Skalpel
Skalpel читать книгу онлайн
Seria tajemniczych morderstw parali?uje Boston. Okoliczno?ci zbrodni wskazuj? na seryjnego zab?jc? kobiet, "Chirurga" kt?ry odbywa kar? do?ywocia. M?oda policjantka, Jane, przypuszcza, ?e nie chodzi o zwyk?e na?ladownictwo. Tymczasem "Chirurg" ucieka z wi?zienia a Jane staje si? obiektem zainteresowania pary sadystycznych zab?jc?w…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Cichutko zajrzała do pomieszczenia. Nie spał, wpatrując się w sufit. Pod prześcieradłem rysował się jego wielki brzuch. Ręce trzymał nieruchomo u boków, jakby obawiał się naruszyć plątaninę drutów i rurek.
– Hej – odezwała się cicho.
Spojrzał na nią.
– Witaj – zachrypiał.
– Wytrzymasz wizytę gościa?
W odpowiedzi poklepał łóżko zapraszającym gestem.
Przysunęła sobie krzesło do łóżka i usiadła. Jego oczy powędrowały w górę, lecz tym razem nie spoczęły na suficie. Zatrzymały się na monitorze pracy serca, zamontowanym w rogu pokoju. Plamka na ekranie rysowała krzywą EKG.
– To moje serce.
– Wielodniowe podłączenie do respiratora spowodowało, że mówił ochrypłym szeptem.
– Wygląda na to, że pracuje prawidłowo – powiedziała.
– Tak.
– Nastąpiła cisza, jego oczy śledziły plamkę na ekranie monitora.
Na stoliku obok łóżka stał wazon z kwiatami, które przysłała rano. Poza nimi nie było w pokoju innych. Czyżby nikt prócz niej nie pomyślał o tym, żeby mu przysłać kwiaty? Nawet jego żona?
– Poznałam wczoraj Dianę.
Spojrzał na nią, po czym odwrócił wzrok, nie dość jednak szybko, żeby nie zdążyła zauważyć w jego oczach konsternacji.
– Domyślam się, że nic ci nie mówiła.
Wzruszył ramionami.
– Nie było jej tu dzisiaj.
– Pewnie przyjdzie później.
– Diabli wiedzą.
Te słowa zaskoczyły ją. Jego prawdopodobnie też, bo nagle się zaczerwienił.
– Nie powinienem tego powiedzieć.
– Nie musisz się mnie wstydzić.
Spojrzał na monitor i westchnął!
– Zgoda, powiem ci. To jest do dupy!
– Co?
– Wszystko.
Idziesz przez życie, robiąc to, co należy. Przynosisz do domu forsę. Dajesz dziecku wszystko, co tylko zechce. Nie bierzesz łapówek.
A potem nagle bang, twoje serduszko obraca się przeciwko tobie i już leżysz płasko na plecach, zadając sobie pytanie: „Po co się tak, kurwa, męczyłem”?
Postępujesz według zasad i dochowujesz się flądrowatej córki, która dzwoni do ojca tylko wtedy, kiedy potrzebuje pieniędzy. Masz żonę bez przerwy naćpaną wszelkim gównem, które można kupić w aptece. Nie możesz konkurować z Księciem Valium. Jesteś facetem, który trzyma ją pod parasolem i płaci za jej pieprzone recepty.
– Uśmiechnął się z goryczą.
– Dlaczego jesteś wciąż żonaty?
– Jaką mam alternatywę?
– Rozwieść się.
– To znaczy żyć samotnie.
Słowo „samotnie” powiedział takim tonem, jak gdyby tego rodzaju rozwiązanie było najgorsze. Niektórzy dokonują wyboru, spodziewając się najlepszego rezultatu; wybór Korsaka miał na celu jedynie uniknięcie najgorszego.
Spojrzał na linię pracy serca, drgający, zielony wyznacznik jego śmiertelności.
Jakikolwiek byłby to wybór, i tak doprowadziłby go do obecnej sytuacji, do szpitalnej izolatki, gdzie jego rozczarowanie walczyło o lepsze ze strachem.
Zadumała się nad tym, co będzie z nią w jego wieku.
Czy będzie leżała płasko na plecach w szpitalu, tak jak on, żałując dokonanych wyborów i plując sobie w brodę, że nie próbowała pójść innymi drogami?
