-->

Wilk z Wall Street

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wilk z Wall Street, Belfort Jordan-- . Жанр: Биографии и мемуары. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wilk z Wall Street
Название: Wilk z Wall Street
Автор: Belfort Jordan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 216
Читать онлайн

Wilk z Wall Street читать книгу онлайн

Wilk z Wall Street - читать бесплатно онлайн , автор Belfort Jordan
Satyryczna rekonstrukcja jednej z najbardziej zwariowanych karier w historii ?wiatowego biznesu W latach 90-tych XX wieku Jordan Belfort by? jednym z najbardziej znanych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Za dnia zarabia? tysi?ce dolar?w na minut?. Noc? wydawa? je r?wnie b?yskawicznie na narkotyki, seks i zagraniczne podr??e. Prowadz?c interesy na kraw?dzi prawa b?d? je ?ami?c, zwr?ci? na siebie uwag? ameryka?skiego wymiaru sprawiedliwo?ci, lecz nawet wtedy nie zrezygnowa? z hulaszczego trybu ?ycia. W ten spos?b rozpocz??a si? emocjonuj?ca gra w kotka i myszk? z FBI oraz instytucjami nadzoruj?cymi nowojorsk? Wall Street.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

- Przepraszam, gdzie jest Cryder Lane?

Zahamowałem. Cryder Lane? - pomyślałem. O czym on gada? Takiej ulicy nie było ani w Old Brookville, ani w ogóle w Locust Valley. Zerknąłem na Chandler i ogarnęła mnie panika. Żałowałem, że nie ma z nami ochroniarzy. W tym spotkaniu było coś dziwnego i niepokojącego.

Pokręciłem głową.

- Nie, to jest Pin Oak Court. Cryder Lane? Nie znam takiej ulicy.

W tej samej chwili zauważyłem, że w samochodzie siedzą jeszcze trzy osoby, i serce zaczęło walić mi jak młot. Cholera jasna, oni chcieli porwać Chandler! Wyciągnąłem rękę, objąłem córkę i spojrzałem jej w oczy.

- Trzymaj się, kochanie.

Już miałem nacisnąć pedał gazu, kiedy otworzyły się tylne drzwi i z oldsmobile’a wysiadła młoda kobieta. Uśmiechnęła się, pomachała do mnie ręką i powiedziała:

- Wszystko w porządku. Nie zrobimy wam krzywdy. Proszę nie odjeżdżać. - I znowu się uśmiechnęła.

Zdjąłem nogę z pedału.

- Czego chcecie?

- Jesteśmy z FBI. - Kobieta wyjęła z kieszeni czarny skórzany futerał i otworzyła go wprawnym ruchem ręki.

Spojrzałem, no i tak. Gapiły się na mnie trzy ohydne litery: F-B-I. Duże, drukowane i jasnoniebieskie, a pod nimi widniał jakiś napis. Chwilę później mężczyzna o wąskiej głowie też pokazał mi odznakę.

- Przyjechaliście pożyczyć szklankę cukru? - rzuciłem ironicznie.

Pokręcili głowami. Wtedy z samochodu wysiadło dwóch pozostałych agentów, też z odznakami. Kobieta uśmiechnęła się smutno.

- Będzie lepiej, jeśli pan zawróci i odwiezie córkę do domu. Musimy porozmawiać.

- Nie ma sprawy - odrzekłem. - I dziękuję. Bardzo to doceniam.

Kobieta kiwnęła głową, przyjmując podziękowania za to, że oszczędzili Chandler widowiska.

- A gdzie jest agent specjalny Coleman? - spytałem. - Po tych wszystkich latach chętnie go poznam, dosłownie umieram z niecierpliwości.

- Jestem pewna, że z wzajemnością - odparła kobieta. - Niedługo tu będzie.

Zrezygnowany kiwnąłem głową. Nadeszła pora przekazać złe wieści córce: z nowego filmu nici. Co więcej, coś mi mówiło, że w domu zajdzie kilka zmian, które raczej jej nie ucieszą - poczynając od dłuższej nieobecności taty.

- Nie możemy jechać do sklepu, skarbie - powiedziałem. - Muszę porozmawiać z tymi ludźmi.

Channy zmrużyła oczy i zacisnęła zęby. I wrzasnęła:

- Nie! Obiecałeś! Nie dotrzymujesz słowa! Chcę do sklepu! Obiecałeś!

Zawróciłem, a ona wciąż krzyczała. Krzyczała nawet wtedy, kiedy wchodziliśmy do kuchni.

- Gwynne - rzuciłem. - Niech pani zadzwoni do Nadine i powie jej, że jest tu FBI, że przyjechali mnie aresztować.

Gwynne bez słowa kiwnęła głową i zaprowadziła Chandler na górę. Kiedy tylko córka zniknęła nam z oczu, agentka wyrecytowała:

- Panie Belfort, aresztuję pana za oszustwa giełdowe, pranie brudnych pieniędzy...

Bla-bla-bla - pomyślałem, gdy zakuwała mnie w kajdanki, wymieniając przestępstwa, jakich się dopuściłem przeciwko ludziom, Bogu i wszystkim innym. Jej słowa omywały mnie jak wiatr. Zupełnie nic nie znaczyły, nie warto ich było słuchać. Przecież wiedziałem, co zrobiłem, wiedziałem również, że zasługuję na to, co mnie czekało. Poza tym miałem mnóstwo czasu na załatwienie sprawy z adwokatem.

Kilka minut później przyjechało ni mniej, ni więcej, jak kolejnych dwudziestu agentów, wszyscy w pełnym rynsztunku bojowym, w kamizelkach kuloodpornych, z bronią, zapasową amunicja i całą resztą, jakbym był niebezpiecznym bandytą albo Bóg wie kim.

