-->

Fallout – Powieic (СИ)

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Fallout – Powieic (СИ), "AS-R"-- . Жанр: Боевая фантастика / Постапокалипсис / Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Fallout – Powieic (СИ)
Название: Fallout – Powieic (СИ)
Автор: "AS-R"
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 322
Читать онлайн

Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн

Fallout – Powieic (СИ) - читать бесплатно онлайн , автор "AS-R"

AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.

T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.

Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:

Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 40 41 42 43 44 45 46 47 48 ... 140 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Blaine uaktualnił mapę Pipka. Naniósł na nią również niejakie Adytum, Gruzy czy coś podobnego. Ismarc wspominał, że leżały na terenie dawnego Los Angeles. Jednego z wielu miejsc, gdzie termojądrowe głowice kitajców spopieliły praktycznie wszystko. Stwierdził jednak, że nie bardzo mu się tam podobało.

- WOOOLAAAAŁBYYYYM SMAAAAŻYYYYĆ!!!

Boże, skąd on bierze te teksty?

- Nie mam pojęcia – burknął przesłodzony od Nuka-Coli Blaine. Po chwili otrząsnął się akurat by spojrzeć w stronę krzątającego się za barem Neala.

Właściwie to nie krzątającego się. Neal stał tak jak wtedy, kiedy usłyszał, co właściwie ma nalać odzianemu w czarną, zawadiacką skórę podróżnikowi. Jednak tym razem głowę miał mocno przechyloną do przodu, a spojrzenie zdawało się mówić, że widywał tu już gorsze rzeczy, ale zawsze w wykonaniu pijaków. Trzeźwi zazwyczaj zachowywali się normalnie.

- Neal – zwrócił się do niego Blaine używając swojego najbardziej czarującego i ujmującego tonu – czy mógłbyś dolać mi jeszcze szklaneczkę?

Gdy tylko półczarne, pękające bąbelki zaczęły wytryskiwać z szklanki niczym płynne fragmenty skał z rozpalonego do czerwoności wulkanicznego stożka, Kelly sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki i podał Nealowi pięć kapsli.

- Reszta dla ciebie.

Neal nie odpowiedział. Przez chwilę patrzył na forsę wiszącą w garści Blaina niczym papuga w podsufitowej klatce. Sięgnął po nią i skinął lekko głową.

- Powiedz mi, Neal, co to za trofeum tu na blacie?

Właściciel Nory Szumowin zmierzył go srogim spojrzeniem księdza rugającego profanujących ołtarz ministrantów. Niewielki, złoty pucharek z uchwytem i brązową plakietką stał natomiast niewzruszony tam, gdzie znajdował się przez cały wieczór.

- To nie trofeum, tylko urna. Zawiera prochy mojej żony. Poza barem jest to najcenniejsza rzecz jaka mi w życiu została.

Bardzo ciekawe, Neal. Bardzo ciekawe. Blaine mógłby to samo powiedzieć o swoim Ochłapku…

- STAAAALOOOOWAAAA KLAAAATKAAAAAA!!!

Ismarc darł się dalej w najlepsze. Mimo to w jego głosie powoli zaczynała niknąć werwa. Było już dosyć późno. Na zewnątrz hulał wiatr, zaś rozpędzone krople deszczu pędziły z impetem ku ziemi rozbijając się w otoczce głośnego dźwięku o szczelny dach Nory Szumowin. Lokalna i nielokalna menażeria wypiła już, co swoje i wyszczekała się. Nastrój powoli ulegał sposępnieniu. Dla wszystkich barowych ciem, zaprawionych w sztuce wnikliwej oceny panującej w takich przybytkach sinusoidalnej aury, był to najlepszy moment by chcąc uniknąć rozróby opuścić tonący statek.

- Te, Trish – przepity, zdarty głos kolesia przypominającego prehistorycznego pterodaktyla był oznaką, że Blaine i kilka innych osób przegapiło ten moment. – Cho no tutaj i weź powiedz temu sterczącemu w kącie chujowi żeby w końcu zamknął mordę!

Żebyś nie miał wątpliwości, Blaine, ty do tego doprowadziłeś.

- Niiiiżżżż zapłaaaaa…

Ismarc urwał w pół słowa jak pod wpływem przecinającego mu struny głosowe noża. Mimo to Czacha o naostrzonych, spiłowanych zębach nie zamierzał odpuścić.

- Trish, do kurwy nędzy! Mówiłem, żebyś tu przyszła! I przynieś jeszcze, co nieco!

Niechętnie, pod bacznym spojrzeniem Neala i całej reszty zebranych w Norze s(S)zumowin, Trish podeszła do okupowanego przez pseudo-gang stolika i postawiła na nim trzy brudne, minimalistyczne kieliszki.

- To jeszcze nie wszystko, kotku – rzucił lubieżny pterodaktyl i złapał ją w pół pasa usadzając na swoich kolanach po czym bezceremonialnie zaczął macać po cycach i cipie.

- Puszczaj mnie! Puszczaj mnie ty śmierdzący skunksie!

Śmierdzący skunksie?

Martwą, pełną wyczekiwania ciszę zalegającą we wnętrzu baru – nie licząc oczywiście sapiącej Czachy i szamoczącej się Trish - przerwał bardzo dyskretny i niemalże niezauważalny dźwięk przesuwanego po drewnie metalu.

