-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

- Panno Ewelino!... Panno Ewelino!... - wołał baron już znacznie dalej.

„ Słowik wabi samiczkę - myślał Wokulski. - Właściwie jednak, czy można

absolutnie potępiać nawet tę kobietę?... Sama przyznaje głośno, że nie ma

charakteru, a po cichu - że trzeba jej pieniędzy, których nie posiada i bez

których, jak ryba bez wody, żyć nie potrafi. Więc cóż ma robić?... Wychodzi

nieszczęśliwa bogato za mąż. A że jednocześnie serce odzywa się w niej,

wielbiciel namawia ją, ażeby szła za mąż, i oboje sądzą, że pieszczota starego

męża nie zepsuje im smaku, więc robią nowy wynalazek: zdradę przed ślubem,

nie starając się nawet o patent. Wreszcie może są aż tak cnotliwi, że umówili

się, iż zdradzą go dopiero po ślubie... Bardzo ładne towarzystwo!... Społeczność

wytwarza niekiedy ciekawe produkta... I pomyśleć, że, każdemu z nas może

trafić się podobny specjał!... Doprawdy, należałoby trochę mniej ufać poetom,

kiedy zachwalają miłość jako najwyższe szczęście...”

- Panno Ewelino!... Panno Ewelino!... - odzywał się jękliwie baron.

„Cóż to za podła rola - szepnął Wokulski. - Wolałbym w łeb sobie strzelić

aniżeli wyjść na podobnego błazna.”

W bocznej alei, przy folwarku, spotkał panie, z którymi była prezesowa i jej

pokojówka ze swym koszem.

- A, jesteś - rzekła staruszka do Wokulskiego - to dobrze. Poczekajcież tutaj na

Ewelinkę z baronem, który ją może nareszcie znajdzie - dodała lekko marszcząc

brwi - a my z Kazią pójdziemy do koni.

- Pan Wokulski mógłby także poczęstować cukrem swego konia, który tak go

dziś dobrze nosił - wtrąciła nieco zadąsana pani Wąsowska.

- Dajże mu spokój - przerwała prezesowa. - Mężczyźni lubią tylko jeździć, ale

nie pieścić się.

- Niewdzięcznicy! - szepnęła pani Wąsowska podając rękę prezesowej. Odeszły

i wkrótce znikły za furtką. Pani Wąsowska obejrzała się, lecz spostrzegłszy, że

Wokulski patrzył na nią, szybko odwróciła głowę.

- Czy szukamy narzeczonych? - spytała panna Izabela.

- Jak pani każe - odparł Wokulski.

- To może lepiej zostawić ich w spokoju. Podobno szczęśliwi nie lubią

świadków. - Pani nigdy nie była szczęśliwa?...

- Ach, ja!... Owszem... Ale nie w ten sposób jak Ewelinka i baron. Wokulski

uważnie spojrzał na nią. Była zamyślona i spokojna jak posągí greckich bogiń.

403

„,No, już ta nie będzie oszukiwać” - pomyślał Wokulski. Szli jakiś czas w

milczeniu ku najdzikszej stronie parku. Kiedy niekiedy spomiędzy starych

drzew mignęło okno pałacu, połyskując czerwonymi blaskami zachodu.

- Pan był pierwszy raz w Paryżu? - spytała panna Izabela.

- Pierwszy.

- Prawda, jakie to cudowne miasto?!... - zawołała nagle, patrząc mu w oczy. -

Niech mówią, co chcą, ale Paryż, nawet zwyciężony, nie przestał być stolicą

świata. Czy i na panu zrobił takie wrażenie?...

- Imponujące. Zdaje mi się, że po kilkutygodniowym pobycie przybyło mi sił i

odwagi. Naprawdę, tam dopiero nauczyłem się być dumnym z tego, że pracuję.

- Niech mi pan to objaśni.

- Bardzo łatwo. U nas praca ludzka wydaje mierne rezultaty: jesteśmy ubodzy i

zaniedbani. Ale tam praca jaśnieje jak słońce. Cóż to za gmachy, od dachów do

chodników pokryte ozdobami jak drogocenne szkatułki. A te lasy obrazów i

posągów, całe puszcze machin, a te odmęty wyrobów fabrycznych i

rękodzielniczych!... Dopiero w Paryżu zrozumiałem, że człowiek jest tylko na

pozór istotą drobną i wątłą. W rzeczywistości jest to genialny i nieśmiertelny

olbrzym, który z równą łatwością przerzuca skały, jak i rzeźbi z nich coś

subtelniejszego od koronek.

- Tak odpowiedziała panna Izabela. - Arystokracja francuska miała możność i

czas stworzyć te arcydzieła.

- Arystokracja?... - spytał Wokulski. Panna Izabela zatrzymała się w alei.

