-->

Wybrancy bogow

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wybrancy bogow, Земкевич Рафал A.-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wybrancy bogow
Название: Wybrancy bogow
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 153
Читать онлайн

Wybrancy bogow читать книгу онлайн

Wybrancy bogow - читать бесплатно онлайн , автор Земкевич Рафал A.

Ka?da twoja my?l mo?e zosta? pods?uchana. Nawet up?yw czasu nie ochroni przed telepatami. Tylko wybra?cy mog? si? z nimi zmierzy?. Wybra?cy Bog?w to najbardziej tradycyjna ksi??ka science fiction Rafa?a A. Ziemkiewicza, znanego publicysty i autora m.in. powie?ci Pieprzony los Kataryniarza, Walc stulecia oraz tomu opowiada? Czerwone dywany, odmierzony krok, trzykrotnego laureata nagrody im. Janusza A. Zajdla. Rzecz dzieje si? w odleg?ej przysz?o?ci na jednej z wielu skolonizowanych planet, Terei. Przed laty koloni?ci porwani ide? wolnego, autarkicznego spo?ecze?stwa, zerwali kontakty z metropoli?. Skutki okaza?y si? op?akane – rewolucyjna w?adza wyrodzi?a si? a jej totalitarne rz?dy doprowadzi?y do cywilizacyjnej katastrofy. Zbli?aj?ca si? nieuchronnie kl?ska g?odu zaostrza walk? pomi?dzy rywalizuj?cymi ze sob? frakcjami rz?dz?cych. rz?dz?cych wir wydarze? wpl?tana jest tr?jka g??wnych bohater?w: zbuntowany przeciw systemowi by?y policjant telepata, zawodowy bojownik opozycji i m?ody rockman, nie?wiadomy, ?e los obdarzy? go unikaln? w?a?ciwo?ci? umys?u.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 28 29 30 31 32 33 34 35 36 ... 68 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– …razem z senatorem Blomem. Jak szeroko sięgał spisek jest w tej chwili przedmiotem ustaleń pracowników Instytutu Centralnego – dobiegał go jak z oddali głos Bordena. – Zapewne zamieszane są weń wysoko postawione osobistości w Radzie Specjalistów i w Konwencie, być może również w innych Instytutach. Ta sprawa jednak nie należy do panów. Wy macie tylko zlokalizować i ująć grupę, działającą z bezpośredniego polecenia Faetnera. Możecie korzystać do tego celu ze współpracy Instytutu Centralnego, którego przedstawiciele są tu ze mną. Prawda, zapomniałem panom przedstawić…

Tak, to właśnie go zastanawiało od dawna. Jak przez mgłę dotarła do niego i zapadła gdzieś w wyznaczoną szufladkę w mózgu informacja o zaplanowanej wizycie Ouentina w Hynien. Pisak znów ruszył we wściekłym tempie. Kartka skończyła się, przewrócił ją nerwowo.

– …tanie Tonkai – dobiegły go wreszcie słowa Mokarahna. Przerwał pisanie, podnosząc głowę.

– Tak?

– Co się z panem dzieje? Czy pan zapomniał, po co pana tu wzywano?

– Przepraszam, panie pułkowniku. Zacząłem kojarzyć pewne ujawnione dotąd fakty. Wiadomości które tu uzyskałem, rzucają na sprawę zupełnie nowe światło.

– Pan pierwszy zajął się tym śledztwem. Senator wyraził przed chwilą chęć poznania pańskiej opinii. Chyba, że któryś z moich kolegów chciałby zacząć… – Mokarahn uśmiechnął się nieznacznie. Akurat. Tonkai, podnosząc się, przełknął nerwowo ślinę. Spokojnie. Stoisz przed Bordenem, rozumiesz, kurwa, przed Bordenem! Spokojnie, luz. Żadnych wpadek. Tamci przytakną, co byś nie powiedział. Jesteś najlepszym śledczym w całym Arpanie. Rozumiesz? Wszystko zależy od tego, co teraz powiesz.

Nigdy w życiu nie myślał, że będzie jeszcze czuł drżenie nóg. Musisz udowodnić, że jesteś najlepszym śledczym w tym Instytucie, najlepszym jakiego w ogóle można znaleźć. Borden na ciebie patrzy.

