-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

bufetu.

- Wódki!... - zawołał.

Zdziwiona bufetowa podała mu kieliszek. Podniósł go do ust, ale uczuł

ściskanie w gardle i nudności i postawił kieliszek nietknięty.

W wagonie Starski rozmawiał z panną Izabelą.

- No, już daruj, kuzynko - rzekł - ale z takim pośpiechem nie wychodzi się z

wagonu przy damach.

- Może chory? - odpowiedziała panna Izabela czując jakiś niepokój.

- W każdym razie jest to choroba nie tyle niebezpieczna, ile nie cierpiąca

zwłoki... Czy każesz sobie co podać, kuzynko?

- Niech mi dadzą wody sodowej.

Starski poszedł do bufetu; panna Izabela wyglądała oknem. Jej nieokreślony

niepokój wzrastał.

„W tym coś jest... - myślała. - Jak on dziwnie wyglądał...”

537

Wokulski z bufetu poszedł na koniec peronu. Kilka razy odetchnął głęboko,

napił się wody z beczki, przy której stała jakaś uboga kobieta i paru Żydków.

Powoli oprzytomniał, a spostrzegłszy nadkonduktora rzekł :

- Kochany panie, weź do rąk jaki papier...

- Co to panu?...

- Nic. Weź pan z biura jakiś papier i przed naszym wagonem powiedz, że jest

telegram do Wokulskiego.

- Do pana?...

- Tak...

Nadkonduktor mocno się zdziwił, ale poszedł do telegrafu. W parę minut

wyszedł z biura i zbliżywszy się do wagonu, w którym siedział pan Łęcki z

córką, zawołał:

- Telegram do pana Wokulskiego!...

- Co to znaczy?... pokaż pan... - odezwał się zaniepokojony pan Tomasz.

Ale w tej chwili obok nadkonduktora stanął Wokulski, odebrał papier, spokojnie

otworzył go i choć w tym miejscu było zupełnie ciemno, udał, że czyta.

- Co to za telegram?... - zapytał go pan Tomasz.

- Z Warszawy - odparł Wokulski. - Muszę wracać.

- Wraca pan?... - zawołała panna Izabela. - Czy jakie nieszczęście?...

- Nie, pani. Mój wspólnik wzywa mnie.

- Zysk czy strata?... - szepnął pan Tomasz wychylając się przez okno.

- Ogromny zysk - odparł tym samym tonem Wokulski.

- A... to jedź..: - poradził mu pan Tomasz.

- Ale po cóż ma pan tu zostawać? - zawołała panna Izabela.- Musi pan czekać na

pociąg, a w takim razie lepiej niech pan jedzie z nami naprzeciw niego.

Będziemy jeszcze parę godzin razem...

- Bela wybornie radzi - wtrącił pan Tomasz.

- Nie, panie - odpowiedział Wokulski. - Wolę stąd pojechać na lokomotywie

aniżeli tracić parę godzin.

Panna Izabela przypatrywała mu się szeroko otwartymi oczyma. W tej chwili

spostrzegła w nim coś zupełnie nowego i - zainteresował ją.

„Jaka to bogata natura!” - pomyślała.

W ciągu paru minut Wokulski bez powodu spotężniał w jej oczach, a Starski

wydał się małym i zabawnym.

„Ale dlaczego on zostaje?... Skąd się tu wziął telegram?.. „ - mówiła w sobie i

po nieokreślonym niepokoju ogarnęła ją trwoga.

Wokulski znowu zwrócił się ku bufetowi, aby znaleźć posługacza, który

wyjąłby mu rzeczy, i zetknął się ze Starskim.

- Co panu jest?... - zawołał Starski wpatrując się w niego przy świetle

padającym z sali.

Wokulski wziął go pod ramię i pociągnął za sobą wzdłuż peronu.

- Niech pana to nie gniewa, panie Starski, co powiem - rzekł głuchym głosem. -

Pan myli się co do siebie... W panu jest tyle demona, ile trucizny w zapałce... I

538

wcale pan nie posiada szampańskich własności... Pan ma raczej własności

starego sera, co to podnieca chore żołądki, ale prosty smak może pobudzić do

wymiotów... Przepraszam pana...

Starski słuchał oszołomiony. Nic nie rozumiał, a jednak zdawało mu się, że coś

rozumie. zaczął przypuszczać, że ma przed sobą wariata.

Odezwał się drugi dzwonek, podróżni tłumem wybiegli z bufetu do wagonów.

- I jeszcze dam panu radę, panie Starski. Przy korzystaniu ze względów płci

pięknej lepszą jest tradycyjna ostrożność aniżeli więcej lub mniej demoniczna

śmiałość. Pańska śmiałość demaskuje kobiety. A że kobiety nie lubią być

demaskowane, więc możesz pan stracić u nich kredyt, co byłoby nieszczęściem i

dla pana, i dla pańskich pupilek.

