Diabelska Alternatywa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska Alternatywa, Forsyth Frederick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska Alternatywa
Название: Diabelska Alternatywa
Автор: Forsyth Frederick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 320
Читать онлайн

Diabelska Alternatywa читать книгу онлайн

Diabelska Alternatywa - читать бесплатно онлайн , автор Forsyth Frederick

Rok 1982. W obliczu kl?ski g?odu Rosjanie licz? na pomoc Amerykan?w i dostawy zbo?a z USA. Po obu stronach Atlantyku s? jednak tacy, kt?rzy chc? wykorzysta? t? sytuacj? do spowodowania ?wiatowego konfliktu nuklearnego. Tylko para kochank?w, obywateli obu supermocarstw, mo?e uratowa? ?wiat przed zag?ad?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 51 52 53 54 55 56 57 58 59 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Przez osiem lat po berlińskich rozruchach w 1953 roku Ludwig Jahn siedział cicho. W 1961 roku, kiedy Mur nie był jeszcze ukończony, spokojnie przeszedł do zachodniej części miasta. Przez ostatnie piętnaście lat miał dobrą, państwową posadę w Berlinie Zachodnim. Zaczynał jako zwykły strażnik w służbie więziennej, obecnie awansował już do stopnia starszego wachmistrza, oddziałowego Bloku II, w więzieniu Tegel.

Jego drugi gość siedział przez cały czas w milczeniu. Jahn nigdy się nie dowie, że ten człowiek to radziecki pułkownik nazwiskiem Kukuszkin, pracujący teraz dla “departamentu mokrej roboty” moskiewskiej centrali KGB.

Jahn patrzył z przerażeniem na zdjęcia, które Niemiec wysypał z dużej koperty i rozłożył przed nim na stole. Była na nich jego matka, dobiegająca osiemdziesiątki wdowa, w celi więziennej, patrząca w obiektyw posłusznie, z trwogą i jakby z nadzieją, że z tej właśnie strony przyjdzie uwolnienie. Byli tam jego dwaj młodsi bracia, z kajdankami na rękach, w różnych celach, których ściany z surowych cegieł były doskonale widoczne na bardzo ostrych odbitkach.

– A są jeszcze pańskie bratowe i trójka rozkosznych bratanków. No tak, wiemy przecież, że posyła im pan prezenty gwiazdkowe. Jak to oni pana nazywają? Wujek Ludo? Ładnie, bardzo ładnie… A czy coś takiego – gość podsunął Jahnowi dalsze zdjęcia – widział pan kiedyś?

To, co zobaczył teraz na tych zdjęciach, zmusiło go do zamknięcia na chwilę oczu. Ze zdjęć patrzyły na niego dziwaczne, podobne do żywych trupów, postacie odziane w szmaty, z nagimi głowami ostrzyżonymi do gołej skóry, wyglądającymi jak czaszki, z zapadniętymi, otępiałymi twarzami. Ludzie na tych zdjęciach tłoczyli się bezładnie, powłóczyli nogami jak starcy. Niektórzy owijali właśnie szmatami skostniałe stopy, by osłonić je przed arktycznym mrozem. Porośnięci szczeciną, wyschnięci na wiór, bardziej przypominali zmaltretowane zwierzęta w klatce, niż ludzi. Wyjaśniono mu uprzejmie dalej, że zdjęcia przedstawiają więźniów obozów pracy przymusowej na Kołymie, na dalekiej Syberii, na północ od Kamczatki. Tam właśnie, na Dalekim Wschodzie za kręgiem polarnym, wydobywa się złoto.

– Dożywocie w takich… hm… kurortach to przywilej tylko dla największych wrogów państwa, panie Jahn. Ale mój obecny tu kolega może zapewnić ten przywilej całej pańskiej rodzinie… tak… nawet pańskiej kochanej, starej matce… wystarczy jeden telefon. No, więc, niech pan mi powie, czy chce pan, żeby ta rozmowa telefoniczna się odbyła?

Pulchny Jahn patrzył z przerażeniem w oczy drugiego mężczyzny, który nadal milczał. Wydawały mu się równie zimne jak łagry Kołymy.

– Nein - wykrztusił z trudem – błagam, nie! Czego wy właściwie ode mnie chcecie?

Choć pytanie skierowane było do drugiego milczącego mężczyzny, odpowiedział Niemiec.

– W więzieniu w Tegel siedzą dwaj porywacze samolotu, Miszkin i Łazariew. Zna ich pan?

Jahn skinął głową posłusznie, z rezygnacją.