Przyjechał również agent specjalny Gregory Coleman. Kiedy go wreszcie zobaczyłem, doznałem wstrząsu. W moim wieku, mojego wzrostu i średniej budowy ciała wyglądał jak gówniarz. Miał krótkie brązowe włosy, bardzo ciemne oczy i regularne rysy twarzy.

Uśmiechnął się na mój widok. Potem wyciągnął do mnie rękę i uścisnęliśmy sobie dłonie, chociaż w kajdankach było mi trochę niewygodnie.

- Muszę przyznać - zaczął z respektem - że godny był z pana przeciwnik. Pukałem do stu drzwi i nikt nie chciał z nami rozmawiać. - Pokręcił głową, zadziwiony lojalnością moich współpracowników. - Pomyślałem, że zechce pan o tym wiedzieć.

- Cóż, pieniądze robią swoje - odparłem.

Coleman ze smutkiem wykrzywił usta.

- Na pewno.

Wtedy nadbiegła Księżna. Miała łzy w oczach, mimo to wyglądała wspaniale. Nawet teraz, w takiej chwili, nie mogłem oprzeć się pokusie i zerknąłem na jej nogi, zwłaszcza że nie wiedziałem, kiedy znowu je zobaczę.

Kiedy mnie wyprowadzali, poklepała mnie delikatnie po policzku i powiedziała, żebym się nie martwił. Ja z kolei powiedziałem, że kochałem ją, kocham i zawsze będę ją kochał. A potem pojechaliśmy - ja i agenci. Ot tak, po prostu. Dokąd mnie zabierali? Nie miałem zielonego pojęcia, chociaż domyślałem się, że na Manhattan i że już nazajutrz stanę przed sędzią federalnym.

Patrząc wstecz, pamiętam, że odczuwałem swego rodzaju ulgę, że oto nareszcie zostawiam za sobą cały ten chaos i obłęd. Że odsiedzę swoje i wyjdę jako młody trzeźwy człowiek, ojciec dwojga dzieci i mąż wspaniałej żony, która wspierała mnie w chwilach dobrych i złych.

Że wszystko będzie dobrze.

EPILOG

Zdrajcy

Byłoby naprawdę miło, gdybyśmy żyli razem długo i szczęśliwie, gdybym po wyjściu z więzienia mógł paść w jej czułe, kochające ramiona. Ale, niestety, w przeciwieństwie do bajek ta część historii nie ma szczęśliwego zakończenia.

Dziesięć milionów dolarów - taką sędzia ustalił kaucję, i to właśnie wtedy, na schodach sądu, Księżna spuściła na mnie prawdziwą bombę.

- Już cię nie kocham - oświadczyła lodowatym głosem. - Całe nasze małżeństwo było kłamstwem. - Potem odwróciła się na pięcie, wyjęła komórkę i zadzwoniła do swego adwokata.

Oczywiście próbowałem jej to wyperswadować, ale na próżno.

- Miłość jest jak kamień - dodała, teatralnie pociągając nosem. - Raz rzucona nigdy nie wraca.

Fajnie - pomyślałem - gdyby nie to, że doszłaś do tego wniosku dopiero wtedy, kiedy mnie oskarżono, ty zdradziecka dziwko!

Wszystko jedno. Kilka tygodni później byliśmy już w separacji, więc udałem się na wygnanie do naszego cudownego domu w Southampton. Tam, wsłuchując się w szum fal Atlantyku i podziwiając zapierające dech w piersi zachody słońca nad Shinnecock Bay, patrzyłem, jak walą się na mnie ściany rzeczywistości i jak pęka w szwach moje życie. Tak, to było odpowiednie miejsce.

Na froncie prawnym było jeszcze gorzej. Czwartego dnia po tym, jak wyszedłem z aresztu, do mojego adwokata zadzwonił prokurator z ostrzeżeniem, że jeśli nie przyznam się do winy i nie pójdę na współpracę z władzami, oskarży i Księżnę. Chociaż nie wdawał się w szczegóły, domyślałem się, że chciał postawić jej zarzut uczestnictwa w porozumieniu przestępczym, którego celem było wydawanie obrzydliwych ilości pieniędzy. Bo o co innego mógłby ją oskarżyć?

Tak czy inaczej cały świat stanął na głowie. Jak mogłem ja, ten stojący na samym szczycie łańcucha pokarmowego, zdradzić tych, którzy stali pode mną? Czy mogłem wydać stado płotek tylko dlatego, że byłem największą rybą w stawie? Czy pięćdziesiąt gupików równało się jednemu wielorybowi? Czy była to kwestia zwykłej arytmetyki?

Współpraca oznaczała, że będę musiał nosić podsłuch, uczestniczyć w procesach, stawać na miejscu dla świadków i zeznawać przeciwko moim znajomym. Że będę musiał sypać, ujawnić każdą, najdrobniejszą nawet machlojkę z ostatnich dziesięciu lat. To była straszna myśl. Myśl absolutnie koszmarna. Ale jaki miałem wybór? Gdybym tego nie zrobił, oskarżyliby Nadine i wyprowadziliby ją z domu w kajdankach.

Księżna oskarżona i w kajdankach - początkowo bardzo mi się to podobało. Gdyby oskarżono nas oboje, pewnie zmieniłaby zdanie i już nie chciałaby się ze mną rozwodzić (bylibyśmy w tej samej sytuacji i trzymalibyśmy się razem). Poza tym gdyby musiała meldować się raz w miesiącu u kuratora, byłaby mniej pożądaną partią. Na pewno, bez dwóch zdań.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название