– Uważam… – odchrząknął, żeby dać sobie jeszcze chwilę na zebranie myśli. Opanuj się chłopie. No. – Uważam – powtórzył już spokojnym głosem – że w pierwszym rzędzie należałoby sprawdzić, jakiego typu sprzęt miał na myśli Sayen w rozmowie z Faetnerem. To znaczy sprawdzić wszystkie pobrania z magazynów, których dokonano na polecenie pułkownika Faetnera. To być może pozwoli przewidzieć, ich działanie. Już na początku śledztwa kazałem naszym ludziom zobaczyć, czy w posiadaniu Sayena nie znalazł się sprzęt, ale jeżeli zlecenie kodowane było przez samego Faetnera…

– Bardzo dobrze, kapitanie – powiedział cicho Borden, z miną taty chwalącego pilnego syna. – To właśnie jest jedna z głównych przyczyn mojego przybycia tutaj. Postanowiłem użyć swojego klucza do odkodowania zapisów pamięci Instytutu. Po wyjaśnieniu roli senatora Bloma w spisku nie mogłem ryzykować zlecenia tego któremuś ze stale przebywających w Arpanie dostojników.

Senator skinął dłonią gdzieś za siebie. Po chwili jakiś mężczyzna, który wyłonił się nagle z półmroku, zaczął okrążać stół, rzucając przed każdym z zebranych sporych rozmiarów wydruk.

– Ujawniliśmy dwa tajne zlecenia kodowane osobiście przez Faetnera. Oba na Sayena Meta – odezwał się jeden z milczących dotąd przedstawicieli Instytutu Centralnego. – To jest wykaz pobranego sprzętu.

Tonkai chwycił wydruk i zaczął przeglądać go uważnie. Dwa flajtery, trzy miotacze udarowe średniego kalibru, całe mnóstwo drobnego złomu dla telepatów… Nieźle.

– Zanim panowie zapoznają się z tą listą, pragnę powiedzieć o jeszcze jednej sprawie, która uszła naszej uwadze – powiedział Borden. – Chciałbym mianowicie w imieniu prezydenta Terei złożyć oficjalne podziękowanie i wyrazy uznania dla pułkownika Mokarahna. To jego bystrości i szybkiej decyzji skontaktowania się bezpośrednio z Instytutem Centralnym, natychmiast po powzięciu uzasadnionych podejrzeń wobec przełożonego, zawdzięczać będziemy sprawne zdławienie spisku. Bardzo proszę, aby zechciał pan, pułkowniku, do czasu oficjalnego potwierdzenia nominacji, przejąć tymczasowo obowiązki dyrektora Instytutu.

Zaczęli klaskać! Tonkai omal nie parsknął śmiechem. Na szczęście panował nad sobą. Klaskał razem z innymi, uważając, by nie skończyć za wcześnie.

– Teraz rozumiem, panie senatorze – odezwał się Linden, gdy umilkły brawa. Faetner – teraz już nikt nie powie o nim „nadpułkownik”, chociaż jeszcze parę godzin temu samo „Faetner” nie przeszłoby żadnemu z nich przez usta. – Faetner prawie pół roku temu kazał mi sporządzić listę rokujących największe nadzieje adeptów kursu. Sayen Met znalazł się na czele tej listy.

Borden milczał. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, by Linden ucichł natychmiast, przestraszony, czy nie powiedział czegoś nie tak.

– Nadal ma pan głos, kapitanie – powiedział Borden. – Nie musi pan wstawać.

Och, żesz ty gówniarzu, teraz wreszcie rozumiesz? Każe mówić tobie, szczeniakowi, po to by okazać swoje niezadowolenie szefom wydziałów. I pewnie tylko po to cię tu wezwał. A ty sobie co myślałeś?

