-->

Przybi? Pi?tk?

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Przybi? Pi?tk?, Evanovich Janet-- . Жанр: Иронические детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Przybi? Pi?tk?
Название: Przybi? Pi?tk?
Автор: Evanovich Janet
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 271
Читать онлайн

Przybi? Pi?tk? читать книгу онлайн

Przybi? Pi?tk? - читать бесплатно онлайн , автор Evanovich Janet

Co czeka Stephanie?- wuj Fred znikn?? bez ?ladu- w torbie na ?mieci znajduje si? cia?o- po mie?cie goni j? paskudny bukmacher- babcia Mazurowa chce pos?u?y? si? paralizatorem- Stephanie mo?e korzysta? z wozu tylko przez czterdzie?ci osiem godzin- dwaj m??czy?ni pr?buj? zaci?gn?? j? do ???ka- nie ma odpowiedniej kiecki na mafijne wesele- jest jeszcze ma?y w?ciek?y cz?owieczek, kt?ry nie chce wynie?? si? z jej mieszkania…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

ROZDZIAŁ 6

Na mieście mówią, że Ramirez wstąpił na drogę cnoty – oświadczył Komandos, opierając się o blat szafki, z rękami skrzyżowanymi na piersi.

Więc może nie chce mnie zgwałcić i pokrajać na kawałki. Może chce mnie tylko zbawić?

Tak czy owak, powinnaś nosić przy sobie broń. Kiedy Komandos wyszedł, odsłuchałam wiadomości na sekretarce.

Stephanie? Mówi twoja matka. Pamiętaj) że obiecałaś zawieźć jutro wieczorem babkę do domu pogrzebowego. Może wpadniesz wcześniej i zjesz z nami? Będzie udziec jagnięcy.

Brzmiało to zachęcająco, ale wolałabym usłyszeć coś o Fredzie. Jak na przykład… „Popatrz tylko, ale numer, Fred się pojawił”.

Znów rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem zobaczyłam przez wizjer Mokrego.

Wiem, że na mnie patrzysz – powiedział. -1 wiem, co myślisz – że powinnaś pójść po spluwę i miotacz pieprzu, i jeszcze tamto elektroniczne narzędzie tortur, więc przynieś sobie to wszystko, bo już się zmęczyłem tym staniem.

Uchyliłam odrobinę drzwi, nie zdejmując łańcucha.

Nie przesadzaj – odezwał się.

Czego chcesz?

Dlaczego ten Rambo wchodzi bez przeszkód, a ja nie?

Pracuję z nim.

Ze mną też pracujesz. Właśnie odwaliłem za ciebie stójkę na punkcie obserwacyjnym.

Wydarzyło się coś?

Nie powiem, dopóki mnie nie wpuścisz.

Aż tak bardzo nie chcę wiedzieć.

Owszem, chcesz. Jesteś wścibska. Miał rację. Byłam wścibska. Zdjęłam łańcuch i otworzyłam drzwi.

No więc, co się stało? – spytałam.

Nic się nie stało. Trawka urosła przez noc o milimetr – odparł, wyjmując z lodówki piwo. – Wiesz, twoja ciotka to prawdziwy ochlapus. Powinnaś zapisać ją do Anonimowych Alkoholików czy podobnej instytucji. -Zauważył sukienkę na szafce. – Ja cię przepraszam – wyraził swój podziw. – To twoja kiecka?

Kupiłam ją sobie na ślub.

Potrzebujesz partnera? Nie wyglądam źle, jak się ogolę.

Mam już jednego. Spotykałam się z nim kiedyś…

Tak? Co to za facet?

Nazywa się Morelli. Joe Morelli.

O rany, znam go. Nie mogę uwierzyć, że zadajesz się z Morellim. Ten gość jest przegrany. Wybacz, że to mówię, ale pogrąża każdego, kogo spotka. Nie powinnaś mieć z nim w ogóle do czynienia. Stać cię na więcej.

Skąd znasz Morellego?

Kontakty zawodowe, rozumiesz. On jest gliną, ja bukmacherem.

Pytałam go o ciebie, a on powiedział, że nigdy o tobie nie słyszał.

Mokry odchylił głowę i wybuchnął śmiechem. Po raz pierwszy słyszałam, jak się śmieje, i muszę przyznać, że sprawiło mi to przyjemność.

Może mnie znać pod innym imieniem. Mam ich parę – wyjaśnił Mokry. – A może nie chce mówić, bo wie, że mógłbym rozpowiedzieć, kim jest.

Co to za imiona?

Tajemnica – odparł. – Gdybym ci powiedział, nie byłoby już tajemnicy.

Zjeżdżaj! – nakazałam, wskazując drzwi.