Kiedy łobuz zamachnął się i przyrżnął kelnerce w żuchwę, Blaine przezornie zasłonił uszy. Całe szczęście znajdował się w najdalszym możliwym miejscu od zgrai nastoletnich wichrzycieli. Tylko dzięki temu uniknął bliskiej relacji z tym, co pozostało z Pterodaktyla, kiedy Neal raz, a celnie, pociągnął za cyngiel swojego 14 milimetrowego pistoletu…

31

- Co o tym myślisz, Ochłapku?

Wilczur mieszaniec z pręgą białej sierści biegnącej wzdłuż kręgosłupa posłał swojemu panu ukradkowe i bardzo pospieszne spojrzenie. Ochłap miał teraz ważniejsze sprawy na głowie niż podziwianie leżącego w wielkim, wysokim, dwuosobowym łożu z metalowym, fikuśnie kształtowanym wezgłowiu Blaina.

- Nie mam pojęcia, gdzieś dorwał to kopyto, Ochłap, ale jak ktokolwiek dowie się, że to twoja sprawka, poszczują nas widłami i tyle będzie z mojej forsy…

/ Spoko, nie martw się! – pomyślał pies wciąż pałaszując, co lepsze fragmenty mięsa na odgryzionej w stawie biodrowym krowiej nodze – Nikt się niczego nie dowie! Właściwie, to gdybym ci powiedział, skąd wytrzasnąłem ten smakołyk, pewnie wyrzuciłbyś mnie na deszcz, jak ten okropny facet w barze… /

- Upewniłeś się przynajmniej, że nikt cię nie zobaczy? Miałem wystarczająco problemów, żeby przemycić ci tego gnata pod bacznym spojrzeniem Marcelles. Wygląda na to, że w tym mieście nikt nie lubi psów. Dasz wiarę, że twoja obecność tutaj i uczta kosztowały mnie pięć kapsli więcej?

/ Wielkie mi rzeczy, jakieś bezużyteczne kapsle. Nawet nie da się ich zjeść. A to? To tutaj? Smakowity kawałek kości i mięska. Jak dobrze mi pójdzie, ogryzę ją po całości, a potem rozłupię na pół i dobiorę się do szpiku. Żebyś ty wiedział, jakie to jest dobre. Łapy lizać! I pomyśleć, że taki rarytas leżał na stercie śmieci i odpadków na tyłach rzeźni… /

Wynajęty za dwadzieścia pięć kapsli (plus dodatkowa piątka za Ochłapa) pokój w Noclegowni na dłuższy czas spowiła cisza. Do uszu Blaina dobiegały, co prawda systematyczne i powtarzalne odgłosy ześlizgujących się po kości psich zębów jak również mlaśnięcia, fuknięcia i dobiegające zewsząd uderzenia eksplodujących o blaszaną powierzchnię dachu burzowych kropel.

Pokój numer jeden był jedynym pokojem w całej Noclegowni, gdzie przed światem zewnętrznym chroniło coś więcej, niż zbutwiałe, niekiedy nierówno ułożone deski. Blaine był prawdziwym szczęściarzem i po raz pierwszy od dwudziestu ośmiu dni zażywał luksusów normalnego życia. Wyciągnął się na szerokim małżeńskim łóżku. Ręce ułożył pod potylicą, a stopy splótł na wysokości kostek. Nakrywająca go kołdra była, o dziwo, czysta i bardzo przyjemna. Chłonął każdą chwilę nasłuchując deszczu, psa i własnych myśli.

Musiał przyznać sam przed sobą, że sytuacja zaczynała się robić poważna. Jasne, jego wyprawa po hydroprocesor i chwilowa „banicja” (tak, nie bójmy się użyć tego słowa) były ex aequo priorytetami numer jeden i praktycznie przez cztery ostatnie tygodnie spędzały Blainowi sen z powiek. Teraz jednak kolejne problemy i zmartwienia rozrastały się przed nim niczym zaczarowane grzyby po deszczu. Cieniste Piaski ze swoimi problemami jawiły mu się jak mało poważna prowincja, gdzie kilku oszalałych i znudzonych życiem i biedą chłopków wyszukuje problemy, byle tylko coś się działo. Tutaj wszystko było zupełnie inne. Bardziej światowe, wyszukane na swój sposób i niebezpieczne. Gizmo rozgrywał poważny interes, a po drugiej stronie stał Killian. Jeden i drugi stanowili dla siebie śmiertelne zagrożenie i nie było najmniejszej szansy by załatwić tę sprawę polubownie. Nie po tym jak oszalały kozi murzyn o wyłupiastych gałach wparował do składu Killiana z obnażonym Remingtonem i wykrzykując litanię grozy zaczął walić do dachu jak do stada tłustych kaczek.

A przynajmniej próbował.

- Dałem się wpuścić w niezłą kabałę, Ochłap.

Ochłap nie reagował pochłonięty zaspokajaniem jednego ze swoich dwóch najistotniejszych życiowych instynktów.

No właśnie, dałem się wpuścić w niezłą kabałę, pomyślał Blaine i przeciągnął się dobitnie przy tym ziewając. A do tego, kontynuował, są przecież jeszcze Czachy i Neal…

1 ... 40 41 42 43 44 45 46 47 48 ... 140 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название