-->

Diabelska Alternatywa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska Alternatywa, Forsyth Frederick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska Alternatywa
Название: Diabelska Alternatywa
Автор: Forsyth Frederick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 194
Читать онлайн

Diabelska Alternatywa читать книгу онлайн

Diabelska Alternatywa - читать бесплатно онлайн , автор Forsyth Frederick

Rok 1982. W obliczu kl?ski g?odu Rosjanie licz? na pomoc Amerykan?w i dostawy zbo?a z USA. Po obu stronach Atlantyku s? jednak tacy, kt?rzy chc? wykorzysta? t? sytuacj? do spowodowania ?wiatowego konfliktu nuklearnego. Tylko para kochank?w, obywateli obu supermocarstw, mo?e uratowa? ?wiat przed zag?ad?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 55 56 57 58 59 60 61 62 63 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

11.

Od 3.00 do 9.00

Zamaskowani terroryści zabrali się teraz do pracy z metodyczną precyzją; najwyraźniej długo i starannie przygotowywali się do akcji. Ich herszt wydawał nieustannie rozkazy w języku, którego ani kapitan Larsen, ani jego ludzie nie rozumieli. “Czarni” kazali obu oficerom i marynarzowi stanąć pod tylną ścianą mostku i tam trzymali ich pod strażą. Herszt trącił Larsena lufą pistoletu i nieoczekiwanie uprzejmą, wręcz elegancką angielszczyzną polecił:

– Do pańskiej kabiny, kapitanie, jeśli łaska.

Gęsiego – Larsen na czele, lider terrorystów w środku, jego goryl z gotowym do strzału karabinem na końcu – zaczęli schodzić na poziom “D”. W połowie drogi, na zakręcie schodów, Larsen spojrzał na idących za nim mężczyzn, zastanawiając się, czy poradziłby sobie z oboma naraz. “Nawet nie próbuj – podpowiedział mu głos wewnętrzny. – Nikt przy zdrowych zmysłach nie dyskutuje z automatem na odległość dziesięciu stóp”. Ruszył więc dalej po schodach.

Pokład “D” zamieszkiwali starsi rangą oficerowie statku. Przednią prawą część zajmował apartament dowódcy. Dalej, bliżej środka nadbudówki, znajdowała się biblioteka map, mała, ale bogato zaopatrzona. Przez otwarte drzwi widać było regały zapełnione mapami morskimi najwyższej jakości. Dzięki nim kapitan mógł czuć się jak we własnym domu na każdym morzu, w każdej zatoce, w każdym porcie świata. Wszystko to były kopie map Admiralicji Brytyjskiej – najlepszych, jakie kiedykolwiek sporządzono.

Następne pomieszczenie było salą konferencyjną. Dalej w lewo znajdowały się luksusowe kajuty do dyspozycji armatora – gdyby przyszła mu kiedyś chęć podróżować na tym statku; teraz jednak nie miały one lokatorów i były zamknięte. Ten sam układ kabin, tylko odwrócony, powtarzał się w lewej przedniej części pokładu “D”. Tutaj mieszkał główny inżynier.

W tylnej części, za kajutą kapitańską, mieścił się nieco mniejszy apartament pierwszego oficera, lewy tylny narożnik tego pokładu zajmowało zaś mieszkanie szefa stewardów. Przestrzeń między tylnymi kajutami była pusta; w samym jej środku znajdowały się schody, prowadzące do wyższego i trzech niższych poziomów.

Larsen poprowadził napastników prosto do swojego mieszkania i zatrzymał się w kabinie dziennej. Szef terrorystów zajrzał na wszelki wypadek do sypialni i łazienki, ale nikogo tam nie znalazł.

– Niech pan siada, kapitanie – powiedział głosem nieco stłumionym kominiarką. – Zostanie pan tu do mojego powrotu. Proszę położyć ręce na stole i nie ruszać się.

Swojemu człowiekowi wydał następne polecenia w dziwnym obcym języku; typ z karabinem cofnął się o dwa kroki i oparł plecami o przednią ścianę kabiny. Stał teraz naprzeciwko Larsena i mierzył z odległości dwunastu stóp w sam środek jego białego marynarskiego swetra. Herszt starannie zasłonił okna, po czym wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Po chwili był już z powrotem na mostku.

– Ty – wskazał lufą na młodego marynarza – pójdziesz ze mną. Chłopak rzucił błagalne spojrzenie na pierwszego oficera “Freyi”.

Wcześniej jednak zareagował trzeci oficer, Tom Keller.

