Czarne Oceany
Czarne Oceany читать книгу онлайн
Cho? autor CZARNYCH OCEAN?W o?ywia klasyczne w?tki literatury science fiction, jego powie?? sporo zawdzi?cza no?nej problematyce i stylistyce prozy cyberpunkowej, a wi?c pisarstwa zrodzonego tak z fascynacji najnowsz? technologi?, jak i l?k?w doby informatycznej. Ju? teraz ?yjemy w ?wiecie rz?dzonym przez superkomputery. Co si? stanie, kiedy te popadn? w ob??d? – pyta w swej powie?ci Jacek Dukaj.
W CZARNYCH OCEANACH najbardziej wybredny czytelnik fantastyki znajdzie to, czego zwyk? szuka? i czego nie mo?e zabrakn?? w ksi??kach tego rodzaju: spiski i wojny, eksperymenty naukowe, nad kt?rymi uczeni stracili kontrol?, a tak?e nieko?cz?ce si? spekulacje na temat mo?liwo?ci i kondycji ludzkiego rozumu. W wartk? i efektown? fabu?? Dukaj umiej?tnie w??czy? tre?ci dyskursywne mieszcz?ce si? w polu takich dziedzin, jak polityka, ekonomia i psychologia. CZARNE OCEANY bez w?tpienia nale?? do erudycyjnego nurtu polskiej SF i nawi?zuj? do najlepszych tradycji tego gatunku, z tw?rczo?ci? Stanis?awa Lema na czele.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– No. Będzie już trzeci dzień.
– Nawet gliny nie wchodzą.
– A ci, co tam mieszkają? – zapytał Hunt.
– Znaczy, na Grobowcach? Wszyscy małpy. Albo i jeszcze gorzej.
Hunt uniósł brew.
– We łbie się nie mieści – wymamrotał Jose.
– Poumpree, kutas złamany, chciał przejechać na tym swoim harleyu.
– I co?
– I pojebało go doszczętnie. Ciągle gdzieś tam jeździ.
– Harleyowiecwidmo.
– Pieprzona… -…małpa.
Żaden z nich nie miał przecież Tuluzy. Przebywając tak długo tak blisko siebie, mówili już prawie jednym głosem.
– Potężna monada roślinna, panie – rzekł diabeł. -Nie sądzę, bym zdołał cię ustrzec, nie podczas tak długiego przejścia.
– Alternatywna droga?
– Proszę spojrzeć.
– Uch. Daleko. Ile tracimy?
– Od trzech do pięciu godzin. Musimy się cofnąć, więc tym bardziej nie ma mowy o wykorzystaniu samochodów.
– Nie zdążymy przed świtem.
– Nie, panie.
– Jakieś pomysły?
– Wspominałem już, panie, o możliwości skonstruowania i zsyntetyzowania takiego…
– Chryste, znowu zaczynasz z tymi głupotami!
– Przeczekać, aż wygaśnie trend – zaproponował diabeł z kolei.
– Ile? Czas, wbrew pozorom, jest przeciwko nam. Kolejny przypadkowy patrol policyjny, jacyś zabłąkani gwardziści, przeoczona kamera, wkurwione jurdy, ciekawski UCAV sieci telewizyjnej… Wystarczy.
– Powinieneś się, panie, ułożyć z Księciem. Władze nie zaryzykują regularnego szturmu, nie teraz, gdy tylko dzięki Zarazie, kryzysowi ekonomicznemu i ogólnemu chaosowi Wrzesień nie wywołał wojny domowej.
– To wyciekło?
– Tak, panie. Jest w serwisach, na razie jako niepotwierdzona plotka. Widziałeś, ale widocznie nie zwróciłeś uwagi.
– No dobrze, ale to nie jest rozwiązanie. Tylko enklawa daje mi jakie takie gwarancje bezpieczeństwa. Tu nie byłbym pewien jutra. Jesteś w stanie przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja? Poza tym – przypominam ci, bo lubisz o tym zapominać – priorytetem pozostaje utrzymanie przy życiu doktor Vassone.
– Sądziłem, że ciebie, panie.
– Znowu zaczynasz te gierki? – rozeźlił się Hunt. Nie wiedział, na ile to tylko jego wrażenie, lecz zauważył w zachowaniu menadżera wszczepki pewną prawidłowość: te jego próby drobnego nieposłuszeństwa następowały każdorazowo po tym, jak Nicholas okazywał wobec diabła jakąś słabość, gdy odkrywał się. Oczywiście, powinien zdawać sobie sprawę: tu już nie ma mowy o sztywnych algorytmach, te programy uczą się, samodoskonalą, ewoluują.
– Proszę o wybaczenie.
– Jest za co. Gdyby wierzyć od początku twoim ocenom, Vassone już dawno powinna być martwa.