– Ta lista w dużym stopniu wyjaśnia sprawę. Biorąc pod uwagę wielokrotne wyjazdy Sayena i Hornena do Hynien… – urwał na moment. Dopiero teraz dotarło do niego, co Borden mówił o jutrzejszej wizycie Ouentina w bazie Hynien, podczas gdy on pisał. I wszystko stało się nagle banalnie proste. Zamach na prezydenta z inspiracji szeroko rozgałęzionego spisku wśród tracących wpływy dygnitarzy. Sayen miał wykonać akcję, jego mocodawcy – wykorzystać ją dla własnych celów. Hornen nadawał się idealnie na ślepe narzędzie w ich rękach, na bezpośredniego wykonawcę. Tonkai poczuł się nagle malutki i bezradny, wszystko wysunęło mu się z rąk. Nic już tu nie miał do powiedzenia. Udaremnieniem zamachu zajmie się pewnie gwardia, teoretycznie rozpracują sprawę faceci z Centralnego, o nim zamieszczą najwyżej parę słów w przypisie, że plątał się przy tym na początku jakiś kapitan z prowincjonalnego Instytutu. Zrobił swoje i schodzi na boczny tor, chwała przypadnie innym. Tyle z tego ma, że naraził się wszystkim w Instytucie, poza Mokarahnem. Borden pojedzie w diabły, a on będzie miał teraz u naczalstwa przerżnięte po kres swoich dni. Szlag.

– Nasuwa się oczywiście wprowadzenie pełnej blokady miasta i obława z użyciem telepatów – podjął po chwili. – W tej sytuacji samo ujęcie podejrzanych w zasadzie nie należy już do nas. Znamy charakterystykę fali Sayena Meta, w przybliżeniu również Hornena Asta, więc namierzenie ich w Hynien to tylko kwestia czasu… bo według wszelkiego prawdopodobieństwa już się tam obaj znajdują.

– Dobrze – powtórzył Borden. – Widzę, że pochwały pułkownika Mokarahna nie były bezpodstawne. Oczywiście, podjęto wcześniej stosowne działania, podczas których wykorzystano zebrane przez pana informacje, zapisane w pańskich raportach dla archiwum Instytutu.

Jasne. Zostaje tylko ukłonić się i iść do domu.

– Czy to wszystko, kapitanie?

Rany boskie, nie. Nie może teraz wypuścić tego wszystkiego i podziękować, kurde, przecież to jego robota, jego harówa, niech coś z tego ma!

– Myślę, panie senatorze, że zamknięcie teoretycznej strony tej sprawy byłoby w tej chwili posunięciem przedwczesnym. Nie wszystko jest jeszcze wyjaśnione, choć trudno mi w tej chwili postawić jakąś konkretną hipotezę…

– Niech pan spróbuje – Borden wydawał się być zainteresowany.

– Po pierwsze, nie znamy roli, jaką ma odegrać w ich planach Get Kensicz, którego kontakty z Sayenem i powiązania ze spiskiem są niewątpliwe. Być może miał on służyć tylko do odciągnięcia naszej uwagi… Nie badano go nigdy pod kątem zdolności specjalnych, z drugiej strony nie ma żadnych kwalifikacji, które mogłyby być przydatne przy akcji typu terrorystycznego… chociaż na liście pobranego sprzętu widzę symulatory komputerowe, niewykluczone więc, że w ostatnich dniach przeszedł on intensywny trening.

– Symulator był przeznaczony dla Hornena – przerwał mu jeden z centralniaków. – Szkolenie od zera kogoś zupełnie nie zaznajomionego z tego typu działalnością nie miałoby sensu.

– Tak – Tonkai skinął głową. – Zgadzam się z tym. Myślę, że Kensiczowi wyznaczono inną rolę. Przy całym swym braku kwalifikacji, Kensicz mógł być dla tej grupy przydatny jako osoba o pewnym… autorytecie w środowisku subkultur młodzieżowych. Sprawdziliśmy to. Prowadzony przez niego zespół jest w tych środowiskach dość popularny. Sądzę, że nawiązanie z nim kontaktu nie służyło konkretnie samej akcji. Raczej jest to boczny trop, mogący naprowadzić nas na dalej idące powiązania siatki, jakieś jej odgałęzienia, których dotąd nie braliśmy pod uwagę. Nie lekceważyłbym tego.

1 ... 28 29 30 31 32 33 34 35 36 ... 68 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название