Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
- Milcz pan!... - zawołała pani Wąsowska. - Nie przeczę, że Bela postąpiła źle,
ale... osądź pan sam siebie, jeżeli powiem, że ona pana...
- Kocha, czy tak? - spytał Wokulski bawiąc się swoją brodą.
- O, kocha!... Dopiero żałuje pana. Nie chcę się wdawać w szczegóły, dość,
jeżeli powiem, że widywałam ją prze dwa miesiące prawie co dzień... Że przez
ten czas mówiła tylko o panu i że najulubieńszym miejscem jej przejażdżek
jest... zamek zasławski!... Ile razy siadała na tym wielkim kamieniu z napisem,
ile razy widziałam łzy w jej oczach... A nawet raz rozpłakała się na dobre,
powtarzając wyryty tam dwuwiersz :
Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawi!
Cóż pan na to?...
- Co ja na to?.. - powtórzył Wokulski. - Przysięgam, że jedynym moim
życzeniem w tej chwili jest, ażeby zaginął najdrobniejszy ślad mojej znajomości
z panną Łęcką... A przede wszystkim ten nieszczęśliwy kamień, który ją tak
roztkliwia.
- Gdyby to była prawda, miałabym piękny dowód męskiej stałości
593
- Nie, miałaby pani tylko dowód cudownej kuracji - mówił wzruszony. - O
Boże!... zdaje mi się, że mnie ktoś na parę lat zamagnetyzował, że przed
dziesięcioma tygodniami zbudzono mnie nieumiejętnie i że dopiero dziś
ocknąłem się naprawdę...
- Pan to mówisz na serio?...
- Czyliż pani nie widzi, jaki jestem szczęśliwy?... Odzyskałem siebie i znowu
należę do siebie... Niech mi pani wierzy, że jest to cud, którego najzupełniej nie
rozumiem, ale który porównać można tylko z przebudzeniem z letargu
człowieka, który już leżał w trumnie.
- I czemu pan to przypisuje?... - zapytała spuszczając oczy.
- Przede wszystkim pani... A następnie temu, że nareszcie zdobyłem się na jasne
sformułowanie przed kimś rzeczy, którą od dawna rozumiał, alem nie miał
odwagi uznać. Panna Izabela to kobieta innego gatunku aniżeli ja i tylko jakieś
obłąkanie mogło mnie przykuć do niej.
- I co pan zrobi po tym ciekawym odkryciu?
- Nie wiem.
- Nie znalazł pan czasem kobiety swego gatunku?..
- Może.
- Zapewne jest nią ta pani... pani Sta... Sta...
- Stawska?... Nie. Prędzej byłaby nią pani.
Pani Wąsowska podniosła się z fotelu z miną bardzo uroczystą.
- Rozumiem - rzekł Wokulski. - Mam już odejść?
- Jak pan uważa.
- I na wieś nie pojedziemy razem?
- O, to z pewnością... Chociaż... nie bronię panu przyjechać tam...
Zapewne będzie u mnie Bela...
- W takim razie nie przyjadę.
- Nie twierdzę, że będzie.
- I zastałbym tylko samą panią?
- Przypuszczam.
- I rozmawialibyśmy tak jak dzisiaj?... Jeździlibyśmy na spacer jak wówczas?..
- I naprawdę rozpoczęłaby się między nami wojna - odparła pani Wąsowska.
- Ostrzegam, żebym ją wygrał.
- Doprawdy?... I może zrobiłby mnie pan swoją niewolnicą?..
- Tak. Przekonałbym, że potrafię mieć władzę, a później u nóg pani błagałbym,
ażebyś przyjęła mnie za swego niewolnika...
Pani Wąsowska odwróciła się i wyszła z salonu. Na progu zatrzymała się chwilę
i z lekka odwracając głowę rzekła:
- Do widzenia... na wsi!...
Wokulski opuścił jej mieszkanie jak pijany. Znalazłszy się na ulicy szepnął :
„Oczywiście, zgłupiałem.”
Spojrzał za siebie i zobaczył w oknie panią Wąsowską, która wyglądała spoza
firanki.
594
„Do licha ! - pomyślał. - Czy ja znowu nie wlazłem w jaką awanturę?...”
Idąc ulicą Wokulski wciąż zastanawiał się nad zmianą, jaka w nim zaszła.
Zdawało mu się, że : otchłani, w której panuje noc i obłęd, wydobył się na jasny
dzień. Pulsa biły mu silniej, oddychał szerzej, myśli toczyły się z niezwykłą
swobodą; czuł jakąś rześkość w całym organizmie i nie dający się opisać spokój
w sercu.
Już nic drażnił go ruch uliczny, a cieszyły tłumy. Niebo miało ciemniejszą
barwę, domy wyglądały zdrowiej, a nawet kurz, nasycony potokami światła był
piękny.
