Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – II читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Obaj zapamiętali tylko niektóre cytry numeru: 3, 8 i najprawdopodobniej 7. Było to już jednak sporo.
Posłali natychmiast gestapowców do wszystkich pułków 148-ej, z ogromnym zresztą trudem zdołali zmontować ekipy – ludzie rwali się na zachód; jazdę na wschód traktowali jak wyrok- sami zaś ruszyli do sztabu. Przyjął ich niezbyt chętnie generał Pfister. Wyjaśnili dokładnie sprawę, ale nie zdołali wywołać zbytniego zainteresowania generała.
– U mnie w dywizji – powiedział stary Prusak – nic takiego nie mogło się zdarzyć. Znam swoich oficerów.
– Jednak się zdarzyło – oświadczył ostro Knoch. -Motocykl był z całą pewnością ze 148-ej. Mamy niektóre cyfry numeru: 3, 8, 7.
– To sobie szukajcie. Ja mam front na głowie!
– Czy pan generał uważa, że powinniśmy się zwrócić do dowódcy frontu reichsfuehrera Himmlera? – zapytał szeptem Knoch.
Pfister zmiękł. Wezwał oficera dyżurnego i kazał mu wymienić oficerów, którzy w ciągu ostatnich godzin korzystali z motocykli służbowych. Notatki oficera były dokładne: kapitan Koellert, kapitan Kloss, porucznik Walter, hauptsturmfuehrer Kussau.
– Kussau nas nie interesuje – oświadczył natychmiast Knoch. – Natomiast pozostałych zechce pan generał wezwać tutaj.
– Wezwę wszystkich – powiedział sucho Pfister. -Jeśli oni są podejrzani, Kussau będzie traktowany tak samo. Za godzinę – dodał. – Teraz nie mam czasu. Mogą panowie zjeść kolację.
Poszli najpierw obejrzeć motocykle. Kloss widział ich wychodzących od generała; poznał natychmiast Knocha i właściwie w tym momencie powinien był opuścić sztab. Jaką miał szansę? Na co jeszcze liczył? Poczęstował oficera służbowego papierosem i zszedł na dół, do pustego kasyna.
Może jednak Knoch go nie pozna? Widział jego twarz parę sekund, Kloss był wówczas w hełmie i wielkich motocyklowych okularach, trudno o jakąkolwiek pewność. Musi ryzykować, nie wolno mu teraz uciekać, musi dotrwać do chwili, gdy chłopcy z desantu rozpoczną walkę o przyczółek i ruszy natarcie.
Simone stała przy barze.
– Koniak? – zapytała obojętnie. – Kolacja?
– Jeżeli można, koniak. Zjem coś później.
Postawiła przed nim kieliszek.
– Później? – zapytała. – Sądzi pan, że będzie jakieś „później"?
– Nie rozumiem.
– Oficer dyżurny powiedział mi, po co przyjechało tu gestapo z Dőberitz.
– Naprawdę? – Kloss spokojnie pił koniak. – Więc po co?
– Nie wie pan?
– Jeszcze nie.
– Podziwiam pana zimną krew – szepnęła. – Kim pan właściwie jest?
– Znamy się dość dawno, Simone.
– Ktoś zabił gestapowca w Dőberitz. Ten ktoś jechał motocyklem. Szukają go. Gdyby dowiedzieli się, że pewien oficer zmieniał tablice rejestracyjne po przyjeździe do sztabu, zapewne nie mieliby żadnych wątpliwości – Powiedziała to swoją paryską francuszczyzną.
Więc widziała go!
– Interesujące – odstawił pusty kieliszek. -I co dalej?
– Ten oficer nie był zbyt ostrożny. Wdeptał tablice w ziemię tuż pod moim oknem. Mogłabym je pokazać, numer zresztą pamiętam: 3837. Zgadza się?
Milczał.
– Niech pan coś powie!
Wzruszył ramionami.
– Nie mam nic do powiedzenia. Co pani chce zrobić, Simone?
– Nic mnie nie obchodzi ta wasza wojna – szepnęła -ale jak pan sądzi, czy taka informacja byłaby wystarczającą zapłatą za życie Rolfa?
