Przybi? Pi?tk?

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Przybi? Pi?tk?, Evanovich Janet-- . Жанр: Иронические детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Przybi? Pi?tk?
Название: Przybi? Pi?tk?
Автор: Evanovich Janet
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 275
Читать онлайн

Przybi? Pi?tk? читать книгу онлайн

Przybi? Pi?tk? - читать бесплатно онлайн , автор Evanovich Janet

Co czeka Stephanie?- wuj Fred znikn?? bez ?ladu- w torbie na ?mieci znajduje si? cia?o- po mie?cie goni j? paskudny bukmacher- babcia Mazurowa chce pos?u?y? si? paralizatorem- Stephanie mo?e korzysta? z wozu tylko przez czterdzie?ci osiem godzin- dwaj m??czy?ni pr?buj? zaci?gn?? j? do ???ka- nie ma odpowiedniej kiecki na mafijne wesele- jest jeszcze ma?y w?ciek?y cz?owieczek, kt?ry nie chce wynie?? si? z jej mieszkania…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 36 37 38 39 40 41 42 43 44 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Fakt.

Obdarzył mnie przyjacielskim uśmiechem bankiera.

– No to powodzenia.

– Ona nie potrzebuje powodzenia – zauważyła Lula. -Jest niesamowita. Zawsze zdobywa swojego faceta, rozumie pan, o co mi chodzi. Jest taka dobra, że prowadzi porsche. Ile zna pan łowczyń nagród, które jeżdżą takim wozem?

– To samochód firmowy – wyjaśniłam Shempsky'emu.

– Wspaniały wóz – przyznał. – Widziałem wczoraj, jak nim odjeżdżałaś.

Wreszcie poczułam, że jestem na dobrej drodze. Miałam pewną teorię, która pozwalała powiązać to wszystko ze sobą. Dopiero się wykluwała, ale warto było nad nią popracować. Ruszyłam w stronę Hamilton i przecięłam South Broad. Skręciłam w dzielnicę przemysłową i z ulgą stwierdziłam, że nigdzie nie widać migających świateł i policyjnych radiowozów. Żadnych ludzkich tragedii. Na placu przed biurem RGC nie stały śmieciarki i nie pachniało brzydko. Najwyraźniej środek dnia to najlepsza pora na odwiedziny w firmie śmieciarskiej.

– Mogą być trochę przewrażliwieni – powiedziałam do Luli.

– Chcesz, to ci pokażę, jak wygląda człowiek przewrażliwiony – odparła Lula. – Mam tylko nadzieję, że zamalowali ścianę.

Biuro nie wyglądało na świeżo odnowione, ale i nie było zbryzgane krwią. Za kontuarem, przy biurku, siedział jakiś mężczyzna. Był po czterdziestce, miał kasztanowe włosy i odznaczał się szczupłą budową ciała. Podniósł wzrok, kiedy weszłyśmy do środka.

– Chciałabym zaktualizować rachunek – wyjaśniłam. -Rozmawiałam o tym z Lanym, ale nic z tego nie wyszło. Pan się tym teraz zajmuje?

Wyciągnął dłoń.

– Mark Stemper z biura w Camden. Jestem tu przeniesiony czasowe.

– Czy to ta ściana, na której rozprysnął się mózg? -Lula machnęła ręką w tę stronę. – Nie wygląda na pomalowaną. Jak żeście ją doszorowali? Mnie nigdy nie udało się domyć zakrwawionej ściany.

– Zatrudniliśmy wyspecjalizowaną ekipę – wyjaśnił Stemper. – Nie wiem dokładnie, czego użyto.

– O rany, to kiepsko, bo i mnie by się coś takiego przydało.

Spojrzał na nią podejrzliwie.

– Często ma pani krew na ścianach?

– Tak po prawdzie, to nie zawsze są ściany w moim domu.

– Wróćmy może do sprawy – wtrąciłam.

– Nazwisko?

– Fred Shutz.

Sprawdził w komputerze i pokręcił głową.

– Nie ma tu nikogo o takim nazwisku.

– No właśnie.

Wyłuszczyłam mu sprawę i pokazałam czek.

– Nie korzystamy z usług tego banku – powiedział.

– Może macie tam drugie konto?

– Nie. Każde biuro działa tak samo. Wszystko idzie przez Citibank.

– Jak więc wyjaśni pan sprawę tego czeku?

– Nie wiem, jak ją wyjaśnić.

– Czy pracowali tu tylko Martha Deeter i Lany Li-pinski?