Morelli zadzwonił nazajutrz rano o dziewiątej.

Chciałem ci tylko przypomnieć, że jutro ślub – powiedział. – Przyjadę po ciebie o czwartej. I nie zapominaj, że musisz zgłosić się na policję i złożyć zeznanie w związku ze strzelaniną na Sloane.

Jasne.

Coś nowego w sprawie Freda?

Nie. Nic wartego wzmianki. Chwała Bogu, że się z tego nie utrzymuję.

Chwała Bogu – powtórzył Morelli i zabrzmiało to tak, jakby się uśmiechał.

Rozłączyłam się i zadzwoniłam do mojego przyjaciela Larry’ego w RGC.

Wiesz co, Lany? – spytałam. – Znalazłam czek. Był w biurku wuja. Zapłata za trzy miesiące wywózki. Wszystko jest w porządku.

Świetnie – odparł Lany. – Proszę go przywieźć, a ja uzupełnię konto.

Do której pracujecie?

Do piątej.

Będę przed zamknięciem.

Zgarnęłam sprzęt do torby, zamknęłam mieszkanie i zeszłam schodami do holu. Opuściłam budynek i ruszyłam w stronę samochodu. Miałam w dłoni kluczyki, gotowa otworzyć drzwi wozu, kiedy wyczułam za plecami czyjąś obecność. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z Ramirezem.

Witaj, Stephanie – powiedział. – Miło znów cię widzieć. Czempion tęsknił za tobą, jak go nie było. Dużo o tobie myślał.

Czempion. Znany raczej jako Benito Ramirez, który jest zbyt stuknięty, by mówić w pierwszej osobie.

Czego chcesz?

Uśmiechnął się nienormalnym, chorym uśmiechem.

Wiesz, czego Czempion chce.

Może mi powiesz.

Czempion chce być twoim przyjacielem. Chce ci pomóc odnaleźć Jezusa.

Jeśli nadal będziesz za mną chodził, postaram się o nakaz ograniczenia kontaktów.

Uśmiech nie zniknął z jego twarzy, lecz oczy spoglądały zimno i twardo. Stalowe źrenice, unoszące się w pustej przestrzeni.

Nie możesz powstrzymać człowieka bożego, Ste-phanie.

Odejdź od mojego wozu.

Dokąd jedziesz? – spytał Ramirez. – Dlaczego nie pójdziesz z Czempionem? Czempion zabierze cię na przejażdżkę – zaproponował, przesuwając wierzchem dłoni po moim policzku. – Pokażę ci Jezusa.

Wsunęłam rękę do torby i wyjęłam broń.

Odsuń się ode mnie.

Ramirez roześmiał się cicho i cofnął o krok.

Kiedy nadejdzie twój czas spotkania z Bogiem, nie będzie ucieczki.

Otworzyłam drzwi wozu, wsunęłam się za kierownicę i odjechałam, podczas gdy Ramirez wciąż stał na parkingu. Zatrzymałam się dwie przecznice dalej na światłach i poczułam łzy na policzku. Cholera. Otarłam je i wrzasnęłam na siebie: „Nie boisz się Benita Ramireza!”

Były to oczywiście głupie przechwałki bez pokrycia. Ramirez to potwór. Każdy, kto miał odrobinę zdrowego rozsądku, bałby się go. Ale ja się nie bałam. Ja umierałam ze strachu.

Nim dotarłam do biura, byłam już w całkiem niezłej formie. Dłonie przestały mi drżeć, nie pociągałam też nosem. Miałam jeszcze lekkie mdłości, ale nie sądziłam, by groziły mi wymioty. Tego rodzaju strach wskazywał na słabość, czym nie byłam specjalnie zachwycona. Zwłaszcza że sama sobie wybrałam taką robotę. Jak zachować skuteczność, kiedy człowiek chlipie ze strachu? Jedynym powodem do zadowolenia był fakt, że nie okazałam lęku Ramirezowi.

Connie lakierowała sobie akurat kciuk na kolor cynobru.

Dzwonisz do szpitali i kostnicy w sprawie Freda? -spytała.

Położyłam czek na kopiarce i wcisnęłam guzik.

Każdego ranka.

Co dalej? – chciała wiedzieć Lula.

Dostałam od Mabel zdjęcie Freda. Może porozwieszam odbitki w centrum handlowym albo popytam o niego ludzi mieszkających w okolicy.

Nie mieściło mi się w głowie, by nikt nie widział, jak Fred znika z parkingu.

Nie będzie to chyba wielka frajda – zauważyła Lula.

Wzięłam kopię czeku i wrzuciłam do torebki. Potem przygotowałam teczkę z imieniem Freda wypisanym na wierzchu, schowałam do środka oryginał i wsadziłam do szuflady pod nazwiskiem Shutz. Znacznie łatwiej byłoby to umieścić we własnym biurku… ale ja nie miałam własnego biurka.

