-->

Diabelska Alternatywa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska Alternatywa, Forsyth Frederick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska Alternatywa
Название: Diabelska Alternatywa
Автор: Forsyth Frederick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 194
Читать онлайн

Diabelska Alternatywa читать книгу онлайн

Diabelska Alternatywa - читать бесплатно онлайн , автор Forsyth Frederick

Rok 1982. W obliczu kl?ski g?odu Rosjanie licz? na pomoc Amerykan?w i dostawy zbo?a z USA. Po obu stronach Atlantyku s? jednak tacy, kt?rzy chc? wykorzysta? t? sytuacj? do spowodowania ?wiatowego konfliktu nuklearnego. Tylko para kochank?w, obywateli obu supermocarstw, mo?e uratowa? ?wiat przed zag?ad?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 44 45 46 47 48 49 50 51 52 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

9.

Twarz ambasadora ZSRR wyrażała zimną wściekłość, gdy pojawił się drugiego stycznia w Departamencie Stanu u Davida Lawrence'a. Amerykański sekretarz stanu przyjął go na życzenie (choć może lepszym słowem byłoby: żądanie) strony radzieckiej. Ambasador odczytał swój oficjalny protest drewnianym, jednostajnym głosem. Kiedy skończył, położył tekst na biurku Amerykanina. Lawrence, który już wcześniej doskonale wiedział, o co chodzi, miał gotową odpowiedź, przygotowaną przez jego radców prawnych, z których aż trzech stało teraz za jego fotelem.

Przyznał, że Berlin Zachodni istotnie nie jest suwerennym krajem, ale miastem pod okupacją czterech mocarstw. Jednakże alianci zachodni już dawno uzgodnili, że w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości wszystkie sprawy kryminalne i cywilne rozpatrywać będą sądy zachodnioberlińskie, pozostawiając siłom okupacyjnym sądzenie tylko tych przestępstw, które naruszają prawo wojskowe aliantów. Porwanie samolotu pasażerskiego – ciągnął – choć jest ciężkim przestępstwem, nie zostało dokonane przez obywateli USA ani przeciwko obywatelom USA, ani na terenie amerykańskiej bazy wojskowej. Jest to zatem sprawa podlegająca jurysdykcji cywilnej. Rząd Stanów Zjednoczonych stwierdza, że nie ma prawa przetrzymywać na terytorium Berlina Zachodniego osób nie będących obywatelami USA, ani dowodów rzeczowych nie będących własnością amerykańską – nawet jeśli ów samolot wylądował w bazie US Air Force. Lawrence nie widzi zatem innego wyjścia, jak odrzucić protest.

Ambasador wysłuchał go w grobowym milczeniu. Na koniec powiedział jedynie, że uważa amerykańskie wyjaśnienie za niezadowalające i że złoży swojemu rządowi raport w tym duchu. To powiedziawszy opuścił gabinet Lawrence'a, by wrócić do swojej ambasady i preparować raport dla Moskwy.

Trzej mężczyźni, którzy spotkali się tego dnia w małym mieszkaniu na Bayswater w Londynie, wpatrywali się ponuro w gazety porozrzucane po całej podłodze.

– Pech – mruknął Andrew Drake – cholerny pech! W tej chwili powinni już być w Izraelu. Posiedzieliby jakiś miesiąc i można by im zrobić konferencję prasową. Dlaczego, u diabła, musieli strzelić do tego kapitana?

– Gdyby wylądował na Schónefeld i odmówił dalszego lotu do Berlina Zachodniego, byliby tak czy tak skończeni – zauważył Azamat Krim.

– Ale wystarczyło go ogłuszyć – żachnął się Drake.

– Stracili głowę – wtrącił się Kamynski. – Teraz lepiej zastanówmy się, co robić dalej.

– Czy ta broń, którą oddali Amerykanom, może naprowadzić na nasz ślad? – spytał Drake małego Tatara.

Ten stanowczo pokręcił głową.

– Dotrą najwyżej do sklepu, który ją sprzedał. Ale nie do mnie. Przecież nikomu się tam nie przedstawiałem.

Drake przemierzał dywan w tę i z powrotem, głęboko zamyślony.

– Nie sądzę, żeby mieli ich wydać Ruskim – odezwał się w końcu. – Oni oczywiście chcieliby ich dostać: za porwany samolot, za śmierć Rudenki, za napaść na tajniaka w samolocie i za tego drugiego, któremu zabrali legitymację. Sprawę zabicia pilota traktują na pewno poważnie. Mimo to nie sądzę, żeby władze zachodnioniemieckie odesłały im dwóch Żydów… na pewną śmierć. Z pewnością jednak będą ich sądzić i skażą na wiele lat, może nawet na dożywocie. Jak myślisz, Myrosław, czy w tej sytuacji chłopcy powiedzą coś na temat Iwanienki?

