-->

Przybi? Pi?tk?

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Przybi? Pi?tk?, Evanovich Janet-- . Жанр: Иронические детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Przybi? Pi?tk?
Название: Przybi? Pi?tk?
Автор: Evanovich Janet
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 271
Читать онлайн

Przybi? Pi?tk? читать книгу онлайн

Przybi? Pi?tk? - читать бесплатно онлайн , автор Evanovich Janet

Co czeka Stephanie?- wuj Fred znikn?? bez ?ladu- w torbie na ?mieci znajduje si? cia?o- po mie?cie goni j? paskudny bukmacher- babcia Mazurowa chce pos?u?y? si? paralizatorem- Stephanie mo?e korzysta? z wozu tylko przez czterdzie?ci osiem godzin- dwaj m??czy?ni pr?buj? zaci?gn?? j? do ???ka- nie ma odpowiedniej kiecki na mafijne wesele- jest jeszcze ma?y w?ciek?y cz?owieczek, kt?ry nie chce wynie?? si? z jej mieszkania…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 19 20 21 22 23 24 25 26 27 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

ROZDZIAŁ 7

Dom Pogrzebowy Stivy zajmował duży biały budynek przy Hamilton. Kiedyś wybuchł pożar w piwnicy i znaczna część budynku została przebudowana i urządzona na nowo – nowy dywan zielonego koloru na schodach frontowych, nowa tapeta koloru kości słoniowej we wzorki na ścianach, nowa, nieścieralna, niebieskozielona wykładzina w holu i salach czuwania.

Zatrzymałam Błękitny Pocisk i pomogłam babce wdreptać do środka. Jak zawsze przy takich okazjach, miała na nogach czarne lakierki.

Constantine Stiva stał pośrodku holu, kierując ruchem gości. Pani Balog, sala spoczynku numer trzy. Stanley Krienski, numer dwa. A Martha Deeter, która najwyraźniej stanowiła wielką atrakcję, została wystawiona w sali numer jeden.

Nie tak dawno temu miałam scysję z synem Constantine^, imieniem Spiro. Jej wynikiem był wyżej wspomniany pożar i zniknięcie Spira. Na szczęście Gon był sumiennym przedsiębiorcą pogrzebowym o nienagannych manierach, sympatycznym uśmiechu i głosie słodkim jak lukier waniliowy. Nigdy nie wspomniał o niefortunnym incydencie. Jakkolwiek by na to patrzeć, byłam jego potencjalną klientką. A biorąc pod uwagę charakter mojej pracy, mogłam nią zostać raczej prędzej niż później. Nie mówiąc już o babci Mazurowej. A kogóż to odwiedza pani dzisiaj? – spytał. – Ach tak, panna Deeter spoczywa w sali numer jeden. Spoczywa. Nieźle.

Pośpieszmy się – przynagliła babka, biorąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą. – Już się zbierają.

Przesunęłam spojrzeniem po twarzach. Kilku stałych bywalców jak Myra Smulinski i Harriet Farver. Obok ludzie, którzy pracowali pewnie w RGC i chcieli się najprawdopodobniej upewnić, że Martha rzeczywiście nie żyje. Gromadka w czerni skupiona wokół trumny -członkowie rodziny. Nie dostrzegłam nigdzie przedstawicieli wielkiego biznesu. Byłam przekonana, że ojciec nie ma racji, posądzając mafię o załatwienie wuja Freda i ludzi z firmy śmieciarskiej. Mimo wszystko za-chowywałam czujność. Nie dostrzegłam też nigdzie kosmitów.

Tylko popatrz – zwróciła się do mnie babka. -Zamknięta trumna. Czyż to nie skandal? Ubieram się odświętnie i przychodzę tu, by okazać zmarłej szacunek, a nic nie mogę zobaczyć.

Martha Deeter została zastrzelona, więc przeprowadzono sekcję zwłok. Wyjęto mózg z jej głowy, by go zważyć. Kiedy już ją poskładano, wyglądała zapewne jak twór Frankensteina. Osobiście nie miałam nic przeciwko zamkniętej trumnie.

Sprawdzę kwiaty – oświadczyła babka. – Zobaczę, co kto przysłał.

Jeszcze raz powiodłam wzrokiem po zebranych i dostrzegłam Terry Gilman. Cóż za niespodzianka! Może jednak ojciec się nie mylił. Plotka głosiła, że Terry Gilman pracuje u swego wuja, Vita Grizollego. Vito był człowiekiem rodzinnym i właścicielem sieci pralni, które prały znacznie więcej niż tylko bieliznę. Słyszałam od Connie, luźno związanej z całym tym interesem, że Terry zaczęła od pobierania haraczy i szybko wspinała się po drabinie awansu zawodowego.

