Diabelska wygrana
Diabelska wygrana читать книгу онлайн
Romans, kt?rego nigdy nie zapomnisz! Szukaj?c zemsty za ?mier? brata, Damien Falon zastawia pu?apk? na pi?kn? Alex? Garrick. Wygrywa od niej fortun? przy karcianym stole, nie ??da jednak pieni?dzy, lecz tego, by Alexa sp?dzi?a z nim noc. Wbrew jego oczekiwaniom Alexa okazuje si? delikatn? i mi?? dziewczyn? i Damien wkr?tce przy?apuje si? na tym, ?e pragnie nie tylko jej cia?a. Tymczasem niespodziewane komplikacje powoduj?, ?e musi broni? honoru Alexy, proponuje jej wi?c ma??e?stwo…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Z Francuzami! – Jej brat, Chris, został zabity z ręki Francuzów. Nienawidziła Napoleona i jego niekończącej się krwawej wojny.
– Płynie w nim trochę francuskiej krwi ze strony matki – przypomniała sobie Jane. – Dlatego jest taki przystojny i ma śniadą cerę.
Aleksa westchnęła.
– Łajdak, przemytnik, a może nawet jeszcze go¬rzej. Nie ma zbyt dobrej reputacji. – Zmarszczyła brwi. Sama nie wiedziała, dlaczego młody hrabia tak ją zaintrygował. Po chwil~ uśmiechnęła się tak pogodnie, jak nie uśmiechała się od bardzo dawna. – Mimo wszystk~ naprawdę jest niesamowicie przy¬stojny. I te oczy… niebieskie jak morze po burzy.
– Tak. I równie niezgłębione. Możesz być pew¬na, że ten mężczyzna oznacza same kłopoty.
Aleksa jedynie wzruszyła ramionami. Zaczynała już liczyć dni do następnej soboty.
Aleksie przez cały tydzień czas bardzo się dłużył, natomiast lady Thornhill dni mijały jak z bicza strzelił. Stojąc przy pokrytym białym obrusem sto¬le w domu lady Bingham, tuż obok bogato zdobio¬nej czary z ponczem mieniącej się srebrzyście w blasku świec, spoglądała na zbliżającą się przyja¬ciółkę, która opierała dłoń na ramieniu przystoj¬nego lorda Perry'ego. AlekSa uśmiechała się, jak zwykle uprzejmie słuchając i jak zwykle znudzo¬na od samego początku towarzyskiego sezonu.
Niedawno wróciła do Londynu z Marden, posia¬dłości znajdującej się niedaleko majątku ojca Jane w Dandridge, gdzie kiedyś się poznały. W czasie sezonu Aleksa mieszkała u swojego brata i jego żony w Stoneleigh, posiadłości wicehrabiego na tere¬nie Hampstead Heath. Oboje nalegali, żeby w tym roku wróciła do Londynu, nakłaniali ją do uczest¬niczenia w życiu towarzyskim. Mieli nadzieję, że wreszcie znajdzie odpowiedniego męża. Jane była pewna, że gdyby nie Peter i tragedia, która się wy¬darzyła, lord Stoneleigh nakłoniłby siostrę do mał¬żeństwa znacznie wcześniej.
Tymczasem folgował jej, wiedząc, że śmierć przyjaciela była dla niej wielkim przeżyciem, że czuła się za nią odpowiedzialna, więc przez ostat¬nie dwa lata pozwolił jej pozostać w izolacji od świata w Marden.
Lecz w końcu Aleksa wróciła i w ciągu kilku ty¬godni sezonu była równie chętnie zapraszana jak w czasie swojej inauguracji. Wciąż była pięk¬na – teraz nawet jeszcze piękniejsza, ponieważ jej rysy nabrały dojrzałości – czarująca i ciepła. Jed¬nak wewnętrznie bardzo się zmieniła. Nie była już beztroską, niewinną panną, która z satysfakcją pła¬wiła się w uwielbieniu adorujących ją zalotników. Nie była już niefrasobliwą, zachowującą się jak rozpuszczone dziecko dziewczyną.
Aleksa stała się kobietą w każdym calu. Strata przyjaciela kosztowała ją jej młodość, a także pew¬ną cząstkę jej samej. Wyglądało to tak, jakby skry¬wała swoje emocje, jakby jakaś mała iskierka życia w jej wnętrzu zgasła tego samego dnia, w którym zgasł Peter.
Jane chciała, żeby Aleksa była podobna do in¬nych dziewcząt w jej wieku – otoczona wianusz¬kiem licznych adoratorów musiała podjąć trudną decyzję, którego wybrać z długiej listy zalotników rywalizujących o jej rękę.
