Wilk z Wall Street
Wilk z Wall Street читать книгу онлайн
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
- A co powiesz mu jutro, Chrabąszczyku? - spytała Annette.
- Że przemyślę to wieczorem i że planowanie odkładamy na następny dzień. - George posłał mi krzywy uśmiech.
- No nie, jesteście niesamowici - powiedziałem. - Wiedziałem, że mnie nabieracie.
- Wcale nie - zaprotestowała Annette. - Ten człowiek naprawdę na to zasługuje. George ma dużo takich spraw, ale nigdy nie słyszałam, żeby ktoś próbował powstrzymywać żonę od niesienia pomocy mężowi. Prawda, Chrabąszczyku?
Chrabąszczyk wzruszył potężnymi ramionami.
- Nie lubię osądzać czyichś metod, ale w tej interwencji brakowało mi ciepła. Robiłem to setki razy i zawsze się starałem, żeby ćpun zrozumiał, jak bardzo jest kochany, by wiedział, że jeśli skończy z nałogiem, wszyscy będą go wspierali. Nigdy w życiu nie zakazałbym żonie widywania się z mężem. Ale cóż. Wszystko dobre, co się dobrze kończy, prawda? Żyjesz i jesteś trzeźwy. To prawdziwy cud, pytanie tylko, czy jesteś trzeźwy naprawdę.
- Jak to? Oczywiście, że tak. Od czterdziestu trzech dni, za kilka godzin od czterdziestu czterech. Przez ten czas niczego nie tknąłem, przysięgam.
- Zgoda, od czterdziestu trzech dni nie piłeś i nie ćpałeś, co wcale nie znaczy, że jesteś trzeźwy. Prawda, Annette?
Kiwnęła głową.
- Opowiedz mu o Kentonie Rhodesie - powiedziała.
- O tym właścicielu sieci domów towarowych? - spytałem.
- Nie - odparł George - o jego popieprzonym synalku, następcy tronu. Ma dom w Southampton, niedaleko ciebie.
Pałeczkę przejęła Annette.
- Bo, widzi pan, kiedyś miałam sklep przy Windmill Lane, tu, niedaleko. Stanley Blacker Boutique, tak się nazywał. Sprzedawaliśmy fantastyczne ciuchy westernowe, buty od Tony’ego Lamy...
George nie znosił przynudzania nawet w wykonaniu własnej żony, i natychmiast jej przerwał.
- Chryste, co ma piernik do wiatraka? Kogo obchodzi, co sprzedawaliście albo jakich lokatorów miałem dziewiętnaście lat temu? - Spojrzał na mnie, przewrócił oczami, wziął głęboki oddech, nadymając się do rozmiarów chłodni przemysłowej, i powoli wypuścił powietrze. - No więc Annette miała sklep przy Windmill Lane i parkowała przed nim swego mercedesa. Pewnego dnia czeka na klienta i widzi przez okno, że za mercedesem parkuje drugi mercedes. Parkując, zawadza o jej tylny zderzak. Kilka sekund później wysiada z niego jakiś facet z dziewczyną i nie zostawiwszy za wycieraczką kartki ze swoimi namiarami, idzie do miasta.
Annette spojrzała na mnie, uniosła brwi i szepnęła:
- To był Kenton Rhodes.
- Właśnie - ciągnął George. - To był Kenton Rhodes. Annette wychodzi ze sklepu i widzi, że nie tylko uszkodził jej zderzak, ale i zaparkował w niedozwolonym miejscu, w strefie przeciwpożarowej. Dzwoni na policję, policja przyjeżdża i wlepia mu mandat. Facet wraca godzinę później, widzi mandat, uśmiecha się, rwie go na strzępy i rzuca na jezdnię.
Annette nie mogła oprzeć się pokusie i wtrąciła:
- Co za palant! Tak się bezczelnie uśmiechał, że wybiegłam na ulicę i krzyknęłam: „Powiem ci coś, panie kolego. Nie tylko wgiął mi pan zderzak, ale i zaparkował pan w miejscu dla straży pożarnej! I podarł pan mandat!”.
- Tak się przypadkiem zdarzyło, że właśnie tamtędy przechodziłem. Idę i widzę, że Annette wrzeszczy na niego, a on wyzywa ją od dziwek. Podchodzę bliżej i mówię: „Wracaj do sklepu, ale już!”. Annette znika, wiedząc, co zaraz będzie. Tymczasem ten skurwiel puszcza mi wiązankę i wsiada do samochodu. Zamyka drzwi, odpala silnik, naciska guzik i zamyka okno. Potem wkłada okulary przeciwsłoneczne, wiesz, takie wielkie, w których wygląda się jak owad, uśmiecha się i pokazuje mi środkowy palec.
- I co zrobiłeś? - spytałem ze śmiechem.
George poruszał wielką głową na grubej jak hydrant szyi.
- Co zrobiłem? Szyba była gruba, z hartowanego szkła, ale zacisnąłem pięść, wziąłem zamach i grzmotnąłem w nią tak mocno, że rozleciała się na tysiąc kawałków. Pięść przeszła na wylot i trafiła go w skroń tak skutecznie, że stracił przytomność i upadł na kolana dziewczyny, wciąż w okularach, tylko teraz już przekrzywionych.
