Czarne Oceany

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Czarne Oceany, Dukaj Jacek-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Czarne Oceany
Название: Czarne Oceany
Автор: Dukaj Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 178
Читать онлайн

Czarne Oceany читать книгу онлайн

Czarne Oceany - читать бесплатно онлайн , автор Dukaj Jacek

Cho? autor CZARNYCH OCEAN?W o?ywia klasyczne w?tki literatury science fiction, jego powie?? sporo zawdzi?cza no?nej problematyce i stylistyce prozy cyberpunkowej, a wi?c pisarstwa zrodzonego tak z fascynacji najnowsz? technologi?, jak i l?k?w doby informatycznej. Ju? teraz ?yjemy w ?wiecie rz?dzonym przez superkomputery. Co si? stanie, kiedy te popadn? w ob??d? – pyta w swej powie?ci Jacek Dukaj.

W CZARNYCH OCEANACH najbardziej wybredny czytelnik fantastyki znajdzie to, czego zwyk? szuka? i czego nie mo?e zabrakn?? w ksi??kach tego rodzaju: spiski i wojny, eksperymenty naukowe, nad kt?rymi uczeni stracili kontrol?, a tak?e nieko?cz?ce si? spekulacje na temat mo?liwo?ci i kondycji ludzkiego rozumu. W wartk? i efektown? fabu?? Dukaj umiej?tnie w??czy? tre?ci dyskursywne mieszcz?ce si? w polu takich dziedzin, jak polityka, ekonomia i psychologia. CZARNE OCEANY bez w?tpienia nale?? do erudycyjnego nurtu polskiej SF i nawi?zuj? do najlepszych tradycji tego gatunku, z tw?rczo?ci? Stanis?awa Lema na czele.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 79 80 81 82 83 84 85 86 87 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Człowiek bowiem rychło ulegał takiemu właśnie złudzęniu: że transmisja postępuje z góry na dół, nie na odwrót jak było w rzeczywistości.

Tylko że oczywiście to też nie była rzeczywistość, jeno kolejny z modeli. Ile prawdy w obrazie – tego można się domyślać, nigdy być pewnym. Żeby zweryfikować prognozę, trzeba po prostu kogoś tam posłać – kogoś jeszcze nie zezwierznicowanego.

Marina:

– Wytarguj ochotników od Księcia.

– To zabierze czas.

– Wiem, cholera.

– A on prawdopodobnie i tak ich nie da. Diabeł:

– Nie trzeba żadnych targów, masz ich tu, panie, pod ręką.

– Kogo?

– Ich. Dzikusów. Siedzą i gapią się. Setka i więcej.

– Złamię umowę. Będę miał wroga za plecami.

– Masz wrogów wszędzie, panie.

– Seledynowy Książę…

– I cóż on pocznie?

– Zemści się.

– Będzie próbował, tak.

Hunt (bo tego już nie futurpamiętał):

– Kurwa mać. Rób, co musisz.

Było tak ciemno, że nie widział twarzy Mariny.

Tym bardziej nie chciał patrzeć na poczynania Lucyfera.

Uciekł wzrokiem w ciemne kaniony międzyblokowe, między nierówne płaszczyzny wielkich maszyn do życia i śmierci. To prawda, architektura materii determinuje konfigurację myślni. Niezależnie od powierzchownego ich stylu, podobne blokowiska sprzyjają generowaniu przez neurosystemy mieszkańców z góry określonych psychomemów: apatii, poczucia małości, zagubienia, zależności. Tak: również feng shui stanowi zaledwie jeden z licznych aspektów psychomemetyki. Nie bez przyczyny taką wagę przykłada się do organizacji przestrzeni miejsc pracy. Ale tutaj – czemu podporządkować ergonomię? w imię czego tę przestrzeń organizować? Nie ma żadnego celu w egzystencji tych ludzi. Przeżyć z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc; budzi się i już zna dzień, jakby go cały przeżył w nocnym śnie. Hunt dobrze pamiętał smak tej porannej beznadziei. Zwłaszcza zimą, pod brudnym niebem, gdy krajobraz prawie bezludny… Dziecko zasypia z głową na porysowanym parapecie, chociaż wcale nie śpiące – lecz monotonia niezmiennego widoku, harmonia tych brył, stanowi wizualny ekwiwalent cichej kołysanki i umysł nie jest w stanie się oprzeć. Gdyby nie był jedynakiem, rodzeństwo zapewne odrywałoby go od kontemplacji depresyjnych widoków – a tak: rozwijały się powinowactwa struktur pesymizmu, czerń wytyczała ścieżki… Śnieg i błoto, stare wykopy, wiatr hula po opuszczonym placu budowy, potrząsa obwisłym bezradnie ramieniem samotnego dźwigu; pamiętał, że nawet słońce przynosiło rozpacz, nie były radosne jego refleksy na stali i szkle. Wrócił Lucyfer, jak zwykle świetlisty, w ogniu, i rzekł:

– Droga wolna.

Hunt wszedł na Grobowce.