– Jeśli zrobisz krzywdę temu chłopcu – powiedział z charakterystycznym amerykańskim akcentem – uduszę cię gołymi rękami!

Dwie lufy automatów skierowały się natychmiast w jego stronę.

– Twoja rycerskość jest chwalebna, ale nie masz za grosz poczucia rzeczywistości – skomentował herszt. – Nikomu nie stanie się krzywda, jeśli nie będzie robił głupstw. W przeciwnym razie urządzimy wam krwawą łaźnię, a ty pierwszy dasz głowę.

Lundquist skinął na marynarza.

– Idź z nim i rób wszystko, co każe.

Terrorysta wyprowadził marynarza na schody. Kiedy mijali poziom “D”, zapytał:

– Kto oprócz kapitana mieszka na tym pokładzie?

– Główny mechanik i szef stewardów – marynarz wskazał kolejno pomieszczenia nad prawą i lewą burtą. – No i pierwszy oficer, w lewej przedniej kajucie, ale on jest teraz na mostku.

Spoza drzwi kabin nie dochodziły żadne odgłosy życia.

– Gdzie jest magazyn farb? – spytał terrorysta. Marynarz bez słowa odwrócił się i zaczął schodzić w dół. Nie zatrzymując się minęli poziomy “C” i “B”- Tu spoza którychś drzwi dobiegły ich odgłosy rozmowy; najwyraźniej czterej marynarze, którym nie chciało się spać, spędzali tę noc przy kartach i kawie.

Na poziomie “A”, dolnym pokładzie nadbudówki, marynarz otworzył drzwi prowadzące na rufę i wyszedł; terrorysta za nim. Nocny chłód nieprzyjemnie kontrastował z ciepłym wnętrzem. Znajdowali się teraz za nadbudówką, na rufie. Przed nimi piętrzył się ku gwiazdom wysoki na sto stóp masyw komina. Marynarz skierował się w stronę małej stalowej budki. Miała sześć na sześć stóp i tyle samo wysokości. Z jednej strony były umieszczone drzwi, zakręcone motylkowymi mutrami na dwu wielkich śrubach.

– To tam, na dole – pokazał marynarz.

– Schodzimy – zadecydował terrorysta. Chłopiec nie bez wysiłku odkręcił motylkowe nakrętki, pociągnął za uchwyt i otworzył drzwi na oścież. Paląca się w środku żarówka oświetlała maleńki podest i biegnące odeń w dół, do wnętrza “Freyi”, schodki. Przynaglony lufą rewolweru marynarz wszedł do budki i zaczął schodzić w dół; terrorysta za nim.

Zeszli schodami przeszło siedemdziesiąt stóp niżej, mijając po drodze kilka galerii zamkniętych stalowymi drzwiami. Kiedy wreszcie znaleźli się na końcu schodów, byli głęboko poniżej linii wody; pod sobą mieli już tylko kil i stalową skorupę statku. Z dna klatki schodowej czworo drzwi prowadziło w różne strony. Terrorysta wskazał na jedne z nich i zapytał:

– Co tu jest?

– Przekładnia steru.

– Zajrzyjmy tam.

Otworzywszy drzwi ujrzeli wielką, wysoko sklepioną halę; jej metalowe ściany pokryte były bladozieloną farbą. Wnętrze było dobrze oświetlone. Cały środek podłogi wypełniały wielkie, obudowane blachą mechanizmy. To one odbierały sygnały z komputerów mostka kapitańskiego i zgodnie z nimi poruszały płetwą sterową. Ściany naprzeciw drzwi zbiegały ku podłodze łagodną krzywizną, była to już bowiem najniższa część rufy. Z drugiej strony tej stalowej skorupy wielka płetwa sterowa “Freyi” wisiała nieruchomo w czarnej otchłani morza. Nie zabawili tu długo. Terrorysta kazał zamknąć drzwi z powrotem i zakręcić śruby.

Lewe drzwi prowadziły do magazynu chemikaliów, prawe – do magazynu lakierów. Te pierwsze terrorysta zignorował; nie miał zamiaru więzić ludzi w pomieszczeniu, w którym z pewnością były materiały żrące – mogliby zrobić z nich użytek. Lepszy był magazyn farb. Jego wnętrze okazało się dostatecznie duże i miało dobrą wentylację.

– A te czwarte drzwi? – spytał. Nie było na nich żadnych uchwytów ani dostępnych śrub.

– Prowadzą do tylnej części maszynowni. Są zakręcone z tamtej strony.

