-->

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II
Название: Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 183
Читать онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II читать книгу онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 81 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Są trudności – udało się wreszcie wtrącić Neumannowi. – Ten inkasent nie odwiedził w ciągu ostatniego miesiąca ani jednego mieszkania dwukrotnie. Siatka musi być zakonspirowana głębiej, niż myśleliśmy. Ale to tylko kwestia czasu. Muszą wpaść.

– Wie pan, Neumann, że brak nam właśnie czasu. Dlatego musi pan sprawę przyspieszyć. Jeśli złapiemy J-23, pośrednie ogniwa wpadną nam same w ręce, a jeśli nawet komuś się uda wymknąć, nie ma tragedii – jedna płotka mniej czy więcej. On jest zbyt dobrze poinformowany. Albo sam ma coś wspólnego z niemiecką administracją wojenną, albo ma tam dobrych informatorów. Będziemy ich mogli chwycić, gdy złapiemy jego.

– Ależ… – chciał powiedzieć, że zbyt pospieszne działanie może tylko zepsuć sprawę, urwać nitkę od kłębka, nitkę, za którą, chociaż powoli, Neumann się jednak posuwa. Standartenfuehrer nie pozwolił mu jednak powiedzieć ani słowa. Zastukał palcami w biurko.

– Pytałem, czy wie pan, co to jest spinning? Lubię, kiedy moi podwładni odpowiadają na pytania. Szczupaka, mój drogi Neumann, łowi się na błysk. Rzuca mu się z wędką małą wirującą rybkę, inaczej nie chwyci haczyka. A potem szybciutko ściąga się korbką linkę.

– Przynęta? – zapytał, a Standartenfuehrer uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia i Neumann pomyślał, że chyba omylił się w ocenie swego szefa. „Szczupaka łapie się na błysk", to nie jest wcale głupie. – Mam pomysł -powiedział Neumann – pomysł rzucenia szczupakowi małej wirującej rybki. Dość ryzykowny, co prawda. Tego J-23 można by wezwać na spotkanie z funkcjonariuszem z ich centrali, w celu udzielenia pilnych instrukcji.

– Rozwija się pan, Neumann. Lubię, kiedy moi ludzie rozwijają się. – Postukał zapalniczką w polerowany blat biurka.

– Ryzykujemy zdemaskowanie naszej akcji. Niewykluczone, że ma umówiony ze swoją centralą jakiś specjalny sposób na takie okazje.

– Gdyby w trzydziestym szóstym nasz fuehrer nie zaryzykował i nie wkroczył do Nadrenii – powiedział sentencjonalnie Luetzke – nie bylibyśmy dziś panami Europy.

Neumann zrozumiał, że właśnie w tym momencie jego samodzielność się skończyła, że może teraz jedynie wstać, stuknąć obcasami i wyjść. Decyzję podjął za niego ktoś inny.

9

Kloss wiedział już wszystko. To znaczy rozumiał w najogólniejszych zarysach mechanizm gry prowadzonej przez Neumanna i, jak zwykle w chwilach największego zagrożenia, układał sobie plan działań na najbliższe godziny. Neumann się naciął – to pewne, ale zagrożenie nie przestaje być aktualne.

Dopił swoje wino, zostawił na stoliku pieniądze i wyszedł z „Cafe Clubu". Szatniarze komentowali widocznie wypadki z ostatnich minut, bo zbyt gwałtownie zaczęli mówić o pogodzie, gdy stanął przed ladą i poprosił o swą czapkę. W lustrze zobaczył, że czarny opel Neumanna ruszył właśnie sprzed klubu, za nim półciężarówka z kilkoma SS-manami.

Postanowił pójść piechotą. Do spotkania z Podlasińskim miał blisko pół godziny, mógł jeszcze raz przemyśleć wydarzenia ostatniego tygodnia.

Kiedy spotkali się w ubiegłą środę, jak zwykle w Parku Ujazdowskim koło łabędzi, zdziwił go niepokój opanowanego zazwyczaj Józefa. Przyniósł właśnie otrzymane zwykłą drogą polecenie centrali, żeby J-23 zjawił się określonego dnia w „Cafe Clubie" z białym goździkiem jako znakiem rozpoznawczym.