– Tak. Przywieziono ich cztery tygodnie temu. Było na ich temat wiele szumu w prasie.

– Gdzie dokładnie siedzą?

– Blok numer II. Górne piętro, wschodnie skrzydło. Mają pojedyncze cele… na własną prośbę. Obawiają się innych więźniów. Tak mówią… bo właściwie nie mają powodu się bać. Gdyby mieli na przykład na sumieniu gwałt na dzieciach, to co innego. Ale bardzo nalegali.

– Pan jednak może ich odwiedzać, panie Jahn? Ma pan do nich dostęp?

Jahn milczał. Zaczynał się już z przerażeniem domyślać, czego jego goście mogli chcieć od porywaczy samolotu. Przybyli przecież ze Wschodu, skąd tamci dwaj uciekli. Z pewnością nie przyszli do niego po to, żeby wręczył więźniom od nich prezenty urodzinowe.

– Niech pan przyjrzy się jeszcze raz tym zdjęciom, Jahn. Niech pan im się dobrze przyjrzy, zanim pomyśli pan o odmowie.

– Tak, mogę ich odwiedzać. W czasie obchodów. Ale tylko w nocy. Na dziennej zmianie pilnuje tego korytarza trzech strażników. Zawsze co najmniej jeden musiałby wejść ze mną do celi. Zresztą w ciągu dnia nie mam żadnego pretekstu do otwierania cel. Kontroluję je w nocy.

– Jest pan teraz na nocnej zmianie?

– Nie – zaprzeczył gwałtownie – na dziennej.

– Jak długo trwa nocna zmiana?:

– Osiem godzin. O dziesiątej wieczorem gasi się światło, o północy następuje zmiana warty. Następna zmiana jest o ósmej rana W ciągu nocy obchodzę cały blok trzykrotnie, w towarzystwie dyżurnego strażnika każdego z pięter.

Nieznajomy Niemiec zastanowił się przez chwilę.

– Mój obecny tu przyjaciel chciałby ich odwiedzić. Kiedy przechodzi pan na nocną zmianę?

– W poniedziałek, czwartego kwietnia.

– Doskonale. A więc zrobi pan to tak…

Polecono Jahnowi wziąć mundur i przepustkę z szafki kolegi przebywającego na urlopie. Czwartego kwietnia o drugiej nad ranem kazano mu zejść na parter i wpuścić Rosjanina z ulicy służbowym wejściem. Pójść z nim na górne piętro i ukryć go w pokoju służbowym dziennej zmiany. Dyżurnego z tego piętra wysłać pod jakimś pretekstem na dłuższy czas na dół, przejmując tymczasem jego obowiązki. Po odejściu strażnika wpuścić Rosjanina na korytarz, przy którym są izolatki, i dać mu klucze od obu cel. Po jego odwiedzinach u Miszkina i Łazariewa wszystkie czynności zostaną powtórzone w odwrotnej kolejności. Następnie Rosjanin ukryje się aż do powrotu dyżurnego strażnika, po czym Jahn odprowadzi go do służbowego wyjścia i wypuści na ulicę.

– To się nie uda -jęknął Jahn, wiedząc dobrze, że prawdopodobnie jednak mogłoby się im to udać.

Wtedy wreszcie odezwał się po niemiecku, milczący dotąd Rosjanin.

– Lepiej, żeby wyszło – zagroził. – Jeśli nie wyjdzie, osobiście zapewnię pańskiej rodzinie taki reżim na Kołymie, przy którym stosowane tam “rygory specjalne” będą mogły się wydawać miesiącem miodowym w apartamencie hotelu “Kempinsky”.

Jahn poczuł się nagle tak, jakby lodowata ciecz wypełniła mu żołądek. Również w jego więzieniu było “wydzielone skrzydło”. Żaden z tamtejszych brutalnych strażników nie mógł się jednak równać z tym człowiekiem. Jahn z trudem przełknął ślinę.

– Zrobię to – wyszeptał.

– Mój przyjaciel powróci tutaj w niedzielę, trzeciego kwietnia, o szóstej wieczór – oświadczył Niemiec. – Tylko bez żadnych komitetów powitalnych z policji, jeśli łaska. Nic to panu nie da. Obaj mamy paszporty dyplomatyczne na fałszywe nazwiska. Wszystkiemu zaprzeczymy i puszczą nas wolno. Proszę przygotować dla niego mundur i przepustkę.

Po chwili odeszli. Zabrali ze sobą fotografie, nie zostawili ani jednej. Dla Jahna nie miało to znaczenia. Już ich nie zapomni: co noc będzie je widział w koszmarnych snach, z najdrobniejszymi szczegółami.

