Przybi? Pi?tk?

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Przybi? Pi?tk?, Evanovich Janet-- . Жанр: Иронические детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Przybi? Pi?tk?
Название: Przybi? Pi?tk?
Автор: Evanovich Janet
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 275
Читать онлайн

Przybi? Pi?tk? читать книгу онлайн

Przybi? Pi?tk? - читать бесплатно онлайн , автор Evanovich Janet

Co czeka Stephanie?- wuj Fred znikn?? bez ?ladu- w torbie na ?mieci znajduje si? cia?o- po mie?cie goni j? paskudny bukmacher- babcia Mazurowa chce pos?u?y? si? paralizatorem- Stephanie mo?e korzysta? z wozu tylko przez czterdzie?ci osiem godzin- dwaj m??czy?ni pr?buj? zaci?gn?? j? do ???ka- nie ma odpowiedniej kiecki na mafijne wesele- jest jeszcze ma?y w?ciek?y cz?owieczek, kt?ry nie chce wynie?? si? z jej mieszkania…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 35 36 37 38 39 40 41 42 43 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

BÓG CZEKA. NIEBAWEM NADEJDZIE CZAS, KIEDY GO UJRZYSZ.

Pobiegłam z powrotem do kuchni, żeby zadzwonić na policję. Dłoń mi drżała, nie mogłam trafić palcami w klawisze. Odetchnęłam głęboko, by się uspokoić, i spróbowałam ponownie. Jeszcze jeden oddech i po chwili opowiadałam oficerowi dyżurnemu o Ramirezie. Odłożyłam słuchawkę i wystukałam numer Morellego, ale przerwałam połączenie. Bałam się, że usłyszę Terry. Głupia myśl, powiedziałam sobie. Tylko go wtedy podwiozła. Nie dopatruj się w tym niczego więcej. Jakoś da się to w końcu wytłumaczyć. I nawet jeśli Joe nie mógł uchodzić za wzór narzeczonego, to nadal był cholernie dobrym gliną.

Wykręciłam ponownie jego numer i telefon u Morellego zadzwonił siedem razy. W końcu włączyła się automatyczna sekretarka. Morellego nie było w domu. Morelli pracował. Dziewięćdziesiąt procent pewności, dziesięć wątpliwości. To właśnie te dziesięć procent powstrzymało mnie przed próbą połączenia się z jego komórką czy pagerem.

Nagle uświadomiłam sobie, że obok mnie stoi Briggs.

– Nigdy jeszcze nie widziałem, by ktoś był tak przerażony – zauważył, ale bez zwykłego sarkazmu w głosie. -Nie słyszałaś ani słowa z tego, co do ciebie mówiłem.

– Na moich schodach pożarowych był mężczyzna.

– Ramirez.

– Tak. Wiesz, kto to jest?

– Bokser.

– Ktoś więcej. To straszny człowiek.

– Zaparzymy herbaty – zaproponował Briggs. – Nie wyglądasz za dobrze.

Przyniosłam sobie do salonu poduszkę i kołdrę i usiadłam na kanapie z Briggsem. Zapaliłam światła w całym mieszkanki, a broń położyłam na stoliku do kawy, w zasięgu ręki. Przesiedziałam tak do rana, zapadając od czasu do czasu w drzemkę. Kiedy słońce stało wysoko, wróciłam do łóżka i spałam aż do jedenastej, kiedy zbudził mnie telefon.

Dzwoniła Margaret Burger.

– Znalazłam czek – powiedziała. – Zaplątał się w którejś szufladzie. Jest z tego okresu, kiedy Soi kłócił się z kablówką. Wiem, że pan Mokry chciał go obejrzeć, ale nie mam pojęcia, jak się z nim skontaktować.

– Mogę go przekazać – zaproponowałam. – Mam kilka spraw do załatwienia, więc wpadnę przy okazji.

– Będę w domu cały dzień – poinformowała mnie Margaret.

Nie bardzo wiedziałam, co mogłabym zrobić z tym czekiem, ale nie zawadziło rzucić nań okiem. Zaparzyłam świeżej kawy i wypiłam szklankę soku pomarańczowego. Potem wzięłam szybki prysznic, ubrałam się tradycyjnie, w lewisy i T-shirt z długimi rękawami, wypiłam kawę, zjadłam kawałek placka kukurydzianego i zadzwoniłam do Morellego. Wciąż nie odpowiadał, ale tym razem zostawiłam mu wiadomość. Prosiłam, by dał mi znać na pager, gdy tylko złapią Ramireza.

Wyjęłam z torby pojemnik z pieprzem i zaczepiłam przy pasku spodni.