Terry Gilman? – bardziej stwierdziłam, niż spytałam, wyciągając do niej rękę.

Terry była szczupła, miała blond włosy i przez całe liceum umawiała się z Morellim. Żaden z tych faktów nie nastrajał mnie do niej przyjaźnie. Miała na sobie drogi kostium z szarego jedwabiu i buty pod kolor na wysokim obcasie. Paznokci można było jej tylko pozazdrościć, a spluwę, którą nosiła w wąskiej kaburze pod pachą, maskował dyskretnie krój żakietu. Tylko ktoś, kto nosił przy sobie podobny sprzęt, mógł się zorientować.

Stephanie Plum – powitała mnie Terry. – Miło znów cię widzieć. Przyjaźniłaś się z Martha?

Nie. Jestem z babką. Lubi tu przychodzić i myszkować po trumnach. A ty? Znałaś Marthę?

Zawodowo – odparła krótko Terry. Jej słowa jakby zawisły w powietrzu.

Słyszałam, że pracujesz u Vita.

Kontakty z klientami – wyjaśniła Terry. Znów milczenie. Kołysałam się na obcasach.

Zabawne, że Lany i Martha zginęli od kuli w odstępie jednego dnia.

Tragiczne.

Nachyliłam się do niej i spytałam zniżonym głosem:

To nie była twoja robota, prawda? Chciałam powiedzieć, że to nie ty ich…

…stuknęłam? – dokończyła Terry. – Nie. Przykro mi, że muszę cię rozczarować. Chcesz jeszcze coś wiedzieć?

Prawdę mówiąc, tak. Zaginął mój wuj, Fred.

Jego też nie stuknęłam – zapewniła mnie Terry.

Wcale tak nie myślałam – uspokoiłam ją. – Ale nigdy nie zawadzi spytać.

Terry zerknęła na zagarek.

Muszę złożyć kondolencje i lecieć. Mam jeszcze dwa pogrzeby. U Mosera i na drugim końcu miasta. Rany, widzę, że interesy Vita kwitną. Terry wzruszyła ramionami.

Ludzie umierają. Fakt.

Jej wzrok powędrował ponad moim ramieniem.

No, no – rzuciła. – Popatrz, kto tu jest.

Odwróciłam się, by sprawdzić, czyj to widok przyprawił jej głos o koci pomruk, i nie byłam specjalnie zdziwiona. Oczywiście Morelli.

Objął mnie gestem posiadacza i uśmiechnął się do Terry.

Jak leci?

Nie narzekam – odparła.

Morelli zerknął na trumnę w głębi sali.

Znałaś Marthę?

Pewnie. Dość długo. Morelli znów się uśmiechnął.

Chyba pójdę poszukać babki – wtrąciłam. Morelli objął mnie jeszcze mocniej.

Jeszcze nie. Chcę z tobą pogadać. – Skinął Terry głową. – Wybaczysz nam?

I tak muszę lecieć – oświadczyła Terry. Posłała Joe-mu pocałunek i udała się na poszukiwanie Deeterów. Joe pociągnął mnie do holu.

Okazałeś jej mnóstwo sympatii – zauważyłam, starając się za wszelką cenę nie mrużyć oczu i nie zgrzytać zębami.

Mamy dużo wspólnego – bronił się Morelli. – Oboje pracujemy w tej samej branży.

Hm.

Wiesz, urocza jesteś, kiedy stajesz się zazdrosna.

Nie staję się zazdrosna.

Kłamczucha.

Teraz zmrużyłam oczy, ale w duchu uważałam, że byłoby miło, gdyby mnie pocałował.

Chciałeś coś ze mną przedyskutować?

Tak. Chcę wiedzieć, co, u diabła, dziś zaszło? Naprawdę dołożyłaś biednemu Briggsowi?

Nie! Spadł ze schodów.

O rany – rzekł Morelli.

Naprawdę!

Kotku, ja mam w to uwierzyć?

Są świadkowie.

Morelli starał się zachować powagę, ale dostrzegłam, jak drgają mu kąciki ust.

Costanza powiedział, że próbowałaś odstrzelić zamek, a kiedy ci się nie udało, złapałaś za siekierę.

Kłamstwo… To była łyżka do opon.

Chryste – skomentował Morelli. – Masz miesiączkę? Zacisnęłam usta.

Założył mi za ucho kosmyk włosów i przesunął kciukiem po moim policzku.

Chyba sprawdzę to jutro.

Tak?

Nietrudno upolować kobietę na weselu – wyjaśnił. Pomyślałam o łyżce do opon. Z ogromną satysfakcją walnęłabym go tym drągiem w łeb.