– Gdzie mam wpiąć ten kwiatek? – zapytał Kloss, gdy przeczytał wezwanie napisane na marginesie gazety pozostawionej na ławce. – Ten kwiatek nie pachnie mi najładniej – dodał, nie uznał bowiem za stosowne wyjaśnić Podlasińskiemu, że umówionym od dawna hasłem do spotkania z centralą miało być żądanie podania dokładnego składu osobowego 33 pułku grenadierów pancernych.

Postanowił jednak pójść do „Cafe Clubu", naturalnie bez goździka, bo gdzież oficer może wpiąć goździk? Chciał zobaczyć, z kim ma do czynienia, kto jest jego przeciwnikiem. Myślał oczywiście, że sprawa skończy się na niczym, nie przypuszczał, że napatoczy się właśnie jakiś stary Niemiec z kwiatkiem w klapie, który chwycony przez dwóch tajniaków, będzie krzyczał, że jest doktorem Mayerem z organizacji Todt i osobistym przyjacielem ministra Schachta.

Zaraz po wejściu do „Cafe Clubu" dostrzegł Neumanna i wtedy wiedział już wszystko. Więc na tym polega ta gigantyczna operacja w berlińskim stylu. Ale co ma do tego gazownia czy elektrownia, coś, o czym mówił mu w kasynie leutnant Tietsch? Nie mógł tego skojarzyć. Postanowił, że zapyta o to Józefa.

Są dwie możliwości – myślał chłodno – albo wpadł Józef, albo radiostacja. Gdyby Józef, Kloss nie mógłby iść dziś spokojnie ulicą. Prawdopodobnie siedziałby w lochu w alei Szucha, a w najlepszym razie w więzieniu Abwehry. A może już by nie żył, zgniótłszy zębami wprawioną w plombę mikroskopijną fiolkę z cyjankali, przygotowaną na taką okoliczność.

Pozostaje więc radiostacja. Służba bezpieczeństwa dysponuje własnym radionasłuchem, mogli więc wpaść na ślad radiostacji, niezależnie od sekcji Tietscha. Co prawda powinni powiadomić o tym Abwehrę, ale Kloss nieraz był świadkiem, że zazdrosny o sukcesy Luetzke ukrywał, jak długo się dało, informacje o niezwykłym znaczeniu.

A może wpadli na ślad radiostacji przypadkiem? Tego, niestety, nigdy się nie dowie. Nie widział na oczy radzisty, kiedyś tylko, gdy przechodził z Józefem ulicą Polną, Podlasiński pokazał mu szyld Skowronka. Ofuknął go wtedy. Starał się zawsze wiedzieć tylko to, co niezbędne. Kontakt z radiostacją miał utrzymywać Józef, a właściwie jego siatka, o której Kloss także nic nie wiedział, bo nie chciał wiedzieć. Więc jeśli radiostacja wpadła przypadkiem – niespodziewana rewizja w poszukiwaniu radioodbiornika lub ukrywających się Żydów – to cała siatka musi być pod obserwacją gestapo.

Jedno jest pewne – nie dotarli do Józefa. Będzie musiał zwinąć swoje cztery mieszkania i poszukać sobie piątego albo jeszcze lepiej – na jakiś czas ulotnić się z Warszawy, a jeśli mu się uda – ostrzec ludzi z siatki.

Kloss usiadł na tarasie kawiarni, rozejrzał się -Józefa nie było. Spojrzał na ulicę, żeby zobaczyć, czy nie nadchodzi, i zmartwiał. Ubrany elegancko Józef, wymachując parasolem, przecinał plac, gdy trzech żandarmów zagrodziło mu drogę.

Czyżby już go mieli? – zląkł się widząc, jak Podlasiński podsuwa żandarmom papiery. Nagle ulga. Żandarmi przepuścili Józefa, podoficer dowodzący patrolem podniósł rękę do hełmu.

– Zląkłem się o ciebie – powiedział Kloss, gdy Podlasiński siadł wreszcie, odkładając porządnie kapelusz i parasol na wolne krzesło.

– Niepotrzebnie – uśmiechnął się – Witalis Kazimirus, konsultant RSHA do spraw okupowanych terenów litewskich, jest człowiekiem, któremu podoficer żandarmerii może tylko zasalutować. Czy wiesz, że oni bledną na widok legitymacji Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy? Tylko udają, że czytają, to już tylko formalność, żeby jakoś wyjść z twarzą, bo naprawdę zupełnie im wystarcza ta ciemnozielona okładka z gapą. Co w „Cafe Clubie"? – zapytał.