Największą jednak przyjemność robił mu widok młodych kobiet, ich giętkich
ruchów, uśmiechających się ust i wabiących spojrzeń. Kilka z nich spojrzały mu
prosto w oczy z wyrazem słodkiej tkliwości i kokieterii; Wokulskiemu serce
uderzyło śpieszniej, jakiś prąd drażniący przeleciał po nim od stóp do głów.
„Ładne!...” - pomyślał.
Wnet jednak przypomniał sobie panią Wąsowską i musiał przyznać, że
spomiędzy tych ładnych ona jest najładniejsza, a co lepiej, najponętniejsza... Co
to za figura, jaki wspaniały kontur nogi, a płeć, a oczy mające w sobie coś z
brylantów i aksamitu... Byłby przysiągł, że czuje zapach jej ciała, że słyszy
spazmatyczny śmiech, i w głowic zaszumiało mu na samą myśl zbliżenia się do
niej.
„Co to musi być za wściekła kobieta!... - szepnął. - Kąsałbym ją...”
Widmo pani Wąsowskiej tak go prześladowało i drażniło, że nagle przyszedł mu
projekt odwiedzić ją jeszcze dziś wieczorem.
„Przecież zaprosiła mnie na obiady i kolacje - mówił do siebie czując, że w nim
coś kipi. - Wyrzuci mnie za drzwi?... Po cóż by mnie kokietowała. Że nie ma do
mnie wstrętu, wiem nic od dzisiaj, no, a ja, dalibóg, mam na nią apetyt, który
także coś wart...”
Wtem przeszła obok niego jakaś szatynka z fiołkowymi oczyma i twarzą
dziecka, a Wokulski spostrzegł ze zdziwieniem, że i ta mu się podoba.
O kilkanaście kroków od swojego domu usłyszał wołanie:
- Hej!... hej!... Stachu!...
Wokulski odwrócił głowę i pod werandą cukierni zobaczył Szumana. Doktór
zostawił nie dokończoną porcję lodów, rzucił na stół srebrną czterdziestówkę i
wybiegł do niego.
- Idę do ciebie - mówił Szuman biorąc go pod rękę. - Wiesz co, że dawno już nie
miałeś tak byczej miny... Założę się, że wrócisz do spółki i porozpędzasz tych
parchów... Co za Fizjognomia... co za oko... Dziś dopiero poznaję dawnego
Stacha!...
Minęli bramę, schody i weszli do mieszkania.
- A ja w tej chwili myślałem, że grozi mi jakaś nowa choroba... rzekł Wokulski
ze śmiechem. - Chcesz cygaro?
- Dlaczego grozi?
595
- Wyobraź sobie, że może od godziny ogromne wrażenie robią na mnie
kobiety... Jestem przestraszony...
Szuman roześmiał się na cały głos.
- Pyszny jesteś... Zamiast wydać obiad na znak radości, to ten się boi... A cóż ty
myślisz, że wówczas byłeś zdrów, kiedyś wariował za jedną kobietą? Dziś jesteś
zdrów, kiedy ci się wszystkie podobają, i nie masz nic pilniejszego jak postarać
się o względy tej, która ci najlepiej przypadnie do gustu.
- Bah!... A gdyby to była wielka dama?...
- Tym lepiej... tym lepiej... Wielkie damy są daleko smaczniejsze od pokojówek.
Kobiecość ogromnie zyskuje na szyku i inteligencji, a nade wszystko na dumie.
Jakie czekają cię idealne rozmowy, jakie miny pełne godności... Ach, powiadam
ci, to ze trzy razy więcej warte...
Po twarzy Wokulskiego przeleciał cień.
- Oho! - zawołał Szuman - już widzę obok ciebie długie ucho tego patrona, na
którym Chrystus wjeżdżał do Jerozolimy. Czego się krzywisz?... Właśnie
umizgaj się tylko do wielkich dam, bo one mają ciekawość do demokracji.
W przedpokoju rozległ się dzwonek i wszedł Ochocki. Spojrzał na
zacietrzewionego doktora i zapytał:
- Przeszkadzam panom?
- Nie - odparł Szuman - możesz pan nawet być pomocny. Bo właśnie radzę w tej
chwili Stachowi, ażeby leczył się romansem, ale... nie idealnym. Z ideałami już
dosyć...
- A wie pan, że tego wykładu i ja gotów jestem posłuchać - rzekł Ochocki
zapalając podane cygaro.
- Awantura! - mruknął Wokulski.
- Żadna awantura - prawił Szuman. - Człowiek z twoim majątkiem może być
kompletnie szczęśliwy, do rozsądnego bowiem szczęścia potrzeba: co dzień