Fallout – Powieic (СИ)
Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн
AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.
T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.
Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:
Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Wtedy to zobaczyłem. Coś, co momentalnie uświadomiło mi, że forsa na hydroprocesor była tylko moralnym usprawiedliwieniem wszystkiego, czego dopuściłem się do tej pory na pustkowiach. W głębi siebie nie miałem najmniejszego zamiaru płacić za informacje o jego lokalizacji, a już na pewno nie wyobrażałem sobie, bym wręczył wypełniony kapselkami mieszek jakiemuś kmiotowi, który nieopatrznie miałby przy sobie niezbędną dla mojej Krypty część.
Karabin snajperski DKS-501… poczułem jak uginają się pode mną nogi i jeżeli czegoś byłem w tamtej chwili pewny, to faktu, iż zrobię wszystko, absolutnie wszystko, by to cacko było moje.
57
- Ile? – Blaine niemalże się nie udławił, kiedy Jake podał cenę za snajperski karabin DKS-501 - rzadkie i niepospolite cudo.
DKS-501, nazywany żartobliwie „Pogromcą Arbuzów” był ciężkim karabinem snajperskim, idealnym do zadawania obrażeń krytycznych. Poprzez obrażenia krytyczne należało rozumieć precyzyjne strzały w środek czoła, nawet z odległości dwóch tysięcy metrów. Była to doskonała broń palna dalekiego zasięgu z modyfikacją lufy i komory pod pociski kalibru 5,56mm. Pierwotna amunicja 7,62mm stanowiła rzadki rarytas w świecie zewnętrznym, podczas gdy naboje o nieco mniejszej wartości były dostępne praktycznie powszechnie. Blaine pamiętał, że nawet wieśniacy z Cienistych Piasków mieli ich pod dostatkiem.
- Osiemnaście tysięcy…
Głos Jake’a był spokojny i niewzruszony. Ten stary, dysponujący bezwzględną znajomością wszelkich zasad negocjacji we współczesnym świecie wyga, dobrze wiedział, że gdy tylko Blaine Kelly zawiesił swój wzrok na Pogromcy Arbuzów, jego źrenicy zwęziły się do wielkości łebków od szpilek, a potem pod wpływem wnikliwych oględzin broni i wyrzutu dopaminy do mózgu, eksplodowały wyglądem przypominając dwa okrąglutkie kapsle po Nuka-Coli.
Blaine przez długi moment trzymał ręce na lufie i na kolbie Pogromcy. Jego serce kołatało się w klatce piersiowej, zaś gorąca krew tętnicza dudniła w skroniach. Niepewnie, świadom, iż z całą pewnością nie znajdzie w nim wymaganej do zakupu kwoty, sięgnął do wnętrza plecaka i wyciągnął mieszek z pieniędzmi. Odliczył wszystkie kapsle, które udało mu się zarobić do tej pory.
Miał równo cztery tysiące dwadzieścia jeden.
- To wszystko, co mam – potrząsnął zawartością sakiewki rozkładając bezradnie ręce i przyjmując minę niewinnego przedszkolaka, który właśnie urwał główkę wielbionej przez wszystkie dziewczynki lalce.
- Ile?
- Lekko ponad cztery tysiące.
Jake pokręcił kategorycznie głową.
- Nie da rady. Cena to osiemnaście tysięcy. Możesz spróbować szczęścia w Gruzach. Zbrojeniowcy dysponują całkiem niezłym sprzętem. Oczywiście będziesz musiał przeprawić się przez wyjątkowo kurewski kawałek pustyni, a potem przejść obok terenu lęgowego Szponów Śmierci i jakby tego było mało, na koniec obejść fosę z kwasem, a i tak ich strażnik może cię bez powodu zawrócić. Albo co gorsza ustrzelić. Tutaj masz pewny sprzęt, sam widzisz w jakim jest stanie. Za osiemnaście tysięcy dorzucę ci pięćset naboi kalibru 5,56mm. Jesteś tu nowy?
Blaine przytaknął skinieniem głowy.
- Przybyłem ze Złomowa. Dopiero orientuję się w mieście.
- Słyszałem, że ktoś sprzątnął tego tłustego skurwiela od kasyna. Jak mu tam było? Gizmo. Wiesz coś o tym?
Blaine raz jeszcze przytaknął skinieniem głowy. Tym razem zrobił to jednak z wyraźnie malującą się na jego twarzy dumą.
- Coś nie coś…
Opowiedział Jake’owi o wszystkim, co Wy znacie z wcześniejszych stron. Pomimo, iż Jake był znacznie lepszym negocjatorem, niż Blaine, a do tego działał na swoim terenie, gdzie sklepu, towaru i jego tyłka pilnowało trzech twardzieli w ceramicznych pancerzach, opowieść zrobiła na nim wrażenie i postanowił nieco wspomóc chłopaka w pragnieniu zdobycia Pogromy Arbuzów.
