Lalka
Lalka читать книгу онлайн
Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
zadowolenie z cudzej biedy jest jednak bardzo podłym uczuciem.
Obiad skończył się, panna Izabela zbliżyła się do Wokulskiego.
- Wie pan - rzekła - jakiego doznałam uczucia na widok pana? Oto żalu.
Przypomniałam sobie, że mieliśmy we troje jechać do Paryża: ja, ojciec i pan, i
że z naszej trójki los był dobry tylko dla pana. Bawił się pan przynajmniej?... Za
nas troje?... Musi mi pan odstąpić trzecią część doznanych wrażeń.
- A gdyby nie były wesołe?
- Dlaczego? - Choćby dlatego, że pani nie było tam, gdzie mieliśmy być razem.
- O ile wiem, umie pan jednak bawić się dobrze tam, gdzie mnie nie ma -
odparła panna Izabela i odeszła.
- Panie Wokulski!... - zawołała pani Wąsowska. Lecz spojrzawszy na niego i na
pannę Izabelę rzekła tonem niechęci:
- Albo nie... już nic... Daję panu na dziś urlop. Moi państwo, chodźmy do parku.
Panie Ochocki...
- Pan Ochocki ma mnie dziś uczyć meteorologü - odezwała się panna Felicja.
- Meteorologii?... - powtórzyła pani Wąsowska.
- A tak... Właśnie zaraz idziemy na górę do obserwatorium...
- Czy pan tylko meteorologię ma zamiar wykładać? - spytała pani Wąsowska. -
Na wszelki jednak wypadek radziłabym zapytać babci, co ona sądzi o tej
meteorologii...
400
- Pani zawsze musi mi zrobić jakiś skandal! - oburzył się Ochocki. - Pani może
ze mną jeździć po wertepach, ale pannie Felicji nie wolno nawet zajrzeć do
obserwatorium.
- Ależ zaglądajcie sobie, moi kochani, tylko już raz idźmy do parku. Baronie...
Belu... Wyszli. W pierwszą parę pani Wąsowska z panną Izabelą, za nimi
Wokulski, dalej baron z narzeczoną, a na końcu panna Felicja z Ochockim,
który rozrzucał rękoma i prawił:
- Nic nigdy nie pozna pani nowego, chyba cudacki kapelusz albo siódmą czy
ósmą figurę kontredansa, jeżeli jaki półgłówek wymyśli ją. Nic i nigdy!... -
dodał dramatycznym głosem - bo zawsze znajdzie się jakaś baba...
- Fe! panie Julianie, któż tak mówi?...
- Tak, nieznośna baba, która będzie uważać to za nieprzyzwoite, że pani ze mną
pójdzie do laboratorium...
- Bo może to naprawdę jest źle...
- Tak, źle!... Dekoltować się do pasa jest dobrze, brać lekcje śpiewu od jakiegoś
Włocha, który nie czyści paznokci...
- Ale widzi pan... Bo gdyby młode panny ciągle sam na sam przebywały z
młodymi ludźmi, to mogłaby się która zakochać...
- Więc cóż z tego? Niech się kocha... Czy lepiej, ażeby i nie kochała się, i była
głupia?... Pani jest dzika kobieta, panno Felicjo...
- O panie...
- No, niech mi pani nie zawraca głowy swymi wykrzyknikami. Albo pani chce
uczyć się meteorologii, a w takim razie idźmy na górę...
- Ale z Ewelinką albo z panią Wąsowską.
- Dobrze, dobrze... Dajmy już spokój tej zabawie - zakończył Ochocki, na znak
gniewu kładąc ręce w kieszenie. Młoda para rozmawiała tak krzykliwie, że
słychać ją było w całym parku, ku wielkiemu zadowoleniu pani Wąsowskiej,
która zanosiła się ze śmiechu. Gdy umilkli, do uszu Wokulskiego doleciał szept
barona i panny Eweliny.
- Prawda - mówił baron - jak ten Starski traci?... Z każdym dniem, panie, traci.
Pani Wąsowska żartuje z niego, panna Izabela lekceważy go w najwyższym
stopniu, a nawet nie zajmuje się nim panna Felicja. Zauważyła pani?...
- Tak - cicho szepnęła narzeczona.
- Jest to jeden z tych młodych ludzi, których całą ozdobę stanowiły widoki na
duży spadek. Czy nie mam racji?..
- Tak.
- Gdy zaś upadła nadzieja zapisu prezesowej, Starski przestał być interesujący.
Wszak prawda?... - Tak - odparła panna Ewelina z ciężkim westchnieniem. -
Siądę tu - dodała głośno - a pan może mi przyniesie szal z
pokoju...Przepraszam... Wokulski odwrócił głowę. Panna Ewelina upadła na
ławkę blada i zmęczona, a baron wdzięczył się do niej.
