-->

Ultimatum Bournea

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Ultimatum Bournea, Ludlum Robert-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Ultimatum Bournea
Название: Ultimatum Bournea
Автор: Ludlum Robert
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 242
Читать онлайн

Ultimatum Bournea читать книгу онлайн

Ultimatum Bournea - читать бесплатно онлайн , автор Ludlum Robert

W Zwi?zku Radzieckim Jason Bourne staje do ostatecznej rozgrywki ze swoim najwi?kszym wrogiem – s?ynnym terroryst? Carlosem – i tajnym mi?dzynarodowym stowarzyszeniem. ?eby przeszkodzi? pot??nej Meduzie w zdobyciu w?adzy nad ?wiatem, raz jeszcze musi zrobi? to, czego mia? nadziej? nie robi? nigdy wi?cej. I zwabi? Carlosa w ?mierteln? pu?apk?, z kt?rej ?ywy wyjdzie tylko jeden z nich…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 57 58 59 60 61 62 63 64 65 ... 173 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Boże! – wykrztusił z trudem Bourne i rzucił się do stołka, na którym Fontaine zostawił radiotelefon. Zanim nacisnął guzik, odetchnął kilka razy głęboko, żeby się opanować. – Johnny?

– Na litość boską! Mam obie ręce zajęte, idę właśnie do biura, a w holu czekają już na mnie ci cholerni mnisi! Czego znowu chcesz, do diabła?

– Uspokój się i słuchaj uważnie. Jak dobrze znasz Henry'ego?

– Sykesa? Człowieka gubernatora?

– Tak. Widziałem go kilka razy, ale nic o nim nie wiem.

– Znam go całkiem nieźle. Gdyby nie on, ty nie miałbyś swojego domu, a ja Pensjonatu Spokoju.

– Czy ma jakiś kontakt z gubernatorem? Czy teraz informuje go na bieżąco o wszystkim, co się dzieje? Zastanów się dobrze, Johnny, bo to bardzo ważne. W willi jest przecież telefon, więc mógłby zadzwonić do siedziby gubernatora. Zrobił to?

– Chodzi ci o samego gubernatora?

– O kogokolwiek z jego otoczenia.

– Na pewno nie. Wszystko jest trzymane w tajemnicy, tak że nawet policja nie ma pojęcia o tym, co się dzieje. A jeżeli chodzi o gubernatora, to zna tylko ogólny plan, bez żadnych nazwisk ani szczegółów. Poza tym wypłynął na ryby i nie chce o niczym słyszeć, dopóki się wszystko nie skończy. Sam tak powiedział.

– Wierzę ci.

– A dlaczego pytasz?

– Później ci wytłumaczę. Pośpiesz się!

– Czy mógłbyś wreszcie przestać mnie poganiać? Jason odłożył radiotelefon i zwrócił się do Fontaine'a.

– Wszystko jasne: gubernator nie należy do armii Carlosa. Prawdopodobnie współpracuje z nim na tej samej zasadzie, co ten prawnik Gates z Bostonu. Został kupiony albo zmuszony szantażem, ale nie oddał mu duszy.

– Jest pan tego pewien? To znaczy, czy pański szwagier jest tego pewien?

– Facet wypłynął na ryby. Zna tylko ogólny plan i kazał, żeby o niczym go nie informować, dopóki wszystko się nie skończy.

– Szkoda, że mam już taką sklerozę – powiedział z głębokim westchnieniem Francuz. – Gdybym przypomniał sobie w porę, moglibyśmy go wykorzystać. Proszę, oto marynarka.

– W jaki sposób? – zapytał Bourne, ponownie wyciągając ramiona.

– Usunął się… Jak to się mówi?

– W cień. Nie bierze udziału w grze, jest jedynie obserwatorem.

– Znałem wielu takich jak on. Wszyscy życzyli Carlosowi, żeby przegrał. On też tego pragnie. To dla niego jedyne wyjście, ale sam zbyt się boi, żeby podnieść na Szakala rękę.

– Skoro tak, to w jaki sposób mielibyśmy go przekonać? – Jason zapinał guziki, podczas gdy Fontaine poprawiał z tyłu pasek i układał fałdy materiału.

– Le Cameleon zadaje takie pytania?

– Wyszedłem z wprawy.

– Ach, oczywiście… – mruknął Francuz, zdecydowanym ruchem poprawiając mu pas. – To ten człowiek, do którego sumienia apelowałem.

– Proszę dać spokój… A więc, jak?

– Tressimpłe, monsieur. Powiemy mu, że Szakalowi już doniesiono o jego zdradzie. Ja mu to powiem. Czemu miałby nie uwierzyć wysłannikowi monseigneura?

