawiał się, że najeźdźca czeka na nowe ofiary. Wygłodniał przez te wszystkie lata, nie chcąc raczyć się marnym daniem w postaci dwóch dusz.

– Nie wiem, czy to takie mądre – odezwał się Lindberg, a jego przyjaciel obejrzał się przez ramię. – Sprowadzanie ich tutaj – dodał astrochemik.

– Taki był zamysł od początku, prawda? Żeby ktoś przyleciał nam na ratunek?

Håkon nie był pewien, czy nawet najnowocześniejszy krążownik byłby w stanie przynieść ratunek, gdyby przyszło co do czego.

– Pomyśl o tym w ten sposób: kimkolwiek była ta dziewczyna z Kennedy’ego, zaraz się tu pojawi. Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat zobaczysz żywą kobietę – powiedział Dija Udin i potoczył wzrokiem w bok. – Co mi przypomina, że gdzieś tutaj zostawiłem socjalki…

Håkon obrócił się w kierunku otwartego włazu, przez który dostrzegł pusty korytarz. Gdy uświadomił sobie, że identyczna pustka panuje w całych trzewiach Accipitera, zrobiło mu się chłodniej.

Potrząsnął głową i skupił się na przyrządach. Wyświetlił dane dotyczące podejścia Kennedy’ego, a potem obserwował, jak statek wytraca prędkość i po chwili dokuje na sterburcie Accipitera.

– Wstajemy? – zapytał Alhassan.

– Co?

– Jak ich przyjmiemy? Wstajemy teraz i stoimy, czy poczekamy, aż wejdą?

– Pytasz poważnie?

Dija Udin wstał, drapiąc się po głowie.

– Może nie rozumiesz, cywilu, że w szeregach armii takie rzeczy są istotne.

– Chyba tylko w kompanii reprezentacyjnej.

– Nie.

– To rób tak, jak każą przepisy.

– Nie pamiętam, jak każą przepisy, a poza tym nie wiem, kto wejdzie. Insygnia się zmieniły, mogę nie skojarzyć rang, więc nie będę wiedział, czy…

– Nieważne – odparł Lindberg, również się podnosząc. – Po prostu… mniejsza z tym.

– Jak chcesz. W razie czego, ty dowodzisz.

– Ja nawet nie mam stopnia – odparł Håkon. – A poza tym… zresztą, nieważne.

Skinęli głowami, ostatecznie przyjmując postawę zasadniczą, przodem do wejścia. System Accipitera poinformował, że statek przybił do sterburty i hermetyzacja kołnierzy zakończyła się powodzeniem.

Zaraz potem na pokład weszła grupa załogantów Kennedy’ego. Piątka ludzi szybko znalazła się na mostku, trzymając ręce na kaburach z bronią.

Lindberg spojrzał na białe mundury z czerwonymi pagonami. Naszywka na ramieniu ukazywała zarys Kennedy’ego na tle gwiazd i symboli politycznych Ziemi. Na piersi przybysze nosili plakietkę z nazwiskiem, a na kołnierzu czerwone kreski oznaczające stopnie. Armijne uniformy nieco się zmieniły, od kiedy Accipiter opuścił suchy dok.

Salaam alejkum – odezwał się Dija Udin.

Jaccard obrócił się przez ramię i spojrzał na radiooperatorkę.

– Pokój z wami – powiedziała do dowódcy, a potem przeniosła wzrok na Alhassana. – Wa alejkum salaam.

Załoganci Accipitera stali na baczność, obserwując przybyszów, jakby ci pochodzili z innej planety.

– Spocznij – powiedział Loïc, podchodząc bliżej. Uścisnął im dłonie, po czym zlustrował wzrokiem mostek. – Widzę, że zadbaliście o czystość.

– Mieliśmy sześć miesięcy, by tu posprzątać, panie pułkowniku – odparł niepewnie Håkon. Nozomi pokręciła głową. – Panie majorze – spróbował jeszcze raz.

– Bez stopni. Nie jest pan w armii, z tego co wiem.

– Z tego co i ja wiem, to rzeczywiście, nie.

Jako ostatnia do pomieszczenia weszła Yael Dayan, Żydówka dzierżąca stopień kapitana i pełniąca funkcję lekarza pokładowego na Kennedym. Była druga w hierarchii, ale dotychczasowy oficer medyczny nie miał zamiaru dać się zamrozić na pół wieku.

Yael podeszła do mężczyzn z Accipitera, a potem wyciągnęła sprzęt i bez słowa zaczęła ich badać. Loïc i Nozomi stanęli obok, podczas gdy dwójka pozostałych załogantów zasiadła przy konsolach sterowania.

– Rozumiem, że skoro milczycie, nie było więcej problemów? – zapytał Jaccard.

– Nie, panie majorze – odparł Dija Udin.

– Ale nie stosujmy eufemizmów – wtrącił Håkon. – To nie „problem” a obca forma życia, która nadal nam zagraża.

– Po czym pan wnosi? – zapytała Ellyse.

– Wnoszę co? Że nam zagraża, czy że obca…

– Że niebezpieczeństwo jest aktualne – ucięła. – Co do drugiej kwestii, wszyscy chyba jesteśmy zgodni. – Nozomi potoczyła wzrokiem po zebranych, na dłużej spoglądając w oczy Dayan. – Pani doktor?

– Sensory Kennedy’ego nie wykryły żadnych oznak życia – odparła Yael, pobierając Alhassanowi krew do niewielkiej fiołki. – A przynajmniej nie takiego, jakie znamy. Po więcej szczegółów odsyłam do egzobiologów.

Lindberg skinął głową, podwijając rękaw.

– Jak liczną macie załogę? – zapytał.

– Piętnaście osób – odparł Jaccard.

– Piętnaście?

– Niestety, nie mieliśmy na podorędziu więcej kriokomór.

– To może trzeba było zostać tam, gdzie byliście, i wysłać tutaj jakiś…

1 ... 12 13 14 15 16 17 18 19 20 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название