Diabelska wygrana
Diabelska wygrana читать книгу онлайн
Romans, kt?rego nigdy nie zapomnisz! Szukaj?c zemsty za ?mier? brata, Damien Falon zastawia pu?apk? na pi?kn? Alex? Garrick. Wygrywa od niej fortun? przy karcianym stole, nie ??da jednak pieni?dzy, lecz tego, by Alexa sp?dzi?a z nim noc. Wbrew jego oczekiwaniom Alexa okazuje si? delikatn? i mi?? dziewczyn? i Damien wkr?tce przy?apuje si? na tym, ?e pragnie nie tylko jej cia?a. Tymczasem niespodziewane komplikacje powoduj?, ?e musi broni? honoru Alexy, proponuje jej wi?c ma??e?stwo…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Rozdział 3
Aleksa ubrana w ozdobioną złotem suknię w ko¬lorze głębokiej sjeny naciągnęła na głowę kaptur peleryny w tym samym odcieniu i wsiadła do małe¬go prywatnego powozu Jane. Daszek był postawio¬ny. Stangret, szczupły młodzieniec o słomianych, niemalże białych włosach, był według Jane chłop¬cem godnym zaufania. Miał na nią czekać przed tawerną Cockleshell, małym, dobrze wypo¬sażonym, a przy tym dyskretnym zajazdem tuż pod Londynem, który został wybrany przez hrabie¬go na miejsce spotkania.
Aleksa właśnie tak myślała o tym zdarzeniu: spotkanie, a nie upojna noc, jak to sobie zaplano¬wał hrabia. Nie miała najmniejszego zamiaru, aby do tego dopuścić. Była pewna, źe; będzie w stanie wymusić na nim zachowanie godne dżentelmena, a przy okazji zgłębi jego tajemniczą naturę, odkry¬je to, co tak bardzo ją w nim zaintrygowało.
Aleksa usiadła wygodniej na czerwonej aksamit¬nej kanapie w powozie. Tylko Jane wiedziała o tej wyprawie. Tylko ona i hrabia. Brat pozwolił jej na jeszcze jedną krótką wizytę w okazałej miejskiej rezydencji księcia. Było oczywiste, że i ona, i Jane świetnie się czują wśród elit bywających na impre¬zach sezonu towarzyskiego, a poza tym uwielbiały spędzać ze sobą czas. Tak więc książę oraz brat Aleksy byli zgodni: pobyt w Londynie korzystnie wpływał na ich podopieczne.
Jak korzystnie – Aleksa miała się przekonać już niebawem.
Tawerna znajdowała się obok małej wioski, tuż przy drodze do Hampstead Heath, tej samej, któ¬ra prowadziła do Stoneleigh. Lord Falon – jak przypuszczała – spodziewał się, że przybędzie z tej właśnie strony, ale oszukać Rayne'a było o wiele trudniej niż księcia i całą jego' służbę.
Gdy z chrzęstem żelaznych obręczy po kocich łbach powóz opuszczał Londyn, Aleksa przysłuchi¬wała się dźwiękom miasta: sprzedawcy jabłek i szmaciarze zachwalali swoje towary, żebracy błaga¬li o datki, pijani żołnierze bełkotali sprośne piosen¬ki. Ktoś z okna na drugim piętrze przeklinał awan¬turników stojących na ulicy i wyrzucił im na głowy kubeł śmieci, by uciszyć ich obleśny rechot.
W końcu dźwięki zaczęły cichnąć, a w ich miej¬sce zaległa wiejska cisza. Tutaj powietrze pachnia¬ło świeżo skoszoną trawą i słodką wieczorną rosą. Gdzieś z oddali dochodziło ryczenie mlecznej kro¬wy. Potem minęli czerwono-czarny dyliżans pocz¬towy, który pospiesznie zmierzał do miasta.
W pewnym momencie stangret skręcił w wąską aleję i po kilku minutach przywitała ich łukowata brama na podwórzu tawerny.
Aleksa poczuła ucisk w żołądku, jej dłonie zwil¬gotniały. Staranniej owinęła się peleryną, gdy woź¬nica otworzył przed nią drzwiczki powozu. Aby do¬dać sobie odwagi, nabrała głęboko powietrza i wy¬siadła, rozglądając się nerwowo dokoła. Z tyłu znajdowała się kryta słomą stajnia, kilka kundli szukało ochłapów między pustymi powozami, lecz nigdzie nie było widać lorda Falona. Ucisk w żo¬łądku stał się jeszcze bardziej dokuczliwy, a odwa¬ga zaczęła ją powoli opuszczać.