Jednak Aleksa nie chciała żadnego z nich.
– To są wszystko mali chłopcy – powiedziała kie¬dyś,. – Ja chcę kogoś, kto po budzi moj e serce, by biło żywiej. Kogoś, kogo mogłabym szanować, z kim mogłabym rozmawiać. Chcę prawdziwego mężczy¬zny i nie zamierzam związać się z nikim innym.
Jane roześmiała się na te słowa, podziwiając jej szczerość. Wiedziała, że między innymi właśnie dlatego są tak bliskimi przyjaciółkami.
Zresztą Jane zawsze ją rozumiała. Matka Alek¬sy zmarła, gdy ona była jeszcze małą dziewczynką, podobnie jak Jane, więc dz.iewczynka dorastała pod opieką ojca i dwóch bra.ci niemal dwukrotnie od niej starszych; Nie było więc niespodzianką, że Aleksę pociągali bardziej dojrzali mężczyźni. Nie¬stety, większość jej wielbicieli była dla niej mało atrakcyjna.
Z wyjątkiem lorda Falona.
Ze wszystkich mężczyzn, jakich przyjaciółka Ja¬ne mogła wybrać, ten był naj gorszy. Owszem, był tajemniczy i intrygujący, lecz zarazem nieprzewi¬dywalny i niebezpieczny, może nawet dopuszczał się czynów przestępczych. Zainteresowanie, jakie okazywał Aleksie, z pewnością było podyktowane nieczystymi intencjami, chociaż Jane musiała przy¬znać, że nigdy nie słyszała, by rozmyślnie uwiódł młodą niewinną dziewczynę~. Był znacznie mniej zamożny od Aleksy, a gdyby nawet szaleńczo się w sobie zakochali, wicehrabia nigdy nie zaakceptowałby tego małżeństwa.
Jednak w oczach Aleksy pojawił się ten niewi¬dziany od dawien dawna błysk.
Stojąc w migotliwym świetle żyrandola, Jane pa¬trzyła, jak jej przyjaciółka z gracją porusza się po¬śród modnie odzianych mężczyzn i kobiet z towa¬rzystwa, oszukując ich wszystkich swoim przyklejonym do ust uśmieszkiem. Wszystkich, ale nie Jane. Być może lord Falon byłby dla niej odpowiedni? Może rozpaliłby w niej chęć do życia, która niemal zupełnie zgasła?
Być może warto podjąć ryzyko?
Lady J ane Thornhill uśmiechnęła się. Jeśli Aleksa będzie ostrożna, nic nie może jej się stać.
Spojrzała w kierunku drzwi prowadzących do ogrodu. Przystojny lord Falon jeszcze nie przybył, ale Jane nie miała wątpliwości, że niebawem się zjawi.
Cóż to może zaszkodzić, jeśli Aleksa poflirtuje sobie z nim, tak troszeczkę? Albo nawet jeśli posu¬nie się do pocałunku?
Do tej pory nie było mężczyzny, z którym Alek¬sa nie umiałaby sobie poradzić. Może nadszedł czas, by poznała takiego, który stawi jej czoło, roz¬nieci przygasły ogień.
Może – tak pomyślała, lecz prawdę mówiąc, wcale nie była pewna.
Był tam. Wyraźnie to czuła. I obserwował ją. Aby ukryć napięte nerwy, Aleksa roześmiała się rado¬śnie w odpowiedzi na coś, co powiedział towarzy¬szący jej mężczyzna, jasnowłosy, nieco pulchny ad¬mirał lord Cawley. Admirał mówił o wojnie, po raz dziesiąty delektując się zwycięstwem pod Trafalga¬rem sprzed kilku lat.
Aleksa puszczała mimo uszu słowa wypowiada¬ne monotonnym, nosowym głosem, wreszcie kątem oka zauważyła, jak do sali balowej wchodzi hrabia. Wysoki, szczupły, a jednak mocno zbudo¬wany. Poczuła motylki w żołądku na sam widok oszczędnych, płynnych ruchów pewnego siebie mężczyzny, których nigdy nie widziała u innych.
Zatrzymując się tylko na moment, by wymienić tu i tam kilka zdawkowych zdań, skierował się ku drzwiom prowadzącym do ogrodu. lak długo bę¬dzie czekał? – zastanawiała się. Nie miała zamiaru dołączyć do niego zbyt wcześnie.
W miarę upływu czasu doszła do wniosku, że bę¬dzie czekał godzinami. Wydawało się, że hrabia jest bardzo cierpliwym człowiekiem.