– Widzę, że jest pan prawdziwym fachowcem.

Bourne wciągnął brzuch, a Fontaine obejrzał go uważnie ze wszystkich stron, wygładzając fałdy marynarki.

– Jestem tym, któremu udało się przeżyć; ani lepszym, ani gorszym od innych. Może z wyjątkiem mojej żony. Z nią miałem naprawdę dużo szczęścia.

– Bardzo ją pan kochał, prawda?

– Czy ją kochałem? Och, takie rzeczy uważa się za oczywiste, choć rzadko się o nich mówi. Moim zdaniem jednak przede wszystkim chodzi o to, żeby dobrze czuć się w obecności drugiej osoby. Wielka namiętność nie gra tak ważnej roli. Nie trzeba kończyć zdania, a mimo to wszystko jest jasne, i wystarczy jedno spojrzenie, żeby wywołać wybuch śmiechu, choć nikt nie powiedział ani słowa. Myślę, że to przychodzi z czasem.

Jason stał przez chwilę bez ruchu, wpatrując się w starego mężczyznę dziwnym spojrzeniem.

– Chciałbym dożyć takiego czasu. Bardzo bym chciał… Lata, które przeżyliśmy do tej pory z żoną, pozostawiły dużo blizn, które zagoją się całkowicie dopiero wtedy, kiedy coś we mnie się zmieni albo zupełnie zniknie… Tak to właśnie wygląda.

– W takim razie jest pan zbyt silny, zbyt uparty albo zbyt głupi! Proszę tak na mnie nie patrzeć. Już powiedziałem: nie boję się ani pana, ani nikogo innego. Jeżeli wszystko, co pan mówi, jest prawdą, to mam dla pana jedną radę: proszę darować sobie wszystkie myśli o miłości i skoncentrować się wyłącznie na nienawiści. Skoro nie mogę dyskutować z Davidem Webbem, szturcham Jasona Bourne'a. Szakal musi zginąć, a zabić go może tylko Bourne… Proszę, oto czapka i ciemne okulary. Radzę trzymać się blisko ściany, bo będzie pan wyglądał jak wojskowy paw z szeroko rozłożonym ogonem.

Nie odzywając się ani słowem, Bourne założył czapkę z daszkiem i okulary, po czym wyszedł z pomieszczenia. Schodząc szybko po drewnianych schodach, o mało nie wpadł na pierwszym piętrze na niosącego tacę ciemnoskórego, ubranego w biały strój kelnera. Skinął głową chłopakowi, który cofnął się, ustępując mu z drogi, kiedy nagle kątem oka dostrzegł jakieś poruszenie; kelner wyciągał z kieszeni elektroniczny sygnalizator! Jason zawrócił raptownie i rzucił się na młodego mężczyznę, wytrącając mu z rąk zarówno urządzenie, jak i tacę, która z donośnym brzękiem upadła na podłogę. Chwyciwszy kelnera za gardło, podsunął mu pod nos sygnalizator.

– Kto ci to dał? – zapytał półgłosem. – Mów!

– Hej, mon, ja cię zbiję! – wykrzyknął chłopak. Raptownym szarpnięciem uwolnił prawą rękę, zacisnął ją w pięść i rąbnął Bourne'a w policzek. – Nie chcemy tu złego mon Nasz szef- mon tak mówi! Ja się pana nie boję!

Uderzył kolanem w krocze Jasona.

– Ty cholerny sukinsynu! – syknął Le Cameleon, chwytając się lewą ręką za obolałe jądra, prawą zaś okładając twarz młodzieniaszka. – Jestem jego przyjacielem, jego bratem! Nie rozumiesz? Johnny St. Jacques jest bratem mojej żony, czyli moim szwagrem!

– Hę? – zdziwił się atletycznie zbudowany kelner, a w jego dużych brązowych oczach pojawił się wyraz zakłopotania. – To pan jest ten mon z siostrą pana szefa Saint Jay?

– Jestem jej mężem. A kim ty jesteś, do cholery?

– Główny kelner na pierwszym piętrze, proszę pana! Niedługo będę na parterze, bo jestem bardzo dobry. Ja też dobrze się biję. Nauczył mnie ojciec, choć teraz jest stary jak pan. Chce pan się bić? Pokonam pana! Ma pan siwe włosy…

– Zamknij się! Po co ci ten sygnalizator? – zapytał Jason, podsuwając mu ponownie przed oczy mały plastikowy przedmiot.