Briggs siedział w kuchni, kiedy zbierałam się do wyjścia.

– Uważaj na siebie – powiedział.

Poczułam skurcz w żołądku, kiedy wchodziłam do windy, i drugi raz, kiedy znalazłam się na parkingu. Zbliżyłam się szybko do porsche, a potem przez całą drogę zerkałam w lusterko wsteczne.

Uświadomiłam sobie nagle, że nie wypatruję już na każdym rogu wuja Freda. Tak się jakoś stało, że jego poszukiwania zamieniły się w tajemnicę worka ze zwłokami kobiety, martwych urzędników i nieuczynnej firmy śmieciarskiej. Powiedziałam sobie, że nie ma się czym przejmować. I tak wszystko łączyło się zagadkowo ze zniknięciem Freda. Nie byłam jednak o tym do końca przekonana. Niewykluczone, że Fred dał mimo wszystko nogę do Kalifornii. Ja traciłam czas, a Mokry śmiał się w kułak. Może był rzeczywiście gliniarzem w przebraniu, a ja uwikłałam się w najbardziej bzdurny pościg za cieniem.

Zapukałam tylko raz, Margaret od razu otworzyła drzwi. Miała już przygotowany czek. Obejrzałam go, ale nie dostrzegłam niczego niezwykłego.

– Proszę go wziąć – powiedziała. – Mnie nie jest potrzebny. Może ten miły pan Mokry też zechce rzucić na niego okiem.

Schowałam papier do torby i podziękowałam Margaret. Wciąż nie mogłam się otrząsnąć po spotkaniu z Ra-mirezem, pojechałam więc do biura, żeby sprawdzić, czy Lula zechce mi towarzyszyć przez resztę dnia w charakterze ochroniarza.

– Bo ja wiem – oświadczyła. – Nie jesteś w zmowie z tym gościem o ksywie Mokry? Facet ma wypaczone poczucie humoru.

Powiedziałam jej, że weźmiemy mój wóz. Nie ma się czym martwić.

– No dobra – zgodziła się Lula. – Mogłabym włożyć dla niepoznaki kapelusz, to nikt mnie nie rozpozna.

– Nie trzeba – poinformowałam ją. – Mam nowy samochód.

Connie podniosła wzrok znad ekranu komputera, wyraźnie ożywiona.

– Jaki?

– Czarny.

– To lepsze niż mdłoniebieski – zauważyła Lula. – Co to jest? Jeszcze jeden mały dżip?

– Nie. To nie dżip.

Obie spojrzały na mnie wyczekująco.

– No? – ponaglała mnie Lula.

– To… porsche.

– Że co?

– Porsche.

Obie rzuciły się do drzwi.

– Niech mnie szlag, jeśli to nie porsche – zaklęła Lula. – Co ty, bank obrobiłaś?

– To wóz firmowy.

Lula i Connie znów zaczęły patrzeć na mnie wyczekująco, a każdej z nich brwi przesunęły się na sam czubek głowy.

– No, wiecie, że pracuję z Komandosem… Lula zaglądała do wnętrza wozu.

– To taka robota, jak wtedy, gdy ten gość wysadził się przy twojej pomocy w powietrze? Albo jak zgubiłaś szejka? Zaraz, zaraz. – Uderzyła się w czoło. – Chcesz nam powiedzieć, że Komandos dał ci wóz, bo z nim pracujesz?

Odchrząknęłam i starłam rąbkiem koszuli odcisk kciuka z tylnego błotnika.

Lula i Connie zaczęły się uśmiechać.

– Cholera. – Lula stuknęła mnie w ramię. – Idziesz na całego, dziewczyno.

– To nie ten rodzaj pracy – powiedziałam. Lula uśmiechnęła się od ucha do ucha.

– Nic nie mówiłam o żadnej pracy. Słuchaj, Connie, czy ja coś mówiłam o jakiejś pracy?

– Wiem, o czym myślicie – zapewniłam. Do dyskusji włączyła się Connie.

– Zastanówmy się… Najpierw jest seks oralny. Potem seks regularny. A potem jest…

– Coraz cieplej – podjudzała ją Lula.

– Wszyscy, którzy pracują dla Komandosa, jeżdżą czarnymi wozami – broniłam się rozpaczliwie.

– Daje im terenówki – przerwała mi Lula. – Nie daje im porsche boxterów. Zagryzłam wargę.

– Uważacie, że czegoś ode mnie chce?

– Komandos nie daje nic za darmo – poinformowała Lula. – Prędzej czy później dostaje swoje. I chcesz nam wmówić, że nie wiesz, co to jest?