– Jeśli mają choć trochę rozumu, to na pewno nie. W każdym razie i nie w Berlinie. Niemcy mogliby zmienić zdanie i odesłać ich Rosjanom, Niemcy zresztą pewnie i tak nie uwierzą, że Iwanienko nie żyje, bo Moskwa zaprzeczy i przedstawi na dowód jakiegoś sobowtóra. Ruscy oczywiście uznają, nawet bez dalszego śledztwa, że to Miszkin i Łazariew go załatwili, i zrobią wszystko, żeby ich zlikwidować. A że Niemcy nie wezmą tego poważnie, to i nie będą chłopaków specjalnie chronić, Dlatego myślę, że będą siedzieć cicho. Chcą żyć.

– Dla nas to żaden pożytek – postawił kropkę nad “i” Krim. – Przecież zrobiliśmy to wszystko, żeby doprowadzić do wielkiej kompromitacji sowieckiego aparatu. Ale my nie możemy wystąpić z konferencją prasową. Nie znamy nawet szczegółów, które mogłyby przekonać świat, że to prawda. Mogą to zrobić tylko oni.

– A więc trzeba ich stamtąd wyciągnąć – powiedział stanowczym głosem Drake. – Musimy zrobić następną akcję i wymusić przekazanie ich do Tel Awiwu: całych, zdrowych, z gwarancją szybkiego uwolnienia. Inaczej wszystko pójdzie na marne.

– To co zrobimy? – powtórzył swoje pytanie Kamynski.

– Pomyślimy nad tym – odparł Drake. – Znajdziemy jakiś sposób, rozplanujemy to i wykonamy. Nie mogą przecież marnować życia w berlińskim kryminale… z taką sensacją w głowie. Ale czasu jest mało. Ci w Moskwie szybko poskładają sobie wszystkie klocki do kupy. Już chwycili trop i wkrótce będą wiedzieli, kto wykonał tę robótkę w Kijowie. A wtedy uruchomią plan zemsty. Musimy ich uprzedzić.

Lodowata wściekłość radzieckiego ambasadora w Waszyngtonie była niczym wobec złości, w jaką wpadł dwa dni później jego kolega w Bonn, gdy stanął przed zachodnioniemieckim ministrem spraw zagranicznych. Odmowa rządu RFN – powiedział – odmowa wydania tych dwóch zbrodniarzy władzom ZSRR lub wschodnioniemieckim stanowi jaskrawe pogwałcenie dotychczasowych przyjaznych stosunków i musi być traktowana jako akt wrogości – podkreślił z naciskiem.

Zachodnioniemiecki minister czuł się niezręcznie. Prywatnie żałował wręcz, że Tupolew nie wylądował w NRD – nie byłoby kłopotu. Toteż powstrzymał się od komentarza, że skoro zdaniem Rosjan Berlin Zachodni nie jest częścią RFN, powinni się zwrócić w tej sprawie do zachodnioberlińskiego Senatu.

Tymczasem ambasador już trzeci raz powtarzał swoją śpiewkę: że przestępcy są obywatelami radzieckimi, że również ofiary są obywatelami ZSRR, że pokład samolotu jest w myśl prawa międzynarodowego częścią terytorium kraju armatora, że porwanie nastąpiło w ich przestrzeni powietrznej, a morderstwo na pasie startowym wschodnioniemieckiego lotniska lub też nad nim. A zatem zbrodnia ta winna być sądzona przez radziecki lub, ostatecznie, przez wschodnioniemiecki wymiar sprawiedliwości.

Minister wyjaśnił najuprzejmiej jak potrafił, że we wszystkich poprzednich tego rodzaju sprawach porywacze byli sądzeni przez sąd kraju, w którym wylądowali, jeśli tylko ten kraj życzył sobie tego. Co w żadnym razie nie oznacza braku zaufania wobec rzetelności procedury sądowej ZSRR…

Oj, oznacza, oznacza – pomyślał. Nie było chyba w tym momencie w całych Niemczech Zachodnich nikogo – począwszy od władz, poprzez prasę, a na szerokiej publiczności skończywszy – kto miałby choć cień nadziei, że ekstradycja Miszkina i Łazariewa może oznaczać cokolwiek innego niż bestialskie przesłuchania w KGB, kapturowy sąd i wreszcie pluton egzekucyjny lub szubienicę. A dodatkowy problem stwarzało w Niemczech to, że obaj byli Żydami.

