-->

Chor zapomnianych glosow

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Chor zapomnianych glosow, Mr?z Remigiusz-- . Жанр: Космическая фантастика / Научная фантастика / Постапокалипсис. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Chor zapomnianych glosow
Название: Chor zapomnianych glosow
Автор: Mr?z Remigiusz
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 255
Читать онлайн

Chor zapomnianych glosow читать книгу онлайн

Chor zapomnianych glosow - читать бесплатно онлайн , автор Mr?z Remigiusz

Okr?t badawczy „Accipiter” przemierza bezkres kosmicznej pr??ni, a jego za?oga pogr??ona jest w g??bokiej kriostazie. Nieliczni ?wiadomi s? dramatu, kt?ry rozgrywa si? na pok?adzie.

Astrochemik H?kon Lindberg budzi si? przedwcze?nie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich cz?onk?w za?ogi.

Pr?cz niego rze? przetrwa? tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.

Czy to on jest odpowiedzialny za fiasko misji? A mo?e stoi za tym jaka? niewypowiedziana si?a? Obca cywilizacja? Nieokre?lony byt? Ludzko?? podr??uje mi?dzy gwiazdami, odkrywa miriady ?wiat?w, ale nigdy nie napotka?a ?adnych oznak ?ycia.

Ch?r zapomnianych g?os?w to SF z tempem w?a?ciwym powie?ciom sensacyjnym, intryg? i?cie kryminaln? i klimatem rodem z horror?w. Zako?czenie powinno zaskoczy? nawet najbardziej przewiduj?cego czytelnika.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 77 78 79 80 81 82 83 84 85 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Słuchaj, sukinsynu…

Skandynaw zbliżył la’derach do jego twarzy. Przedtem dostrzegł jeszcze, że wyraz twarzy przyjaciela nagle się zmienił. Złamali go. Widział to bardzo wyraźnie.

– Czekaj! To prawda, nie ma tam ISS Galileo!

Lindberg przytrzymał konchę tuż nad nim i spojrzał na dowódcę. Ten uśmiechnął się blado i ze spokojem skinął głową. Najwyraźniej furia była pozorowana, choć Håkon musiał przyznać, że dość przekonywująco.

– Co to za okręt? – zapytał Loïc. – Kto ku nam leci?

– Diamentowi…

Major zaklął siarczyście, obracając głowę. Potem na mostku zaległa ciężka cisza.

– Dlaczego? – odezwał się w końcu astrochemik. – Dlaczego to zrobiłeś, kretynie? Miałeś szansę przeżyć, odkupić choć część win…

– Sram na wasze odkupienie – odparł Dija Udin. – Zresztą, nie ma to żadnego znaczenia. Kiedy się tu zjawią, zamienią was w pył.

– A inne statki? – zapytał Håkon. – To też zmyłka?

– Tylko Galileo i Leavitt – odparł muzułmanin, nadal ze strachem spozierając na wiszącą nad nim maskę. – Wiedziałem, że będziecie kontaktować się z którymś z nich.

Lindberg odsunął konchę i przypiął ją sobie do paska. Potem złapał Alhassana za ubranie i podniósł go z podłogi. Channary odsunęła się, dobywając berettę, to samo zrobił Gideon.

– Pokażesz nam, jak uciec – powiedział Håkon, ciskając jeńcem o jeden z paneli. Dija Udin nie zdążył zamortyzować upadku i wyrżnął głową o ekran. Skandynaw dopadł do niego, ponownie go chwycił i poprowadził do stanowiska, które wcześniej przygotowali. Posadził go na fotelu, a sam wyjął broń i wycelował w skroń Alhassana.

Naraz jednak jego myśli zaczęły biec w innym kierunku. Uświadomił sobie, że nie rozważył jednej możliwości.

Możliwości, która mogła wszystko zmienić.

Trzymając Dija Udina na muszce, zreflektował się, że jeszcze może go uratować. A nawet więcej, może sprawić, że Alhassan odkupi swoje grzechy. Ale wszystko po kolei – najpierw musieli przeżyć dostatecznie długo.

– Ostatnia szansa – powiedział. – Pokaż, gdzie naprawdę są Galileo i Leavitt.

Alhassan wykonał polecenie bez wahania. Ellyse stała obok, skrupulatnie analizując każdą zmianę, jakiej muzułmanin dokonywał w napisanym przez siebie kodzie źródłowym. Gdy skończył, Håkon spojrzał pytająco na swoją towarzyszkę, ale szybko przekonał się, że nie miała pojęcia, co właśnie zaszło.

– Proszę – powiedział muzułmanin. – Macie dwa swoje statki. Oba zostaną zniszczone, gwoli ścisłości. I to niebawem… zaraz po tym, jak my odejdziemy w niepamięć.

– Diamentowi zmienili kurs? – zapytał Jaccard.

– Oczywiście. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej.

– Sprawdź to – polecił Lindberg. Jeniec skinął głową i ponownie, pod czujnym okiem Nozomi, zaczął wprowadzać nowe zmienne. Ellyse nieustannie kręciła głową, jakby nie mogła nadążyć.

Voilà – odezwał się po chwili Dija Udin. – Panie i panowie, mamy krążownik Diamentowych na kursie przechwytującym. Czas dotarcia: pięć godzin i czterdzieści minut. Dostatecznie dużo, żeby zmówić wszystkie modlitwy i jeszcze zdążyć nagrzeszyć – dodał, po czym zawiesił głos i zmarszczył czoło.

– O co chodzi? – zapytał Skandynaw.

– To nie ten sam okręt, do którego wysłaliście sygnał.

Załoganci spojrzeli po sobie, nie rozumiejąc, dlaczego miałoby to mieć znaczenie. Håkon nachylił się do obcego.