Milczał.
– No, jak pan sądzi? Życie za życie. To się liczy, prawda?
Wstał. Prosić? Przekonywać? Wyjaśniać, że nic nie uzyska? Spojrzał na jej twarz. Oczy miała podkrążone, wargi nie pociągnięte szminką, spierzchnięte.
– A potem? – zapytał. -Jak z tym można żyć potem?
W tej chwili dobiegł ich szum motorów, bliski wybuch wstrząsnął murami zamku.
– Są – szepnęła. – Nieźle poinformowani, prawda?
A jeśli ją zastrzelić? – myślał. – Nie, nie zastrzelę jej.
Usłyszał klapnięcie drzwi wejściowych; na progu stał sturmbannfuehrer Knoch. Jeszcze bliższy wybuch; brzęk tłuczonego szkła.
Knoch popatrzył na Klossa, potem sięgnął do kabury.
– To ty! – wrzasnął. – Ręce…
Nie zdążył nic więcej powiedzieć. Kloss był szybszy. Strzelił dwa razy. Knoch zwalił się na podłogę. Kloss podbiegł do niego; gestapowiec nie żył. Oba strzały były celne. Simone znieruchomiała przy barze, dłonią zasłoniła usta, jakby zmuszając się do milczenia.
Z kasyna pobiegł jeszcze na górę; w pokoju miał ukryte parę przedmiotów, których nie powinni znaleźć. Nie wywołany film, szyfr, miniaturowy aparat fotograficzny… Potem trzeba jakoś przejść Regę.
Był już na pierwszym piętrze, gdy zastąpił mu drogę oficer służbowy.
– Generał pana wzywa.
– Będę za pięć minut – powiedział Kloss. – Nie. Generał się niecierpliwi. Powiedział, że to bardzo pilne.
– Dobrze. Za chwilę…
Z korytarza wynurzył się sam Pfister.
– Proszę do mnie, Kloss.
Stało się – pomyślał i poszedł za generałem. W gabinecie było przytulnie i cicho. Pfister zapalił
papierosa, nie częstując kapitana.
– Za chwilę – powiedział – będą tu wszyscy. Śledztwo prowadzi sturmbannfuehrer Knoch z Dőberitz. Jak pan sądzi, czy to prawdopodobne, żeby któryś z naszych oficerów…
Kloss milczał.
– Jutro, najdalej pojutrze zacznie się natarcie – ciągnął Pfister. – Nie mogę pozwolić na żadne nieporządki w sztabie. Rozumie pan?
– Tak.
– Dlatego też postanowiłem, że z ramienia sztabu pan weźmie udział w prowadzeniu śledztwa. Zakomunikuję to Knochowi.
– Jestem wśród podejrzanych.
– Bzdura – powiedział Pfister. -Jest pan oficerem naszego kontrwywiadu.
Na progu stanął adiutant.
– Oficerowie czekają, panie generale.
– Prosić.
Kloss, nie pytając o pozwolenie, zapalił papierosa. Już na wszystko za późno. Sprawdził językiem, czy kapsułka z trucizną tkwi na swoim miejscu między zębami. Ostatecznie powinien być na to przygotowany; wcześniej czy później musiało się tak skończyć. Odznaczą pośmiertnie – pomyślał – ale w oficjalnym komunikacie nie powiedzą nawet „za co". O nas się nie mówi.
Weszli. Pierwszy Lehman, za nim wszyscy ci, którzy korzystali w ciągu ostatnich godzin z motocykli: Koel-lert, Kussau, Walter… Kussau był wyraźnie pijany, na twarzy zastygł mu uśmiech, z trudem trzymał się prosto.
– Gdzie jest Knoch? – zapytał generał.
– Zjawi się lada chwila – odpowiedział Lehman. – Posłałem już mojego człowieka…
– Niech pan zaczyna – Pfister niecierpliwie spojrzał na zegarek. – Aha… I z mojego ramienia w śledztwie weźmie udział kapitan Kloss. Będzie mnie informował o rezultatach.