Do 23 marca ponad dwieście pięćdziesiąt statków – pierwsza część oczekującej już na załadunek floty masowców – zacumowało w trzydziestu portach wschodniego wybrzeża Ameryki, od Rzeki św. Wawrzyńca w Kanadzie aż po Karolinę. Rzeka Świętego Wawrzyńca skuta była jeszcze lodem, ale lodołamacze pokruszyły go na miazgę; zima musiała uznać swoją porażkę, gdy płynące po ziarno statki dotarły w komplecie do stanowisk przy elewatorach zbożowych. Większość statków należała do radzieckiego Soyfrachtu. Wśród pozostałych najwięcej było jednostek płynących pod banderą USA. Jeden z warunków kontraktu przewidywał bowiem, że przewoźnicy amerykańscy będą mieli pierwszeństwo. Już wkrótce statki te popłyną przez Atlantyk, w stronę Archangielska i Murmańska, do Leningradu, do Odessy, Sewastopola i Noworosyjska. W tych konwojach wezmą także udział statki pływające pod dziesięcioma innymi banderami – i będzie to największy masowy ładunek przewożony transportem morskim równocześnie na tej trasie od czasów II wojny światowej. Elewatory zbożowe od Duluth do Huston zaczęły wypluwać z siebie złoty strumień pszenicy, jęczmienia, owsa, żyta i kukurydzy. Wszystko to w ciągu miesiąca dotrze do zagrożonych głodem milionów w Rosji.

* * *

Dwudziestego szóstego Andrew Drake oderwał się wreszcie od zaimprowizowanego warsztatu na kuchennym stole mieszkania wynajętego na przedmieściach Brukseli i oznajmił, że jest gotów. Materiał wybuchowy zapakowano w dziesięć fibrowych walizek, broń zawinięto w ręczniki i upchnięto w plecakach. Detonatory, owinięte w bawełnę, Azamat Krim umieścił w pudełku z cygarami, z którym się nigdy nie rozstawał. Kiedy zapadł zmrok, wynieśli ładunek partiami do używanej ciężarówki z belgijską rejestracją, kupionej parę dni wcześniej. Opuścili mieszkanie i ruszyli do Blankenberge.

Niewielki kurort był cichy, a port prawie całkowicie wyludniony, gdy pod osłoną ciemności przenosili swój ekwipunek do ładowni wędkarskiego kutra. Była sobota i choć na odległym molo pojawił się jakiś człowiek z psem, nie zwrócił na nich większej uwagi. Grupy morskich wędkarzy przygotowujące się do niedzielnych połowów są tutaj rzeczą normalną. Nie dziwiło to więc nikogo, mimo że pora roku była na to trochę zbyt wczesna, a temperatura odrobinę za niska.

W sobotę dwudziestego siódmego pożegnał się z nimi Kamynski. Wsiadł do ciężarówki i odjechał do Brukseli. Miał przed sobą dużo roboty. Musiał całkowicie oczyścić brukselskie mieszkanie, a potem odprowadzić ciężarówkę na umówione miejsce na polderach Holandii. Tam ją zostawi, schowa do ustalonej kryjówki kluczyk, i korzystając z promu Hook van Holland – Harwich dotrze do Londynu. Starannie wbił sobie w pamięć cały program, i teraz był już pewien, że gładko wykona swoją część planu.

Pozostała na kutrze siódemka też opuściła port. Popłynęli statecznie wzdłuż brzegu, na wschód. Gdzieś między wyspami Walcheren i Noord-Beveland wpłynęli na wewnętrzne wody Holandii. Tutaj, wystawiwszy ostentacyjnie na pokład swoje wędki, rzucili kotwicę i czekali. W kabinie, przy potężnym aparacie radiowym, siedział całymi godzinami zgarbiony Drake, wsłuchując się w komunikaty wieży kontrolnej ujścia Mozy – Maassluis – i jej nie kończące się rozmowy ze statkami wchodzącymi lub wychodzącymi z Europortu i Rotterdamu.

– Pułkownik Kukuszkin wykona swoje zadanie w więzieniu Tegel w nocy z trzeciego na czwartego kwietnia – oznajmił Wasyl Pietrow w rozmowie z sekretarzem generalnym Rudinem na Kremlu. – Jest tam pewien starszy strażnik, który wpuści go do więzienia, otworzy odpowiednie cele i wypuści pułkownika służbowymi drzwiami, gdy już będzie po wszystkim.

1 ... 51 52 53 54 55 56 57 58 59 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название