Fallout – Powieic (СИ)
Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн
AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.
T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.
Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:
Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Blaine miał wrażenie, iż od kiedy niespełna siedemnaście (Boże, to już prawie trzy tygodnie!) dni temu przeszedł przez zewnętrzną gródź Krypty 13, świat obrał go na celownik i przyglądając mu się wnikliwie robił wszystko, by cokolwiek zaplanował Blaine, zakończyło się zupełnie odwrotnie.
- Cholerne Cieniste Piaski – burczał dalej. – Cholerny Seth. Cholerny Aradesh. Cholerna… mała… cipa…
Przyznaj się Blaine, przecież w głębi siebie właśnie na coś takiego liczyłeś. Chyba nie będziesz próbował wmówić mi (MI!) , że to nie jest to, czego chciałeś?
Mogłem ich ominąć, myślał Blaine. Mogłem olać tę obszczekiwaną przez psie dupy pseudo społeczność i trzymać się planu „hydroprocesora”. Jasne, cała ta sprawa z Kryptą 15 okazała się jednym wielkim szwindlem, a ja nie mam bladego pojęcia, gdzie dalej szukać, ale jednak sam pomysł powrotu do królestwa króla kloszardów okazał się poroniony chyba nawet bardziej niż wszystko, co do tej pory widziałem.
Blaine Kelly miał naturalnie powody do lekkiego wzburzenia i niepokoju. Siedząc na skalnym wzniesieniu, obserwując rozpościerającą się poniżej dolinę ze swoją malutką wioseczką zwaną Cienistymi Piaskami, miał przecież tyle najróżniejszych możliwości. Owszem, mógł ruszyć dalej na wschód i sprawdzić zdezelowaną do cna Kryptę. Mógł wrócić na zachód i albo zadekować się z powrotem u siebie, pogadać trochę z Jacorenem i spróbować ustalić inny plan działania, albo nawet iść dalej, aż minąłby górzyste pasmo Coast Ranges i zobaczył, co czeka go bliżej wybrzeża. Mógł też odwrócić się w kierunku południowym. Podobno mieściło się tam niejakie Złomowo. Za Złomowem zaś wspomniana przez Iana metropolia: Hub. Jeżeli istniało jakieś miejsce w tym post-apokaliptycznym cyrku, gdzie resztki cywilizacyjnej organizacji wciąż funkcjonowały, to bez wątpienia było to Hub. Ktoś tam na pewno wiedział, gdzie znajduje się hydroprocesor. Albo przynajmniej słyszał o nim lub o innej Krypcie. Jedna Krypta. Jedna szansa, to wszystko, czego Blaine potrzebował. Drobna, niepozorna wskazówka mogąca odmienić sytuację jego i wszystkich w domu. Ostatecznie zawsze była północ. Nikt nie wiedział, co rozpościerało się teraz na północy. Być może czekał tam zupełnie nowy świat. Być może Blaine mógłby nawet zapomnieć o tym wszystkim, co działo się tutaj, na południu i znaleźć dogodne miejsce tuż nad brzegiem oceanu, gdzie jako wybraniec losu, osiadłby tworząc nową społeczność. Dysponował przecież całkiem niezłą wiedzą. Wędrówka na północ z pewnością wiele by go jeszcze nauczyła o świecie zewnętrznym. Ostatecznie mógł zdobyć kilka Podręczników Harcerza. Zyskać nieco doświadczenia. Prostaczków nietrudno było oczarować. Sprzedałby im jakąś wiarygodną bajeczkę. Pokazał swój sfatygowany kombinezon z wyszytą na plecach żółtą trzynastką. Nikt nie wiedziałby, że porzucił Kryptę - skazując wszystkich na śmierć. Znalazłby sposób na oczyszczenie sumienia. Znalazłby sposób. W końcu nic z tego nie było jego winą.
- Ach, północ – westchnął.
Tyle, że w obecnej chwili Blaine zmierzał w zgoła przeciwnym kierunku geograficznym. Wszystko za sprawą wydarzeń z Piasków. Cała ta wietrzna wiocha zasypana doszczętnie pustynnym „ziarnem” i sponiewierana beznadzieją powinna już dawno zniknąć z powierzchni ziemi. Bezmyślni mieszkańcy, dwugłowe krowy, Komandor-Kurwa-Seth, jeszcze gorszy i bardziej obłąkany Król Kloszardów ze swoją narwaną, naiwną, prostolinijną córeczką, a do tego na dokładkę radskorpiony i najeźdźcy.
Aż dziw bierze, że oni wszyscy wciąż funkcjonują, co?
To prawda, zgodził się Blaine (bardzo lubił zgadzać się sam ze sobą). To jakaś paskudna, groteskowa ironia. Twór tak potężny i niezniszczalny jak Krypta, posiadający zdolność podtrzymywania życia swoich mieszkańców praktycznie w nieskończoność, odporny na konflikt nuklearny i utrzymujące się przez dziesięciolecia promieniowanie, był zagrożony totalną zagładą, podczas gdy Cieniste Piaski zdawały się… prosperować w najlepsze ze swoją zmutowaną kapustą i sałatą.
