-->

Diabelska Alternatywa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska Alternatywa, Forsyth Frederick-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska Alternatywa
Название: Diabelska Alternatywa
Автор: Forsyth Frederick
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 193
Читать онлайн

Diabelska Alternatywa читать книгу онлайн

Diabelska Alternatywa - читать бесплатно онлайн , автор Forsyth Frederick

Rok 1982. W obliczu kl?ski g?odu Rosjanie licz? na pomoc Amerykan?w i dostawy zbo?a z USA. Po obu stronach Atlantyku s? jednak tacy, kt?rzy chc? wykorzysta? t? sytuacj? do spowodowania ?wiatowego konfliktu nuklearnego. Tylko para kochank?w, obywateli obu supermocarstw, mo?e uratowa? ?wiat przed zag?ad?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 36 37 38 39 40 41 42 43 44 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Uliczka przy warsztatach była całkiem pusta – tylko Drake na jednym jej końcu, a Łazariew i Miszkin na drugim. Miszkin od razu dostrzegł Drake'a, wchodzącego w uliczkę od strony morza, a kiedy tamten zbliżył się do muru, powiedział tylko:

– Dawaj!

Drake przerzucił torbę wprost na plecy Łazariewa.

– Powodzenia – powiedział na pożegnanie. – I do zobaczenia w Izraelu.

Sir Nigel Irvine był wprawdzie członkiem trzech innych klubów na West Endzie, ale na kolację z Barrym Ferndalem i Adamem Munro wybrał klub Brooksa. Przy jedzeniu, jak zwykle, nie było mowy o sprawach poważnych; zajęli się nimi dopiero po przejściu do palarni, gdzie podaje się kawę, porto i cygara. Sir Nigel specjalnie poprosił sekretarza klubu, by zarezerwował dlań narożnik salonu, przy oknie wychodzącym na St. James's Street; tu czekały już na nich cztery głębokie skórzane fotele. Munro zamówił brandy z wodą, a przed Ferndalem i Sir Nigelem stanęła na stoliku karafka porto z najlepszego rocznika, jakim dysponował klub. Przez jakiś czas milczeli, wdychając dym z cygar i sącząc kawę. Ze ścian patrzyli na nich Dyletanci – dżentelmeni z osiemnastowiecznej londyńskiej socjety.

– A więc, drogi panie Adamie, na czym polega problem? – spytał w końcu Sir Nigel. Munro spojrzał znacząco na dwóch wysokich urzędników państwowych, siedzących przy sąsiednim stoliku; człowiek obdarzony dobrym uchem mógł z tej odległości wiele usłyszeć. Sir Nigel zrozumiał to spojrzenie.

– Jeśli tylko nie będziemy krzyczeć – zauważył spokojnie nikt nas nie usłyszy. Dżentelmeni nie podsłuchują innych dżentelmenów.

Munro zastanawiał się przez chwilę nad sensem tych słów.

– My to robimy – rzekł przekornie.

– To co innego – odezwał się Ferndale – taka nasza praca.

– No więc – zdecydował się wreszcie Munro – chcę zabrać stamtąd “Słowika”.

Irvine wpatrzył się w spopielony koniec swego cygara.

– Ach tak? – rzekł. – Czy jest jakiś szczególny powód?

– Przemęczenie nerwowe. W lipcu musiał ukraść oryginalne nagranie i zastąpić je czystą taśmą. To się może wydać, choćby przez przypadek. “Słowik” wciąż o tym myśli i wykańcza się nerwowo. A prawdopodobieństwo wpadki rzeczywiście rośnie po każdym nowym wyniesionym protokole. Rudin toczy śmiertelną walkę o swoją egzystencję i o właściwego sukcesora. Jeśli “Słowik” popełni jakąś nieostrożność albo po prostu noga mu się powinie, może paść ofiarą tej walki.

– To jest ryzyko każdego informatora – rzekł Ferndale. – Zdarzają się wypadki przy pracy. Takiego Pienkowskiego też złapali.

– No właśnie – podchwycił Munro. – A przecież Pienkowski przekazał nam już niemal wszystko, co mógł. Było już po kryzysie kubańskim i Rosjanie nie mogli w żaden sposób odwrócić szkód, jakie Pienkowski im wyrządził.

– Ja opowiadałbym się raczej za pozostawieniem “Słowika” na miejscu – powiedział Sir Nigel. – Może tam jeszcze bardzo dużo dla nas zrobić.