A co z Randym Briggsem? – spytała Lula. – Nie odwiedzimy go dzisiaj?

Nie mogłam podpalić domu, w którym mieszkał, nie miałam więc pojęcia, jak wykurzyć Randy’ego Briggsa z jego mieszkania.

Yinnie wysunął głowę ze swojego pokoju.

Ktoś wspominał o Briggsie?

Nie ja. Ja nic nie mówiłam – zaklinała się Lula.

To małe gówno, nie sprawa – zwrócił się do mnie. -Dlaczego jeszcze nie przyprowadziłaś tego faceta?

Pracuję nad tym.

To nie jej wina – stanęła w mojej obronie Lula. -Kawał z niego cwaniaka.

Masz czas do poniedziałku, do ósmej rano – oświadczył Yinnie. – Jeśli Briggs przed tym terminem nie trafi do pierdla, oddam sprawę komuś innemu.

Znasz bukmachera zwanego Mokry, Yinnie?

Nie. A możesz mi wierzyć, znam każdego bukmachera na Wschodnim Wybrzeżu.

Wsunął głowę do gabinetu i zatrzasnął drzwi.

Gaz łzawiący – podsunęła Lula. – To jedyny sposób. Wrzucimy mu przez to jego pieprzone okno puszkę gazu łzawiącego, a potem zaczekamy, aż zacznie się dusić i wybiegnie z mieszkania. Wiem nawet, gdzie możemy zdobyć ten gaz. U Komandosa.

Nie! Żadnego gazu łzawiącego – zaprotestowałam.

No dobra, to co zamierzasz zrobić? Pozwolisz, żeby Yinnie oddał tę sprawę Joyce Barnhardt?

Joyce Barnhardt! Cholera. Prędzej umrę, niż pozwolę, żeby Joyce Barnhardt przyprowadziła Randy’ego Briggsa. Joyce Barnhardt to mutant w ludzkiej skórze i mój największy wróg. Yinnie zatrudnił ją parę miesięcy temu na pół etatu, w zamian za usługi, o których wolałam nie myśleć. Już wtedy próbowała podprowadzić mi jedną sprawę, a ja nie miałam zamiaru więcej do tego dopuścić.

Chodziłam z Joyce do szkoły. Przez cały czas tylko kłamała, donosiła i kręciła z chłopakami innych dziewczyn. Nie wspominając już o tym, że gdy byłam niecały rok po ślubie, przyłapałam Joyce w pozycji na jeźdźca z moim spoconym, kłamliwym mężem. Na moim własnym stole w jadalni.

Zamierzam dogadać się z Briggsem – oświadczyłam.

O rany, ale będzie ubaw – powiedziała Lula. -Chciałabym to zobaczyć.

Nic z tego. Idę sama. Poradzę sobie.

Jasne – przyznała Lula. – Wiem o tym. Tyle że byłoby zabawniej, gdybym poszła z tobą.

Nie, i jeszcze raz nie.

Rany, ale masz ostatnio nastrój – zauważyła Lula. -Było lepiej, jak ktoś dawał ci porządnie do wiwatu, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Nie rozumiem, dlaczego dałaś kopa Morellemu. Nie przepadam za gliniarzami, ale facet jest niczego sobie.

Wiem, o co jej chodziło. Czułam się ostatnio poirytowana. Zarzuciłam torbę na ramię.

Zadzwonię, jak będę potrzebowała pomocy.

Mhm – mruknęła Lula.

W okolicy Cloverleaf Apartments panował spokój. Żywej duszy na parkingu. Żywej duszy w obskurnym holu. Wspięłam się na piętro i zapukałam do drzwi Briggsa. Brak odpowiedzi. Stanęłam z boku i wystukałam na komórce numer jego telefonu.

Halo – odezwał się Briggs.

Tu Stephanie. Nie odkładaj słuchawki! Muszę z tobą pomówić.

Nie ma o czym. Jestem zajęty. Mam robotę.

Posłuchaj, wiem, że ta historia z sądem to dla ciebie kłopot. I wiem, że to nie w porządku, bo zostałeś niesłusznie oskarżony. Ale musisz tam pójść.

Nie.

Więc zrób to dla mnie.

Dlaczego miałbym robić to dla ciebie?

Bo jestem miła. I staram się wykonywać swoją pracę. I potrzebuję pieniędzy, żeby zapłacić za buty, które właśnie kupiłam. Co więcej, jeśli cię nie sprowadzę, Yinnie odda twoją sprawę Joyce Barnhardt. A ja nienawidzę Joyce Barnhardt.

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название