Przybi? Pi?tk?
Przybi? Pi?tk? читать книгу онлайн
Co czeka Stephanie?- wuj Fred znikn?? bez ?ladu- w torbie na ?mieci znajduje si? cia?o- po mie?cie goni j? paskudny bukmacher- babcia Mazurowa chce pos?u?y? si? paralizatorem- Stephanie mo?e korzysta? z wozu tylko przez czterdzie?ci osiem godzin- dwaj m??czy?ni pr?buj? zaci?gn?? j? do ???ka- nie ma odpowiedniej kiecki na mafijne wesele- jest jeszcze ma?y w?ciek?y cz?owieczek, kt?ry nie chce wynie?? si? z jej mieszkania…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Przygotowałam zupę pomidorową z puszki i tosty z serem. Tosty z serem dlatego, że miałam na nie ochotę. A zupę dlatego, że lubię mieć w zapasie pustą puszkę dla Reksa.
W połowie lunchu spojrzałam na Mokrego, a w uszach zabrzmiało mi echo słów Morellego. „Pracuję z dwoma facetami ze skarbówki, przy których wyglądam jak harce-rzyk". Usłyszałam chóry anielskie i doznałam olśnienia.
– Jasny gwint – powiedziałam. – Pracujesz z Morellim.
– Nie pracuję z nikim – wyjaśnił Mokry. – Działam w pojedynkę.
– Bzdura.
Morelli bywał już zaangażowany w moje sprawy i ukrywał to przede mną, ale po raz pierwszy kazał mnie szpiegować. Nigdy jeszcze nie zachował się tak wrednie.
Mokry westchnął i odsunął talerz.
– Czy to znaczy, że nie dostanę deseru? Podsunęłam mu jeden z moich batonów.
– Jestem przygnębiona.
– I co teraz?
– Morelli to szuja. Popatrzył na baton.
– Powiedziałem, że pracuję sam.
– Owszem. Powiedziałeś też, że jesteś bukmacherem. Podniósł wzrok.
– Nie możesz przysiąc, że nim nie jestem.
Zadzwonił telefon. Chwyciłam słuchawkę, zanim włączyła się sekretarka.
– Hej, cukiereczku – odezwał się Morelli. – Jaką chcesz pizzę?
– Nie chcę nic. Nie ma żadnej pizzy. Nie ma ciebie, mnie, nas, pizzy. I więcej tu nie dzwoń, ty cuchnący balasie psiego gówna, ty kupo ptasiego gnoju – odparłam i odłożyłam z trzaskiem słuchawkę.
Mokry nie posiadał się z radości.
– Niech zgadnę – powiedział. – To był Morelli.
– A ty… – wycelowałam w niego palec -…nie jesteś wcale lepszy.
– No to pędzę – oświadczył, wciąż chichocząc.
– Zawsze miałaś problemy z mężczyznami? – spytał Briggs. – Czy to nowa przypadłość?
O szóstej stałam w holu, czekając na Komandosa. Wyszłam właśnie spod prysznica, wyperfumowana, ze świeżo ułożonymi włosami. Zrobiłam się na bóstwo. „Mike's Place" to był bar dla miłośników sportu, często zaglądali tam biznesmeni. O szóstej wieczorem wypełniał się facetami w garniturach, którzy mieli ochotę popatrzeć w barowy telewizor z kanałem sportowym i wypić drinka przed powrotem do domu, więc i ja ubrałam się elegancko. Włożyłam swój superstanik, który sprawiał cuda, białą jedwabną bluzkę z rozpiętym guziczkiem akurat na wysokości zatrzasku magicznego stanika, wreszcie czarny jedwabny kostium ze spódniczką odpowiednio podciągniętą w pasie, by widać było kawałek nogi. Wałeczek tłuszczu w talii zakryłam szerokim paskiem z imitacji lamparciej skóry, a stopy w pończochach wepchnęłam w diabelnie prowokacyjne pantofle na dziesięciocentymetrowym obcasie.
Z windy wyczłapał pan Morganthal i mrugnął do mnie.
– Hej, laleczko! – rzucił na powitanie. – Może wybierzesz się na ostrą randkę?
Miał dziewięćdziesiąt dwa lata i mieszkał na trzecim piętrze, obok pani Delgado.
– Spóźnił się pan – odparłam. – Już zaplanowałam wieczór.
– I chwała Bogu. Pewnie byś mnie wykończyła – rzekł z ulgą pan Morganthal.