– Nie wiem, mon… sir! Działo się dużo złych rzeczy. Jak tylko zobaczymy ludzi biegających po schodach, mamy naciskać ten guzik.

– Dlaczego?

– Bo mamy windy. Bardzo szybkie windy, sir. Po co goście mieliby chodzić po schodach?

– Jak się nazywasz? – zapytał Bourne, podnosząc z podłogi czapkę i okulary.

– Izmael, proszę pana.

– Jak w "Moby Dicku"?

– Nie znam tego pana, sir.

– Może poznasz.

– Czemu?

– Jeszcze nie wiem. Dobrze walczysz.

– Nie widzę związku, mon… sir.

– Ani ja. – Jason wyprostował się ostrożnie. – Musisz mi pomóc, Izmaelu. Zrobisz to?

– Tylko wtedy, jeśli pozwoli mi pana brat.

– Na pewno ci pozwoli. On naprawdę jest moim bratem.

– Musi mi to sam powiedzieć, sir.

– Bardzo dobrze. Nie ufasz mi.

– Nie ufam, sir – odparł Izmael. Przyklęknął i zaczął zbierać na tacę naczynia, oddzielając całe od potłuczonych. – A czy pan uwierzyłby staremu, silnemu człowiekowi, który napadł na pana na schodach i powiedział coś, co każdy mógłby powiedzieć? Możemy się bić i wtedy ten, kto wygra, będzie miał rację. Chce pan się bić?

– Nie, nie chcę się bić i lepiej nie nalegaj. Ani ja nie jestem taki stary, ani ty taki dobry, młodzieńcze. Zostaw tu tę tacę i chodź ze mną. Wytłumaczę wszystko panu St. Jacques. Nie zapominaj o tym, że on jest bratem mojej żony. No, chodź wreszcie!

– Co mam robić, sir? – zapytał kelner, wstając z klęczek i ruszając za Jasonem.

– Słuchaj uważnie – powiedział Bourne, zatrzymując się na ostatnim podeście przed parterem. – Zejdź przede mną do holu i zajmij się czymś. Możesz opróżniać popielniczki albo coś w tym rodzaju, ale cały czas miej oczy szeroko otwarte. Ja zjawię się za kilka chwil i podejdę do pana Saint Jay, który będzie rozmawiał z czterema księżmi…

– Z księżmi? – przerwał mu ze zdumieniem Izmael. – Z czterema księżmi, sir? A co oni tu robią? Znowu zdarzy się coś złego. To przez obeah!

– Chcą modlić się o to, żeby nie działy się już żadne złe rzeczy. Zależy mi na tym, żeby porozmawiać z jednym z nich na osobności. Kiedy wyjdą na zewnątrz, ten, o którego mi chodzi, prawdopodobnie odłączy się, być może po to, żeby się z kimś spotkać. Czy myślisz, że potrafiłbyś pójść za nim tak, żeby cię nie zauważył?

– A czy pan Saint Jay każe mi to zrobić?

– Powiedzmy, że spojrzy na ciebie i skinie głową.

– Wtedy to zrobię. Jestem szybszy od mangusty i znam wszystkie ścieżki na wyspie. On pójdzie jedną, ja pobiegnę drugą i będę na miejscu jeszcze przed nim… Ale skąd mam wiedzieć, który to ksiądz? Może odłączy się więcej niż jeden?

– Będę rozmawiał po kolei ze wszystkimi. Z tym, o którego mi chodzi, na końcu.

– Dobrze.

– Bystry z ciebie chłopak – zauważył Bourne. – Masz rację, przecież każdy może pójść w swoją stronę.

– Jestem bardzo bystry, mon. Mam piątą lokatę w klasie w technikum na Montserrat, ale przede mną są same dziewczyny, a one nie muszą pracować.

– To bardzo interesujące spostrzeżenie…

– Za pięć, sześć lat uzbieram dość pieniędzy, żeby studiować na uniwersytecie na Barbados!

– Może nawet wcześniej. Ruszaj już. Zejdź do holu i kręć się w pobliżu drzwi. Później, kiedy księża wyjdą, poszukam cię, ale nie będę w tym mundurze, więc możesz mnie nie poznać. Gdybym cię nie znalazł, spotkamy się po godzinie… Gdzie tu jest jakieś spokojne miejsce?

– Kaplica Spokoju, sir. Idzie się tam ścieżką przez las, wzdłuż wschodniej plaży. Tam nigdy nikogo nie ma.

– Pamiętam ją. Dobry pomysł.

– Jeszcze jedna sprawa, sir…

1 ... 57 58 59 60 61 62 63 64 65 ... 173 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название