-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Na tym zakończyła się rozmowa; stary subiekt bowiem pomimo nalegań barona

nie chciał ani słuchać usprawiedliwień, ani nawet widzieć się z panią baronową.

Baron odprowadziwszy Rzeckiego do drzwi, nie mogąc wytrzymać, odezwał się

do Leona:

- Ci kupcy to jednak honorowi ludzie.

- Mają gotówkę, jaśnie panie, mają kredyt - odparł Leon.

- Głupcze jakiś!... więc my już nie mamy honoru dlatego, że nie mamy

kredytu?...

- Mamy, jaśnie panie, ale na inszy sposób.

- Spodziewam się, że nie na kupiecki sposób!... - odparł dumnie baron.

I kazał sobie podać garnitur wizytowy.

Prosto od barona Rzecki udał się do Wokulskiego i treściwie opowiedział mu o

nadużyciach Maruszewicza, o skrusze barona, a nareszcie oddał sfałszowane

dokumenta radząc wytoczenie procesu.

Wokulski słuchał go poważnie, nawet kiwał głową, ale patrzył nie wiadomo

gdzie i myślał nie wiadomo o czym.

Stary subiekt zmiarkowawszy, że nie ma tu co robić dłużej, pożegnał swego

Stacha i rzekł na odchodne:

- Widzę, że jesteś diabelnie zajęty, więc najlepiej zrobisz, jeżeli od razu oddasz

sprawę adwokatowi.

- Dobrze... dobrze... - odparł Wokulski nie zdając sobie sprawy z tego, co mówi

pan Ignacy. Właśnie w tej chwili myślał o ruinach zasławskiego zamku, wśród

których pierwszy raz zobaczył łzy w oczach panny Izabeli.

„Jaka ona szlachetna!... Jaka delikatność uczuć!... Jeszcze nieprędko poznam

wszystkie skarby tej pięknej duszy...”

Po dwa razy dziennie bywał u pana Łęckiego, a jeżeli nie u niego, to

przynajmniej w tych towarzystwach, gdzie mógł spotkać się z panną Izbelą,

patrzeć na nią i zamienić choć parę wyrazów. To mu na dziś wystarczało, a o

przyszłości nie śmiał myśleć.

„Zdaje mi się, że umrę u jej nóg... - mówił sobie. - No i co z tego?... Umrę

patrząc na nią i może przez całą wieczność będę ją widział. Któż wie, czy życie

przyszłe nie zamyka się w ostatnim uczuciu człowieka?...

I powtarzał za Mickiewiczem:

„A po dniach wielu czy po latach wielu, kiedy mi każą mogiłę porzucić,

wspomnisz o twoim sennym przyjacielu i spłyniesz z nieba, aby go ocucić...

529

Znowu mnie złożysz na twym łonie białym... znowu mnie ramię kochane

otoczy... Zbudzę się - myśląc, że chwilkę drzemałem, całując lica, patrząc w

twoje oczy...”

W kilka dni wpadł do niego baron Krzeszowski.

- Byłem już u pana dwa razy! - zawołał majstrując około binokli, które, zdaje

się, stanowiły jedyny kłopot jego życia.

- Pan? spytał Wokulski. I nagle przypomniał sobie opowiadanie Rzeckiego i to,

że na swym stole znalazł wczoraj dwa bilety barona.

- Domyśla się pan, z czym przychodzę? - mówił baron. - Panie Wokulski, czy

mam przeprosić pana za mimowolną krzywdę?...

- Ani słowa więcej, baronie!... - przerwał Wokulski ściskając go. - Drobna to

sprawa. Zresztą gdybym nawet utargował na pańskiej klaczy dwieście rubli, czy

potrzebowałbym się z tym kryć?...

- To prawda!... - odparł baron uderzając się w czoło. - Że też mi wcześniej nie

przyszła podobna myśl... A proposzarobku, czy nie wskazałbyś mi pan sposobu

szybkiego zbogacenia się? Potrzebuję na gwałt stu tysięcy rubli w ciągu roku...

Wokulski uśmiechnął się.

- Śmiejesz się pan, mój kuzynie (bo sądzę, że już mogę pana tak nazywać?).

Śmiejesz się, a przecież sam na uczciwej drodze zdobyłeś miliony w ciągu dwu

lat?...

- Niecałych - dodał Wokulski. - Ale to majątek nie wypracowany, tylko

wygrany. Wygrałem, kilkanaście razy z rzędu dublując stawkę jak szuler, a cała

moja zasługa polega na tym, że grałem nie fałszowanymi kartami.

- Więc znowu szczęście! - krzyknął baron obrywając binokle. - A ja, mój

kuzynie, ani za grosz nie mam szczęścia. Pół majątku przegrałem, drugą połowę

zjadły kobietki i - choć w łeb sobie strzel!...

