-->

Fallout – Powieic (СИ)

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Fallout – Powieic (СИ), "AS-R"-- . Жанр: Боевая фантастика / Постапокалипсис / Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Fallout – Powieic (СИ)
Название: Fallout – Powieic (СИ)
Автор: "AS-R"
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 321
Читать онлайн

Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн

Fallout – Powieic (СИ) - читать бесплатно онлайн , автор "AS-R"

AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.

T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.

Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:

Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

- Harold – poinformowała naprędce Mathia.

- Właśnie, Harold. Wszystko to układało się w jedną całość. Dysponowaliśmy naszymi danymi, które wzbogaciliśmy o twoje. Kupcy z Hub wielokrotnie informowali nas o znikających karawanach. Domagali się, byśmy coś z tym zrobili. Nasi paladyni patrolujący okolicę, natrafiali niekiedy na nieliczne grupy szabrownicze Supermutantów. Początkowo te wielkie sukinsyny pojawiały się rzadko, lecz z każdym kolejnym miesiącem było ich więcej, więcej i więcej. Zaczęliśmy obawiać się, że gdzieś pod naszymi drzwiami, rośnie nowa potęga. Potęga, która już niebawem będzie mogła zagrozić i nam i całym pustkowiom. Twoje raporty tylko to potwierdziły. Wynika z nich jednoznacznie, że…

- Ktoś tworzy nowe Supermutanty…

Maxson zamilkł wpatrując się przez pewien czas w pustkę. Kiwał nieznacznie głową, a cała trójka miała chwilę by przemyśleć wszelkie reperkusje tego, co zostało właśnie skonstatowane.

- Widzisz – podjął Generał. – To jest właśnie problem. Ktoś na północnym zachodzie tworzy ich jak na taśmie produkcyjnej w fabryce. Nasze siły są ograniczone i nie zapuszczamy się tak daleko, ale mamy prawo domniemywać, że dawna, przedwojenna placówka militarna: Mariposa, stanowi teraz główną bazę dla powstającej armii Supermutantów. Wedle sprawozdania sporządzonego przez Nadzorcę twojej Krypty, ta armia stanowi zagrożenie dla wszystkiego, co żyje na pustkowiach. Musimy działać. Nasi szpiedzy w Gruzach… wiesz, gdzie to jest, prawda?

Blaine kiwnął głową. Słyszał o Gruzach: resztka po dawnej, potężnej metropolii, kolebce kinematografii i kultury dawnych Stanów Zjednoczonych, Los Angeles.

- Dobrze. To niedaleko stąd. Kilka dni drogi. Nasi szpiedzy w mieście poinformowali nas, że od dłuższego czasu w okolicy jest obecne nowe ugrupowanie. Nazywają się Dzieci Katedry. Podobno próbują krzewić wiarę w jedynego Boga i pomagać potrzebującym. Oferują leczenie, wikt, opierunek i posługę. Początkowo nie przyglądaliśmy się im zanadto, ale ich aktywność i wpływy pleniły się w zastraszającym tempie. Otworzyli nawet niewielką placówkę w Hub, ale na nasze szczęście, ktoś wywalił ją w powietrze, wycinając główną kapłankę i jej popleczników w pień. Mieliśmy fart, jak to mówią teraz młodzi. Tylko widzisz, rekrucie, te dzieci Katedry… zaczęliśmy przyglądać im się z bliska. To nie są zwykli, uduchowieni i niewinni ludzie. Nie to, żeby religia kiedykolwiek była niewinna. Chodzi o coś innego. Mamy powody, by domniemywać, że Dzieci Katedry to tak naprawdę to samo ugrupowanie, organizacja czy nawet jakaś jedna, wyższa istota w ich mniemaniu, która stoi za kontrolą populacji Supermutantów na północy…

Blaine słuchał wszystkich objawień Maxsona mając dziwne wrażenie, że spełniają się jego najgorsze koszmary. Wydawało mu się, że cała sprawa z hydroprocesorem została ukartowana przez ten sam, spowijający go męką, dręczący los, który doprowadził do jego „wygnania” z Krypty i cisnął go prosto w bestialskie wydarzenia świata zewnętrznego. W sam środek odwiecznej, epickiej walki pomiędzy dobrej i złem, gdzie chłopcy w lśniących pancerzach próbując ze wszystkich sił stanąć na czele odradzającej się ludzkości, walcząc z przypominającymi orki, trolle czy gobliny, albo i wszystko razem, najeźdźcami: Supermutantami. Te Supermutanty, przewodzone przez wspomnianego wcześniej Mistrza, niewiele powinny samego Blaina obchodzić, ale niestety, pomimo wielu przywar Jacorena i jego manipulacji, nie dało mu się odmówić słuszności logicznej wynikającej z przygotowanych w Krypcie raportów.