Dlatego mnie zaprosiłeś?

Morelli uśmiechnął się szeroko.

Tak. Zdecydowanie zasłużył, żeby dołożyć mu żelastwem. A potem bym go pocałowała. Przesunęła dłonią po piersi, następnie po jego płaskim i twardym brzuchu, wreszcie po jego uroczym i twardym…

Przy moim boku zmaterializowała się nagle babka.

Jak miło cię widzieć – zwróciła się do Morellego. -Co oznacza, mam nadzieję, że znów zaczniesz skupiać uwagę na mojej wnuczce. Zrobiło się nudno, gdy zniknąłeś ze sceny.

Złamała mi serce – wyznał Morelli. Babka potrząsnęła głową.

Nie wie, jak bardzo.

Morelli wyglądał na zadowolonego.

No, mogę iść – oświadczyła babka. – Nie ma tu co oglądać. Przyśrubowali wieko. Poza tym o dziewiątej leci w telewizji film z Jackiem Chanem, nie chcę go stracić. Ejaaa! – zawołała, markując cios kung-fu. – Mógłbyś przyjść i pooglądać z nami – zwróciła się do Morellego. -Zostało też trochę placka z obiadu.

Kusząca propozycja – wyznał Morelli. – Ale wpadnę innym razem. Mam robotę wieczorem. Muszę zwolnić kogoś na czujce.

Mokrego nie było nigdzie widać, kiedy wyszłyśmy z domu pogrzebowego. Może był to najlepszy sposób, by pozbyć się tego natręta – po prostu go nakarmić. Odwiozłam babkę i pojechałam do domu. Okrążyłam parking, by się upewnić, że nie czeka na mnie Ramirez.

Rex biegał w swoim kółku, kiedy weszłam do mieszkania. Zatrzymał się i zastrzygł na mnie wąsami, gdy zapaliłam światło.

Jedzenie! – Pokazałam mu brązową torbę, którą przynosiłam nieodmiennie z kolacji u rodziców. – Resztki jagnięciny, tłuczone ziemniaki, warzywa, słoik ćwikły, dwa banany, kawałek szynki krojonej, pół bochenka chleba i szarlotka.

Odłamałam kawałek ciasta i rzuciłam mu na miseczkę. Omal nie spadł z koła.

Sama miałam ochotę na szarlotkę, ale pomyślałam o sukience, więc zadowoliłam się tylko bananem. Nadal jednak byłam głodna, zrobiłam więc sobie pół kanapki z szynką. Po kanapce skubnęłam jagnięciny. Wreszcie poddałam się i zjadłam szarlotkę. Postanowiłam, że rano wstanę i pobiegam. Może. Nie! Zdecydowanie tak! Okay, wiedziałam, jak to załatwić. Trzeba zadzownić do Komandosa i spytać, czy nie pobiegałby ze mną. Przyszedłby jutro z samego rana i dopilnował mnie.

No? – odezwał się do słuchawki gardłowym głosem. Uświadomiłam sobie, że jest późno i że pewnie go obudziłam.

Tu Stephanie. Przepraszam, że dzwonię tak późno. Odetchnął przeciągle.

Nie ma problemu. Jak ostatnim razem dzwoniłaś o takiej porze, byłaś naga i przytroczona łańcuchem do karnisza przy prysznicu. Mam nadzieję, że i tym razem mnie nie rozczarujesz.

Ledwie go znałam, kiedy to się wydarzyło. Zaczęliśmy właśnie razem pracować. Włamał się do mojego mieszkania i uwolnił mnie z kliniczną precyzją i skutecznością. Choć podejrzewam, że teraz zachowałby się inaczej. Myśl o tym, że zastałby mnie nagą i skutą łańcuchem, wywołała gorący rumieniec na mojej twarzy.

Przykro mi – powiedziałam. – Taki telefon dostaje się raz w życiu. Chodzi o ćwiczenia. No wiesz, przyda mi się trochę ruchu.

Teraz?

Nie! Rano. Chcę pobiegać i szukam partnera.

Nie szukasz partnera – skorygował Komandos. -Szukasz oprawcy. Nienawidzisz biegania. Martwisz się pewnie, że nie wleziesz w tę czarną sukienkę. Co zjadłaś? Kawał ciasta? Baton czekoladowy?

Wszystko – odparłam. – Właśnie zjadłam wszystko.

Potrzebujesz samodyscypliny, dziecinko. O rany, święte słowa.

No to będziesz ze mną biegał czy nie?

Pod jednym warunkiem – jeśli myślisz poważnie o powrocie do formy.

1 ... 19 20 21 22 23 24 25 26 27 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название