Terrorysta oparł się mocno o stalowe drzwi, ale nawet nie drgnęły. Były sztywne jak skała. Wyglądał na zadowolonego.

– Ilu ludzi jest na statku? Tylko bez żadnych sztuczek… policz również kobiety. Jeśli znajdziemy chociaż jedną osobę ponad to, co teraz powiesz, zastrzelę ją.

Chłopak przesunął językiem po spierzchniętych wargach.

– Nie ma kobiet na statku. Może w następną podróż będzie już można zabrać żony, ale nie w pierwszym rejsie. Razem jest nas trzydziestu, łącznie z kapitanem.

Wiedząc już wszystko, co chciał wiedzieć, terrorysta wepchnął młodego marynarza do magazynu, zatrzasnął drzwi i wkręcił jedną ze śrub mocujących w jej gniazdo. Potem wrócił na górę. Dotarłszy na pokład wybrał tym razem inną drogę na mostek. Zamiast korzystać z wewnętrznych schodów, na których mógłby się na kogoś natknąć, wspiął się po drabinach zawieszonych nad prawą burtą.

Zastał swoich pięciu wspólników w tej samej sytuacji, w jakiej ich zostawił: z bronią gotową do strzału pilnowali dwu oficerów. Dość długo trwało wydawanie dalszych poleceń. Wkrótce obaj oficerowie z mostka, w towarzystwie szefa stewardów i głównego mechanika, wyrwanych z głębokiego snu, wędrowali pod strażą po wąskich schodkach wiodących do magazynu farb. Większość załogi spała jeszcze. Kabiny na pokładzie “B”, w których mieszkali, były znacznie mniejsze, niż apartamenty oficerskie na poziomach “C” i “D”. Kiedy wyciągnięto ich z łóżek i popędzono na dno statku, marynarze protestowali głośno, wymyślali napastnikom i klęli. Szef terrorystów uciszał jednak kolejne grupy oświadczeniem, że w razie jakichkolwiek prób oporu ich kapitan, uwięziony we własnej kabinie, zostanie natychmiast zabity. Marynarze cichli więc i słuchali rozkazów bandyty.

W końcu w magazynie lakierów upchnięto wszystkich dwudziestu dziewięciu członków załogi. Terroryści pozwolili jeszcze pierwszemu kucharzowi i czterem stewardom wrócić na chwilę do kambuza na pokładzie “A”, by przynieść stamtąd tace pełne bułek i rogalików, a także skrzynki z piwem i lemoniadą. Dwa duże wiadra miały zastąpić więźniom ubikację.

– Czujcie się jak u siebie w domu – zadrwił szef terrorystów. Dwudziestu dziewięciu mężczyzn patrzyło na niego wściekłym wzrokiem z wnętrza magazynu. – Nie będziecie tu długo siedzieć… najwyżej trzydzieści godzin. Aha, kapitan wzywa szefa pomp. Który to?

Szwed Martinsson zrobił krok w stronę drzwi.

– To ja.

– Pójdziesz ze mną – powiedział terrorysta. Była czwarta trzydzieści. Cały pokład “A”, dolny poziom nadbudówki, zajmowały urządzenia niezbędne do obsługi morskiego kolosa. Tutaj znajdowały się główny kambuz, chłodnia, zimna spiżarnia i inne magazyny żywnościowe, magazyn napojów, skład brudnej bielizny i sąsiadująca z nim automatyczna pralnia, wreszcie centrala kontroli ładunku i centrala przeciwpożarowa, zwana też “pianową”.

Piętro wyżej był pokład “B”, z kajutami całej załogi (z wyjątkiem oficerów), a także z czytelnią, czterema pomieszczeniami klubowymi i trzema barami. Na poziomie “C” mieściły się kajuty młodszych oficerów oraz mesa oficerska, palarnia i klub dzienny załogi z basenem pływackim, sauną i salą gimnastyczną.

Terrorystę najbardziej jednak interesowała centrala kontroli ładunku na pokładzie “A”; tam właśnie kazał się zaprowadzić szefowi pomp. Nie było tutaj okien; pokój, sztucznie ogrzewany i klimatyzowany, był cichy i dobrze oświetlony. Spojrzenie terrorysty prześliznęło się po setkach wyłączników na tablicach rozdzielczych i zatrzymało się na tylnej ścianie pokoju. Nad konsoletą, przy której usiadł już szef pomp, znajdował się kolorowy schemat statku, długi na dziewięć i szeroki na cztery stopy. Pokazywał on rozłożenie ładunku w zbiornikach.

1 ... 55 56 57 58 59 60 61 62 63 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название