-->

Wilk z Wall Street

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wilk z Wall Street, Belfort Jordan-- . Жанр: Биографии и мемуары. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wilk z Wall Street
Название: Wilk z Wall Street
Автор: Belfort Jordan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 219
Читать онлайн

Wilk z Wall Street читать книгу онлайн

Wilk z Wall Street - читать бесплатно онлайн , автор Belfort Jordan
Satyryczna rekonstrukcja jednej z najbardziej zwariowanych karier w historii ?wiatowego biznesu W latach 90-tych XX wieku Jordan Belfort by? jednym z najbardziej znanych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Za dnia zarabia? tysi?ce dolar?w na minut?. Noc? wydawa? je r?wnie b?yskawicznie na narkotyki, seks i zagraniczne podr??e. Prowadz?c interesy na kraw?dzi prawa b?d? je ?ami?c, zwr?ci? na siebie uwag? ameryka?skiego wymiaru sprawiedliwo?ci, lecz nawet wtedy nie zrezygnowa? z hulaszczego trybu ?ycia. W ten spos?b rozpocz??a si? emocjonuj?ca gra w kotka i myszk? z FBI oraz instytucjami nadzoruj?cymi nowojorsk? Wall Street.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 55 56 57 58 59 60 61 62 63 ... 117 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Bo sięgnął po szklankę przedniej jednosłodowej whisky - szklanka była prawie pełna, więc musiał zamówić trzy albo nawet cztery porcje - i wychylił ją jednym haustem jak zwykłą wodę. Zacisnął usta, głośno mlasnął i sapnął:

- Rany, to jest to! - Wreszcie zaczął: - Dobra. Śledztwo jest jeszcze w powijakach i prowadzi je niejaki Coleman, agent specjalny Gregory Coleman. Nikt inny się tym nie interesuje, bo wszyscy uważają, że to przegrana sprawa. W prokuraturze też brak zainteresowania. Tam odpowiada za to niejaki Sean O’Shea, z tego co wiem, porządny gość, żaden tam wredny skurwiel. Pracował z nim kiedyś Greg O’Connel, mój znajomek, a właściwie kumpel, i poprosiłem go, żeby człowieka wybadał. Twierdzi, że O’Shea ma to głęboko gdzieś. Miałeś rację, oni praktycznie nie zajmują się papierami wartościowymi. Siedzą w Brooklynie i są obłożeni sprawami związanymi z mafią. Dlatego tu masz szczęście. Ale ten Coleman jest podobno strasznie zawzięty. Gada o tobie, jakbyś był jakimś gwiazdorem. Darzy cię wielkim szacunkiem, ale nie takim, jakim byś chciał. Wygląda na to, że ma obsesję na twoim punkcie.

Pokręciłem głową.

- No to świetnie. Agent z obsesją! Skąd on się, kurwa, wziął? I dlaczego akurat teraz? To musi mieć coś wspólnego z SEC, z tą ugodą. Te sukinsyny próbują mnie wykiwać.

- Spokojnie, Bo. Nie jest tak źle. To nie ma nic wspólnego z SEC. Ty go po prostu intrygujesz. Prasa, srasa, Wilk z Wall Street i tak dalej. Wszystkie te historie z dragami, dziwkami i szastaniem forsą. Młodego agenta, który zarabia czterdzieści tysięcy rocznie, takie coś może odurzyć. A Coleman jest młody, niewiele starszy od ciebie, ma trzydzieści kilka lat. Pomyśl tylko, jak się może czuć, kiedy przeglądając twoje zeznania podatkowe, widzi, że w ciągu godziny zarabiasz więcej niż on w ciągu roku. A na dokładkę widzi jeszcze twoją żonę paradującą na ekranie telewizora.

Wzruszył ramionami.

- Tak czy inaczej chcę przez to powiedzieć, że na jakiś czas musisz przywarować. Na przykład wyjechać na dłuższy urlop, co zważywszy na ugodę z SEC, miałoby sens. Kiedy to ogłosicie?

- Jeszcze nie wiem. Pewnie za parę tygodni.