Strzelił palcami prawej dłoni i, rozsuwając delikatnie kciuk i palec wskazujący, zwiększył jasność. Ruchome cienie zmieniły się w osobistą gwardię AGENTÓW, wszyscy z odbezpieczoną bronią, najnowocześniejsze egzemplarze, wygrzebane skądś z melin i paserskich magazynów out of NEti – jeśli o to chodzi, na dzikusów zawsze można liczyć, skonstatował cynicznie.

Dojrzał swoje zniekształcone odbicie w zwierciadlanej elewacji jednego z bloków.

– Co to jest?! – wrzasnął na Lucyfera. Złapał go za gardło i zaczął dusić. – Co to jest, do cholery?!

– Krtsztrrr – zaskrzeczał diabeł. – Ty też masz Grzyba, panie…

Z nagiej czaszki Nicholasa wyrastał bowiem w tym odbiciu wielki lej czerni.

– Zamknij to!

– Tak, panie.

Macka oderwała się i uciekła wzwyż, ku skłębionemu aksamitowi.

– Chryste Panie! – pieklił się Nicholas. – Nawet menadżerowi własnej wszczepki nie można ufać!

– Uspokój się – naciskała Marina.

– Uspokój się! – parsknął. – Ty też, kurwa, jesteś dobra! Kto mnie wpuścił w to gówno? Dlaczego w ogóle muszą uciekać? Kto obruszył tę lawinę?! Może ja?! Ty, kurwa, ty, twoi pieprzeni bogowie! – I na Lucyfera: – No co się gapisz?! Ha? Czego jeszcze zapomniałeś mi powiedzieć?

– Panie…

– O, to cholerstwo na przykład. Co takiego tu wizualizujesz? Czym wypierasz monadę? Bo chyba to nie pragnienie pepsi-coli tak się tam kotłuje!

Marina przyspieszyła kroku. Z założonymi na piersi rękoma kręciła głową, zdegustowana.

– Naprawdę nie domyślasz się, Nicholas? – parsknęła, nie oglądając się. – A cóż on mógł mieć w defaultachl

Hunt otworzył i zamknął usta. Widać było, z jakim wysiłkiem powstrzymuje wybuch. Skóra na skroniach napinała mu się niebezpiecznie, gdy poruszał żuchwą. Mord miał w oczach, Lucyfer uciekał spod jego spojrzenia.

Nic już jednak Nicholas nie powiedział.

Gdy wyszli z mroku, zostawiając za sobą Grobowce i skażoną gniewem myślnię, i Huntowi wróciła wobec tego jako taka równowaga psychiczna, Marina przystąpiła do ataku.

– Przemyślałam to – oświadczyła. (Niby co?, zmarszczył brwi Nicholas). – Ten numer z odpędzeniem monady… Modlitwa nie została zaprojektowana do podobnych celów i nie powinna być zdolna do indukowania aż tak silnych emisji. Nie ta, nad którą ja pracowałam. To, czym ty się tu bawisz – to jest jakaś późniejsza wersja, oficjalna beta. Kto ci ją przysłał?

– Anzelm, mówiłem.

– A ja mówiłam, że to niemożliwe.

– Rzeczywiście, wiele rzeczy mówiłaś.

– Na zimno: kto miał lub mógł mieć dostęp zarówono do Modlitwy, efesu, jak i tego kompresatora?

Hunt rozwinął ledpad i napisał do Nachtrittera, zapytując o datę pojawienia się Ravenskulla. W Austrii musiało już świtać – hacker jednak nie spał, zapewne na narko-stymach i krwiodajkach, i odpisał od razu.

DO MNIE DOSZŁO PRZEDWCZORAJ, ALE WIEM, ŻE JUŻ SCRACKOWANE CHODZIŁO GDZIEŚ W SOBOTĘ.

WIĘC TO NIE BYŁ SHAREWARE?

TERAZ JUŻ TAK:-)

KTO TO NAPISAŁ?

AFAIK MATEMATYCY Z KTÓREJŚ Z KATEDR LIG, MICROSOFTU LUB ANM, TAM CIĄGLE SIĘ ŚCIGAJĄ W OSIĄGACH ALGORYTMÓW KOMPRESUJĄCYCH, ŻEBY WYŻYŁOWAĆ CIOTP.

CZY RS STANIE SIĘ POPULARNY?

IMHO NIE. JEST BARDZO DOBRY, ALE TYLKO DO NIEKTÓRYCH RODZAJÓW PLIKÓW, A LUDZIE WOLĄ PROGRAMY-KOMBAJNY.

WIĘC MÓGŁBY KTOŚ UŻYĆ AKURAT RS Z INTENCJĄ UTRUDNIENIA ODCZYTU?

NIE WIEM, CZŁOWIEKU, O CO CI CHODZI, ALE GDYBY CHCIAŁ SZYFROWAĆ, ZAŁATWIŁBY TO GŁUPI PGP.