– Panie, ja wcale nie mam pewności, czy nie jest tak w istocie.
– Co takiego?
– Przypuszczam, że w sensie klinicznym, ona może być już martwa. Jej mózg…
– Przecież przed chwilą z nią rozmawiałem!
– Co do tego też nie mam pewności. Połączenie jest możliwe dzięki sieci Trupodzierżcy, ale Vassone posiada także drugie nano, tę wojskową wersję dla Cieni. Jest wysoce nieprawdopodobne, by do tej pory nie ustanowiła ona własnej struktury logicznej. Z drugiej strony – nieustannie monitoruję przez AGENTA3 jej stan fizyczny i mogę stwierdzić, iż wszystkie te mordercze dla ludzkiego organizmu parametry się utrzymują, i że od prawie doby doktor Vassone nie wykonała ani jednego celowego ruchu spoza autonomicznego układu nerwowego. Czy mam…
– Nie!
– Przepraszam, panie. Chciałem tylko pokazać, jak bardzo jej stan…
– Nie chcę niczego widzieć, ile razy mam powtarzać?
– Oczywiście.
– Powiedz wreszcie jasno, o co ci chodzi.
– Po prostu mam wątpliwości. Moim obowiązkiem jest cię ostrzec, panie. Wydaje mi się, że większy udział w reakcjach transmitowanych od niej przez Trupodzierżcę posiadają obecnie moduły komputacyjne wojskowego bionano.
– Wydaje ci się?
– Mogę przedstawić szacunki prawdopodobieństw. – Dzięki wielkie – sarknął Nicholas. – Jak zwykle, bardzo rozjaśniłeś sytuację. – Staram się, panie.
Hunt uczynił prawą dłonią znak krzyża i Lucyfer zwinął się w obłoku siarki.
Posłowie Księcia popatrywali na Nicholasa z widocznym zdenerwowaniem, dwóch ostentacyjnie bawiło się nożami. Hunt zorientował się, że w międzyczasie, w jakimś zapożyczonym odruchu, sięgnął do jurydykatorowego kolczyka – co wywołało wśród dzikusów zrozumiały niepokój. Osoby ubezpieczone znajdowały się zawsze w pozycji uprzywilejowanej względem nieubezpieczonych, i to nie tylko dlatego, że ci ostatni nie byli w stanie w ramach finansowo niewydolnego wymiaru sprawiedliwości wyegzekwować kary/rekompensaty za większość krzywd im wyrządzonych. Także w przypadku poważnych przestępstw wciąż ściganych z urzędu (gdyby na przykład Hunt zabił na miejscu któregoś z tubylców) dobre ubezpieczenie prawne dawało znaczne szansę uniknięcia kary bądź wywinięcia się jedynie symboliczną. Nie zawsze, rzecz jasna. Pod niesprzyjającym trendem mógłby zaliczyć nawet dożywocie. Niemniej pozostawało to popularnym i spójnym memetycznie tematem filmów, seriali i gier, i ci tu dzikusi mieli prawo się bać, gdy bogato odziany rzeźbieniec w otoczeniu swej zbrojnej świty przyglądał się im tak, w głębokim zamyśleniu gładząc sygnalizator swej korporacji jurydycznej.
Wypluł MoP-a, Metallica ucichła. Marina stała przy wyjściu z pasażu, oparta o kolorowy narkoautomat, i patrzyła w niebo. Odruchowo także uniósł głowę. Księżyc chował się za logo Czerwonego Krzyża. Wiatr kierował dym ku Atlantykowi i przez rozrzedzone holoplasty wi-dać było gwiazdy. Z niejakim zaskoczeniem skonstatował, że potrafi z łatwością rozpoznać i nazwać poszczególne konstelacje, więcej: poszczególne gwiazdy. Oczy same obracały się ku spodziewanym punktom położenia planet: tu Jowisz, tu Mars. Jakiś kurs astronomii… Nie, nigdy nie uczęszczał. Co zatem? Może przebicia ze swapów Tuluzy? Ale to nie działa w ten sposób. – Więc jacy są ci bogowie? Uśmiechnęła się.
– Jest czwarty: Piękno.
Pamięta. Nie miał diabeł racji: to nie maszyna odpowiada. Skądżeby znała zawartość mózgu Mariny?
Cóż, zapewne są sposoby…
Stop! Prawda czy oszustwo?
To bardzo proste. Przecież ostatecznie tylko jedno mogę uczciwie założyć: rzeczywistość.
(Gorące tchnienie nargiła wypełnia płuca. Ucisk fezu na skroniach).
Sięgnął nawet do ustnika fajki, ręką prawą, tą od magii; i niemal poczuł jego kształt pod palcami. Miał długie paznokcie, przesuwał nimi po drewnie…
– Szlag by to trafił!