Pomyślała o swoim schludnym mieszkaniu o białych ścianach i pojedynczym łóżku. Czy jej życie było cokolwiek lepsze od życia Korsaka?
– Bez przerwy patrzę, czy się nie zatrzymuje – powiedział.
– Czy linia nie robi się płaska.
Boję się jak sto tysięcy diabłów.
– Przestań ciągle wpatrywać się w monitor.
– Jeśli ja przestanę, to kto go będzie pilnował?
– Pielęgniarki w recepcji.
Mają tam monitory.
– Ale czy na nie patrzą?
Może gdzieś się dekują, żeby trajlować o sklepach, kochankach i innych gównach? To jest moje pieprzone, jedyne serce!
– Mają system alarmowy. Przy najmniejszym zakłóceniu maszyna zaczyna piszczeć.
Spojrzał na nią niedowierzająco.
– Nie bujasz?
– Co się z tobą stało? Straciłeś zaufanie do mnie?
– Nie wiem.
Patrzyli na siebie przez chwilę.
Ogarnęło ją uczucie wstydu. Nie miała podstaw oczekiwać od niego zaufania, przynajmniej po tym, co się stało na cmentarzu. Prześladował ją obraz Korsaka, którego zostawiła leżącego samotnie, w ciemności, na cmentarzu. I jej samej – pochłoniętej z egoistycznych pobudek jedynie pogonią.
Nie wytrzymała jego wzroku.
Opuściła oczy, przenosząc spojrzenie na niedźwiedzie ramię Korsaka, z założonym wenflonem.
– Tak mi przykro – powiedziała.
– Chryste, nie wyobrażasz sobie jak bardzo.
– Z jakiego powodu?
– Że nie zajęłam się tobą.
– O czym ty mówisz?
– Nie przypominasz sobie?
Potrząsnął głową.
Nagle zrozumiała, że on rzeczywiście może nie pamiętać.
Gdyby przestała o tym mówić, nie dowiedziałby się nigdy, że go zawiodła. Takie rozwiązanie było najłatwiejszym wyjściem, ale zdała sobie sprawę, że nie mogłaby żyć z takim obciążeniem.
– Co sobie przypominasz z tamtej nocy na cmentarzu? – spytała.
– Jaką ostatnią rzecz?
– Ostatnią rzecz?
Biegłem, to znaczy biegliśmy oboje. Goniliśmy przestępcę.
– Co jeszcze?
– Pamiętam, że padłem ze zmęczenia.
– Dlaczego?
Parsknął ironicznie.
– Bo nie mogłem dotrzymać kroku pewnej pieprzonej dziewczynie.
– A potem?
Wzruszył ramionami.
– To wszystko.
Więcej nie pamiętam, aż do chwili kiedy tutejsze pielęgniarki zaczęły wsuwać tę przeklętą rurę do mojego…
Przerwał.
– Wówczas się obudziłem.
Możesz mi wierzyć, że one też to odczuły.
Zapadło milczenie.
Patrzyła na jego kwadratową szczękę i na oczy wbite uparcie w monitor EKG.
Odezwał się po dłuższej chwili, z odcieniem niesmaku w głosie: – Mam uczucie, że przy tamtym pościgu nawaliłem.
To ją całkowicie zaskoczyło.
– Korsak…
– Spójrz na to.
Wskazał na swój wydęty brzuch.
– Wyglądam, jakbym połknął piłkę do koszykówki.
Albo jakbym był w piętnastym miesiącu ciąży. Nie potrafię dotrzymać kroku nawet dziewczynie. Kiedyś byłem szybki. Byłem zbudowany jak koń wyścigowy. Nie to co teraz.
Szkoda, że mnie wtedy nie widziałaś. Nie poznałabyś mnie. Założę się, że mi nie wierzysz. Dlatego że widzisz mnie takim, jakim jestem teraz, przegranym kawałkiem gówna, które za dużo pali i za dużo je…
I za dużo pije, przemknęło jej przez głowę.
– …Wstrętną beczką smalcu.
Uderzył się gniewnie w brzuch.
– Słuchaj, Korsak. To ja nawaliłam, nie ty.
Spojrzał na nią zdumiony.
– Wtedy na cmentarzu.
