-->

Diabelska Alternatywa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska Alternatywa, Forsyth Frederick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska Alternatywa
Название: Diabelska Alternatywa
Автор: Forsyth Frederick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 193
Читать онлайн

Diabelska Alternatywa читать книгу онлайн

Diabelska Alternatywa - читать бесплатно онлайн , автор Forsyth Frederick

Rok 1982. W obliczu kl?ski g?odu Rosjanie licz? na pomoc Amerykan?w i dostawy zbo?a z USA. Po obu stronach Atlantyku s? jednak tacy, kt?rzy chc? wykorzysta? t? sytuacj? do spowodowania ?wiatowego konfliktu nuklearnego. Tylko para kochank?w, obywateli obu supermocarstw, mo?e uratowa? ?wiat przed zag?ad?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 82 83 84 85 86 87 88 89 90 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Cały system pomp kończy się w jednym miejscu, w tak zwanym kolektorze – odpowiedział bez sprzeciwów operator. – Do tego kolektora podłącza się węże z instalacji brzegowej. Potem otwiera się główne zawory w kolektorze i włącza pompy.

– Jaka jest szybkość rozładunku?

– Dwadzieścia tysięcy ton na godzinę. Żeby zachować równowagę statku, wypompowuje się jednocześnie kilka zbiorników, w różnych punktach kadłuba.

Drake wiedział, że “Freya” stoi teraz na fali przypływu; woda wokół niej dryfowała wolno, nie więcej niż milę na godzinę, na północny wschód, w stronę Wysp Fryzyjskich.

– Otwórz zawór tego zbiornika – wskazał na lewą stronę statku, na śródokręciu. Pompiarz wahał się przez chwilę, potem usłuchał.

– Dobrze – pochwalił Drake. – A teraz, jak dam ci znak, włączysz pompy i opróżnisz ten zbiornik.

– Do morza? – marynarz nie wierzył własnym uszom.

– Tak, do morza – potwierdził Drake ze złością. – Kanclerz Busch dowie się nareszcie, co to znaczy presja międzynarodowej opinii publicznej.

W sobotę, 2 kwietnia, kiedy wskazówki zegarów zbliżały się do dwunastej, cała Europa wstrzymała oddech. Wszyscy byli przekonani, że terroryści zgładzili już – w odwecie za naruszenie przestrzeni powietrznej nad statkiem – jednego marynarza. Teraz, z wybiciem dwunastej, mieli zabić następnego albo wylać tysiące ton ropy do morza.

Nimrod, który o północy zastąpił maszynę majora Lathama, też musiał już – niespełna godzinę temu – opuścić służbę. Kończyło mu się paliwo. Na posterunku był więc znowu Latham; kamery jego samolotu spokojnym terkotem odmierzały biegnący czas.

Major nie wiedział nawet, że w tej chwili wiele mil nad nim przesuwa się szpiegowski satelita Kondor; poprzez sieć podobnych aparatów krążących wokół globu wysyłał on do Waszyngtonu nieprzerwany potok obrazów. W Owalnym Gabinecie zmęczony prezydent USA wpatrywał się w ekran telewizyjny. Spod dolnej ramki obrazu powoli wysunęła się “Freya”, jakby ukryty pod monitorem diabeł groził prezydentowi palcem.

W Londynie wiele ważnych osobistości zebrało się w sali konferencyjnej Urzędu Premiera przed dużym ekranem, na którym widać było to, co widział Nimrod. Już za pięć dwunasta kamery samolotu przeszły na pracę ciągłą; obraz przesyłany był non stop do systemu Datalink na “Argyllu”, a stąd do Whitehall.

Na pokładach “Montcalma”, “Bredy”, “Brunnera”, “Argylla” i “Morana” marynarze z pięciu krajów co chwila podnosili lornetki do oczu. Ich oficerowie wspinali się najwyżej jak mogli, by więcej widzieć przez swoje teleskopy.

Na fali międzynarodowej rozgłośni radiowej BBC odezwał się Big Ben. I wtedy w podziemiach Urzędu Premiera, tylko dwieście jardów od słynnego zegara, ktoś wykrzyknął: “Boże, oni leją ropę!” W tej samej chwili, trzy tysiące mil stąd, dostrzegli to czterej Amerykanie w Owalnym Gabinecie.