W końcu dostrzegła go. Smukły i męski, szedł pewnym siebie krokiem w jej kierunku. Ubrany był na czarno, z wyjątkiem kamizelki ze srebrnym bro¬katem, białej koszuli i fularu. Miał najbardziej nie¬bieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziała, jego czarne włosy lśniły w świetle księżyca. Kiedy się zbliżył, stanął i spojrzał na jej zar,umienione po¬liczki, słuchał przyspieszonego oddechu, obrzucił wzrokiem śmiało wyciętą suknię w barwach złota I sjeny.
Gdy się uśmiechnął, serce w niej zamarło. – Dobry wieczór, piękna damo.
Zanim zdążyła wydusić z siebie stosowną odpo¬wiedź, objął ją stanowczym ramieniem. Długimi palcami dłoni dotknął policzka Aleksy, uniósł lek¬ko jej podbródek i pocałował w usta. Zajęczała gardłowo, czując, jak oblewa ją fala gorąca, jak serce zaczyna gwałtownie łomotać, a w uszach pojawia się szum.
Przerwał pocałunek, zanim tak naprawdę rozpo¬czął, lecz nadal władczo obejmował ją w talii.
– Wejdźmy do środka. Tam będzie nam wygodniej. Lecz ona wcale nie czuła się komfortowo. Czuła się, jakby w pewnym stopniu nie była sobą, a jed¬nak dobrnęła do tego miejsca. Skinęła lekko głową i pozwoliła, by poprowadził ją w kierunku szero¬kich dębowych drzwi tawerny.
Zajazd był urządzony w stylu rustykalnym, miał nisko sklepione sufity, rzeźbione drewniane belki i ogromne kamienne palenisko przy końcu baru.
Projekt był prosty, lecz wyposażenie znakomite: piękne stoły od Sheridana, miękkie, pokryte per¬kalem sofy i fotele. Małe mosiężne lampy na wie¬lorybi olej przygasały, a ich nikły blask łączył się ze światłem żaru paleniska, nadając wnętrzu ciepły, przytulny charakter. Z kuchni dochodził wspania¬ły zapach pieczonego mięsiwa.
W milczeniu weszli po schodach. Czuła, jak ma¬teriał wykwintnego fraka ociera się o jej ramię, czuła zapach jego męskiej wody kolońskiej. Gdy znaleźli się na podeście, ruszyli w głąb korytarza. Serce Aleksy biło jak oszalałe, nie umiała opano¬wać drżenia rąk, z każdą chwilą jej 'zdenerwowanie rosło, lecz zarazem coraz bardzi~j trawiła ją cieka¬wość. Zrozumiała, że chce tu być. Ze chce być właśnie z nim.
Włożył do zamka ciężki mosiężny klucz i otwo¬rzył drzwi do niewielkiego apartamentu. Obok ko¬minka w rogu pokoju stał nakryty lnianym obrusem mały okrągły stolik zastawiony porcelaną i kryszta¬łowymi kieliszkami dla dwóch osób. Z przykrytych półmisków unosiła się para, w palenisku płonął ogień, w pomieszczeniu czuć było delikatną woń piżma. N a poręczy sofy leżał starannie złożony eg¬zemplarz "Kroniki Porannej", zaś przez otwarte drzwi do sąsiedniego pokoju zobaczyła duże łóżko z baldachimem. Na ten widok Aleksa oblała się ru¬mieńcem. Nierówno bijące serce jeszcze przyspie¬szyło, lecz jakaś siła powstrzymała ją od ucieczki.
Kiedy lord Falon zamknął drzwi, odgłos zatrza¬skującego się zamka w tym przytulnym wnętrzu za¬brzmiał dla niej jak wystrzał armatni.
– Cieszę się, że przyjechałaś – powiedział cicho, zdejmując jej pelerynę, zanim zdążyła go po¬wstrzymać. Rzucił okrycie na fotel i zaczekał, aż zdjęła rękawiczki, by złożyć na jej dłoni pocałunek. – Obawiałem się, że zmienisz zdanie.
Dotyk jego ust sprawił, że jej serce zabiło jeszcze żywiej.
– Zmieniałam zdanie chyba z tysiąc razy. I nadal nie jestem pewna, jakie szaleństwo pchnęło mnie do tego kroku. – Wpatrywał się w nią tak intensyw¬nie, że poczuła alarmujący ucisk w brzuchu. Bała się, a jednak, o dziwo, wcale nie chciała stąd odejść.