Goniliśmy kogoś, kto… jak nam się wydawało… był przestępcą. Biegłeś tuż za mną. Starałeś się dotrzymać mi kroku. Słyszałam twój ciężki oddech.
– Nie wracajmy do tego.
– Nagle przestałam cię słyszeć.
Po prostu cię nie było. Ja biegłam dalej, ale to była strata czasu. Okazało się, że to nie przestępca, ale agent Dean, który sprawdzał teren. Przestępcy już dawno nie było. Trudziliśmy się na próżno, Korsak. Ścigaliśmy cień. Taka jest prawda.
Milczał, czekając na dokończenie relacji.
Zmusiła się do kontynuowania wyznania.
– W tym momencie powinnam była sprawdzić, co się z tobą stało. Zaniepokoić się, że cię nie ma. Ale wtedy wszystko poszło źle. Ja po prostu nie pomyślałam… choć nie przestawałam się zastanawiać, gdzie mogłeś się podziać…
Westchnęła.
– Nie wiem, ile czasu upłynęło, zanim przyszło mi do głowy, żeby cię szukać.
Może tylko kilka minut. Ale zdaje mi się… to znaczy… obawiam się, że znacznie więcej. A ty przez ten czas leżałeś za jakimś grobem. Zbyt wiele czasu potrzebowałam, żeby zacząć cię szukać. Żeby sobie przypomnieć.
Korsak milczał.
Zastanawiała się, czy to, co mu wyznała, w ogóle do niego dotarło, ponieważ zaczął grzebać przy przewodach kroplówki, porządkując zwisające pętle.
Odniosła wrażenie, że tylko udaje, iż jest zajęty czymś innym, w rzeczywistości zaś nie chce na nią patrzeć.
– Korsak!
– Słucham?
– Nie masz mi nic do powiedzenia?
– Owszem. Zapomnij o tym.
– Tylko to.
– Czuję się jak bydlę.
– Dlaczego?
– Bo wykonywałaś swoje zadanie? Bo powinnam była zatroszczyć się o mojego partnera.
– Jestem twoim partnerem?
– Tamtej nocy byłeś.
Roześmiał się ironicznie.
– Tamtej nocy byłem dwutonową kulą u twojej nogi.
Gdybyś nie zwracała na mnie uwagi, wszystko by ci się udało.
Leżę tu i robię się coraz bardziej wkurzony na to, że padłem w trakcie wykonywania zadania. Tak było dosłownie. Łubu-du i koniec.
Rozmyślam o wszystkich idiotyzmach, które usiłuję w siebie wmówić na usprawiedliwienie. Widzisz ten bebech?
Znów walnął się w brzuch.
– Chciałem z nim skończyć.
Wierzyłem, że mi się uda, że któregoś dnia zacznę dietę i pozbędę się balastu. Zamiast tego kupuję coraz obszerniejsze spodnie, tłumacząc sobie, że producenci fałszują rozmiary. Możliwe, że za parę lat będę musiał nosić spodnie klauna. Będę wyglądał jak palant, i nawet tona pigułek przeczyszczających nie pomoże mi przejść badań lekarskich.
– Robiłeś to już kiedyś?
Brałeś pigułki, żeby przejść badania?
– Nie chcę o tym mówić.
Muszę ci tylko powiedzieć, że ta sprawa z sercem zapowiadała się od dłuższego czasu. Wiedziałem, że może się zdarzyć, ale teraz, kiedy stała się faktem, jestem wkurzony.
– Parsknął ze złości i spojrzał znów na monitor, na którym rytm jego pulsu był teraz szybszy.
– Serduszko się denerwuje – stwierdził.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, obserwując ekran elektrokardiografu i czekając, aż jego serce wróci do normalnego rytmu.
Nigdy dotąd nie myślała o własnym sercu i dopiero teraz, obserwując krzywą pulsu Korsaka, uświadomiła sobie, że ona też ma puls.
Lekceważyła przez całe życie pracę własnego serca. Zaczęła się zastanawiać nad tym, jak to jest, kiedy obserwuje się każde uderzenie serca, obawiając się, że następnego można już nie usłyszeć. Uświadomiła sobie, że ów rytm życia w jej piersi może nagle ucichnąć.
Spojrzała na Korsaka, który leżał ze wzrokiem wlepionym w monitor.