- Chyba nie zechce pan twierdzić, że galerie Luwru stworzyła Konwencja albo

przedsiębiorcy artykułów paryskich?

- Z pewnością, że nie, ale też nie stworzyli ich magnaci. Jest to zbiorowe dzieło

francuskich budowniczych, mularzy, cieślów, wreszcie malarzy i rzeźbiarzy

całego świata, którzy nic wspólnego nie mają z arystokracją. Wyborne jest to

wieńczenie próżniaków zasługami i pracą ludzi genialnych, a choćby tylko -

pracujących!...

- Próżniacy i arystokracja! - zawołała panna Izabela. - Myślę, że zdanie to jest

raczej silne aniżeli słuszne.

- Pozwoli mi pani zadać jedno pytanie? - spytał Wokulski.

- Słucham.

- Naprzód cofnę wyraz: próżniacy, jeżeli on panią razi, a następnie... Niech mi

pani raczy wskazać człowieka z tej sfery, o jakiej mówimy, który by coś robił?...

Znam tych panów około dwudziestu, są to również znajomi pani. Cóż więc robią

oni wszyscy począwszy od księcia, najzacniejszej w świecie osobistości, który

wreszcie może tłomaczyć się wiekiem, a skończywszy... choćby na panu

Starskim, który swoich wiecznie trwających wakacyj nie może tłomaczyć nawet

położeniem majątkowym.

-Ach, mój kuzynek!... On chyba nigdy nie miał zamiaru służyć w czymkolwiek

za przykład. Zresztą nie mówimy o naszej arystokracji, tylko o francuskiej.

- A tamci co robią?

404

- O, panie Wokulski, tamci dużo robili. Przede wszystkim stworzyli Francję,

byli jej rycerzami, wodzami, ministrami i kapłanami. A nareszcie zgromadzili te

skarby sztuki, które pan sam podziwia.

- Niech pani powie: tamci dużo rozkazywali i wydawali pieniędzy, stworzył

jednak Francję i sztukę kto inny. Tworzyli ją źle wynagradzani żołnierze i

marynarze, przywaleni podatkami rolnicy i rękodzielnicy, a nareszcie uczeni i

artyści. Jestem człowiekiem doświadczonym i zapewniam panią, że łatwiej

projektować aniżeli wykonywać i łatwiej wydawać pieniądze aniżeli je

gromadzić.

- Pan jest nieprzejednanym wrogiem arystokracji.

- Nie, pani, nie mogę być wrogiem tych, którzy w niczym mi nie szkodzą. Sądzę

tylko, że zajmują oni uprzywilejowane miejsca bez zasługi i że dla utrzymania

się na nich apostołują w społeczeństwach pogardę dla pracy, a cześć dla

próżniaczego zbytku.

- Jest pan uprzedzony, gdyż nawet i ta, jak pan mówi, próżnująca arystokracja

odgrywa ważną rolę na świecie. To, co pań nazywa zbytkiem, jest właściwie

wygodą, przyjemnością i polorem, której od arystokracji uczą się nawet niższe

stany i tym sposobem cywilizują się. Słyszałam od bardzo liberalnych ludzi, że

w społeczeństwach muszą być klasy pielęgnujące nauki, sztuki i wykwintne

obyczaje, raz dlatego, ażeby inni mieli w nich żywe wzory, a po wtóre, ażeby

mieli podnietę do szlachetnych czynów. Toteż w Anglii i Francji niejeden

człowiek, nawet prostego pochodzenia, skoro tylko zdobędzie majątek, przede

wszystkim urządza sobie dom, aby mógł w nim przyjąć ludzi z dobrego

towarzystwa, a następnie stara się tak postępować, ażeby sam został przyjęty.

Silny rumieniec wystąpił na twarz Wokulskiego. Panna Izabela nie patrząc

spostrzegła to i mówiła dalej

- Nareszcie to, co pan nazywa arystokracją, a co ja nazwałabym klasą wyższą,

stanowi dobrą rasę. Może być, że pewna część jej za wiele próżnuje; lecz gdy

który weźmie się do czegokolwiek, natychmiast odznaczy się: energią,

rozumem, a choćby tylko szlachetnością. Przepraszam, że zacytuję tutaj słowa,

które często książę powtarzał mi o panu: „Gdyby Wokulski nie był dobrym

szlachcicem, nie byłby tym, czym jest dzisiaj...”

- Myli się książę - odparł sucho Wokulski. - Tego, co posiadam i co umiem, nie

dało mi szlachectwo, ale ciężka praca. Robiłem więcej, więc mam więcej niż

inni.

- Ale czy mógłby pan robić więcej urodziwszy się kimś innym? - spytała panna

Izabela. - Mój kuzyn Ochocki jest przyrodnikiem i demokratą, jak pan, a mimo

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название