Ultimatum Bournea

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Ultimatum Bournea, Ludlum Robert-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Ultimatum Bournea
Название: Ultimatum Bournea
Автор: Ludlum Robert
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 248
Читать онлайн

Ultimatum Bournea читать книгу онлайн

Ultimatum Bournea - читать бесплатно онлайн , автор Ludlum Robert

W Zwi?zku Radzieckim Jason Bourne staje do ostatecznej rozgrywki ze swoim najwi?kszym wrogiem – s?ynnym terroryst? Carlosem – i tajnym mi?dzynarodowym stowarzyszeniem. ?eby przeszkodzi? pot??nej Meduzie w zdobyciu w?adzy nad ?wiatem, raz jeszcze musi zrobi? to, czego mia? nadziej? nie robi? nigdy wi?cej. I zwabi? Carlosa w ?mierteln? pu?apk?, z kt?rej ?ywy wyjdzie tylko jeden z nich…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 55 56 57 58 59 60 61 62 63 ... 173 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– To takie okropne, takie bezsensowne! – powiedział gość z Toronto do siedzącej nieruchomo w fotelu postaci. – Mam nadzieję, że jesteś wierzący, Davidzie, bo ja jestem. Wiara bardzo pomaga w takich chwilach. Twoi najbliżsi są teraz w ramionach Boga.

– Dziękuję ci.

Nagły podmuch wiatru poruszył zasłonami; przez szczelinę wpadł do pokoju promień słońca. To wystarczyło.

– Chwileczkę! – odezwał się drugi Kanadyjczyk. – Przecież… Boże, przecież to nie jest David! Dave ma…

– Bądźcie cicho! – syknął St. Jacques, stając w drzwiach pokoju.

– Johnny, przesiedziałem z Dave'em w łodzi niejedną godzinę i wiem, jak on wygląda!

– Zamknij się! – powtórzył ostrzej właściciel Pensjonatu Spokoju.

– O, mój Boże… – westchnął głęboko zastępca gubernatora.

St. Jacques wszedł między dwóch Kanadyjczyków a mężczyznę siedzącego w fotelu.

– Posłuchajcie mnie – powiedział. – Wolałbym, żebyście się tutaj nie znaleźli, ale teraz już nic nie możemy na to poradzić. Pomyślałem, że dobrze by było mieć jeszcze dwóch ludzi, którzy wszystko potwierdzą… I właśnie to zrobicie. Rozmawialiście z Davidem Webbem, pocieszaliście pogrążonego w rozpaczy Davida Webba – rozumiecie?

– Nic nie rozumiem! – zaprotestował ten z mężczyzn, który mówił o uldze, jaką przynosi wiara. – Kim, do diabła, jest ten człowiek?

– Zastępcą gubernatora – wyjaśnił St. Jacques. – Mówię wam to, żebyście zrozumieli, co…

– Masz na myśli tego palanta w galowym mundurze, który zjawił się w towarzystwie plutonu czarnych żołnierzy? – przerwał mu człowiek, który znał Davida ze wspólnych wypraw wędkarskich.

– Pełni również funkcję dowódcy garnizonu. Jest generałem…

– Ale przecież widzieliśmy, jak odjeżdża! – zaprotestował wędkarz. – Wszyscy widzieliśmy przez okno w jadalni! Byli z nim ten stary Francuz i pielęgniarka…

– Widzieliście kogoś innego. W ciemnych okularach.

– Webb…?

– Czy panowie pozwolą? – Zastępca gubernatora podniósł się z fotela. Miał na sobie źle dopasowaną do jego sylwetki marynarkę, w którą był ubrany

Bourne podczas podróży z lotniska Blackburne na Wyspę Spokoju. – Jesteście mile widzianymi gośćmi na naszej wyspie, ale w chwilach najwyższego zagrożenia musicie podporządkować się naszym decyzjom. Jeśli tego nie uczynicie, będziemy musieli zatrzymać was na jakiś czas w odosobnieniu…

– Daj spokój, Henry. To przyjaciele.

– Przyjaciele nie nazywają generałów palantami.

– Sam by pan ich tak nazywał, gdyby odebrano panu stopień porucznika – wtrącił wierzący Kanadyjczyk. – Mój przyjaciel nie miał niczego złego na myśli. Kiedy armia kanadyjska zgłosiła zapotrzebowanie na inżynierów z jego firmy, on już od dawna ganiał po polu z karabinem w ręku. Był w Ko-

rei, ale nie radził sobie najlepiej.