Blaine poczuł wzdragający jego ramionami dreszcz. Przez moment miał przerażające wrażenie, że ceniący sobie ironię i absurd świat zewnętrzny wespół z losem przygotowali dla Cienistych Piasków scenariusz, na jaki nikt w 2161 roku nie porwałby się nawet w najbardziej szaleńczych i obłąkańczych wizjach.
No może poza Aradesh’em. Ten z całą pewnością widział swoją małą osadę jako centrum polityczne, ekonomiczne, militarne i kulturowe w najbliższym rejonie. Może nawet w całej Kalifornii. Nowa Republika Kalifornii, pewnie tak patetycznie chciał ten stary dziad przemianować w przyszłości Cieniste Piaski. Niezły awans, nie da się ukryć: z króla kloszardów i sołtysa na Prezydenta Republiki…
Blaine kopnął kamień. Poleciał hen, hen wzbijając się wpierw po niewielkim łuku, a kiedy zaczął z wolna opadać, poturlał się z łoskotem i zatrzymał obok sterty innych sobie podobnych kawałków skał.
Mała, będąca niegdyś niewątpliwie legwanem zielonym iguana wyściubiła nos ze swojej norki by zobaczyć, co to takiego. Iguany były ostrożne, szybkie, zwinne i generalnie wolały nie ryzykować. Najpewniej te niewielkie stworzonka musiały mieć świadomość, że wszystko dookoła zmutowało do jakiś kolosalnych rozmiarów, podczas gdy dla nich los okazał się cholernie wręcz niełaskawy i najzwyczajniej w świecie je pomniejszył. Mimo tej wrodzonej ostrożności iguany padały jak muchy, czy to zjadane przez większe drapieżniki, czy też zabijane przez ludzi, którzy koniec końców też je zjadali. Winę za to ponosiła ich nadmierna ciekawość. Zupełnie tak jak z arktycznymi fokami. Eskimosi dysponowali całym wachlarzem najróżniejszych sztuczek, które wywabiały te dawno już wymarłe psowate zwierzątka z ich lodowych przerębli. Wszystkie, absolutnie wszystkie foki były tak samo naiwne w swojej ciekawości jak post-apokaliptyczne iguany. Niekiedy Eskimos czając się tuż przy lodowej szparze, potrafił trwać w bezruchu godzinami i co kilkadziesiąt minut skrobać delikatnie, wręcz niesłyszalnie w okalający dziurę fragment zamarzniętej na kość wody. Ciekawska foka, prędzej czy później wracała do przerębla, przy którym akurat czaił się myśliwy i niestety płaciła za własne zaintrygowanie najwyższą cenę. Iguany były jeszcze bardziej ciekawskie i w przeciwieństwie do fok nie kopały dziesiątków dziur i norek. Zazwyczaj gnieździły się w jednej, z której na zewnątrz prowadziło równie jedno wyjście.
Nasz potomek legwana zielonego, zdążył tylko wyściubić koniuszek nosa, potem nieznacznie wychylił łeb i zupełnie tracąc głowę okrasił wszystko dookoła czerwoną posoką, a sam zapadł się do wnętrza własnego legowiska.
Odziany w czarną skórę z jedną odsłoniętą ręką Blaine stał w bezruchu trzymając w prawej dłoni obnażoną MP9-tkę. Z lufy unosiła się eteryczna smużka dymu. Palec wskazujący wciąż wisiał milimetr nad cynglem gotowy do ponownego strzału. Jednak obserwujący wnikliwie otoczenie Blaine, nie dostrzegł już więcej jakiegokolwiek zwierzęcia. Nieco spokojniejszy, czując się jakby wykopał poza sferę grawitacji Ziemi wszystkie kamienie świata, schował broń do kabury.
To prawda, chciał, żeby tak to się właśnie potoczyło. Wtedy w Krypcie 15 poczuł coś, co z początku go zaniepokoiło. Teraz zaś wydawało mu się, jakby był to naturalny, nieodłączny element samej esencji życia, która głęboko pośród opatrzonego trzynastką schronienia została wypleniona, stłumiona i odebrana wszystkim zamieszkującym ściany bezpiecznego świata. Ta esencja nosiła miano śmierci, zaś śmierć, która dotknęła przed chwilą Bogu winną iguanę miała szersze następstwa, niż tylko polepszone samopoczucie. Jaszczurka bowiem była samiczką. Samiczka ta zniosła niedawno pięć jajeczek. Dbała o nie, pielęgnowała, otaczała opieką i ciepłem własnego ciała w zimne, pustynne noce. Teraz zaś, kiedy matka niewyklutych jeszcze jaszczurek została przeflancowana na drugą stronę, żółtka z wnętrza skorupek nigdy na dobrą sprawę nie przekształcą się w małe iguanki. Pewnie jeszcze dzisiaj wyniucha je jakiś świnioszczur, kalifornijski szczur jaskiniowy czy nawet radskorpion i nie zastanawiając się za wiele, pochłonie oblizując pysk ze smakiem.