- Dobre w tym jest to, że Coleman to podobno bardzo porządny facet. Nie tak jak ten, którego dzisiaj poznasz, dzika bestia. Bo gdyby na ogonie siedział ci Jim Barsini, byłoby naprawdę kiepsko. Zastrzelił dwóch czy trzech ludzi, w tym jednego ze strzelby, chociaż facet trzymał już ręce w górze. Wiesz, scena z cyklu: „Stój! - babach! - FBI! Ręce do góry!”. Chwytasz?

Jezu Chryste - pomyślałem. Moim zbawicielem ma być porąbany agent FBI, który strzela, kiedy tylko zaswędzą go palce?

- A więc nie jest tak źle - powtórzył Bo. - Coleman nie sfabrykuje przeciwko tobie żadnych dowodów, nie będzie groził twoim ludziom dożywociem ani zastraszał ci żony. Ale...

- Żony? - przerwałem mu z trwogą. - Jak to? Nadine? Ona nie ma z tym nic wspólnego, wydaje tylko dużo pieniędzy. - Na myśl, że mógłbym ją w to wplątać, upadłem na duchu tak nisko, że trudno mi się było podnieść.

Bo zaczął przemawiać do mnie głosem psychiatry uspokajającego pacjenta, który chce skoczyć z dachu dziesięciopiętrowego domu.

- Spokojnie, Bo, spokojnie. Coleman nie będzie nikogo zastraszał, to nie ten typ. Chciałem tylko powiedzieć, że tak się czasem zdarza, że agent, który przyssał się do męża, próbuje dopaść go przez żonę. Ale ta sytuacja cię nie dotyczy, bo Nadine nie jest zamieszana w żadne podejrzane interesy. Prawda?

- Oczywiście, że nie jest - odparłem z głębokim przekonaniem i szybko przeszukałem pamięć, by sprawdzić, czy aby na pewno. Przeszukałem i ze smutkiem stwierdziłem, że jednak jest. -okej, zgoda - dodałem - przeprowadziłem kilka transakcji w jej imieniu, ale to duperele, zerowa odpowiedzialność. Obciążyć żonę? Nigdy bym do tego nie dopuścił. Prędzej już przyznałbym się do winy i dał się wsadzić na dwadzieścia lat.

Bo powoli pokiwał głową.

- Jak każdy prawdziwy mężczyzna. Rzecz w tym, że oni też o tym wiedzą i mogliby potraktować to jako twój słaby punkt. Ale wyprzedzamy fakty. Już mówiłem, śledztwo jest w powijakach, na razie macają na oślep. Przy odrobinie szczęścia Coleman natknie się na coś innego, na niezwiązaną z tym sprawę i przestanie się tobą interesować. Po prostu zachowaj ostrożność i wszystko będzie dobrze.

- Możesz na to liczyć.

- To dobrze. Zaraz przyjdzie Barsini, więc omówmy kilka podstawowych zasad. Po pierwsze, nie wyskakuj przy nim z tą sprawą. To spotkanie innego rodzaju. Ot, trzech kumpli gada o bzdurach. Żadnych wrzutek na temat śledztwa, okej? Najpierw się z nim zaprzyjaźnij, zakoleguj. Pamiętaj, że chcesz wyciągnąć z niego informacje, jakich nie powinien ci przekazywać. - Dla podkreślenia tych słów potrząsnął głową. - Problem w tym, że jeśli Coleman rzeczywiście wziął cię na muszkę, Barsini nie będzie mógł nic zrobić. Ale jeśli Coleman nic na ciebie nie ma i tylko leci w kulki, Barsini może powiedzieć: „Hej, znam faceta. Nie jest taki zły, dajcie sobie spokój”. Pamiętaj: próba przekupstwa agenta FBI to ostatnia rzecz, jakiej chcemy. Poszedłbyś za to do pudła, i to na długie lata.