Teraz był wystarczająco wściekły, by rozkazać swej armii przebić się przez tę blokadę mostu bez względu na koszty. Co, u licha, setka zwierznic mniej, setka zwierznic więcej…!
AGENT1 odszedł, by przyjąć dary Księcia. To był jedyny warunek Seledynowego: przejęcie przez Hunta wszystkich miejscowych zwierznic i wyprowadzenie ich poza granice jego dominium. Wiedzieli, że potrafi to zrobić: przez ten dzień, gdy Hunt odsypiał amputację, diabeł posiadł kilkadziesiąt ciał. Więc wiedzieli, widział to w ich oczach. Czy dlatego się bali, czy dlatego kłamali? Prawdopodobnie. Komu się zatem kłaniali? Trupodzierżcy.
A niech idą, niech giną!
Wiatr przyniósł hurgot łopat śmigłowca. Hunt odskoczył w głębszy cień. Bez wspomagania Baryshnikova potknął się i przewrócił, boleśnie tłukąc biodro. Zacisnął zęby, klnąc w myślach z bezsilnego gniewu. Podbiegło kilku AGENTÓW, by mu pomóc, ale odpędził ich. Zablokował ból, wstał sam. Pomimo wszystkich tych, jakże logicznych wywodów, efektownych macierzy, kalkulacji prawdopodobieństw – wciąż gryzł go od środka wąż wątpliwości, powoli, z nieskończoną cierpliwością. No bo po co się tak ciskać, czy nie rozsądniej spokojnie doczekać wyjścia z OVR?
Gniotły go przez materiał płaszcza ostre krawędzie, Sięgnął lewą ręką. Płytki z Modlitwą. Przełożył je tu z torby, którą oddał był któremuś z AGENTÓW, płytki oraz kapsułkę iniekcyjną. Przyjrzał się jej na otwartej dłoni.
Druga, ostatnia porcja efesu.
Tak. Tak!
Uniósł i przycisnął kapsułkę do szyi.
Tym razem był przygotowany. Mimo to przypomnienie sobie wszystkiego z koniecznymi detalami, w logicznym ciągu, zajęło mu dobrych kilka minut. Stał, przygarbiony, i kręcił głową. Marina zaczęła coś mówić – wyłączył ją brutalnie w pół słowa.
Zawołał na diabła, po czym rozwinął ledpad. Pamiętał, jak używa dwóch różnych przeszukiwarek: Knighta i ProRes. Zaczął od ProRes. Ravenskull 2.0 – zawsze to pisał, za każdym razem, gdy się udawało. Napisał i teraz. Zapuścił browser. Plik został znaleziony na udostępnionej zewnętrznym użytkownikom części pewnej Hamaby, za wiedeńską gwiazdą. Jakiś austriacki hacker (Nocny Jeździec – katalog był zatytułowany: Nachtritter's Resources) nosił to w głowie. Hunt ściągnął Rauenskulla i sprawdził katalog zapotrzebowania hackera. Niestety, nie miał niczego, czego tamten pożądał – były to bez wątpienia co do jednego najgorętsze obecnie kawałki.
Pojawił się AGENT z zamówionym przez Nicholasa czytnikiem.
– Wziąłem od miejscowych – poinformował diabeł.
Hunt wcisnął w napęd po kolei obie płytki i przekopiował Modlitwę na ledpad. Następnie odpalił Ravenskulla. A Ravenskull – Rauenskull zaczął spokojnie dekompresować Modlitwę.
Przelotnie się zastanowił, czy Hedge faktycznie mógł o nim nie wiedzieć, czy też z premedytacją skłamał, by zachować Modlitwę dla siebie. Mhm, wszak pytałem go o opinię ładnych parę dni temu, co w przypadku tego pokroju software'u czyni już znaczną różnicę. (Jeśli istotnie było to parę dni, a nie zaledwie parę godzin czy… Apage!)
Istniały teraz dwa sposoby przekopiowania rozpakowanej Modlitwy do Huntowej Tuluzy, której moduł łączności pozostawał zablokowany. Pierwszy, bardziej oczywisty: przescrollować cały asemblerowy listing programu na ledekranie przed oczyma Nicholasa. Ale to zajęłoby zbyt wiele czasu. Drugi: posłużyć się którymś z AGENTÓW i przerzucić plik z jego wszczepki via Trupodzierżca. Wśród AGENTÓW nie było wielu ze wszczepkami, a już żadnego z Tuluzą (gdyby mieli Tuluzę, mieliby i Grzyba, nie skończyliby jako zwierznice – Hunt bardzo chciał w to wierzyć), jednak już w samym pasażu znalazł dwóch z Hamabą.