Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
jadać inne potrawy i brać czystą bieliznę, a co kwartał zmieniać miejsce pobytu i
kochanki.
- Zabraknie kobiet - wtrącił Ochocki.
- Zostaw pan to kobietom, a już one postarają się, ażeby ich nie zabrakło -
odparł szyderczo doktór. - Przecież ta sama dieta stosuje się i do kobiet.
- Ta kwartalna dieta?.. - spytał Ochocki.
- Naturalnie. Dlaczegóż one mają być gorsze od nas?
- Nie ciekawa to jednak służba w dziesiątym lub dwudziestym kwartale.
- Przesąd!... przesąd!... - mówił Szuman. - Ani się pan spostrzeżesz, ani się
domyślisz, szczególniej, jeżeli cię zapewnią, że jesteś dopiero drugim lub
czwartym, i to tym prawdziwie kochanym, tym od dawna przeczuwanym...
- Nie byłeś u Rzeckiego? - spytał Szumana Wokulski.
- No, jemu już nie zapiszę recepty na miłość - odparł doktór.- Stary kapcanieje...
- Istotnie, źle wygląda - dorzucił Ochocki.
Rozmowa przeszła na stan zdrowia Rzeckiego, potem na politykę, w końcu
Szuman pożegnał ich.
596
- Bestia cynik!... - mruknął Ochocki.
- Nie lubi kobiet - dodał Wokulski - a w dodatku miewa gorzkie dnie i wtedy
wygaduje herezje.
- Czasami nie bez racji - rzekł Ochocki. - Ale też dobrze trafił ze swymi
poglądami... Bo akurat przed godziną miałem uroczystą rozmowę z ciotką, która
koniecznie namawia mnie, abym się ożenił, i dowodzi, że nic tak nie
uszlachetnia człowieka, jak miłość zacnej kobiety...
- On nie radził panu, tylko mnie.
- Ja też właśnie, gdym słuchał jego wywodów, myślałem o panu. Wyobrażam
sobie, jak byś pan wyglądał zmieniając co kwartał kochanki, gdyby kiedy stanęli
przed panem ci wszyscy ludzie, którzy dziś pracują na pańskie dochody, i
zapytali: „Czym się wywdzięczasz nam za nasze trudy, nędzę i krótsze życie,
którego część tobie oddajemy?... Czy pracą, czy radą, czy przykładem?...”
- Jacyż dziś ludzie pracują na moje dochody? - spytał Wokulski. - Wycofałem
się z interesów i zamieniam majątek na papiery.
- Jeżeli na listy zastawne ziemskie, to przecież kupony od nich płacą parobcy; a
jeżeli na jakieś akcje, to znowu ich dywidendy pokrywają robotnicy kolejowi,
cukrowniani, tkaccy, czy ja zresztą wiem jacy?..
Wokulski jeszcze bardziej spochmurniał.
- Proszę pana - rzekł - czy ja potrzebuję myśleć o tym?... Tysiące żyją z
procentów i nie troszczą się podobnymi pytaniami.
- Ale ba!- mruknął Ochocki. - Inni to nie pan... Ja mam wszystkiego półtora
tysiąca rubli rocznie, a jednak bardzo często przychodzi mi na myśl, że taka
suma stanowi utrzymanie trzech albo czterech ludzi i że jacyś faceci ustępują dla
mnie ze świata albo muszą ograniczać swoje, już i tak ograniczone potrzeby...
Wokulski przeszedł się po pokoju.
- Kiedy pan jedziesz za granicę? - nagle zapytał.
- I tego nie wiem - odparł kwaśno Ochocki. - Mój dłużnik nie zwróci mi
pieniędzy wcześniej jak za rok. Spłaci mnie dopiero nową pożyczką, a tej dziś
niełatwo zaciągnąć.
- Duży daje procent?
- Siódmy.
- A pewna to lokacja?
- Pierwszy numer po Towarzystwie Kredytowym.
- A gdybym ja panu dał gotówkę i wszedł w pańskie prawa, wyjechałbyś pan za
granicę?
- Jednej chwili!... - zawołał Ochocki zrywając się. - Cóż ja tu wysiedzę?...
Chyba z desperacji ożenię się bogato, a później będę robił tak, jak radzi Szuman.
Wokulski zamyślił się.
- Cóż by to było złego ożenić się? - rzekł półgłosem.
- Dajże mi pan spokój!... Ubogiej żony nie wykarmię, bogata wciągnęłaby mnie
w sybarytyzm, a każda byłaby grobem moich planów. Dla mnie trzeba jakiejś
597
dziwnej kobiety, która by razem ze mną pracowała w laboratorium; a gdzież
znajdę taką?...
Ochocki zdawał się być mocno rozstrojony i zabrał się do wyjścia.
- Więc, kochany panie - mówił żegnając się z nim Wokulski sprawę pańskiego
kapitału obgadamy. Ja gotów jestem spłacić pana.