Starski wciąż nie rozumiał, o co chodzi.

- Jeżeli pana czym obraziłem - rzekł - gotów jestem dać satysfakcję...

Zadzwoniono po raz trzeci.

- Panowie, proszę siadać!... - wołali konduktorzy.

- Nie, panie - mówił Wokulski zwracając się z nim do wagonu państwa Łęckich.

- Gdybym czuł potrzebę satysfakcji od pana, już byś nie żył, bez dodatkowych

formalności. To raczej pan masz prawo żądać ode mnie satysfakcji, że

ośmieliłem się wejść do tego ogródka, gdzie pielęgnujesz swoje kwiaty... Będę

w każdym czasie do dyspozycji... Pan wie, gdzie mieszkam?...

Zbliżyli się do wagonu, przy którym już stał konduktor. Wokulski siłą

wprowadził Starskiego na stopnie, popchnął go do saloniku, a konduktor

zatrzasnął drzwi.

- Cóż to, nie żegnasz się, panie Stanisławie? zapytał zdziwiony pan Tomasz.

- Przyjemnej podróży!... - odparł kłaniając się.

W oknie stanęła panna Izabela. Nadkonduktor świsnął, odpowiedziano mu z

lokomotywy.

- Farawell, miss Iza, farewell! - zawołał Wokulski.

Pociąg ruszył. Panna Izabela rzuciła się na ławkę naprzeciw ojca; Starski

odszedł w drugi kąt saloniku.

„No... no... no!... - mruknął do siebie Wokulski. - Zbliżycie wy się jeszcze przed

Piotrkowem...”

Patrzył na odchodzący pociąg i śmiał się.

Został na peronie sam i przysłuchiwał się szumowi odlatującego pociągu; szum

niekiedy słabnął, czasem milknął, znowu potężniał i nareszcie ucichł.

Potem słyszał stąpanie rozchodzącej się służby, przesuwanie stołków w bufecie;

potem w bufecie zaczęły gasnąć światła i ziewający kelner zamknął szklane

drzwi, które wyskrzypiały jakiś wyraz.

„Zgubili moją blaszkę szukając medalionu!... - myślał Wokulski. - Ja jestem

sentymentalny i nudny... Ona oprócz powszedniego chleba szacunku i

pierniczków uwielbień jeszcze musi mieć szampana... Pierniczki uwielbień to

dobry dowcip!... Ale jakiego to ona lubi szampana?... Ach, cynizmu!... Szampan

539

cynizmu - także dobry dowcip... No, przynajmniej opłaciła mi się nauka

angielskiego...”

Błąkając się bez celu, wszedł między dwa sznury zapasowych wagonów. Przez

chwilę nie wiedział: dokąd iść? - i nagle doznał halucynacji. Zdawało mu się, że

stoi we wnętrzu ogromnej wieży, która zawaliła się nie wydawszy łoskotu. Nie

zabiła go, ale otoczyła ze wszystkich stron wałem gruzów, spośród których nie

mógł się wydostać. Nie było wyjścia!...

Otrząsnął się i widzenie znikło.

„Oczywiście, morzy mnie senność - myślał. - Właściwie mówiąc nie spotkała

mnie żadna niespodzianka; wszystko można było z góry przewidzieć, ja nawet

wszystko to widziałem... Jakie ona ze mną płaskie rozmowy prowadziła!... Co ją

zajmowało?... Bale, rauty, koncerta, stroje... Co ona kochała?... Siebie. zdawało

jej się, że cały świat jest dla niej, a ona po to, ażeby się bawić. Kokietowała...

ależ tak, najbezwstydniej kokietowała wszystkich mężczyzn; ze wszystkimi

kobietami walczyła o piękność, hołdy i toalety... Co robiła?... Nic.

Przyozdabiała salony. Jedyną rzeczą, za pomocą której mogła zdobyć sobie byt

materialny, była jej miłość, fałszywy towar!... A ten Starski... Cóż Starski? taki

pasożyt jak i ona... Był zaledwie epizodem w jej życiu pełnym doświadczeń. Do

niego przecież nie mogę mieć pretensji: znalazł swój swoją. Ani do niej... Tak,

to Mesalina przez imaginację!... Ściskał ją i szukał medalionu, kto chciał, nawet

ten Starski, biedak, który z powodu braku zajęcia musiał zostać uwodzicielem...

Niegdyś wierzyłem, że są tu na ziemi,

Białe anioły z skrzydłami jasnemi...

Piękne anioły!... jasne skrzydła!... Pan Molinari, pan Starski i Bóg wie ilu

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название