Poszła do niego zaraz po kolacji, bez trudu opuszczając towarzystwo, wdzięczna za to, że Ray¬ne i 10celyn poczuli się zmęczeni i wyruszyli z po¬wrotem do Stoneleigh, posiadłości położonej go¬dzinę jazdy karetą. Dziękowała bratu, że pozwolił jej spędzić cały ten tydzień z J ane.
– Rozmawiałem z księciem – powiedział wtedy jej przystojny brat, uśmiechając się serdecznie. Jo¬celyn stała obok niego, jedno z nich szczupłe i ele¬ganckie, drugie masywne i silne. – Jego książęca mość nie jest jeszcze gotów do wyjazdu. Ty i Jane możecie zostać razem z nim. Bądź grzeczna i baw się dobrze, a w poniedziałek przyślę po ciebie po¬wóz. – Miał gęste włosy koloru ciemnej kawy, mę¬skie rysy twarzy, pewną szorstkość w sposobie by¬cia, dzięki czemu zawsze świetnie radził sobie z kobietami..
– Dziękuję ci, Rayne. – Nachyliła się i pocałowa¬ła go w policzek. Jednocześnie tknęła ją nieoczeki¬wana myśl: mimo że brat był mocniej zbudowany, był jedynym znanym jej mężczyzną, który dorów¬nywał wzrostem Damienowi Falonowi.
– Baw się dobrze – Jocelyn uśmiechnęła się i uściskała Aleksę. Dwa lata starsza od Aleksy Jo miała podobną do niej sylwetkę, była szczupła i wysoka, ciemnowłosa; ładna i inteligentna zara¬zem. Po kilku latach od poślubienia Rayne'a zo¬stały z Aleksą bliskimi przyjaciółkami.
– Obiecuję, że nie przepuszczę żadnego tańca.
– To nie była prawda, ale Jo była zadowolona, że
Aleksa miło spędza czas. Chociaż, prawdę mó¬wiąc, do momentu pojawienia się lorda Falo¬na na towarzyskich salonach w tym sezonie Aleksa wolałaby chyba przebywać w Marden.
Zaczekała, aż brat z żoną odjadą, a potem zebra¬ła całą odwagę i przeszła na tył domu, gdzie znaj¬dowała się jednopiętrowa ceglana przybudówka zdobiona francuskimi motywami. Pokonując ostat¬nie kilka kroków w stronę drzwi, sprawdziła jeszcze swój strój, który dzięki Jocelyn jej brat w końcu nie¬chętnie zaakceptował: wygładziła przód złocistej jedwabnej sukni, przesunęła tiul na właściwe miej¬sce, wyprostowała brzeg głębokiego dekoltu, który odkrywał znaczną część jej biustu.
Ogród Birminghamów był mniejszy niż u lorda Dorringa, gdzie ostatnio widziała hrabiego. Była w nim tylko jedna ozdobna fontanna.
Aleksa rozejrzała się, omiatając wzrokiem żywo¬płoty i słodko pachnące kwiaty. Kwitły krokusy i tu¬lipany, w ciężkich donicach pięło się geranium, sły¬chać było brzęczenie owadów, wokół unosiła się woń wilgotnych liści, lecz lorda Falona nigdzie nie było.
Może jednak wcale nie okazał się tak cierpliwy. Mimo to zeszła po stopniach i ruszyła w kierun¬ku wysokiego kamiennego muru na tyłach posesji. Zanim jeszcze Falon znalazł się w zasięgu jej wzro¬ku, usłyszała cichy chrzęst jego kroków na pogrą¬żonej w ciemności ścieżce.
– Miałem nadzieję, że przyjdziesz – powiedział głębokim, męskim głosem, wywołującym wspomnienie o brandy z odrobiną śmietanki. Niezwykłe połączenie szorstkiego brzmienia i gładkiego za¬pachu wywołało w niej lekki dreszcz.
Dotknął dłonią jej szyi ozdobionej naszyjnikiem z topazów połyskujących w blasku księżyca. Kilka bursztynowych kamieni miała także we włosach upiętych na czubku głowy w kasztanowy wianuszek.
– Nie powinnam była tu przychodzić.
– Owszem… nie powinnaś. Więc dlaczego przyszłaś? – Wtopił się w cień, ale widziała jego śniadą twarz, białe zęby, niebieskie oczy…
– Może dlatego, że… zaintrygowałeś mnie. Uśmiechnął się, pewnie wspominając podobne słowa, które sam do niej wypowiedział. Wyglądał teraz młodziej, rysy jego twarzy złagodniały.