- Jak pan chce... Nie proszę o to, ale byłbym bardzo wdzięczny.
- Kiedy pan wyjeżdżasz do Zasławka?
- Jutro, właśnie przyszedłem pożegnać pana.
- A więc interes gotów - zakończył ściskając go Wokulski.- W październiku
możesz pan mieć pieniądze.
Po.wyjściu Ochockiego Wokulski położył się spać. Doznał dziś tylu silnych i
sprzecznych wrażeń, że nie umiał ich uporządkować. Zdawało mu się, że od
chwili zerwania z panną Izabelą wchodził na jakąś straszną wysokość, otoczoną
przepaściami, i dopiero dziś dosięgnął jej szczytów, a nawet zeszedł na drugi
skłon, gdzie ujrzał jeszcze niewyraźne, lecz całkiem nowe horyzonty.
Jakiś czas snuły mu się przed oczyma roje kobiet, a między nimi najczęściej
pani Wąsowska; to znowu widział gromady parobków i robotników, którzy
zapytywali go, co im dal w zamian za swoje dochody.
Nareszcie twardo zasnął.
Obudził się o szóstej rano, a pierwszym wrażeniem było uczucie swobody i
rześkości.
Wprawdzie nie chciało mu się wstawać, lecz nie doznawał żadnego cierpienia i
nie myślał o pannie Izabeli. To jest myślał, ale mógł nie myśleć; w każdym razie
wspomnienie jej nie nurtowało go w sposób jak dotychczas bolesny.
Ten brak cierpień znowu zatrwożył go.
„Czy to nie przywidzenie?” - pomyślał.
Przypomniał sobie historię dnia wczorajszego; pamięć i logika dopisywały mu.
„Może i wolę odzyskam?” - szepnął.
Na próbę postanowił, że wstanie za pięć minut, wykąpie się, ubierze i
natychmiast pójdzie na spacer do Łazienek. Patrzył na posuwającą się skazówkę
zegarka i z niepokojem zapytał: „A może ja się nawet na to nie zdobędę ?.. „
Skazówka dosięgła pięciu minut i Wokulski wstał bez pośpiechu, ale też i bez
wahania. Sam nalał sobie wody do wanny, wykąpał się, wytarł, ubrał i już w pół
godziny szedł do Łazienek.
Uderzyło go, że przez cały ten czas nie myślał o pannie Izabeli, tylko o pani
Wąsowskiej. Oczywiście, coś się w nim wczoraj zmieniło: może zaczęły działać
jakieś sparaliżowane komórki w mózgu?... Myśl o pannie Izabeli straciła nad
nim władzę.
„Co to za dziwna plątanina - mówił. - Tamtą wyrugowała pani Wąsowska, a
panią Wąsowską może zastąpić każda inna kobieta. Jestem więc naprawdę
uleczony z obłędu...”
Przeszedł nad stawem i obojętnie przypatrywał się czółnom i łabędziom. Potem
skręcił w aleję ku Pomarańczarni, na której byli wtedy oboje, i powiedział sobie,
598
że... zje śniadanie z apetytem. Ale gdy wracał tą samą drogą, opanował go
gniew i z dziką radością złośliwego dzieciaka poprzednie ślady własnych stóp
zacierał nogą.
„Gdybym mógł wszystko tak zetrzeć... I tamten kamień, i ruiny... Wszystko!...”
W tej chwili uczuł, że budzi się w nim niepokonany instynkt niszczenia
pewnych rzeczy; lecz zarazem zdawał sobie sprawę, że jest to objaw
chorobliwy. Wielką też robiło mu satysfakcję, że nie tylko spokojnie może
myśleć o pannie Izabeli, ale nawet oddawać jej sprawiedliwość.
„O co ja się irytowałem? - mówił do siebie. - Gdyby nie ona, nie zdobyłbym
majątku... Gdyby nie ona i nie Starski, za pierwszym razem nie wyjechałbym do
Paryża i nie zbliżyłbym się z Geistem, a pod Skierniewicami nie uleczyłbym się
z głupoty... Wszakże to moi dobrodzieje ci państwo... Nawet powinien bym
wyswatać tę dobraną parę, a przynajmniej ułatwiać im schadzki... I pomyśleć, że
z takiej mierzwy kiedyś wykwitnie metal Geista!...”
W Ogrodzie Botanicznym było cicho i prawie pusto. Wokulski wyminął studnię
i z wolna począł wstępować na ocieniony pagórek, na którym przeszło rok temu
po raz pierwszy rozmawiał z Ochockim. Zdawało mu się, że wzgórze jest
podwaliną tych ogromnych schodów, na szczycie których ukazywał mu się
posąg tajemniczej bogini. Ujrzał ją i teraz i ze wzruszeniem spostrzegł, że