Z boku “Freyi”, ze środka lewej burty, wytryskała kolumna lepkiej, rdzawoczerwonej cieczy. Była gruba jak tors mężczyzny. Pchana siłą potężnych pomp “Freyi”, ropa przewalała się nad relingiem i trzydziestostopową kaskadą spadała w morze. Zaledwie paru sekund było trzeba, by szmaragdowa toń wokół statku zmieniła kolor i zmętniała. Powracając wielkimi bąblami z głębiny na powierzchnię, ropa rozlewała się w coraz większą plamę; przypływ rozciągał ją coraz bardziej ku północnemu wschodowi.

Po sześćdziesięciu minutach pompowanie wody ustało; zawartość jednego zbiornika znalazła się za burtą. Wielka plama na morzu przybrała kształt jaja, którego węższy koniec wciąż jeszcze trzymał się kadłuba “Freyi”. W końcu jednak cała plama oderwała się od statku i podryfowała wolno ku Wyspom Fryzyjskim. Morze wciąż było spokojne, toteż plama nie dzieliła się na części, coraz bardziej jednak się rozciągała. O drugiej, w godzinę zaledwie po opróżnieniu zbiornika, miała już dziesięć mil długości i siedem mil szerokości w najszerszym miejscu.

Kolejny Kondor minął miejsce katastrofy; w Waszyngtonie plama zniknęła z ekranu. Poklewski wyłączył monitor.

– A to tylko pięćdziesiąta część całego ładunku – powiedział. – Europejczycy wpadną chyba w szał.

Zadzwonił telefon. Benson podniósł słuchawkę. Kiedy ją odkładał, jego twarz zdradzała ożywienie.

– W Langley dostali właśnie wiadomość z Londynu – powiedział, zwracając się do prezydenta. – Ich człowiek w Moskwie sygnalizował, że ma odpowiedź na nasze pytanie. Twierdzi, że wie, dlaczego Rudin grozi zerwaniem Traktatu Dublińskiego, w razie gdyby Miszkin i Łazariew wyszli na wolność. Teraz leci z tą wiadomością osobiście do -Londynu. Wyląduje za godzinę.

Matthews wzruszył ramionami.

– Właściwie to już nie ma znaczenia, skoro za kilka godzin major Fallon wyruszy ze swoimi nurkami. Choć oczywiście dobrze jest wiedzieć.

– On przekaże to natychmiast Sir Nigelowi, a ten zawiadomi panią Carpenter. Może poprosi ją pan, żeby skorzystała z gorącej linii, jak tylko wiadomość dotrze do niej? – zasugerował Benson.

– Rzeczywiście tak zrobię.

Powiedział to o ósmej rano; w Europie minęła właśnie pierwsza. Andrew Drake, który niemal przez całą ostatnią godzinę pogrążony był w myślach, postanowił jeszcze raz porozmawiać z brzegiem.

Już dwadzieścia minut później kapitan Larsen wzywał przez radio Kontrolę Mozy i prosił o połączenie z Janem Graylingiem, premierem Holandii. Nie czekał długo: Holendrzy już wcześniej przewidzieli, że terrorysta będzie chciał wznowić negocjacje z ich premierem, i byli na to przygotowani.

– Słucham pana, kapitanie Larsen, mówi Jan Grayling – Holender rozmawiał z Norwegiem po angielsku.

– Panie premierze, widział pan zapewne, jak wypompowano dwadzieścia tysięcy ton ropy z mojego statku? – spytał Larsen. Lufa pistoletu niemal dotykała jego ucha.

– Tak, to straszne – stwierdził Grayling.

– Dowódca partyzantów proponuje konferencję.

Echo ostatnich słów kapitana dość długo kołatało się w głowie premiera. Grayling popatrzył niepewnie na dwóch członków rządu, którzy towarzyszyli mu w tej rozmowie.

– Rozumiem – powiedział, chociaż niczego jeszcze nie rozumiał. Chciał po prostu zyskać na czasie. – Jaka to ma być konferencja?

– Bezpośrednie, osobiste spotkanie przedstawicieli krajów nadmorskich i innych zainteresowanych stron – odczytywał Larsen z położonej przed nim kartki.

Grayling zakrył dłonią mikrofon.

– Ten drań chce rozmawiać! – oznajmił podekscytowany. Potem, znów do telefonu, oświadczył: – W imieniu rządu holenderskiego zgadzam się być gospodarzem takiej konferencji. Proszę zawiadomić o tym dowódcę partyzantów.