Hunt nadal nie rozumiał. Nie chodziło o ukrycie Modlitwy, bo tajemniczy X nabazgrał nazwę na wierzchu płytek. Nie chodziło o uniemożliwienie jej otwarcia, bo musiał wiedzieć, że scrackowany Ravensku.ll w końcu zacznie krążyć po sieci. Może faktycznie szło jedynie o maksymalnie efektywną kompresję…? Nie chciał marnować trzeciej płytki… Lecz czemu w takim razie nie zarchiwizował jej w formie samorozpakowywującej się.

– W Hacjendzie… – zawahał się.

– Naprawdę uważasz, że Langolian pozwoliłby Krasnowowi położyć łapy na Modlitwie? – nacisnęła Marina. -I jakim cudem miałoby w ogóle do tego dojść? I dlaczego wówczas mieliby mnie uciszać? I Jasa? Powinni raczej spuścić atomówkę na Hacjendę. Bez sensu. Krasnow żyje z budżetu, to ciułacz, w życiu by nie zaryzykował tym wszystkim – swoją pozycją, Hacjendą, dotacjami – żeby rozegrać własną gierkę, ukrywając przed nami taką bombę jak Modlitwa. To właśnie byłaby na konferencji pierwsza jego rewelacja!

– Masz jakiegoś innego kandydata?

– Liczba osób dopuszczonych do Modlitwy była bardzo mała. Nawet większość tych, z którymi bezpośrednio współpracowałam, konsultując kalibrację aparatury na Labach – nawet oni niezbyt się orientowali. Wiem, że wiedziała Chigueza i ścisłe kierownictwo spółki, ale już nie rada nadzorcza i inni udziałowcy.

– Musieli wiedzieć też czołowi lobbyści, to było mimo wszystko zgrane z decyzjami politycznymi…

– Niekoniecznie. Nie sądzę. Zbyt wiele czynników: umowa z innymi potentatami N-przemysłu na wypuszczenie Tuluzy, awaria defensywnego programu EDC, Grudzień…

– Grudzień mogli byli sami wypuścić. I cholera wie, czy rzeczywiście nie wypuścili, zaczęło się przecież w Azji. – Hunt zamyślił się. – Ale masz rację. W takich sytuacjach czeka się okazji i gra na trend… Człowieka w prezydenckim kolobby musieli jednak mieć, chociażby po to, żeby Biały Dom stłamsił w zarodku ewentualne śledztwa i kontrtrendy; żeby nie zaskoczył ich nagle przeciek. Radickowi nie mogli powiedzieć, za wysoko stoi, wobec zbyt wielu osób musi być lojalny… Musieli mieć kogoś, kto znałby prawdziwy cel i krył twoje kłamstwa, nieefektywną strategię Zespołu…

– Bo ja wiem, sam sobie z tym nieźle radziłeś – zauważyła sarkastycznie.

Zamachał ręką, żeby zamilkła, nie zamulała mu myśli. Nawet przystanął i zamknął oczy. Byle nie wprowadzić do puli mylących memów… Bo już był pewien, że posiada tę wiedzę. Na końcu języka, na dwa skojarzenia, jeden skok dedukcyjny…

– Bronstein. Żachnęła się.

– On?

Wyszczerzył się jak na wampira przystało.

– Bronstein, Bronstein.

– No słucham, Sherlocku.

– Modlitwa był człowiekiem Langoliana – zaczął wyliczać Hunt. – Efes nadzorował z DARPA Hacjendę. Ravenskull studiował swego czasu informatykę.

– Ładnie. Tylko mi powiedz: dlaczego? I dlaczego tobie?

Nicholas skrzywił się, trochę ku uśmiechowi, trochę ku irytacji.

– Może nie tylko mnie.

– Co więcej: dlaczego nie załączył żadnych informacji? Instrukcji postępowania. Czego od ciebie chciał, co miałeś z tym zrobić? Czemu miało służyć wykorzystanie tego egzotycznego pakera?

– Tę wątpliwość możesz podnieść w stosunku do każdego podejrzanego.

– Jeśli wolno mi zaproponować rozwiązanie… – włączył się nieśmiało diabeł. – Przy przyjętym założeniu istnieje kilka możliwości. Przesłał ci to tylko po to, by cię wrobić, panie. Albo: nie załączył wyjaśnień, bo zamierzał osobiście ci wszystko wyjaśnić. Albo: sądził, że i tak wie, co uczynisz. Że już znasz sprawę i nie musi niczego tłumaczyć. A może po prostu nie miał czasu. Nie znam okoliczności, panie. Rauenskullem mógł chcieć zagwarantować sobie okres, mhm, karencji.

Marina przesunęła spojrzenie od Hunta do diabła i z powrotem.

– Więc w końcu jak to było? Sam się powiesił? Pomogli mu?

– Cholera wie – mruknął Nicholas, popatrując na Lucyfera spode łba. – Ale teraz zaczyna wyglądać, że ta jego śmierć faktycznie była jakoś ze mną powiązana.

1 ... 79 80 81 82 83 84 85 86 87 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название