– Miałam tylko nadzieję, że wziął mnie do zespołu swoich chłopaków, a wóz jest potrzebny do roboty.

– Widziałam, jak na ciebie patrzy – nie ustępowała Lula. – I wiem, że na chłopaków tak nie patrzy. Trzeba cię chyba oświecić. Mnie by to nie przeszkadzało, tak szczerze mówiąc. Gdybym mogła położyć dłonie na ciele tego mężczyzny, to sama kupiłabym mu porsche.

Podjechałyśmy pod centrum handlowe. Zaparkowałam obok banku.

– Co tu robimy? – chciała wiedzieć Lula.

Dobre pytanie. Odpowiedź nie była wcale taka prosta.

– Mam dwa czeki, które chcę pokazać kuzynce. Jest tu kasjerką.

– Coś szczególnego z tymi czekami?

– Tak. Tyle że nie wiem co. – Pokazałam je Luli. – Co o nich myślisz?

– Wyglądają jak zwykłe pieprzone czeki.

W banku było o tej porze tłoczno, stanęłyśmy więc w kolejce do okienka Leony. Czekając, zerkałam w stronę gabinetu Shempsky'ego. Drzwi były uchylone. Widziałam go przy biurku, rozmawiał akurat przez telefon.

– Cześć – powitała mnie Leona, kiedy dotarłam do okienka. – Co nowego?

– Chciałam cię spytać o ten czek. – Podałam jej dokument. – Widzisz tu coś dziwnego? Obejrzała go z obu stron.

– Nie.

Dałam jej z kolei czek Freda dla RGC.

– A ten?

– Jest w porządku.

– A rachunek?

– Sprawdzę. – Postukała w klawiaturę i spojrzała na ekran. – Szybkie wpływy i szybkie wypłaty. Przypuszczam, że to jakieś małe konto na poziomie lokalnym.

– Dlaczego tak myślisz?

– RGC to największa firma tego typu w okolicy, a widzę tu bardzo mało transakcji. Ja też korzystam z jej usług, a moje czeki przechodzą przez Citibank. Jak się pracuje w tym interesie, zwraca się uwagę na takie rzeczy.

– A ten czek dla kablówki?

Leona ponownie mu się przyjrzała.

– To samo. Moje czeki są realizowane gdzie indziej.

– Nie wydaje ci się dziwne, że klienci są przypisani do dwóch różnych banków? Wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. Chyba nie, skoro jest tak w przypadku aż dwóch firm.

Podziękowałam Leonie i schowałam czeki do torby. A kiedy się odwróciłam od okienka, omal nie wpadłam na Shempsky'ego.

– Oj! – zawołał, odskakując na bok. – Nie zamierzałem cię staranować. Chciałem tylko spytać, jak ci idzie.

– Świetnie.

Przedstawiłam Lulę i pomyślałam, że Shempsky ma dużo taktu. Jakby nie dostrzegał jej krzykliwie pomarańczowych włosów. Ani też faktu, że wcisnęła sto kilo kobiecego ciała w zbyt obcisłe rajstopy, T-shirt i kurtkę ze sztucznego futra z obszyciem przypominającym różową grzywę lwa.

– No i co z tym czekiem? – zainteresował się Shempsky. – Rozwiązałaś zagadkę?

– Jeszcze nie, ale jestem na dobrej drodze. Znalazłam podobny czek z innej firmy. I co ciekawe, oba zostały zrealizowane tutaj.

– Co w tym ciekawego?

Postanowiłam skłamać. Nie chciałam mieszać w to Leony czy Margaret Burger.

– Czeki, które ja wypisuję dla tych firm, są realizowane gdzie indziej. Nie uważasz, że to dziwne? Shempsky uśmiechnął się.

– Absolutnie nie. Firmy często utrzymują niewielkie lokalne konta, ale większość pieniędzy gromadzą gdzie indziej.

– Słyszałam o tym – wtrąciła Lula.

– Masz przy sobie ten drugi czek? – spytał Shempsky. – Chcesz, żebym go obejrzał?

– Nie, ale dzięki za propozycję.

– Rany, uparta jesteś – zauważył. – Podziwiam cię. Pewnie podejrzewasz, że ma to związek ze zniknięciem Freda.

– Niewykluczone.

– A teraz dokąd?

– Do RGC. Muszę wreszcie załatwić, żeby zrobili porządek z tym rachunkiem. Byłam u nich już w zeszły piątek, ale Lipinski popełnił akurat samobójstwo.

– Niesprzyjający moment na załatwianie interesów -zauważył Shempsky.

1 ... 35 36 37 38 39 40 41 42 43 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название