– Jak pan generał sobie życzy – oświadczył obojętnie gestapowiec. – Chciałbym jednak stwierdzić, że kapitan Kloss jest jednym z tych…
– Niech pan już zaczyna – przerwał generał.
– Wolałbym poczekać na Knocha. On widział tego człowieka.
– Mam zbyt mało czasu. – Pfister usiadł za biurkiem.
– Proszę, niech każdy z panów wymieni trasę, jaką dziś przebył – powiedział gestapowiec.
– Byłem w lesie Weipert – pierwszy odezwał się Kloss.
– A ja sobie jeździłem po jednostkach. – Kussau rozstawił szeroko nogi. – Zrobiłem mnóstwo kilometrów, dlatego jestem zmęczony.
– Proszę ściślej… – wtrącił Pfister. Kussau nie zdążył jednak odpowiedzieć. Do gabinetu wbiegł gestapowiec, jeden z ludzi Knocha.
– Panie generale, sturmbannfuehrer Knoch nie żyje!
Generał zerwał się z miejsca.
– Jak to nie żyje? Podczas nalotu?
– Nie, panie generale. Zastrzelony w kasynie.
– Proszę za mną – powiedział Pfister.
Żadnej szansy ucieczki… W hallu gromadzili się już oficerowie sztabu dywizji, tworząc szpaler, którym szedł generał ze swoją świtą. Lehman obok Klossa, kapitan czuł na sobie nieustannie uważne spojrzenie gestapowca.
Na podłodze kasyna leżał Knoch. Lekarz sztabowy pochylał się jeszcze nad nim. Na widok generała stanął na baczność.
– Śmierć nastąpiła przed kilkunastoma minutami, panie generale – zameldował. – Dwa strzały. Oba w okolice serca.
Kloss dopiero w tej chwili zobaczył Simone; stała ciągle przy barze, a obok niej mężczyzna w czarnym mundurze. Powiedziała już? Nie, chyba nie.
Gestapowiec wyprężył się.
– Ona musiała widzieć mordercę, panie generale.
– Zeznała?
– Oświadczyła, że powie w obecności pana generała.
– Więc niech mówi – Pfister nie spojrzał nawet na Simone. Wydawało się, że nie dostrzega jej obecności. Dziewczyna podbiegła do generała.
– Panie generale…
– Więc kogo pani widziała? – mruknął niechętnie. Obok niego stał Lehman i patrzył na Simone jak myśliwy na łatwą zdobycz. Nieco z boku Kussau, za nim Koellert i Walter, a przy oknie, osobno, Kloss… Co zrobić, gdy powie? – Oczywiście – strzelać. Najpierw Lehman, potem Kussau. Przynajmniej… drogo sprzedać… drogo sprzedać…
Trwało milczenie.
– Panie generale – powiedziała wreszcie Simone – proszę o obietnicę darowania kary Rolfowi Kahlertowi. Zeznam wszystko, co wiem…
– Niech pan obieca, generale – szepnął Lehman.
Pfister wyprostował się i spojrzał chłodno na dziewczynę.
– Nic pani nie mogę obiecać – warknął. – Porucznik Kahlert został rozstrzelany przed paroma godzinami.
Zdawało się, że upadnie. Patrzyła na hauptsturmfuehrera Kussau, potem spojrzała na Klossa.
– Rozstrzelano go – powtórzyła. – Nie żyje…
– Kto zabił Knocha? – Lehman podniósł głos niemal do krzyku.
– Powiem – krzyknęła nagle Simone – oczywiście, że powiem. Myślicie, że będę milczała? Myślicie, że nie wskażę mordercy? To on, panie generale. – Całą ręką, całą postacią wskazała hauptsturmfuehrera Kussau. – Niech teraz płaci! Byłam tutaj…
Kussau, ciągle chwiejący się na nogach, wyszarpnął pistolet z kabury.
– Kłamiesz! – ryknął. Strzelił nie celując. Walter i Koellert natychmiast wyrwali mu broń z ręki, ale strzał był celny. Simone osunęła się na podłogę… Lehman i lekarz pochylali się już nad nią, Pfister nawet nie spojrzał.
– Kussau – szepnęła Simone.
– Nie żyje – lekarz zamknął jej oczy.