Uśmiechnął się powoli, zmysłowo, aż poczuła, że jej nogi stają się miękkie, a I?owietrze w pokoju wydało się nagle wręcz gorące. Swiadomość powagi sy¬tuacji, w której się znalazła, uderzyła w nią niespo¬dziewanie z siłą kowalskiego młota. Z trudem prze¬łknęła ślinę i podniosła wzrok na hrabiego, lecz on, nie przestając się uśmiechać, puścił jej dłon.
– Sherry, prawda?
– Tak, poproszę. – Nawet cała beczka sherry nie byłaby w stanie ukoić jej nerwów, lecz każda odro¬bina może okazać się pomocna. Z gracją, długimi krokami podszedł do bocznego stołu i nalał jej kie¬liszek, który przyjęła niepewną dłonią. Dla siebie wybrał brandy..
– Za nasze zdrowie – powiedział, unosząc kieli¬szek w jej kierunku. – Obyśmy oboje wyszli z tego zwycięsko przed upływem nocy.
Aleksa nie mogła zmusić się do picia.
– Twoje zdrowie, milordzie. Za to, że taki wspa¬niały z ciebie przeciwnik. – Tym razem to on nie spełnił toastu. W jego -oczach pojawił się jakiś nie¬zrozumiały mrok. Pociągnęła łyk trunku, a ciepły, gęsty płyn rozgrzał jej wnętrze. Podobnie jak roz¬grzewał ją dotyk jego długich palców.
– Pięknie dziś wyglądasz, Alekso. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo pragnąłem mieć cię ca¬łą tylko dla siebie.
Ponownie zerknęła w stronę łóżka widocznego przez uchylone drzwi. Było przykryte morelową narzutą, zaś pościel w narożniku była już zaprasza¬jąco odwinięta.
– Przepraszam, milordzie. Zaczynam zdawać so¬bie sprawę, jak głupio postąpiłam, przyjeżdżając tutaj. Byłam w pełni świadoma niebezpieczeństwa, a jednak… – Odwróciła się nieznacznie, lecz on wciąż pozostawał w zasięgu jej wzroku. – W każ¬dym razie… to było szaleństwo i prawdę mówiąc, nie przyjechałam tu z powodu, o którym myślisz.
– Nie? A jakiż to niby powód?
– Wiem, czego oczekujesz. Wiem, że gdy zgodziłam się na to spotkanie, myślałeś, że chciałam… wykupić mój dług za cenę mojej cnoty. Prawda jest jednak taka, że przyjechałam tu z nadzieją, że przekonam cię… do rozsądku.
Uśmiechnął się kącikiem ust.
– Jeśli chodzi o ciebie, moja droga, trudno o roz¬sądek. – Podszedł do niej, lecz ponownie cofnęła się.
– Próbuję ci tylko powiedzieć, lordzie Falon, że nie jestem tak łatwa, jak sobie zapewne wyobraża¬łeś. Nie jestem rozpustnicą, która jest gotowa przehandlować swoją niewinność bez względu na cenę. Doszłam do przekonania, że jeśli się tu zjawię, będziemy mogli porozmawiać o moim we¬kslu, że przekonam cię, abyś zachował się jak dżentelmen. Miałam nadzieję, że przynajmniej po¬zwolisz mi spłacić dług, kiedy osiągnę wiek dający mi możliwość samodzielnego dysponowania majątkiem. – Uśmiechnęła się słabo. – Szczerze mó¬wiąc, to jestem oszustką, milordzie. Nie jestem przygotowana na tego rodzaju… hm…
Odstawił kieliszek i nagle spoważniał. Ponownie ruszył w jej stronę, a zanim do niej podszedł, całe jej ciało ogarnęło nieopanowane drżenie.
– Nie – szepnęła. Serce Aleksy biło jak oszalałe.
Bała się jego kolejnego kroku.
– Wszystko będzie dobrze, Alekso. Nie musisz się obawiać. Nie zaprosiłem cię tutaj, aby zaciągnąć cię do łóżka. – Dotknął dłonią jej policzka, przez moment bawił się kosmykiem spiralnie skręconych włosów tuż koło jej ucha. – Nigdy nie uważałem cię za rozpustnicę. Myślałem, że być może… czu¬jesz takie samo zauroczenie jak ja. Myślałem, że karciany dług mógłby dać nam obojgu pretekst, abyśmy zrobili to, czego przez cały czas pragnę¬liśmy oboje.
Zarumieniła się, bo wiedziała, że przynajmniej po części jest to prawda. Była tu z własnej woli. Chciała go zobaczyć, porozmawiać z nim, znaleźć się blisko niego.