Chor zapomnianych glosow

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Chor zapomnianych glosow, Mr?z Remigiusz-- . Жанр: Космическая фантастика / Научная фантастика / Постапокалипсис. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Chor zapomnianych glosow
Название: Chor zapomnianych glosow
Автор: Mr?z Remigiusz
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 395
Читать онлайн

Chor zapomnianych glosow читать книгу онлайн

Chor zapomnianych glosow - читать бесплатно онлайн , автор Mr?z Remigiusz

Okr?t badawczy „Accipiter” przemierza bezkres kosmicznej pr??ni, a jego za?oga pogr??ona jest w g??bokiej kriostazie. Nieliczni ?wiadomi s? dramatu, kt?ry rozgrywa si? na pok?adzie.

Astrochemik H?kon Lindberg budzi si? przedwcze?nie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich cz?onk?w za?ogi.

Pr?cz niego rze? przetrwa? tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.

Czy to on jest odpowiedzialny za fiasko misji? A mo?e stoi za tym jaka? niewypowiedziana si?a? Obca cywilizacja? Nieokre?lony byt? Ludzko?? podr??uje mi?dzy gwiazdami, odkrywa miriady ?wiat?w, ale nigdy nie napotka?a ?adnych oznak ?ycia.

Ch?r zapomnianych g?os?w to SF z tempem w?a?ciwym powie?ciom sensacyjnym, intryg? i?cie kryminaln? i klimatem rodem z horror?w. Zako?czenie powinno zaskoczy? nawet najbardziej przewiduj?cego czytelnika.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 76 77 78 79 80 81 82 83 84 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– W porządku… – bąknął Loïc. – Jeśli któreś z was chce jeszcze coś powiedzieć, niech odezwie się teraz, zanim to zrobimy.

Zapadła ciężka cisza. Jaccard skinął głową, po czym obrócił się do stanowiska radiooperatorki.

– Ellyse, prześlij wiadomość do ISS Galileo.

– Tak jest – odparła Nozomi i złowiła jeszcze spojrzenie Håkona. Wydało jej się, że dostrzega w nim otuchę. Wzięła głęboki oddech, po czym wpiła wzrok w panel przed sobą. Wszystko było gotowe. Sygnał alarmowy miał sprawić, że Galileo wyjdzie z przyświetlnej i wybudzi załogę.

– Ignorujemy fakt, że Diamentowi zwrócą uwagę na brak tych statków – odezwał się Gideon, gdy Ellyse nieomal nacisnęła kontrolkę. – Zlecą się na Ziemię jak ćmy do ognia – dodał główny mechanik.

– Dija Udin twierdzi, że tego nie odnotują. A przynajmniej nie potraktują jako czegoś niepokojącego – odparł astrochemik.

– Nie wydaje się to logiczne.

– Ale jest – zaoponował Lindberg. – Na Rah’ma’dul ściąga w tej chwili wiele jednostek i nikt nie będzie ich liczył. A nawet jeśli któryś Diamentowy się na to porwie i odnotuje brak naszych statków, nie uzna tego za nic dziwnego. Wiele rzeczy mogło wydarzyć się po drodze, prawda?

– Niby tak, ale…

– Ellyse – odezwał się Jaccard, ucinając dalsze spekulacje. – Prześlij sygnał. Natychmiast.

– Tak jest, panie majorze – odparła Nozomi i aktywowała przekaz.

Teraz pozostało tylko poczekać kilkadziesiąt sekund, może minutę, na automatyczną odpowiedź. Systemy zareagują błyskawicznie, sprawiając, że Galileo zwolni, a potem zabiorą się za wybudzanie załogi. Nie minie kwadrans, a ktoś będzie starał się skontaktować za pomocą ansibla.

Ale na to przyjdzie pora. Teraz Ellyse wlepiała wzrok w ekran, czekając na potwierdzenie, że sygnał został odebrany przez systemy okrętu.

– Ile już? – zapytał nerwowo Loïc.

– Dziesięć sekund, panie majorze.

– Ile musi minąć, zanim…

– Niecała minuta, wedle moich szacunków.

Trwali w chorobliwym milczeniu, spoglądając na zegar pokładowy i czekając, aż rozlegnie się sygnał świadczący o potwierdzeniu otrzymania przekazu. Ellyse spojrzała na Lindberga. Siedział przy swoim stanowisku, nie odrywając wzroku od pulpitu. Nerwowo przygryzał dolną wargę, a dłonią wystukiwał jakiś rytm na kolanie.

Nozomi zamknęła oczy.

Gdy je otworzyła, upłynęło już odpowiednio dużo czasu, by pojawiła się informacja zwrotna.

– Ellyse? – zapytał major.

Wszyscy obrócili się w jej kierunku. Nozomi spojrzała na wyświetlacz.

– Mów – dodała nerwowo Channary, wstając ze swojego miejsca.

Ellyse nabrała powietrza, obserwując odczyty na ekranie. Upłynęła pełna minuta.

– Nic… – powiedziała niepewnie. – Nie mam żadnej zwrotki.

Jaccard trwał w bezruchu, Sang ukryła twarz w dłoniach, a Håkon zerwał się z fotela i podszedł do stanowiska komunikacyjnego. Oparł się o fotel i nachylił nad wyświetlaczem.

– Niemożliwe, żeby tyle to trwało? – zapytał.

– Niestety – odparła. – Wszystko jest zautomatyzowane. Nawet gdyby ktoś na pokładzie… – Urwała. – Nie, nie ma innej możliwości. Szacunki były poprawne, statek otrzymał nasz przekaz.

– Tyle tylko, że nie nasz statek – odparł Gideon.

– Może nikogo tam nie ma? – zapytał Håkon. – Możesz to sprawdzić?