Pierwsze dni stycznia nie obfitują zwykle w ciekawe wydarzenia, toteż cała uwaga zachodnioniemieckiej prasy skupiła się na tej sprawie. Konserwatywne gazety z potężnego koncernu Alexa Springera głośno domagały się, aby porywaczom – jakkolwiek wielka byłaby ich wina – wytoczono uczciwy proces, co może zapewnić jedynie sąd zachodnio-niemiecki. Bawarska partia CSU, na której wspierała się aktualna koalicja rządów, wyrażała tę samą opinię. Z niektórych źródeł dotarły do prasy liczne i szczegółowe informacje o niedawnych akcjach represyjnych KGB w rejonie Lwowa, skąd pochodzą porywacze. Sugerowano, że lęk przed tą nową formą terroru w pełni usprawiedliwia ich ucieczkę, choć metody, jakich użyli, zasługują na potępienie. Wreszcie niedawna afera z kolejnym szpiegiem komunistycznym zatrudnionym w instytucji państwowej nie przysporzyła rządowi popularności i nie usposobiła go pojednawczo w stosunku do Moskwy. A przy tym zbliżały się wybory do parlamentów krajowych…

Prawdę mówiąc, minister miał już ścisłe instrukcje od kanclerza. Miszkin i Łazariew – oświadczył ambasadorowi ZSRR – będą mieli proces w Berlinie Zachodnim, najszybciej jak to możliwe, i jeśli (a raczej: kiedy) sąd orzecze ich winę, otrzymają sprawiedliwe wyroki.

Zebranie Biura Politycznego pod koniec tego tygodnia przebiegało burzliwie. Również tym razem magnetofony były wyłączone, a stenografowie nieobecni na sali.

– To skandal! – wołał niemal od progu Wiszniajew. – Jeszcze jeden skandal, który kompromituje Kraj Rad w oczach świata. To nie miało prawa się zdarzyć!

Nie powiedział tego wyraźnie, ale wszyscy zrozumieli. Jeśli “coś takiego” się zdarzyło, to wyłącznie z winy słabego autorytetu Maksyma Rudina.

– Nie zdarzyłoby się – odparował atak Pietrow – gdyby myśliwce towarzysza marszałka zestrzeliły ten samolot nad Polską, jak zwykle.

– Była przerwa w łączności między kontrolą naziemną a dowódcą eskadry – tłumaczył się Kierenski. – To się zdarza, bardzo rzadko, ale się zdarza.

– Więc znowu zadecydował przypadek? – zauważył chłodno Ryków. Wiedział już od swoich ambasadorów, że proces Miszkina i Łazariewa będzie publiczny, i cały świat się dowie, jak najpierw ogłuszyli oficera KGB w tarnopolskim parku, jak zabrali mu dokumenty, jak w końcu posłużyli się nimi, by wejść do kabiny pilotów.

– Czy jest możliwe – spytał Pietranow, stronnik Wiszniajewa – że ci dwaj ludzie to ci sami, którzy zabili Iwanienkę?

Jego pytanie zelektryzowało salę.

– Nie mamy żadnego powodu tak sądzić – odpowiedział stanowczo Pietrow. – Wiemy już, że porywacze są mieszkańcami Lwowa, nie Kijowa. To po prostu dwaj Żydzi, którym odmówiono pozwolenia na emigrację. Oczywiście bierzemy pod uwagę i to, ale jak dotąd nie widać żadnego związku między tymi sprawami.

– Ale gdyby taki związek został wykryty, będziemy oczywiście o tym powiadomieni? – spytał Wiszniajew.

– To się rozumie samo przez się – mruknął Rudin.

Wezwano stenografów i przystąpiono do omawiania postępów w Castletown oraz szczęśliwego zakupu 10 milionów ton ziarna pastewnego. Wiszniajew już się nie odzywał. Ryków starał się jak mógł wykazać, że już z tą ilością zakupionego ziarna Związek będzie mógł przetrwać zimę i wiosnę bez większych ustępstw w dziedzinie zbrojeń. Marszałek Kierenski kwestionował wprawdzie to twierdzenie, ale Komarów musiał przyznać, że zakup 10 milionów ton paszy pozwoli mu wydać natychmiast z magazynów tę samą ilość ziarna i tym samym zapobiec wielkiej rzezi. Stronnicy Rudina jeszcze raz utrzymali swoją wątłą przewagę.

1 ... 44 45 46 47 48 49 50 51 52 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название