– Ale może nam też zaszkodzić – odparł Munro. – Jeśli “Słowik” wyjedzie teraz, Kreml nigdy nie dowie się, jakie informacje wyszły na Zachód. Jeśli go złapią, zmuszą go do mówienia. A to, co wyśpiewa, z pewnością wystarczy, by obalić Rudina. O ile się orientuję, Zachód nie jest w tej chwili zainteresowany upadkiem Rudina.

– Istotnie – przyznał Sir Nigel – tu ma pan rację. Zastanówmy się jednak nad różnymi możliwościami. Jeśli wywieziemy “Słowika” już teraz, KGB przeprowadzi gruntowne śledztwo dotyczące minionych miesięcy. Przypuszczalnie odkryją przy tym brak jednej taśmy i uznają, że na Zachód przekazano znacznie więcej. Sprawa wygląda jeszcze gorzej, jeśli “Słowika” złapią. Wycisną z niego dokładną i pełną informację o tym, co przekazał. Bardzo prawdopodobne, że poleci przy tym Rudin. I jeśli nawet przy okazji także Wiszniajew popadnie w niełaskę, rozmowy w Castletown załamią się. Trzecia możliwość to pozostawić “Słowika” w Moskwie do czasu zakończenia konferencji w Castletown i podpisania układu rozbrojeniowego. Wtedy wojownicza frakcja w Politbiurze nic już nie będzie mogła zdziałać…

– Ja wolałbym go stamtąd zabrać od razu – przerwał Munro. – A jeśli to się nie uda, to przynajmniej uśpić go, wstrzymać raporty.

– A ja uważam, że powinien kontynuować pracę – powiedział Ferndale – w każdym razie do końca rozmów w Castletown.

Sir Nigel ważył w milczeniu różne racje.

– Byłem dzisiaj u premiera – rzekł w końcu. – Pani Carpenter wyraziła przy tej okazji życzenie, bardzo poważne życzenie, zarówno w imieniu swoim, jak prezydenta USA. Nie mogę na razie temu życzeniu odmówić, chyba że uzyskam przekonujące dowody, że “Słowik” jest rzeczywiście bliski dekonspiracji. Otóż Amerykanie także uważają za niezbędne, by “Słowik” nadal informował ich o wewnętrznych decyzjach, przynajmniej do Nowego Roku. Bez tych informacji nie ma co marzyć o jakimś sensownym, korzystnym dla nas układzie w Castletown.

Zrobimy więc tak – kontynuował Sir Nigel. – Ty, Barry, przygotujesz plan wywiezienia “Słowika”. Taki, który można by w razie czego szybko uruchomić i zrealizować. Wywieziemy “Słowika”… i to natychmiast… jeśli ziemia zacznie mu się palić pod stopami. Na razie jednak ważniejsze jest Castletown i udaremnienie planów kliki Wiszniajewa. Trzy, cztery dalsze raporty powinny wystarczyć, by rozmowy w Castletown weszły w stadium finałowe. Sowieci nie mogą zbyt długo czekać z porozumieniem zbożowym… najwyżej do lutego lub marca. Potem, panie Adamie, zabierzemy “Słowika” na Zachód, a jestem pewien, że Amerykanie potrafią okazać mu swoją wdzięczność… jak zwykle w takich przypadkach.

Kolacja w mieszkaniu Maksyma Rudina na Kremlu była o wiele bardziej poufna, niż tamta w Brooks's Club w Londynie. Zaostrzonej czujności ludzi z Kremla nie osłabiają żadne dygresje na temat uczciwości dżentelmenów w stosunku do innych dżentelmenów. Toteż nie było tu nikogo, kto mógłby podsłuchać uczestników spotkania, z wyjątkiem niemego Miszy. Rudin usiadł w swym ulubionym fotelu i wskazał miejsca Iwanience i Piętrowowi.

– Co sądzisz o dzisiejszym zebraniu? – zwrócił się do Piętrowa bez żadnych wstępów.

Szef wydziału organizacyjnego KPZR wzruszył ramionami.

– Chyba jesteśmy górą. Raport Rykowa był prawdziwym majstersztykiem. Musimy jednak niestety pójść jeszcze na parę ustępstw, aby dostać to zboże. A Wiszniajew ma ciągle ochotę na wojnę.

– Wiszniajew ma ochotę na moje stanowisko – brutalnie sprostował Rudin. – O to mu chodzi. Wojny chce Kierenski. Chce choć raz użyć swojej ukochanej armii, zanim całkiem się zestarzeje.