Ellyse zastanawiała się przez moment, po czym obróciła do Jaccarda. Dowódca zdawał się być pogrążony w marazmie. Patrzył przed siebie, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, co robi załoga. Musiał uzmysłowić sobie, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa podpisał wyrok śmierci na ostatnich przedstawicieli ludzkości.

Nozomi spojrzała na wyświetlacz z nadzieją, że coś po stronie Galileo jednak poszło nie tak… że za moment pokaże się spóźniona wiadomość.

– Mogę wysłać impuls, który potwierdzi, czy jest tam jakiś obiekt, czy tylko pusta przestrzeń – powiedziała.

– Więc do dzieła – odparł Skandynaw.

Ellyse szybko uporała się z zadaniem. Krótka konfiguracja ansibla wystarczyła, tym bardziej, że trajektorię miała już ustaloną.

– Sygnał dociera do celu – powiedziała. – Cokolwiek nim jest.

Lindberg skinął głową.

– A zatem wroga jednostka – odezwał się.

Nozomi pochyliła się nad konsolą, a potem wyświetliła wszystkie obliczenia i wzory, jakie Dija Udin wprowadził do komputera. Zdecydowana większość danych zupełnie ją przerastała. Po prawdzie, żadne z nich nie wiedziało, w jaki sposób Alhassan namierzył te jednostki.

– Co robisz? – zapytał astrochemik.

– Staram się na podstawie tych danych stwierdzić, czy statek zmienił trajektorię.

– Znaczy, że liczymy jeszcze na to, że nie zwróci uwagi na sygnał?

– Taką mam nadzieję.

Jaccard poruszył się na fotelu, jakby przebudzając ze snu.

– Hallford, ustaw kurs – powiedział. – Jakikolwiek, byleby daleko stąd.

– Tak jest – odparł Gideon, natychmiast zabierając się do roboty.

– A potem gnaj jak najszybciej przed siebie.

Istniało nikłe prawdopodobieństwo, że wrogi statek nie będzie w stanie wykryć ich panicznej ucieczki, ale warto było spróbować. Wszyscy trwali w nerwowym oczekiwaniu, aż Nozomi przedstawi wyniki swoich obliczeń.

– Ellyse? – domagał się raportu dowódca.

– Nie jestem jeszcze w stanie niczego stwierdzić.

Major zaklął pod nosem, obracając się do Channary.

– Sang, sprowadź tutaj tego dwulicowego skurwiela.

– Zaraz… – zaoponował Lindberg, ale Loïc powstrzymał go stanowczym spojrzeniem.

– Zadbaj o to, by miał skrępowane ręce i trzymaj go na muszce – dodał dowódca.

Channary Sang szybko skinęła głową i ruszyła do windy. Nozomi nadal wpatrywała się w dane na wyświetlaczu, starając się wyłowić z nich nieco sensu. Wyglądało na to, że Dija Udin używał podobnej techniki, jak ona, kiedy korzystała z ansibla, jednak szczegóły tego procesu przekraczały jej wiedzę. W końcu pokręciła głową, uznając, że zadanie ją przerasta.

– Przygotujcie mu jakieś stanowisko, bez połączenia z systemami statku. Sama astrometria – polecił Jaccard.

– Tak jest – odparła Ellyse, przesuwając się na krześle w bok.

– Gdzie jest koncha? – zapytał major, patrząc na Lindberga.

– W mojej kajucie.

– Przynieś ją. I tym razem załóż mu ją na chwilę.

– Nie przeżyje tego. Widziałeś, co się stało, jak tylko dotknęła jego skóry. Niemal zerwało mu pół policzka.

– Trudno. Żarty się skończyły.

Nozomi spojrzała na Håkona, spodziewając się, że będzie protestował. Mimo wszystko nadal chodziło o osobę, którą niegdyś postrzegał jako przyjaciela. W dodatku Lindberg sądził, że Dija Udin nie ponosi bezpośredniej winy – zresztą przyznał się jedynie do zabicia dowódcy Accipitera.

– W porządku – odparł Håkon i poszedł po maskę.

22

Przywleczony na mostek Alhassan zarzekał się, że pomyłka nie wchodzi w grę. Przewrócili go na ziemię, a potem przytrzymywali, gdy Håkon umieścił nad nim la’derach. Dija Udin nadal obstawał przy swoim – i zdaniem Lindberga mówił prawdę.

– Załóż mu to! – krzyknął Jaccard.

Całe to krótkie przesłuchanie odbywało się przy rykach i pokrzykiwaniach, jakby mieli zamiar żywcem obdzierać jeńca ze skóry. Håkon zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później będzie musiał założyć mu maskę i tym samym posłać go w nicość – lub do Allaha, o ile ten facet rzeczywiście wyznawał islam.

– Zakładaj! – zagrzmiał dowódca.

Dija Udin darł się wniebogłosy, początkowo błagając o litość, a teraz już tylko wydając z siebie przeciągłe wrzaski, jakby przeżywał niepojęte katusze.

– Już, Lindberg!

Astrochemik spojrzał na majora i dostrzegł w jego oczach szaleńczy błysk.

– Daj mi to – rzucił oschle Loïc.

– Nie.

Jaccard sięgnął po maskę, ale Lindbergowi udało się w porę ją odsunąć.

– Sam to zrobię – powiedział. Czuł, że głos mu się zatrząsł. – Pozwól, że ja to zrobię.

– Już! – ryknął Loïc.

Dija Udin wodził przerażonym wzrokiem po suficie, przytrzymywany przez wszystkich załogantów naraz. Zebrał się w sobie i postarał uspokoić. Wbił błagalne spojrzenie w oczy Håkona, ale musiał wiedzieć, że teraz nie ma już odwrotu.

1 ... 76 77 78 79 80 81 82 83 84 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название