Na mostku “Freyi” Andrij Dracz pokręcił przecząco głową. Teraz z kolei on zakrył dłonią mikrofon. Przez chwilę naradzał się z Larsenem.

– Nie na lądzie – odezwał się w końcu głos Larsena w telefonie. – Tutaj, na morzu. Jak się nazywa ten brytyjski krążownik?

– “Argyll”.

– Oni mają helikopter – mówił Larsen pod dyktando Drake'a. – Konferencja odbędzie się na “Argyllu”. O trzeciej po południu. Weźmie w niej udział pan, ambasador niemiecki i dowódcy pięciu okrętów NATO. Nikt więcej.

– Zrozumiałem. Czy dowódca partyzantów przybędzie osobiście? Pytam, bo muszę przekonsultować z Brytyjczykami gwarancje bezpieczeństwa.

Przez chwilę nie było odpowiedzi.

– Nie – odezwał się w końcu głos kapitana Larsena. – On wyśle swojego przedstawiciela. Za pięć trzecia helikopter z “Argylla” będzie mógł się zatrzymać nad lądowiskiem “Freyi”, powtarzam: nad lądowiskiem. Żadnych żołnierzy ani komandosów na pokładzie, tylko pilot o operator windy, obaj bez broni. Akcja będzie obserwowana z mostka. I żadnych kamer. Helikopter zatrzyma się dwadzieścia stóp nad pokładem. Operator spuści na linie uprzęż i zabierze naszego negocjatora na pokład “Argylla”. Czy to jasne?

– Najzupełniej – odparł Grayling. – A czy mogę wiedzieć, kto będzie tym negocjatorem?

– Proszę chwilę zaczekać – mikrofon na “Freyi” wyłączył się. Larsen skierował wzrok na Drake'a.

– No, panie Swoboda, jeśli nie poleci pan sam, to kogo pan wyśle? Drake uśmiechnął się przelotnie.

– Pana – powiedział. – Myślę, że pan najlepiej potrafi ich przekonać, że nie żartuję, ani z załogą, ani z ładunkiem. I że moja cierpliwość ma granice.

W słuchawce telefonu premiera Graylinga znów odezwał się głos Larsena:

– Poinformowano mnie, że to ja będę negocjatorem.

Na tym rozmowa się skończyła. Grayling spojrzał na zegarek.

– Pierwsza czterdzieści pięć – stwierdził. – Mamy siedemdziesiąt pięć minut. Wyślijcie po Konrada Yossa śmigłowiec, niech ląduje jak najbliżej jego ambasady. Teraz proszę mnie połączyć bezpośrednio z panią Carpenter.

– Tak jest, panie premierze – odpowiedział jego osobisty sekretarz i dodał: – Pan Harry Wennerstrom chciałby z panem mówić, jest na linii.

Staremu milionerowi już w nocy dostarczono do apartamentu na dach “Hiltona” precyzyjną krótkofalówkę. Od wielu godzin włączona była na stałe na kanale dwudziestym.

– Z pewnością poleci pan na “Argylla” śmigłowcem – stwierdził Wennerstrom bez żadnych wstępów. – Będę wdzięczny, jeśli zabierze pan ze sobą panią Lizę Larsen.

– Ale… nie wiem… – zaczął Grayling.

– Zlitujże się, człowieku! – huknął Szwed. – Przecież ci bandyci nigdy się o tym nie dowiedzą. A jeśli sprawy nie pójdą dobrze, to jest to dla niej może ostatnia okazja, żeby widzieć go żywego.

– Dobrze, niech przyjedzie tutaj najdalej za czterdzieści minut. Startujemy o wpół do trzeciej.

Rozmowę na kanale dwudziestym słyszały oczywiście wszystkie sieci wywiadowcze i większość agencji prasowych. Teraz rozdzwoniły się telefony między Rotterdamem i dziewięcioma stolicami europejskimi. Dalekopis w Białym Domu nerwowo wystukiwał pilną wiadomość z Agencji Bezpieczeństwa Narodowego dla prezydenta Matthewsa. Przez trawnik na tyłach Whitehall pędził jak strzała w stronę rezydencji premiera goniec z depeszą do pani Carpenter. Izraelski ambasador w Bonn, w imieniu swojego premiera, nalegał na kanclerza Buscha, by w trakcie konferencji na “Argyllu” koniecznie dowiedzieć się, czy terroryści są, czy też nie są Żydami; szef rządu niemieckiego obiecał to załatwić.

1 ... 82 83 84 85 86 87 88 89 90 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название