– W tym biurze? Tak.

– Kiedy ktoś przesyła opłatę kwartalną, co się z nią dzieje?

– Przechodzi przez biuro. Jest wprowadzana do systemu komputerowego i przekazywana na konto w Citibanku.

– Bardzo nam pan pomógj – powiedziałam. – Dziękuję. Wyszłyśmy na zewnątrz.

– Po mojemu, to niezbyt pomógł. Nic za cholerę nie wiedział.

– Ale wiedział, że to był niewłaściwy bank.

– Zauważyłam, jak cię to ruszyło.

– Wiesz, kiedy rozmawiałam z Allenem Shempskym, to coś mi zaświtało.

– Chcesz się tym pochwalić?

– Załóżmy, że Larry Lipinski nie uzupełniał wszystkich rachunków. Załóżmy, że zatrzymywał dla siebie dziesięć procent i gdzieś je gromadził.

– Skubał – skomentowała Lula. – Uważasz, że skubał RGC z forsy. I wtedy zjawił się wuj Fred i zaczął robić z tego aferę.

– Może.

– Jesteś niesamowita – przyznała z podziwem Lula. -Ale masz głowę, koleżanko.

Przybiłyśmy piątkę, potem uścisnęłyśmy sobie dłonie, a na koniec Lula chciała wymienić ze mną jakiś skomplikowany gest, ale pogubiłam się w pół drogi do końca.

Prawdę mówiąc, uważałam, że sprawa jest bardziej skomplikowana niż załatwienie Freda z powodu awantury o rachunek. Już bardziej prawdopodobne było, że jego zniknięcie miało związek z poćwiartowaną kobietą. I wciąż sądziłam, że to może być Laura Lipinski. Wszystko się jakoś ze sobą wiązało. Byłam w stanie skonstruować prawdopodobny scenariusz, aż do momentu, kiedy to Fred zobaczył, jak Lipinski podrzuca worek ze śmieciami pod agencję nieruchomości. Potem natykałam się na czarną ścianę.

Już miałyśmy wsiąść do samochodu, kiedy drzwi biura się otworzyły i wyjrzał Stemper. Pomachał na nas.

– Hej! – zawołał. – Poczekajcie chwilę. Ten czek nie daje mi spokoju. Macie coś przeciwko temu, żebym zrobił sobie kopię?

Nie miałam nic przeciwko temu, więc razem z Lula wróciłyśmy do biura, a potem czekałyśmy, podczas gdy Stemper manipulował przy kopiarce.

– Draństwo nigdy nie działa – powiedział. – Poczekajcie, zmienię papier.

Pół godziny później zwrócono mi czek z przeprosinami.

– Przykro mi, że trwało to tak długo – tłumaczył się. -Ale chyba warte było się potrudzić. Prześlę kopię do Camden, może coś wyjaśnią. To bardzo dziwne, prawdę mówiąc. Nigdy się z czymś takim nie spotkałem.

Wróciłyśmy do wozu i zagłębiłyśmy się w skórzane fotele.

– Kocham ten samochód – oświadczyła Lula. – Czuję się w nim kurewsko dobrze.

Wiedziałam doskonale, co ma na myśli. Była to fantastyczna maszyna. Nieważne, czy to prawda – prowadząc taki wóz, czujesz się ładniejsza, bardziej sexy, odważniej-sza i bystrzejsza. Komandos miał rację z poszerzaniem horyzontów. Kiedy prowadziłam porsche, postrzegałam siebie jako osobę o szerszych horyzontach.

Wrzuciłam bieg i ruszyłam w stronę bramy. Parking był ogrodzony wysoką drucianą siatką. Śmieciarki stały w głębi placu, wozy pracowników i interesantów bliżej wjazdu. Dwuskrzydłowa brama prowadziła prosto na ulicę. W nocy ją prawdopodobnie zamykano. Była dostatecznie szeroka, by mogły się w niej minąć dwie śmieciarki.

Zatrzymałam się przy bramie, spojrzałam w lewo i zobaczyłam, że na parking wraca pierwsza tego dnia śmieciarka. Był to prawdziwy kolos. Zielono-biały potwór zbliżał się z hukiem, wprawiając ziemię w drżenie. Jego cielsko poprzedzał odór zgnilizny, a przyjazd obwieszczały mewy pikujące z nieba całymi stadami.

Ciężarówka zatoczyła szeroki łuk, by wjechać na plac, a Lula aż podskoczyła na swoim fotelu.

