Chor zapomnianych glosow
Chor zapomnianych glosow читать книгу онлайн
Okr?t badawczy „Accipiter” przemierza bezkres kosmicznej pr??ni, a jego za?oga pogr??ona jest w g??bokiej kriostazie. Nieliczni ?wiadomi s? dramatu, kt?ry rozgrywa si? na pok?adzie.
Astrochemik H?kon Lindberg budzi si? przedwcze?nie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich cz?onk?w za?ogi.
Pr?cz niego rze? przetrwa? tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.
Czy to on jest odpowiedzialny za fiasko misji? A mo?e stoi za tym jaka? niewypowiedziana si?a? Obca cywilizacja? Nieokre?lony byt? Ludzko?? podr??uje mi?dzy gwiazdami, odkrywa miriady ?wiat?w, ale nigdy nie napotka?a ?adnych oznak ?ycia.
Ch?r zapomnianych g?os?w to SF z tempem w?a?ciwym powie?ciom sensacyjnym, intryg? i?cie kryminaln? i klimatem rodem z horror?w. Zako?czenie powinno zaskoczy? nawet najbardziej przewiduj?cego czytelnika.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Nozomi pokręciła głową i potarła czoło.
– Trochę to wszystko abstrakcyjne.
– Bo chcemy wytłumaczyć rzeczy niewytłumaczalne.
– Nie, chodzi mi o tę konkretną koncepcję. To się nie trzyma kupy. Te założenia tłumaczą może ogólną logikę zdarzeń, ale nie mają sensu, gdy chodzi o inne aspekty.
– Może i nie – przyznał Håkon. – Ale podobnie jest ze wszelkimi innymi.
– Cóż… w takim razie będziemy musieli na własnym przykładzie przekonać się, jakie są reguły tej gry.
Skandynaw podciągnął się w kierunku wezgłowia i uśmiechnął. Istotnie, abstrahując od wszystkiego innego, stali przed możliwością sprawdzenia, kto w tym odwiecznym sporze ma rację. Znając życie, powinni spodziewać się, że pojawi się jeszcze inna możliwość, o której nikt nie pomyślał – nic dziwnego, skoro zajmują się rzeczami przekraczającymi ludzką percepcję.
– Co z Gideonem? – zapytał.
– Bez zmian. Maska wpiła się jeszcze głębiej w twarz… jakby zespoliła się z kośćmi policzkowymi. Chcę zrobić mu prześwietlenie, jak tylko Jaccard da pozwolenie.
– Nadal mamrocze w obcym języku?
– Nie tylko to. Sprawia wrażenie, jakby nie rozumiał, co do niego mówimy.
– I nie próbowaliście ściągnąć konchy?
Ellyse przechyliła głowę, nie odrywając wzroku od jego oczu.
– Próbowaliśmy, ale nie pozwala nawet się dotknąć. Przypuszczam, że nie chodzi o jakąś chorobliwą niechęć, tylko o to, że wie więcej niż my. Może ściągnięcie tego sprzętu powoduje śmierć.
– Może.
– Tak czy inaczej, chodzi po pokładzie… jak żywa, tykająca bomba zegarowa.
Nie on jeden pretenduje do takiego miana, pomyślał Håkon. Podciągnął się jeszcze kawałek. Zabieg wykonany przez systemy ambulatoryjne Kennedy’ego nie był skomplikowany i usuwał większość zagrożeń, ale Lindberg nadal czuł się, jakby miał dziurę w brzuchu. Noga zaś szarpała go, jakby broń obcego nadal w niej tkwiła.
– Próbujesz wstać?
– Jak zgadłaś?
Spodziewał się, że będzie protestowała, ale Nozomi zbliżyła się i zarzuciwszy sobie jego rękę na bark, pomogła mu stanąć. Kuśtykając, ruszył w kierunku korytarza. Dopiero po przekroczeniu progu uświadomił sobie, że doskonale zna to wnętrze.
– Gdzie my jesteśmy? – zapytał.
– Na Accipiterze. Posadziliśmy Kennedy’ego tuż obok i przenieśliśmy cię na jednym z łazików – odparła Ellyse, gdy ruszyli do windy. – Co się stało z Kennedym w przyszłości?
– Nie wiem, nie widzieliśmy wraku. I pozwól, że ja teraz cię trochę wypytam.
– Wal śmiało.
– Co to za rasa nieomal mnie ubiła, do jasnej cholery?
– Nie wiem, Håkon. Po tym jak pojawiliście się w jednym z tuneli w towarzystwie Gideona, natychmiast zabraliśmy was na statek. Alhassan nie miał wiele czasu, by cokolwiek opowiedzieć, a jak wiesz, z Hallfordem nie ma się jak dogadać. Wiem mniej niż ty.
Zatrzymał się i spojrzał na nią.
– A chcesz wiedzieć znacznie więcej – powiedział. Nie była wyłącznie żołnierzem, ale też naukowcem. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co ma na wyciągnięcie ręki.
– Oczywiście, że chcę – odparła. – Ten portal to zbiór nieskończonych możliwości.
– Nazwaliśmy to Terminalem.
– My też.
Spojrzał na nią pytająco.
– Dziwisz się? To logiczny wybór.
Lindberg skinął głową, uśmiechając się blado.
– Wydaje mi się, że każdy tunel prowadzi tylko w jedno miejsce – powiedział. – Z tym że w inny czas.
– Więc możliwości są prawie nieograniczone – powtórzyła z uśmiechem. – Dokąd trafiliście?