Bo uniósł brwi i dodał:

- Ale z drugiej strony... tak, kilka informacji możemy z niego wyciągnąć. Widzisz, niewykluczone, że Coleman chce ci coś przez niego przekazać, że wykorzystuje go jako pośrednika. Kto wie? Może naprawdę się z nim zaprzyjaźnisz. To miły gość. Trochę zwariowany, ale kto z nas jest normalny, nie?

- Nigdy nie osądzam innych - odparłem. - Nie znoszę tych, którzy łatwo ferują wyroki. Tacy są najgorsi.

Bo uśmiechnął się szyderczo.

- Moje słowa. Wiedziałem, że tak powiesz. Jak już wspomniałem, Barsini nie jest typowym agentem FBI. Służył w Fokach albo w zwiadzie marynarki wojennej, nie wiem dokładnie gdzie. Ale musisz wiedzieć jedno: jest zapalonym płetwonurkiem, więc macie ze sobą coś wspólnego. Mógłbyś zaprosić go na jacht, zwłaszcza jeśli się okaże, że ta sprawa z Colemanem to lipa. Kumpel w FBI to niezła rzecz.

Mało brakowało, a przeskoczyłbym przez stolik i pocałował go w usta. Bo był prawdziwym wojownikiem, bezcennym wprost nabytkiem. Ile mu płaciłem, nie licząc tego, co brał z firmy? Ponad pół miliona rocznie, może nawet więcej. I wart był każdego centa.

- Co o mnie wie? - spytałem. - Wie o śledztwie?

- A skąd! Prawie nic mu o tobie nie mówiłem. Tylko to, że jesteś moim klientem i dobrym przyjacielem. To prawda, jedno i drugie, i właśnie dlatego to robię: z przyjaźni.

- Wiem - odparłem z marszu - i nie myśl, że tego nie doceniam. Nigdy nie zapomnę...

- Już jest - przerwał mi Bo, wskazując czterdziestokilkuletniego mężczyznę wchodzącego do restauracji. Metr osiemdziesiąt wzrostu, sto kilo wagi, po wojskowemu ostrzyżone włosy - miał gburowatą, przystojną twarz, przeszywające brązowe oczy i nieprawdopodobnie kwadratową szczękę. Wyglądał tak, jakby zstąpił z plakatu radykalnego prawego skrzydła grupy paramilitarnej.

- Bo! - wykrzyknął. - Kopę lat! Jak leci? I jak ty, kurwa, znalazłeś tę knajpę?! Jezu Chryste, na tym zadupiu do celu można strzelać! - Przekrzywił głowę i uniósł brwi, jakby chciał podkreślić oczywistą logiczność tego spostrzeżenia. - Ale pies to drapał, nie moja sprawa. Ja strzelam tylko do bandziorów rabujących banki, nie? - Te ostatnie słowa były skierowane do mnie i towarzyszył im ciepły uśmiech. - Jordan, prawda? Miło cię poznać, stary. Bo mówił, że masz odlotowy jacht, a właściwie statek, i że nurkujesz. Pozwól, że uścisnę ci rękę.

Uścisnęliśmy sobie dłonie i stwierdziłem, że jego jest dwa razy większa od mojej. Omal nie wyrwał mi ramienia ze stawu, wreszcie puścił mnie i usiedliśmy.

Chciałem pociągnąć temat nurkowania, ale nie zdążyłem, bo nasz obłąkany agent specjalny pociągnął inny.

- Mówię wam - rzucił z werwą - ta dzielnica to istny syf. - Zdegustowany pokręcił głową, rozwalił się na krześle i założył nogę na nogę, demonstrując przy okazji olbrzymi rewolwer u pasa.

- Cóż, Bo - powiedział Bo. - Nie będę z tobą polemizował. Wiesz, ilu ludzi przymknąłem, kiedy tu pracowałem? Nie uwierzyłbyś. Połowę z nich co najmniej dwa razy. Pamiętam takiego jednego, wielki był, kurwa, jak goryl. Zaszedł mnie od tyłu z pokrywą od kubła na śmieci i przyłożył mi w łeb tak mocno, że mnie zamroczyło. Potem dopadł mojego partnera i też go załatwił.

1 ... 55 56 57 58 59 60 61 62 63 ... 117 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название