– Ja chrzanię, facet nas nie widzi. Bierze zakręt, jakby droga należała do niego.

Wrzuciłam wsteczny, ale było za późno. Śmieciarka otarła się o porsche, zdzierając z boku włókno szklane. Wcisnęłam klakson, a kierowca ciężarówki stanął i spojrzał na nas z góry zdumiony.

Lula wyskoczyła z wozu wściekła jak diabli, a ja poszłam w jej ślady, przełażąc przez fotel pasażera, bo karoseria z mojej strony była porządnie wgnieciona przez tego potwora.

– Jezu, szanowna pani! – jęknął kierowca. – Nie wiem, jak to się stało. Nie widziałem pani wozu. Dopiero jak zaczęła pani trąbić, to się skapowałem.

– To nie załatwia sprawy – oświadczyła Lula. – Ten wóz to porsche. Wiesz pan, co ona musiała zrobić, żeby go dostać? No, tak po prawdzie, to nic jeszcze nie zrobiła, ale jak jej się poszczęści, to będzie musiała zrobić bardzo dużo. Lepiej żeby ta firma była ubezpieczona – zwróciła się do mnie. – Musisz wymienić z panem dane. Od tego zawsze trzeba zacząć. Masz kartę swojej firmy ubezpieczeniowej?

– Nie wiem. Chyba wszystko jest w schowku na dokumenty – odparłam.

– Poszukam – powiedziała. – Nie mogę uwierzyć, że coś takiego przytrafiło się porsche. Ludzie powinni być ostrożniejsi, jak widzą na drodze porsche. – Wcisnęła głowę do wozu, pogrzebała w schowku i już po sekundzie stała przy mnie. – Chyba mam. – Podała mi kartę. – A to twoja torba. Pewnie potrzebne ci będzie prawo jazdy.

– Może zawołamy tego faceta z biura – podsunął kierowca. – Zajmie się wszystkim.

Pomyślałam, że to dobry pomysł. I gdy nad tym dyskutowaliśmy, rozważałam w duchu, czy nie wymknąć się niepostrzeżenie. Chciałam kupić sobie bilet do Rio w jedną stronę. Nie miałam najmniejszej ochoty wyjaśniać całej sprawy Komandosowi.

– Tak, powinniśmy iść do tego faceta – zgodziła się Lula. – Mogłam doznać urazu szyi czy czegoś w tym rodzaju. Czuję to. Chyba muszę usiąść.

W innej sytuacji popukałabym się w głowę, ale teraz pomyślałam, że lepiej zachować energię na przyszłość.

A nuż Lula dozna nagłego paraliżu z powodu urazu odniesionego przy prędkości kilometra na godzinę?

Ruszyliśmy wszyscy do budynku i byliśmy już w środku, gdy rozległ się głośny wybuch. Stanęliśmy jak wryci i popatrzyliśmy po sobie. Chwila osłupienia minęła, po czym rzuciliśmy się w stronę drzwi.

Wypadliśmy na zewnątrz, ale zatrzymała nas druga eksplozja. Z porsche wyskoczyły płomienie i zaczęły lizać podwozie ciężarówki.

– O w mordę! – krzyknął kierowca. – Chować się! Mam pełen bak paliwa.

– Naprawdę? – spytała z przerażeniem w głosie Lula.

I wtedy rąbnęło. Duduuum! I start rakiety. Śmieciarka uniosła się nad asfaltem. Koła i drzwi odfrunęły jak latające talerze, ciężarówka opadła z blaszanym łoskotem, przechyliła się na bok i runęła na mój wściekle płonący wóz, zmieniając go w naleśnik.

Przylgnęliśmy do ściany budynku, podczas gdy wokół padał deszcz metalowych i gumowych kawałków.

– Oho – zaopiniowała Lula. – Żadne cuda tego świata nie ocalą wozu twego.

– Nie rozumiem – zdumiał się kierowca. – To było tylko lekkie otarcie. Skąd ten wybuch?

– Tak właśnie zachowują się jej samochody – wyjaśniła Lula. – Wybuchają. Ale muszę panu powiedzieć, że ten numer był jak dotąd najlepszy. Po raz pierwszy wywaliła w powietrze śmieciarkę. Raz w jej półciężarówkę walnął pocisk przeciwczołgowy. Też było nieźle, ale z tym nie ma żadnego porównania.

Wyjęłam z torby komórkę i zadzwoniłam do Morellego.

1 ... 36 37 38 39 40 41 42 43 44 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название