– Przejdźmy lepiej do rzeczy – zaproponował współtowarzysz wędkarskich wypraw Webba. – A więc rozmawialiśmy z Dave'em, tak?

– Tak jest. To wszystko, co mogę wam teraz powiedzieć.

– Wystarczy, Johnny. Wygląda na to, że Dave ma kłopoty. Możemy mu jakoś pomóc?

– Owszem, uczestnicząc w tym, co zaplanowaliśmy dla gości pensjonatu. Przyniesiono wam programy ponad godzinę temu. Nic innego nie wchodzi w rachubę.

– Lepiej wszystko dokładnie wyjaśnij – poradził mu religijny przyjaciel Webba. – Nigdy nie czytam tych świstków.

– Kierownictwo pensjonatu urządza specjalne przyjęcie, wszystko na koszt firmy, podczas którego meteorolog z wysp Leeward opowie o tym, co zdarzyło się ostatniej nocy.

– O sztormie? – zapytał wędkarz, zdegradowany porucznik, a obecnie właściciel jednej z największych firm w Kanadzie, – Sztorm to sztorm, o czym tu opowiadać?

– Na przykład o tym, skąd się biorą takie zjawiska pogodowe, dlaczego tak szybko mijają i jak się należy podczas nich zachowywać.

– Mówiąc wprost: chodzi ci o to, żeby wszyscy byli zgromadzeni w jednym miejscu?

– Dokładnie.

– Czy to pomoże Davidowi?

– Owszem, pomoże.

– W takim razie wszyscy tam będą, gwarantuję ci to.

– Bardzo się cieszę, ale skąd ta pewność?

– Rozpowszechnię jeszcze jedną ulotkę, informującą o tym, że Angus MacPherson McLeod, przewodniczący Kanadyjskiego Stowarzyszenia Inżynierów, wyznaczył nagrodę w wysokości dziesięciu tysięcy dolarów dla osoby, która zada najbardziej inteligentne pytanie. Co ty na to, Johnny? Bogaci uwielbiają tanim kosztem bogacić się jeszcze bardziej, to nasza najgorsza słabość.

– Wierzę ci na słowo – mruknął St. Jacques.

– Chodźmy – powiedział McLeod do swego religijnego przyjaciela z Toronto. – Pokażemy się ze łzami w oczach i opowiemy ludziom, cośmy widzieli i słyszeli, a potem, za jakąś godzinkę, zaczniemy szeptać o darmowym bankiecie i dziesięciu tysiącach dolarów. Jeżeli świeci słońce, ludzie potrafią się skoncentrować na jednym temacie przez jakieś dwie i pół minuty, a pod czas złej pogody przez nie więcej niż cztery – możesz mi wierzyć, przeprowadziłem specjalne badania… Dziś wieczorem spodziewaj się kompletu gości, Johnny. – McLeod odwrócił się i ruszył do drzwi.

– Zaczekaj, Scotty! – zawołał człowiek głębokiej wiary, ruszając zanim. – Coś ty taki w gorącej wodzie kąpany? Dwie minuty, cztery minuty, specjalne badanie… Nie wierzę w ani jedno słowo!

– Doprawdy? – Angus zatrzymał się z ręką na klamce. – Ale chyba wierzysz w dziesięć tysięcy dolarów, prawda?

– Oczywiście!

– To także wynika z moich badań… I właśnie dlatego jestem właścicielem firmy. Dobra, a teraz muszę wycisnąć z oczu kilka łez. To także jedna z umiejętności, dzięki którym jestem tym, kim jestem.

Bourne i stary Francuz siedzieli na dwóch stołkach przy oknie na poddaszu głównego budynku pensjonatu. Z miejsca, które zajmowali, roztaczał się znakomity widok na ścieżkę, która łączyła wille stojące wzdłuż wysokiego brzegu, po obu stronach kamiennych schodów prowadzących na plażę i nabrzeże. Obaj mężczyźni przypatrywali się przez silne lornetki poruszającym się w dole ludziom. Na parapecie, tuż przed Jasonem, leżał radiotelefon pracujący na zarezerwowanej wyłącznie dla pensjonatu częstotliwości.

– Jest blisko – odezwał się półgłosem Francuz.

– Co takiego? – Bourne oderwał lornetkę od oczu i odwrócił się raptownie w stronę swego towarzysza. – Gdzie? Z której strony?

– Nie możemy go zobaczyć, monsieur, ale jestem pewien, że jest gdzieś blisko.

– Co pan przez to rozumie?

– Czuję to. Jak zwierzę, które wyczuwa nadejście burzy. To coś jest głęboko w środku i nazywa się strach.