– I co w związku z tym?

– Nie wiem, ale to ciekawe. Z jakiegoś powodu wysłali wam na spotkanie inną jednostkę. Tak czy inaczej, prowadźcie mnie teraz do…

Alhassan urwał, oberwawszy po głowie rękojeścią pistoletu Channary. Szefowa ochrony natychmiast cofnęła się i uniosła ręce, sygnalizując, że był to jednorazowy wybuch. Ze skroni Dija Udina popłynęła strużka krwi, ale tylko zaśmiał się pod nosem i ją otarł.

– Coś jeszcze chcecie wiedzieć? – zapytał.

Oberwał ponownie, tym razem od stojącego za nim Jaccarda. Wylądował na podłodze, a major byłby się na niego rzucił i dokończył sprawę, gdyby nie powstrzymali go Håkon i Gideon.

– Spokojnie, dowódco – powiedział Lindberg.

Nie trwało długo, nim Loïc uświadomił sobie, że takie zachowanie nie licuje z godnością oficera. Rozkazał, by puścić jeńca, a potem schował berettę do kabury przy pasie. Spojrzał na Dija Udina jakby miał zamiar splunąć, po czym skinął na Channary Sang.

Nie potrzebowała werbalnego rozkazu i już po chwili Alhassan leżał związany na podłodze.

– Ellyse – odezwał się major. – Masz pięć godzin, żeby powiadomić wszystkie nasze statki o sytuacji.

– Tak jest.

– Na początek wywołaj Galileo.

– Robi się, panie majorze – odparła Nozomi i szybko przystąpiła do dzieła. Håkon stanął obok i położył jej dłoń na ramieniu. Posłała mu ciepły uśmiech, choć w jej oczach dostrzegł desperację. Chwilę później komputer pokładowy na Galileo potwierdził otrzymanie sygnału.

– Ellyse, prześlij im wszystkie informacje w pigułce. Cały raport o sytuacji – polecił Loïc.

– Tak jest.

Nie minął kwadrans, a z okrętu nadeszła wiadomość dźwiękowa. Nozomi przełączyła ją na głośniki, po czym zapanowało nerwowe wyczekiwanie.

– ISS Kennedy, mówi pułkownik Wieronika Romanienko. Otrzymaliśmy wasz raport… choć nie wiem, jak powinnam się do niego odnieść.

– Pani pułkownik, mówi major Jaccard, dowodzący Kennedym. Po pierwsze, musicie zawrócić i…

– Tyle jest dla mnie oczywiste.

– Tak jest.

– Dopiero wybudziliśmy się z diapauzy – dodała. – Byliśmy przekonani, że zmierzamy do miejsca docelowego, tymczasem system nawigacyjny zdaje się być przestawiony na Krauss-deGrasse-38. Liczyłam, że raport waszej oficer łącznościowej wszystko nam wyjaśni, ale był raczej lakoniczny.

– To długa historia.

– Mam czas.

– Niezupełnie – odparł Loïc, po czym wziął głęboki oddech. – Obiecuję, że wszystko wyjaśnię, ale w tej chwili najważniejsze jest to, że zmierza ku nam wroga jednostka, która wedle wszelkiego prawdopodobieństwa obróci nas w pył, a następnie zwróci swoją uwagę na Galileo.

– Doprawdy?

– Obcy przerastają nas pod względem technologicznym, a o jakichkolwiek rozmowach nie może być mowy. Koniec końców jesteśmy skazani na klęskę.

– W takim razie stawimy temu czoła razem.

– Słucham?

– Jak tylko uruchomimy wszystkie systemy, ustawię kurs na Kennedy’ego.

– Nie ma mowy – wtrącił stanowczo Håkon.

– Co to za jeden? – zapytała Wieronika Romanienko.

– Astrochemik Lindberg, pani pułkownik.

– Nie utrzymujesz tam żelaznej dyscypliny, prawda? Może nie powinnam się dziwić, biorąc wszystko pod uwagę.

– Biorąc wszystko pod uwagę, powinna pani wiedzieć, że idzie tu o przetrwanie gatunku ludzkiego – odparł Håkon, nim dowódca zdążył go powstrzymać. – Albo zbierzecie rozbitków i udacie się na Ziemię, albo jako rasa możemy już układać sobie epitafium.

Przez moment panowała cisza. Skandynaw zerknął na Ellyse, sądząc, że połączenie zostało przerwane, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. Przeszło mu przez myśl, że Romanienko może czekać na więcej informacji, ale akurat w tym względzie raport był wyczerpujący. Jasno wynikało z niego, że jedynym ratunkiem jest odwrót tych statków, które jeszcze miały taką możliwość.

– W porządku, panie Lindberg – odezwała się Wieronika. – Jestem jeszcze nieco zbita z pantałyku, ale doszłam do siebie na tyle, by wiedzieć, że mówi pan z sensem. Co teraz?

Håkon odetchnął z ulgą.

– Wysłaliśmy wiadomość do pozostałych okrętów, które przetrwały. Są to: Kartal, gdzie dwie osoby pozostały przy życiu; Sahamiso, również dwóch załogantów; Wolszczan, z jednym ocalałym; oraz ISS Leavitt, na którym znajdują się zarodki.

Chwilowa cisza.

– To poufna informacja, ale, jak rozumiem, takie rzeczy nie mają już znaczenia.

– Najmniejszego, pani pułkownik – odparł astrochemik. – I najważniejszy jest, rzecz jasna, ostatni statek. Kluczowe jest także to, byście jak najszybciej ustawili kurs na Ziemię, pogrążyli się w kriośnie, a potem zaczęli odbudowywać naszą cywilizację.

1 ... 77 78 79 80 81 82 83 84 85 ... 88 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название