Armia Supermutantów chciała zniszczyć jego dom, a następnie zająć się resztą pustkowi: wyciąć w pień wszystko, co stanowiło zagrożenie dla ich chorej agendy. Maxson i chłopaki z Bractwa zdawali się dostrzegać problem, nim Blaine po raz pierwszy dał się połknąć mrocznej jaskini, rozciągającej się za grodzią Krypty 13. Mógł wtedy zawrócić, albo uciec daleko na północ; tak jak podpowiadał mu wewnętrzny głos. Teraz jednak nie było już odwrotu. Wszyscy siedzieli w tym gównie razem i jeżeli nie połączą sił, wielkie, zielone potwory z najgorszych koszmarów zaleją ich niczym mroczna oceaniczna woda topiąc płuca bezbronnego rozbitka, dryfującego na kawałku deski z drewnianego kadłuba.

- Mistrz?

Maxson i Mathia zrobili duże oczy. Bynajmniej nie ze zdumienia. Raczej ze strachu, jaki rozpościerała nad nimi wizja jednego Supermutanta, nadzorującego wszystkie inne. Jakiegoś kolektywnego, świadomego superumysłu, owładniętego obłędem i aryjskim planem czystości rasowej. Planem, gdzie dla nikogo z obecnej na czwartym poziomie Cytadeli trójki, nie było miejsca.

- Widzisz, Blaine, mamy problem. Wszyscy, i musimy działać razem. Mój stopień Generała daje mi pewne uprawnienia, ale jak być może już wiesz, a może nie, Zakon działa w dość demokratyczny sposób. Każda z kast: skrybów, rycerzy i paladynów, ma swoich przedstawicieli w radzie. Rada tworzy Starszyznę. Aktualnie jest nas pięciu. Mój głos jest tylko jeden, przeciwko czterem. Starszyzna, niestety, jest niewzruszona i nie chce ryzykować. Zakon dzieli się coraz bardziej i jeżeli nie będziemy mieli ostatecznego dowodu zagrożenia, obawiam się, że nasze wewnętrzne konflikty i poróżnienia doprowadzą do tragedii. Nim zdążymy podjąć odpowiednie kontrdziałania, będzie za późno, a Mistrz i jego armia zaleje nas, spacyfikuje i wetrze w piach. Resztę, tych, których uda mu się zniewolić, wrzuci do kadzi i przemieni w posłuszne mu legiony. Bezmyślne, dwustu kilogramowe maszyny do zabijania. Widziałeś ich w Bakersfield. Sam się przekonałeś, co to za… indywidua. Musimy przeciwdziałać temu, co zgotował nam los, kadecie. Potrzebujemy… twojej pomocy.

Blaine wpatrywał się pustym wzrokiem w tors Maxsona. Słyszał odgłos szeleszczącej, szumiącej klimatyzacji. Wiedział, że wszystko, co przed chwilą usłyszał, kiełkowało w nim od dawien dawna. Bał się jednak przyznać przed samym sobą, czego będzie od niego wymagała przyszłość. Wcześniej bał się, że nie uda mu się odnaleźć hydroprocesora. Był jak wychowana w szklanym słoju złota rybka, rzucona w pewnym momencie swojego wygodnego życia do pełnego niebezpieczeństw i śmierci oceanu. Wiedział jednak, że jeżeli istnieje coś takiego jak przeznaczenie, a o jego istnieniu przekonał się ostatnimi czasy, aż nazbyt dobitnie, nie będzie w stanie zrobić niczego, aby mu się przeciwstawić. Jego życie nie należało do niego. Zupełnie jak w powieści Franka Herberta, Diuna, gdzie Muad’Dib przewidując pod wpływem przyprawy wszystkie możliwe scenariusze przyszłości, wiedział, wiedział w głębi serca, że nie może nic poradzić na ciążącą nad nim karmiczną predestynację.

- P-potrzebuję nieco czasu… - wyszeptał.

Maxson spojrzał na Mathię. Skinął niezauważalnie głową. Jego gest był życzliwy i pełny zrozumienia.

- Nikt nie będzie cię poganiał, rekrucie. Za swoje zasługi masz u nas miejsce. Zostań kilka dni. Poznaj Zakon. Jestem przekonany, że spotkasz tu wielu ciekawych ludzi. Vree dysponuje wieloma interesującymi informacjami. Mamy obszerne archiwa biblioteczne, dobrych medyków, inżynierów zbrojeniowych i techników. Mamy szkoleniowców, instruktorów, paladynów. Poza tym – Maxson uśmiechnął się unosząc w górę swoje cienkie, wysuszone wargi – jesteś teraz członkiem naszego Bractwa. A to oznacza kilka przywilejów. Wyposażymy cię w odpowiedni sprzęt. Zauważyłeś pewnie, że większość z nas porusza się w pancerzach wspomagających T-51b. To twoje standardowe wyposażenie. Mamy też mnóstwo broni. Naprawdę niezłe cacuszka. Jak byłem młodszy, ach pamiętam te wszystkie rajdy na pustyni i strzelanie do zwierzyny i… cóż, nieważne! Wezwę cię za kilka dni, kiedy będziesz gotowy. Tymczasem Mathia pokaże ci twój pokój. Mathia?

Dziewczyna skinęła głową. Podeszła do Blaina, robiąc łup-łup-łup i położyła mu na ramieniu urękawicznioną w zbroi dłoń.

- Chodź. Twoja kwatera będzie na drugim piętrze. Pokaże ci wszystko, a potem będziesz mógł odpocząć.

147

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название