– Najpierw na jakiś rachityczny księżyc, a przynajmniej teraz wydaje mi się, że nim był. Orbitował wokół planety znajdującej się w układzie z pulsarem.
– Żartujesz?
– Nie. Prawdziwa gwiazda neutronowa.
– Ile obrotów na sekundę?
– Czy ja wiem… kilkanaście. Mrugała tak mocno, że powierzchnię w okamgnieniu zalewało na zmianę światło i mrok. Rzecz godna zobaczenia.
– Chyba że trafiłoby się daleko w przeszłość tego miejsca.
Lindberg popatrzył na nią, a potem z pietyzmem skinął głową. Nozomi miała rację – każdy pulsar niegdyś był wybuchającą supernową. Wprawdzie sam moment eksplozji trwał ledwie sekundę, ale gdyby trafić na niego choćby w przybliżeniu, już nie wróciłoby się do Terminalu.
– Po twojej minie wnoszę, że nie myślałeś o takich konsekwencjach przypadkowych podróży.
– O takich akurat nie.
– Więc teraz już na krzywy ryj nie wejdziesz do żadnego z tuneli.
Uśmiechnął się i pokręcił głową. Biorąc pod uwagę cykl życia gwiazd, rzeczywiście byłoby to mało roztropne. I pomyśleć, że chcieli z Alhassanem błądzić po korytarzach do skutku. On, astrochemik… Gdyby dowiedzieli się o tym w Europlanet, od razu wysłaliby go na wcześniejszą emeryturę.
Gdy Lindberg dokuśtykał na mostek, trwała tam już nerwowa narada. Szybko pomiarkował, że Channary chciała zostać na planecie, względnie wysłać oba statki na orbitę, zaś Dija Udin gorączkowo namawiał, by jak najszybciej zbiec do Terminalu.
Jaccard zdawał się ważyć wszystkie za i przeciw, świadom zarówno koncepcji Nowikowa, jak i innych. Nie sposób było podjąć rzetelnej decyzji, bo brakowało solidnych przesłanek. Koniec końców dowódca milczał, wpatrując się w ekran przed swoim stanowiskiem.
– Przeżyłem – odezwał się Håkon, uzmysłowiwszy sobie, że jego obecność nie została odnotowana.
– Nie szkodzi – odparł Alhassan. – Będzie jeszcze okazja, żeby cię ubić. Szczególnie jeśli tutaj zostaniemy, jak proponuje Sang.
– Nie spodziewałam się po tobie takiego tchórzostwa – fuknęła szefowa ochrony.
Loïc podniósł się z fotela dowódcy.
– Dosyć – powiedział. – Dylemat jest oczywisty i nie ma sensu wałkować go w nieskończoność.
Lindberg rozejrzał się po mostku, ale nigdzie nie dostrzegł Gideona. Najwyraźniej główny mechanik funkcjonował już jako zupełnie niezależny element załogi.
– Jako dowódca powinienem jak najszybciej nas stąd zabrać, mając na uwadze dobro załogi – ciągnął major. – Jednak jako jeden z ostatnich przedstawicieli ludzkości muszę dbać o coś innego. O przetrwanie gatunku. A jak wiecie, ISS Leavitt jest tego najlepszym gwarantem.
– Chcesz tu czekać? – zapytał Skandynaw.
– Tak długo, jak będzie trzeba – potwierdził major.
– Ale…
– Nie mogę opierać się na wiadomościach, które otrzymałem od ciebie i sierżanta – uciął Jaccard. – Wasza podróż w czasie mogła już sama w sobie zmienić bieg wydarzeń. Albo to moje działanie podjęte na jej podstawie doprowadzi do skutku, który widzieliście. Nie sposób tego stwierdzić.
Dowódca założył ręce za plecami, a potem opuścił głowę. Lindberg w duchu musiał przyznać mu rację.
– Nie mogę was jednak do niczego zmusić – dodał Loïc. – Wprawdzie hierarchia wojskowa pozwala mi na zatrzymanie tutaj większości, ale nie skorzystam z tej prerogatywy. Możecie sami podjąć decyzję. Macie do dyspozycji Kennedy’ego lub tunele.
– Zostaję z panem – zapewniła Channary Sang.
Loïc skinął głową, a potem wrócił na swoje miejsce, nie czekając na dalsze deklaracje.
Håkon spojrzał na Ellyse, a potem na przyjaciela. Nagle uświadomił sobie, że dotychczas nie pomyślał o jednej rzeczy – nie cała załoga Accipitera była obecna na pokładzie, gdy miała miejsce tragedia. Ich dwóch tam nie było. Wcześniej sądził, że to dlatego, że nie wrócili do swojego czasu… ale teraz?
– Odmaszerować – odezwał się Jaccard.
Dija Udin w pierwszym momencie ani drgnął. Dopiero gdy dowódca na niego spojrzał, zasalutował i udał się w kierunku windy. Dwoje nowoprzybyłych poszło w ślad za nim.
Muzułmanin ciężko odetchnął, gdy drzwi się za nimi zasunęły.
– Niełatwa sprawa – powiedział. – Ale my chyba nie mamy dylematu?
– Nie – odparła Nozomi.
Oboje skupili wzrok na astrochemiku.
– Håkon? – zapytała Ellyse.
Nie odzywał się, wbijając przed siebie pusty wzrok. W końcu potrząsnął głową, odsunął część zasłony w ścianie i aktywował terminal. Sprawdziwszy na wykazie pokładowym, gdzie znajduje się Gideon, zatrzymał windę.