- Aresztowali cię? - spytałem, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Niezupełnie. Widzisz, dziewczyna zaczęła się drzeć: „O Boże!” - wrzeszczała. - „O mój Boże! Zabiłeś go, ty kretynie!”. Wyskoczyła z samochodu i pobiegła na posterunek. Kilka minut później Rhodes się ocknął, a ona wróciła z gliniarzem, moim dobrym kumplem Pete’em Orlandem. No więc wraca, otwiera drzwi, pomaga Rhodesowi wysiąść, otrzepuje go ze szkła i z mety napadają na Pete’a, żądając, by mnie aresztował. W tej samej chwili ze sklepu wybiega Annette i krzyczy: „On podarł mandat! Zaśmieca miejsce publiczne i parkuje w niedozwolonym miejscu!”, na co Pete obchodzi samochód, ponuro kręci głową, patrzy na Rhodesa i mówi: „Rzeczywiście, zaparkował pan w niedozwolonym miejscu. Proszę natychmiast przestawić samochód albo każę go odholować”. Rhodes mruczy coś pod nosem, klnie, wsiada do mercedesa i zamyka drzwi. Odpala silnik, wrzuca wsteczny, cofa kilkanaście centymetrów, a wtedy Pete podnosi rękę i krzyczy: „Stać! Proszę wysiąść!”. Rhodes zatrzymuje wóz, wysiada i pyta: „Co jest?”, na co Pete mówi: „Wyczuwam alkohol w pana oddechu, musi pan poddać się testowi trzeźwości”. „Kurwa mać, nie wie pan, kim jestem!” - mamrocze Rhodes. Nie przestał się ciskać i przeklinać nawet po tym, jak Pete aresztował go za jazdę po pijanemu i założył mu kajdanki.
Rechotaliśmy z tego przez dobrą minutę i był to mój pierwszy serdeczny - i trzeźwy - śmiech niemal od dziesięciu lat. Szczerze mówiąc, nie pamiętałem nawet, kiedy ostatni raz tak głośno się śmiałem. Z historii tej wypływał oczywisty morał: George, który wówczas dopiero zaczynał się leczyć, był wtedy trzeźwy, a jednocześnie nie był. Przestał pić, ale wciąż zachowywał się jak pijak.
Teraz opanował się w końcu i powiedział:
- Bystry z ciebie chłopak, więc na pewno wyciągniesz z tego odpowiedni wniosek.
- Tak. Wniosek jest taki, że zabicie Maynarda nie byłoby czynem człowieka trzeźwego.
- Właśnie. Możesz o tym myśleć, możesz o tym rozmawiać, a nawet z tego żartować. Ale gdybyś zaczął coś w tym kierunku robić, oznaczałoby to, że daleko ci do prawdziwej trzeźwości. Nie piję od ponad dwudziestu lat, mimo to codziennie chodzę na spotkania, ale nie tylko po to, żeby nie pić. Trzeźwość jest dla mnie czymś więcej niż unikaniem alkoholu. Kiedy na spotkaniach widzę nowych, takich jak ty, przypominam sobie, że wciąż stąpam po kruchym lodzie i że w każdej chwili mogę pójść na dno. To mój codzienny straszak. A kiedy widzę starych wyjadaczy, ludzi, którzy nie piją od ponad trzydziestu lat i są znacznie trzeźwiejsi ode mnie, uświadamiam sobie, jaki to cudowny program i jak wielu ludziom uratował życie.
- Tak naprawdę to nie chciałem go zabić - odparłem. - Musiałem po prostu trochę pogadać, spuścić parę. - Wzruszyłem ramionami. - Kiedy patrzysz na to z perspektywy czasu, pewnie nie możesz uwierzyć, że mu wtedy przyłożyłeś. Teraz, po dwudziestu latach niepicia, pewnie nadstawiłbyś drugi policzek, co?
George spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Żartujesz? Przygrzałbym sukinsynowi nawet po stu!
Znowu wybuchnęliśmy histerycznym śmiechem i śmialiśmy się tak przez całe to cudowne lato 1997 roku, moje pierwsze lato całkowitej trzeźwości. Księżna też, bo zaprzyjaźniliśmy się z George’em i Annette, podczas gdy nasi znajomi, jeden po drugim, zaczęli się powoli od nas oddalać. Do końca pierwszego roku trzeźwości straciłem kontakt prawie ze wszystkimi. Wciąż spotykaliśmy się z Beallami i z najstarszymi przyjaciółmi Nadine, ale dla ludzi takich jak Elliot Lavigne, Danny Porush, Rob Lorusso, Todd i Carolyn Garretowie nie było już miejsca w moim życiu.
Oczywiście Wigwam, Bonnie i Ross i kilku moich przyjaciół z dzieciństwa wciąż wpadało do nas na kolację, ale było już inaczej. Kokosy oficjalnie się skończyły, podobnie jak narkotyki, które przedtem trzymały nas razem. Wilk z Wall Street umarł tamtej nocy w Boca Raton na Florydzie, przedawkowawszy w kuchni Dave’a i Laurie Beallów. A to, co z niego zostało, ostatecznie zgasło po tym, jak spotkał George’a, który wskazał mu drogę do prawdziwej trzeźwości.