Komandos podjechał mercedesem i czekał pod drzwiami. Uszczypnęłam pana Morganthala w policzek i popłynęłam ku drzwiom, kołysząc biodrami i przesuwając językiem po wargach. Wśliznęłam się wężowym ruchem do mercedesa i skrzyżowałam nogi.
Komandos popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
– Powiedziałem, że masz tylko przyciągnąć jego uwagę… a nie wszczynać zamieszki. Może powinnaś zapiąć jeden guzik więcej.
Zatrzepotałam na niego rzęsami, odgrywając flirciarę, choć nie do końca było to udawane.
– Nie podoba ci się? – spytałam. Ha! No i co, Morelli? Można się bez ciebie obejść.
Komandos sięgnął dłonią do mojej bluzki i rozpiął dwa kolejne guziki, odsłaniając mnie aż do brzucha.
– Tak mi się podoba – rzekł, nie przestając się uśmiechać.
Cholera! Szybko zapięłam bluzkę.
– Mądrala! – rzuciłam. No dobrze, zrobił mnie na szaro. Nie ma powodu do paniki. Przyjdzie jeszcze na to czas. Nie jestem w tej chwili gotowa na Komandosa!
Z budynku wyszedł pan Morganthal i pogroził nam palcem.
– Chyba popsułem ci reputację – oświadczył Komandos i wrzucił bieg.
– Powiedziałabym, że raczej pomogłeś mi sprostać męskim oczekiwaniom.
Przejechaliśmy miasto i zaparkowaliśmy w pewnej odległości od baru, po drugiej stronie ulicy.
Komandos wyciągnął zza osłony przeciwsłonecznej zdjęcie.
– To Ryan Perin. Stały bywalec. Przychodzi codziennie po pracy. Zamawia dwa drinki. Idzie do domu. Nigdy nie parkuje wozu dalej niż przed najbliższym skrzyżowaniem.
Wie, że diler próbuje odzyskać jaguara, jest więc trochę nerwowy. Wychodzi co kilka minut, żeby skontrolować sytuację. Twoje zadanie polega na tym, by wlepiał wzrok w ciebie, nie w samochód. Zatrzymaj go jakiś czas w barze.
– Dlaczego chcesz sprzątnąć tego jaguara akurat stąd, a nie z innego miejsca?
– Kiedy Perin jest w domu, wóz stoi zamknięty w garażu. Ludzie dilera nie mogą położyć na nim ręki. Kiedy Perin jest w pracy, zostawia samochód w garażu podziemnym, a dozorca myśli poważnie o premii na Gwiazdkę -wyjaśnił Komandos i zrobił z dłoni pistolet, wyciągając palec wskazujący i kciuk. – Pamiętaj, że Perin ma spluwę i szybko po nią sięga. Dlatego musimy zwinąć mu samochód po cichu. Nikt nie chce rozlewu krwi.
– Z czego ten facet żyje?
– Jest prawnikiem. Przepuszcza wszystko, co zarobi.
Minął nas ciemnozielony jaguar. Nie było wolnego miejsca na ulicy. Kiedy dotarł do skrzyżowania, jakiś wóz ruszył spod krawężnika i jaguar natychmiast wśliznął się na jego miejsce.
– Rany – zauważyłam. – Ale z niego szczęściarz.
– Nie – wyjaśnił Komandos. – To Czołg. Wzdłuż całej ulicy stoją wyłącznie nasze wozy, więc Perin musiał tu zaparkować.
Facet wysiadł z jaguara, włączył alarm i ruszył w stronę baru.
Spojrzałam na Komandosa.
– Co z alarmem?
– Nie ma problemu. Perin zniknął w lokalu.
– Okay, zabieramy się do roboty, spryciaro. Dam ci pięć minut, potem wzywam lawetę – oświadczył i wręczył mi nadajnik. – Jeśli coś pójdzie nie tak, wciśnij guzik alarmowy. Przyjdę po ciebie, jak wóz zniknie z ulicy.
Perin był w niebieskim prążkowanym garniturze. Miał ponad czterdzieści lat, rzednące włosy koloru zboża i at-letyczną budowę ciała, które zdążyło zwiotczeć. Weszłam do środka i stanęłam z boku. Odczekałam chwilę, by przyzwyczaić wzrok do zmiany oświetlenia. W lokalu przeważali mężczyźni, ale dostrzegłam też kilka kobiet. Trzymały się razem. Mężczyźni byli na ogół samotni, wzrok mieli wlepiony w ekran telewizora. Nietrudno mi przyszło zlokalizować Perina. Siedział na przeciwległym końcu lśniącego baru z mahoniowego drewna. Barman postawił przed nim drinka. Coś z kostkami lodu.