– Nie bardzo rozumiem.

– Ale ja tak. Nie dziwię się panu. Ten, który odważył się rzucić wyzwanie Szakalowi, człowiek o wielu twarzach, kameleon, zabójca znany jako Jason Bourne, nie może wiedzieć, co to strach. Tak nam w każdym razie mówiono.

Jason uśmiechnął się z goryczą.

– To kłamstwo – powiedział przyciszonym głosem. – Ten człowiek musi na co dzień obcować ze strachem, o jakim chyba nikt inny nie ma pojęcia.

– Trudno mi w to uwierzyć, monsieur…

– Musi pan. To ja jestem tym człowiekiem.

– Czy jest pan tego pewien, panie Webb? A może przybiera pan swoje drugie wcielenie właśnie po to, żeby uwolnić się od tego strachu?

David Webb wpatrywał się przez chwilę w milczeniu w twarz starego człowieka.

– A czy mam jakiś wybór? – zapytał wreszcie.

– Mógłby pan zniknąć na jakiś czas wraz z rodziną i żyć gdzieś spokojnie, w pełni bezpieczny… Pański rząd z pewnością by się o to zatroszczył.

– Znalazłby nas… Znalazłby mnie, gdziekolwiek bym się ukrył.

– Jak długo jeszcze by to panu groziło? Rok? Półtora? Na pewno mniej niż dwa lata. On jest chory. Wie o tym cały Paryż, w każdym razie mój Paryż. Biorąc pod uwagę kolosalny wysiłek, jaki włożył w zorganizowanie tej pułapki na pana, wydaje mi się, że to jego ostatnia próba. Proszę stąd wyjechać, monsieur. Proszę polecieć do żony na Basse- Terre, a potem gdzieś dalej, tysiące mil stąd. Niech Szakal wróci z pustymi rękami do Paryża i zdechnie, szarpany wściekłością. Czy to nie wystarczy?

– Nie! Natychmiast znowu ruszyłby za mną! Wszystko musi się rozstrzygnąć tutaj, teraz!

– Ja i tak już wkrótce znajdę się tam, gdzie teraz jest moja żona, więc mogę sobie pozwolić na to, żeby nie zgadzać się nawet z ludźmi takimi jak pan, monsieur le Cameleon, którym dawniej bez zastanowienia przyznałbym rację. Wydaje mi się, że może pan uciec i że pan doskonale o tym wie, ale po prostu nie chce tego zrobić. Powstrzymuje pana coś, co tkwi w pańskim wnętrzu. Nie chce pan dopuścić do siebie myśli o takim rozwiązaniu, choć nie

przyniosłoby ono panu żadnej ujmy. Nie powstrzymuje pana nawet świadomość tego, że pańska rodzina jest teraz bezpieczna, ale może zginąć wielu niewinnych ludzi. Pan po prostu musi udowodnić swoją wyższość…

– Chyba wystarczy tego psychoanalitycznego bełkotu – przerwał mu Bourne, unosząc do oczu lornetkę i uważnym spojrzeniem lustrując teren.

– A więc o to chodzi, prawda? – zapytał Francuz, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. – Zbyt dobrze pana wyszkolili, zbyt głęboko zaszczepili osobowość człowieka, którym miał pan się stać. To rozgrywka Jasona Bourne'a z Szakalem, w której za wszelką cenę musi wygrać Bourne… Dwa starzejące się lwy przepełnione nienawiścią sfabrykowaną przez strategów nie mających najmniejszego pojęcia o konsekwencjach, jakie to za sobą pociągnie. Ilu ludzi zginęło tylko dlatego, że znaleźli się na skrzyżowaniu waszych dróg? Ile niewinnych kobiet i mężczyzn…

– Stul pysk! – ryknął Jason, zaciskając rozpaczliwie oczy, by nie dopuścić do siebie chaotycznych obrazów z Paryża, Hongkongu, Makau, a także tych najświeższych, z Manassas. Tyle krwi!

Nagle drzwi otworzyły się i na poddasze wpadł zadyszany sędzia Brendan Prefontaine.

– Jest już tutaj! – wysapał. – Jeden z patroli St. Jacques'a, trzech ludzi, przestał odpowiadać na wezwania… St. Jacques wysłał człowieka, żeby sprawdził, co się stało. Właśnie wrócił… Wszyscy nie żyją. Każdy dostał kulę w gardło.

– Szakal! – wykrzyknął Francuz. – To jego wizytówka. Zaanonsował swoje przybycie!

1 ... 55 56 57 58 59 60 61 62 63 ... 173 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название