Nie, ja stanowczo nie mam szczęścia!... Oto i teraz. Myślałem, że osioł

Maruszewicz zbałamuci baronowę... Dopieroż miałbym spokój w domu!... Jaka

byłaby ona pobłażliwa na moje drobne grzechy... Ale i cóż?... Baronowa ani

myśli mi się sprzeniewierzyć, a tego błazna czekają roty aresztanckie... Proszę

cię, wsadź go tam koniecznie, bo jego łotrostwa nawet mnie już zaczynają

nudzić.

A więc - zakończył - między nami zgoda. Dodam tylko, że odwiedziłem

wszystkich znajomych, do których mogły dojść moje nieostrożne słowa o

klaczy, i najskrupulatniej rzecz wyjaśniłem... Maruszewicz niech idzie du

więzienia; tam dla niego najwłaściwsze miejsce, a ja na jego nieobecności

zyskam parę tysięcy rubli rocznie... Byłem także u pana Tomasza i u panny

Izabeli i również wytłomaczyłem nasze nieporozumienie... Strach, jak ten łotr

umiał ze mnie wyciskać pieniądze! Choć już od roku nic nie mam, on jednak

zawsze ode mnie pożyczał. Genialny hultaj!... Czuję, że jeżeli nie przeflancują

go do ciężkich robót, nie będę umiał uwolnić się od niego. Do widzenia,

kuzynie.

530

Nie upłynęło dziesięć minut po wyjściu barona, kiedy służący zameldował

Wokulskiemu jakiegoś pana, który koniecznie chce się widzieć, ale nie mówi

swojego nazwiska.

„Czyżby Maruszewicz?...” - pomyślał Wokulski.

Istotnie, wszedł Maruszewicz, blady, z pałającymi oczyma.

- Panie! - rzekł ponurym głosem, zamykając drzwi gabinetu. - Widzisz przed

sobą człowieka, który postanowił...

- Cóżeś pan postanowił?

- Postanowiłem zakończyć życie... Ciężka to chwila, ale trudno. Honor...

Odpoczął i mówił dalej wzburzony:

- Mógłbym wprawdzie pierwej zabić pana, który jesteś przyczyną moich

nieszczęść...

- O, nie rób pan ceremonii - rzekł Wokulski.

- Pan żartuje, a ja doprawdy mam broń przy sobie i jestem gotów...

- Sprobuj no pan swojej gotowości.

- Panie! tak nie przemawia się do człowieka stojącego nad grobem. Jeżelim

przyszedł, to tylko, ażeby dać panu dowód, że pomimo błędów mam serce

szlachetne.

- I dlaczegóż to stajesz pan nad grobem? - spytał Wokulski.

- Ażeby ocalić honor, który chcesz mi pan wydrzeć

- O!... zachowajże pan ten drogi skarb - odparł Wokulski i wydobył z biurka

fatalne dokumenta. - Czy o te papiery panu chodzi?

- Pan pytasz?... pan naigrawasz się z mojej rozpaczy!

- Uważa pan, panie Maruszewicz - mówił Wokulski przeglądając papiery -

mógłbym panu w tej chwili wypowiedzieć kilka morałów albo nawet przez

pewien czas zostawić pana w niepewności. Ale że obaj jesteśmy już pełnoletni,

więc...

Rozdarł papiery i kawałki ich oddał Maruszewiczowi.

- Więc niech pan zachowa sobie to na pamiątkę.

Maruszewicz ukląkł przed nim.

- Panie! - zawołał - darowałeś mi życie... Wdzięczność moja...

-.Nie bądź pan śmieszny - przerwał mu Wokulski. - O życie pańskie byłem

zupełnie spokojny, tak jak jestem pewny, że kiedyś dostaniesz się do więzienia.

Cała rzecz, że ja nie chcę panu ułatwiać tej podróży.

- O, pan jesteś nielitościwy! - odparł Maruszewicz, machinalnie otrzepując

spodnie. - Jedno życzliwsze słowo, jeden cieplejszy uścisk ręki może

wprowadziłby mnie na nowe tory. Ale pan nie możesz się na to zdobyć...

- No, żegnam pana, panie Maruszewicz. Niech tylko panu nie przyjdzie koncept

podpisać kiedy mego nazwiska, bo wówczas... Rozumie pan?

Maruszewicz wyszedł obrażony.

„To dla ciebie, dla ciebie, ty ukochana, ubył dziś jeden więzień. Straszna to

rzecz uwięzić kogoś, nawet złodzieja i oszczercę” - pomyślał Wokulski.

531

Przez chwilę jeszcze toczyła się w nim walka. Raz - wyrzucał sobie, że mogąc

uwolnić świat od hultaja nie zrobił tego, to znowu myślał, co działoby się z nim,

gdyby tak jego samego uwięziono, oderwano od panny Izabeli na całe miesiące,

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название