Również, Blaine był jedyną osobą w skali całego roku, która mogła tu sobie pozwolić na takie cacko. Osiemnaście tysięcy to kupa szmalu. Jake chciał jak najszybciej pozbyć się karabinu, tak więc można powiedzieć, że w tej sytuacji każdy próbował grać bardziej szczwanego, niż ten drugi. W gruncie rzeczy jednak, jednemu i drugiemu zależało na jak najszybszym przyklepaniu interesu. Można powiedzieć, iż: „trafił swój na swego”.
Blaine Kelly musiał zebrać czternaście tysięcy kapsli. Kwota ta przyprawiała go o zawrót głowy, lecz z grubsza to samo robił z nim karabin snajperski DKS-501. Dzięki słowom Jake’a wiedział przynajmniej, że w przeciwieństwie do Cienistych Piasków i Złomowa, Hub jest prawdziwie kwitnącą metropolią i pozostawia wiele, bardzo wiele możliwości zarobku…
58
Wygląda na to, że los się do mnie uśmiechnął. Po kilku godzinach spędzonych na włóczędze i poznawaniu miasta, miałem jasno nakreślony plan. Tę noc postanowiłem przespać jak król. W Śródmieściu można było wynająć pokój. Miałem już nawet namierzone miejsce, kiedy tuż obok mojego ulubieńca i największego pośród lokalnej ludności przyjaciela, Boba, zaczepił mnie wyglądający na rolnika chłopak. Miał tłuste, zaczesane na boczek włosy. Drelichowy kapok ze skóry bramina, narzucony niedbale na brudną, połataną koszulę z konopi w kolorze seledynowym. Szare, zgrzebne spodnie i przypominające kalosze gumiaki z długimi cholewami. Do tego wszystkiego wyraz twarzy kompletnego debila i niedorajdy…
59
- P-przepraszam pana, mogę na słówko?
Blaine zmierzył kmiotka pełnym powściągliwości spojrzeniem. Ochłap warknął cicho, nie otwierając przy tym pyska.
- Byle szybko, bo się spieszę…
- Cóż, mam problem. Jestem bezdomny. To znaczy, nie do końca – skorygował rolnik – mam farmę poza miastem. Piękną, wspaniałą farmę, gdzie wytyczone równolegle grządki obsiewam co roku złocistą kukurydzą i matowo-zieloną kapustą. Prowadziłem spokojne i szczęśliwe życie, aż do niedawna. Kilka dni temu zjawiła się grupa najeźdźców. Zabili Pugsley’a, mojego osiołka i zagrozili, że i mnie zabiją, jeżeli się stamtąd nie wyniosę. Co miałem zrobić? Płacząc przez całą drogę pozostawiłem moją farmę za sobą i przeniosłem się tutaj. Bandyci uwili sobie w moim domu bazę, a ja zostałem bezdomnym. Nie mam gdzie się podziać, szeryf nie chce mi pomóc, a tutaj każdy dba tylko o własne interesy. Zeszłej nocy zostałem zgwałcony…
Blaine już miał gwizdnąć na Ochłapa i odejść, kiedy w nagłym przypływie obrazów wywołanych cudownym wspomnieniem Pogromcy Arbuzów, ujrzał czternaście tysięcy kapsli, których horrendalna ilość szczuplała za sprawą zhandlowanego sprzętu bandytów. Jego oczy zabrzęczały niczym dziewiętnastowieczna sklepowa kasa.
- Jak masz na imię, koleś?
- I-Irwin, proszę pana.
- Gdzie jest ta twoja farma?
Irwin rozpromienił się, a jego przygarbione plecy wyprostowały. Uniósł wysoko ramiona, dumnie wypiął pierś i jak gdyby na moment odzyskał nadzieję i namiastkę swojej dawnej sylwetki.
- Niedaleko, ja już nie śmiem tam chodzić. Ale gdyby mógł pan…
Blaine przerwał mu szorstko:
- Zrobię to, pewnie. Właściwie, czemu nie? Tylko widzisz, jest taka jedna sprawa…
60
Pierwsza noc w Hub upłynęła Blainowi bardzo spokojnie. Oczywiście najazd na farmę Irwina nie należałby bynajmniej do spokojnych, gdyby nie użyte z taktyczną przewagą urządzenie firmy RobCo. Ten mały, zapewniający niewidzialność przedmiot, pozwolił Blainowi zakraść się pod osłoną nocy i niewykrywalności do tymczasowej kwatery najeźdźców, wyeliminować strażników przy pomocy pordzewiałego noża o chropowatym ostrzu i wykosić resztę zbirów w ich prowizorycznych łóżkach. Gdy tylko poinformował Irwina o fakcie oczyszczenia jego domu z karaczanów, ten niemalże rzucił się Blainowi na szyję całując go skwapliwie i entuzjastycznie po policzkach. Wedle umowy należała mu się również nagroda. Pistolet 5,56mm, dokładnie ten sam kaliber, co karabin snajperski DKS-501. Mała, sprytnie zmodyfikowana broń o przyciętej lufie. Unikat wykonany z dużym pietyzmem. Wyglądał trochę jak spluwa, którą posługiwał się Harrison Ford w filmie Blade Runner.