Stołki po obu stronach Perina były wolne, ale nie zamierzałam od razu siadać i zaczynać rozmowy. Nie chciałam, by miał wrażenie, że wybrałam go specjalnie. Jeśli był podenerwowany, takie bezpośrednie podejście mogłoby mu się wydać podejrzane. Ruszyłam w jego stronę, intensywnie przy tym grzebiąc w torebce. Kiedy byłam tuż obok, potknęłam się o niewidzialną przeszkodę. Nie tak bardzo, by się przewrócić, ale wystarczająco, by wpaść na niego i złapać go za rękaw.
– O Boże – powiedziałam. – Najmocniej przepraszam. Nie patrzyłam pod nogi… – Spojrzałam w dół. – Przeklęte buty! Nie umiem chodzić na wysokich obcasach.
– A co pani umie? – spytał Perin. Obdarzyłam go uśmiechem za milion dolarów.
– Chodzić na bosaka – odparłam i usadowiłam się na stołku obok niego, przywołując barmana. – Jezu, muszę się napić. Mam za sobą jeden z tych kiepskich dni.
– Niech mi pani o nim opowie – zaproponował. -Czym się pani zajmuje?
– Kupuję bieliznę.
Prawdę powiedziawszy, było to moje główne zajęcie, dopóki nie zostałam łowczynią nagród.
Jego wzrok spoczął na rowku między moimi piersiami.
– Poważnie?
Miałam nadzieję, że szybko załadują jaguara. Ten facet zdążył się już rozgrzać i teraz zamierzał schłodzić się na mnie, jak dwa razy dwa cztery. Czułam to przez skórę.
– Jestem Ryan Perin. – Wyciągnął do mnie rękę.
– Stephanie.
Nie wypuszczał z uścisku mojej dłoni.
– Stephanie od damskiej bielizny. To bardzo sexy.
Fuj. Nie znoszę trzymać się za rękę z obcymi mężczyznami. Przeklęty Komandos i jego horyzonty.
– No, wie pan… Taka praca.
– Założę się, że ma pani mnóstwo świetnej bielizny.
– Pewnie. Mam wszystko. Wystarczy powiedzieć, czego pan chce, i załatwione.
Barman spojrzał na mnie wyczekująco.
– Napiję się tego. – Wskazałam na drinka Perina. -Tylko na jednej nodze, dobrze?
– Niech mi pani opowie o swojej bieliźnie – poprosił Perin. – Ma pani jakieś pasy do pończoch?
– O tak. Sama noszę je cały czas… Czerwone, czarne, fioletowe.
– A stringi?
– Stringi też.
Ilekroć je wkładam, czuję się tak, jakbym czyściła sobie tyłek nicią dentystyczną.
W jego zegarku odezwał się alarm.
– O co chodzi? – spytałam.
– Muszę sprawdzić samochód. Cholera! Nie panikuj.
– A co jest nie tak z samochodem?
– Nie jest tu zbyt bezpiecznie o tej porze. W zeszłym tygodniu wyrwali mi radio. Od czasu do czasu wychodzę i sprawdzam, czy wszystko w porządku.
– Nie ma pan alarmu?
– No, niby mam.
– Więc czym się martwić?
– No cóż, chyba tak. Mimo to… – Spojrzał w kierunku wejścia. – Może powinienem na wszelki wypadek sprawdzić.
– Nie jest pan chyba jednym z tych facetów, którzy cierpią na natręctwa? – upewniłam się. – Nie przepadam za takimi typami. Są zawsze podenerwowani. Nigdy nie chcą spróbować czegoś nowego jak… hm… seks grupowy.
Zapomniał o samochodzie.
W kącikach ust zebrało mu się trochę śliny.
– Lubi pani seks grupowy?
– No cóż, nie lubię go z wieloma mężczyznami, ale mam dwie znajome dziewczyny…
Barman podał mi drinka. Wychyliłam go i dostałam ataku kaszlu. Kiedy mi przeszło, oczy miałam rozpalone i załzawione.
– Co to jest, do cholery?
– Szafir z Bombaju.
– Kiepski ze mnie pijak.
Perin przesunął dłonią po mojej nodze, docierając aż do rąbka spódnicy.