– Bardzo niedobrze. Aresztowali jakiegoś doktora Mayera, który był na tyle nieostrożny, że wpiął sobie goździk w klapę. Sam krzywonogi Neumann był przy tym.

– To znaczy – zaczął Józef – że mają naszą radiostację i szyfr?

Powinien się tego wcześniej domyślić. Wtedy, kiedy nie dotarła do naszych informacja o łodzi podwodnej bazującej w północnej Norwegii.

– O mnie jeszcze nie wiedzą – z uśmiechem skłonił się niebrzydkiej dziewczynie, uczepionej ramienia jakiegoś sturmfuehrera SS. Józef o niczym nie zapomniał. Ten ukłon przeznaczony dla kobiety wiadomej profesji oznaczał, że ani na chwilę nie przestawał być starym birbantem i lekkoduchem, za jakiego uchodzić powinien Witalis Kazimirus. Nikomu, patrzącemu z daleka na tych dwóch mężczyzn ucinających, jakby się zdawało, swobodną pogawędkę, nie mogło przyjść do głowy, że są to ludzie śmiertelnie zagrożeni.

– Wiesz, że mam obstawę – powiedział Józef. – Mundek to pistolet, jakich mało. Gdybym był śledzony…

– Wiem – odparł Kloss. – Ty nie wchodzisz w rachubę. Te cztery mieszkania na cztery różne nazwiska pozwolą ci zniknąć niepostrzeżenie.

– To znaczy – powiedział Podlasiński – że Adam nie sypnął. Nie mają jeszcze Adama. On zna wszystkie moje cztery wcielenia. Właściwie głównie dla ułatwienia pracy Adamowi urządziłem się pod czterema nazwiskami.

Dzięki temu może mnie odwiedzać raz na tydzień i brać pocztę razem z pieniędzmi za gaz.

– Za gaz? – zapytał Kloss, to przypomniało mu, co mówił Tietsch o jakiejś akcji Neumanna wśród abonentów gazowni.

– Jest inkasentem. To zresztą jego prawdziwa praca jeszcze sprzed wojny.

– Więc go mają – powiedział Kloss. Zrelacjonował Józefowi rozmowę z Tietschem o gigantycznej akcji Neumanna. – Musisz go ostrzec, niech pryska do lasu.

– A dziewczyna?

– Następne ogniwo. Musi zdecydować Adam. Jeśli ma do niej zaufanie.

– Będzie u mnie jutro.

– Więc mech uciekają jutro. Ale przedtem poślecie jeszcze jeden meldunek od J-23.

– Oszalałeś? Jeśli radiostacja jest spalona…

– Właśnie. Meldunek nie dotrze do centrali, jak nie dotarł żaden z wysyłanych w ciągu ostatnich trzech tygodni. Otrzyma go Otto Neumann. To będzie rodzaj listu prywatnego. Nadacie, że J-23 nie mógł zjawić się w umówionym miejscu, ponieważ w wyznaczonym dniu był służbowo w Szczecinie. Prosi o podanie następnego terminu i miejsca.

– Chcesz go zająć na parę dni?

– Tak. Musicie mieć czas na zmycie się z Warszawy. Nie zapomnij zabrać ze sobą kopii moich meldunków z ostatnich trzech – czterech tygodni. Przekaż je Bartkowi, powinien mieć jakiś nowy szyfr i radiostację.

– A ty? – zapytał Józef.

– Muszę pomóc biednemu Tietschowi. Chłopak nie może wpaść na system, według którego pracuje wroga radiostacja.

Wstał i lekko skłonił się Podlasińskiemu. Nie zamienili ze sobą ani słowa pożegnania, chociaż obaj myśleli o tym samym – czy zobaczą się jeszcze kiedykolwiek?

10

Bartek nie był zachwycony rozkazem, który otrzymał ubiegłej nocy. Musiał nagle odwołać ludzi z zaplanowanej kolejówki, na gwałt szykować lądowisko. Na szczęście w pobliżu nie było dużych oddziałów niemieckich, mógł zorganizować wszystko w ciągu dnia. Ale cóż! Z rozkazami się nie dyskutuje, a rozkaz był wyraźny: przygotować lądowisko, przyleci wysłannik z centrali.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 81 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название