Diabelska Alternatywa
Diabelska Alternatywa читать книгу онлайн
Rok 1982. W obliczu kl?ski g?odu Rosjanie licz? na pomoc Amerykan?w i dostawy zbo?a z USA. Po obu stronach Atlantyku s? jednak tacy, kt?rzy chc? wykorzysta? t? sytuacj? do spowodowania ?wiatowego konfliktu nuklearnego. Tylko para kochank?w, obywateli obu supermocarstw, mo?e uratowa? ?wiat przed zag?ad?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
W oczach prezydenta zabłysła iskierka nadziei.
– Więc sądzisz, że wystarczy postraszyć tym Buscha? I że nie będziemy musieli zrobić tego naprawdę?
W tym momencie wszedł sekretarz z depeszą od premiera brytyjskiego.
– To jest kobieta! – zawołał z uznaniem prezydent, ledwie zapoznał się z treścią depeszy. – Brytyjczycy ocenili, że poradzą sobie z pierwszą plamą ropy, z następnymi już nie. A więc kazała przygotować plan odbicia “Freyi”! Po zmroku ekipa płetwonurków wejdzie na statek i uspokoi tego chłopca z zapałkami. Oceniają swoje szansę jako duże.
– A więc wystarczy trzymać kanclerza w szachu jeszcze przez dwanaście godzin – dokończył swoją myśl Benson. – Myślę, panie prezydencie, że w tej sytuacji stanowczo powinien pan wydać rozkaz, o którym mówiłem. Są ogromne szansę, że nie będzie trzeba go wykonać.
– A jeśli będzie trzeba? Co wtedy, Bob?
– Wtedy zostanie wykonany.
Matthews zakrył twarz dłońmi, potem zaczął przecierać zmęczone oczy.
– Boże, dlaczego człowiek musi wydawać takie rozkazy? – westchnął. Bo przecież muszę… Tak, Bob, przekaż ten rozkaz.
Daleko na wschodzie, nad wybrzeżem holenderskim, słońce oderwało się już od horyzontu. Na rufowym pokładzie krążownika “Argyll”, ustawionego już burtą do “Freyi”, stał major Fallon. Przyglądał się trzem łodziom patrolowym, przycumowanym po zachodniej, niewidocznej z “Freyi”, stronie krążownika. Wartownik z komina tankowca nie mógł więc widzieć krzątaniny na ich pokładach. Oddział komandosów Fallona montował właśnie swoje kajaki i rozpakowywał niezwykły sprzęt. Słońce świeciło jasno, zapowiadając kolejny ciepły i pogodny dzień. Morze było spokojne, wręcz nieruchome. Do Fallona podszedł dowódca “Argylla”, komandor Richard Preston.
Stali przez chwilę w milczeniu, przyglądając się trzem smukłym chartom morskim, które w ciągu zaledwie ośmiu godzin przywiozły tu ludzi i sprzęt z odległego Poole. Nagle łodzie zakołysały się; Fallon podniósł wzrok. W odległości kilku kabli przepływał z dużą szybkością szary okręt wojenny; gwiaździsta bandera łopotała nad jego rufą.
– Kto to? – spytał Fallon.
– Flota amerykańska przysłała swojego obserwatora – wyjaśnił Preston. – To USS “Moran”. Zajmie pozycję na południe od nas, między “Argyllem” i “Montcalmem”.
Spojrzał na zegarek.
– Wpół do ósmej. Właśnie podają śniadanie w mesie oficerskiej. Zapraszam pana do nas, majorze.
Była siódma pięćdziesiąt, kiedy do drzwi kajuty Mike'a Manninga, dowódcy USS “Moran”, zastukał radiotelegrafista. Okręt już stał na kotwicy po całonocnym rejsie. Komandor Manning, który od wielu godzin nie opuszczał mostka, teraz sumiennie wodził elektryczną maszynką po twardej szczecinie zarostu. Nie przerywając golenia wziął depeszę z rąk telegrafisty i rzucił na nią okiem. Wyłączył maszynkę i rzekł ze zdziwieniem:
– Nie jest rozszyfrowana…
– Tak jest, sir – potwierdził marynarz. – Ma symbol “Wyłącznie do wiadomości dowódcy”.
Manning odprawił telegrafistę, otworzył sejf w ścianie i wyjął z niego swój osobisty szyfr. Był nietypowy, ale nie odznaczał się szczególną oryginalnością. Manning zaczął prowadzić ołówek po kolumnach cyfr i liter, szukając odpowiedników literowych dla liczb zawartych w depeszy. Kiedy skończył, długo jeszcze siedział przy stole. Chyba coś pomyliłem – pomyślał najpierw. Potem jeszcze raz sprawdził początek depeszy: może to tylko jakiś kawał? Ale to nie był kawał. Depesza była adresowana do niego osobiście, a nadał ją Departament Marynarki w Waszyngtonie za pośrednictwem sztabu STANFORLANT. Właściwym nadawcą był jednak prezydent Stanów Zjednoczonych; nagłówek – Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych USA, Biały Dom, Waszyngton – nie pozostawiał żadnych wątpliwości.
– On nie może tego ode mnie żądać! – rzucił Manning przez zaciśnięte zęby. – Nikt nie może tego żądać od marynarza!
Ale rozkaz istniał, leżał tutaj i był całkiem jednoznaczny:
“W przypadku, gdyby rząd Niemiec Zachodnich chciał uwolnić porywaczy z Berlina bez konsultacji z nami, USS «Moran» zatopi supertankowiec «Freya» ogniem artyleryjskim oraz zastosuje wszelkie dostępne środki, by spalić jego ładunek i zminimalizować szkody środowiskowe. USS «Moran» wykona tę akcję po otrzymaniu sygnału: THUNDERBOLT, powtarzam: THUNDERBOLT. Depeszę zniszczyć”.
Mikę Manning miał czterdzieści trzy lata, żonę i czworo dzieci – wszystkie mieszkały jeszcze razem z matką w pobliżu Norfolk w Wirginii, ale nigdy dotąd nie przyszło mu do głowy kwestionować rozkazy przełożonych.
Podszedł do iluminatora i popatrzył na oddalony o pięć mil niski, podłużny kontur pod wschodzącym słońcem. Wyobraził sobie nagle, jak jego magnezowe pociski zapalające przebijają delikatną powłokę “Freyi” i wybuchają w ładowniach pełnych łatwopalnej cieczy. Myślał o tych dwudziestu dziewięciu ludziach, stłoczonych głęboko pod linią wodną, osiemdziesiąt stóp pod falami, w stalowej trumnie, daremnie czekających na ratunek. Pomyślał o ich rodzinach. Gwałtownym ruchem zmiął trzymany w ręku papier.
– Panie prezydencie! – wyszeptał. – Nie wiem, czy jestem do tego zdolny.