- Idę natychmiast - rzekł. - Panie Wokulski... - dodał spostrzegłszy Wokulskiego
- może pan zechce mnie zastąpić... Biegnę i wracam za chwilę... Pocałował
401
narzeczoną w rękę i poszedł ku pałacowi. Teraz dopiero Wokulski spostrzegł, że
baron ma nogi bardzo cienkie i nieosobliwie nimi włada.
- Pan dawno zna barona? - spytała panna Ewelina Wokulskiego. - Przejdźmy się
trochę ku altance...
- Właśnie dopiero w tych dniach miałem przyjemność zbliżyć się z nim.
- On dla pana jest z wielkim uwielbieniem... Mówi, że pierwszy raz spotkał
człowieka tak miłego w rozmowie... Wokulski uśmiechnął się.
- Zapewne - rzekł - dlatego, że on sam ciągle mówi do mnie o pani. Panna
Ewelina mocno się zarumieniła.
- Tak, to bardzo zacny człowiek, bardzo mnie kocha... Jest wprawdzie między
nami różnica wieku, ale i cóż to szkodzi? Doświadczone panie utrzymują, że im
mąż starszy, tym wierniejszy, a wszakże dla kobiety przywiązanie męża jest
wszystkim, prawda, panie? Każda z nas szuka w życiu miłości, kto mi zaś
zaręczy, że spotkam drugą, podobną do tej?... Są ludzie młodsi od niego,
przystojniejsi, może nawet zdolniejsi; żaden z nich jednak nie powiedział mi z
tak serdecznym zapałem, że ostatnie szczęście jego życia jest w moim ręku. Czy
można się temu oprzeć, choćby nawet zezwolenie z naszej strony wymagało
pewnej ofiary, niech pan sam powie? Zatrzymała się w alei i patrzyła mu w
oczy, z niepokojem oczekując na odpowiedź.
- Nie wiem, pani. To sprawa uczuć osobistych - odparł.
- To źle, że mi pan tak odpowiada. Babcia mówi, że pan jest człowiekiem
wielkiego charakteru; ja dotychczas nigdy nie spotykałam ludzi z wielkim
charakterem, a sama mam bardzo słaby. Nie umiem oprzeć się niczemu, Lękam
się odmawiać... Może źle robię, a przynajmniej niektóre osoby dają mi do
zrozumienia, że źle robię wychodząc za barona. Czy i pan tak sądzi? Czy pan
potrafiłby usunąć się od kogoś, kto by powiedział, że pana kocha nad własną
duszę, że bez wzajemności pana niewielka reszta życia, jaka została, zejdzie mu
w osamotnieniu rozpaczy? Gdyby ktoś w oczach pańskich zapadał w przepaść i
błagało ratunek, czy nie podałby mu pan ręki i w ten sposób nie przykuł się do
niego, dopóki nie nadeszłaby pomoc?
- Nie jestem kobietą i nigdy nie byłem proszony o spętanie mego życia na czyjąś
korzyść, więc nie wiem, co bym zrobił - odparł wzburzony Wokulski. - To tylko
wiem jako mężczyzna, że nie potrafiłbym żebrać nawet o miłość. I jeszcze pani
powiem - dodał patrzącej na niego z odchylonymi ustami - nie tylko nie
prosiłbym, ale wprost nie przyjąłbym wyżebranej ofiary z czyjegoś serca. Takie
dary zwykle bywają tylko połowiczne... Boczną ścieżką biegł do nich Starski,
bardzo zaaferowany, mówiąc:
- Panie Wokulski, damy szukają pana w lipowej alei... Jest moja babka, pani
Wąsowska... Wokulski zawahał się, co ma zrobić w tej chwili.
- O, niech się pan mną nie krępuje - rzekła, mocniej niż zwykle zaczerwieniona,
panna Ewelina. - Zresztą zaraz nadejdzie baron i we troje dogonimy państwa...
Wokulski pożegnał ich i poszedł. „Piękne rzeczy! - myślał. - Panna Ewelina
przez litość wychodzi za barona i zapewne przez litość romansuje ze Starskim...
402
Rozumiem kobietę, która wychodzi za mąż dla pieniędzy, choć to głupi rodzaj
zarobku... Rozumiem nawet mężatkę, która po szczęśliwym pożyciu nagle
zakocha się i oszukuje męża... Nieraz zmusza ją do tego obawa skandalu, dzieci,
tysiące pęt... Ale panna oszukująca narzeczonego jest zupełnie nowym
zjawiskiem...”
- Panno Ewelino!... Panno Ewelino!... - wołał baron zbliżając się w stronę
Wokulskiego. Ten nagle skręcił i wpadł między gazony.
„Ciekawym - szepnął - co mu powiem, jeżeli mnie spotka?... Po diabła ja
wlazłem w to błoto?...”