– Ale w sumie wychodzi na jedno – powiedział Iwanienko. – Jeśli Wiszniajew zajmie wasze miejsce, będzie miał już taki dług wobec Kierenskiego, że ani nie będzie potrafił, ani nie zechce przeciwstawić się jego “receptom na wszelkie dolegliwości”. I pozwoli Kierenskiemu rozpętać wojnę, jak nie wiosną, to latem. Ten tandem zniszczy wszystko, co zbudowały dwa pokolenia.

– Jakie są wnioski z twojej wczorajszej odprawy? – spytał Rudin. Wiedział, że Iwanienko naradzał się poprzedniego dnia z dwoma wysokimi funkcjonariuszami KGB, kierującymi robotą w Trzecim Świecie. Jeden nadzorował wszystkie operacje dywersyjne w Afryce, drugi na Bliskim Wschodzie.

– Optymistyczne – odparł Iwanienko. – Kapitaliści od lat tak zredukowali działalność polityczną w Afryce, że nie zdołają już odzyskać dawnych pozycji. W Waszyngtonie i Londynie rządzą wciąż liberałowie, przynajmniej w dziedzinie stosunków zagranicznych. Są tak zajęci Afryką Południową, że prawie w ogóle nie dostrzegają Nigerii i Kenii. Oba te kraje lada dzień wpadną w nasze ręce. Trudniej będzie z Francuzami w Senegalu. Za to na Bliskim Wschodzie możemy przewidywać, że Arabia Saudyjska załamie się najdalej za trzy lata. Jest już prawie otoczona.

– A dalsze perspektywy? – spytał Rudin.

– Za kilka lat, najdalej w 1990, będziemy w pełni panować nad światowym wydobyciem ropy i nad szlakami żeglugowymi. Systematycznie prowadzimy kampanię usypiającą w Waszyngtonie i w Londynie, i to przynosi efekty.

Rudin wypuścił kłąb dymu i strząsnął popiół z papierosa w popielniczkę podsuniętą w porę przez Misze.

– Niestety, ja już tego nie zobaczę – westchnął – ale wy zobaczycie. Za dziesięć lat Zachód będzie zdychał z głodu, a my zwyciężymy bez jednego wystrzału. To jeszcze jeden powód, żeby teraz powstrzymać Wiszniajewa.

Cztery kilometry na południe od Kremla, w ciasnym zakolu rzeki, nie opodal wielkiego stadionu imienia Lenina, stoi stary klasztor Nowo-dziewiczy. Jego główne wejście znajduje się dokładnie naprzeciwko największego sklepu “Bieriozki” – przedsiębiorstwa, w którym bogaci i uprzywilejowani, a także cudzoziemcy, mogą za twarde waluty kupować luksusowe artykuły, niedostępne dla zwykłych ludzi.

Tereny klasztoru obejmują trzy małe stawy i cmentarz; ten ostatni jest dostępny dla pieszych. Stróż przy bramie raczej rzadko zatrzymuje ludzi wchodzących tu z wiązankami kwiatów. Munro zostawił samochód na parkingu przed sklepem “Bieriozki” – pośród wielu innych, których tabliczki zdradzały przynależność ich właścicieli do sfery uprzywilejowanych. “Gdzie możesz ukryć drzewo?” – pytał zwykle jego instruktor w szkole wywiadu. – “W lesie. A kamyk? Na plaży. Zawsze trzymaj się tego, co naturalne”.

Munro przeszedł przez jezdnię i powędrował przez cmentarz z bukietem goździków; Walentyna czekała już na niego nad stawem. Październik niósł pierwsze ostre wiatry od wschodnich stepów i pędził po niebie szare, ciężkie chmury. Powierzchnia wody marszczyła się i falowała pod uderzeniami wiatru.

– Rozmawiałem z Londynem – rzekł Munro cicho. – Powiedzieli, że na razie to zbyt ryzykowne. Po twojej ucieczce na pewno ujawni się brak tamtej taśmy. Kreml dowie się, co zostało przekazane. Ci w Londynie uważają, że w takiej sytuacji Biuro mogłoby wycofać się z rozmów w Irlandii i przyjąć plan Wiszniajewa.

Zadrżała; nie wiedział, czy od chłodu, czy z lęku przed swymi przełożonymi. Objął ją i przytulił do siebie.

– Chyba mają rację – powiedział. – W końcu Politbiuro prowadzi rozmowy w sprawie żywności i pokoju. Nie szykują wojny. Wydaje się, że przynajmniej Rudin i jego grupa są w tej sprawie uczciwi.

1 ... 36 37 38 39 40 41 42 43 44 ... 108 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название