-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

zarumieniona i zadyszana.

- Dosyć - rzekła - teraz pojedziemy wolno. Uniosła się na siodle i uważnie

patrzyła w stronę błękitnego lasu, który było widać daleko na wschodzie. Aleja

skończyła się; jechali polem, na którym zieleniły się grusze i szarzały sterty.

- Powiedz mi pan - rzekła - czy to wielka przyjemność dorabiać się majątku?

- Nie - odparł Wokulski po chwilowym namyśle.

- Ale wydawać przyjemnie?

- Nie wiem.

- Nie wiesz pan? A jednak cuda opowiadają o pańskim majątku. Mówią, że

masz pan ze sześćdziesiąt tysięcy rocznie...

- Dziś mam znacznie więcej, ale wydaję bardzo mało.

- Ileż?

- Z dziesięć tysięcy.

- Szkoda. Ja w roku zeszłym postanowiłam wydać masę pieniędzy. Plenipotent i

kasjer zapewniają mnie, że wydałam dwadzieścia siedem tysięcy... Szalałam, no

- i nie spłoszyłam nudów... Dziś, myślę sobie, zapytam pana: jakie robi wrażenie

sześćdziesiąt tysięcy wydanych w ciągu roku? ale pan tyle nie wydajesz.

Szkoda. Wiesz pan co?... Wydaj kiedy sześćdziesiąt, no - sto tysięcy na rok i

powiedz mi pan: czy to robi sensację i jaką? Dobrze?...

- Z góry mogę pani powiedzieć, że nie robi.

- Nie?... Więc na cóż są pieniądze?:.. Jeżeli sto tysięcy rubli rocznie nie daje

szczęścia, cóż go da?

- Można je mieć przy tysiącu rubli. Szczęście każdy nosi w sobie.

- Ale je skądsiś bierze do siebie.

- Nie, pani.

- I to mówi pan, taki człowiek niezwykły?

- Gdybym nawet był niezwykłym, to tylko przez cierpienia, nie przez szczęście.

A tym mniej nie przez wydatki. Pod lasem ukazał się tuman kurzu. Pani

Wąsowska chwilę popatrzyła, potem nagle zacięła konia i skręciła na prawo, w

pole, bez drogi.

- Avanti!... avanti!...

389

Jechali z dziesięć minut, a teraz Wokulski zatrzymał konia. Stał na wzgórzu, nad

łąką tak piękną jak marzenie. Co w niej było pięknym, czy zieloność trawy, czy

kręty bieg rzeczułki, czy drzewa pochylające się nad nią, czy pogodne niebo?

Wokulski nie wiedział.

Ale pani Wąsowska nie zachwycała się. Pędziła z góry na złamanie karku, jakby

chcąc zaimponować swemu towarzyszowi odwagą. Gdy Wokulski powoli

zjechał z góry, zwróciła do niego konia i zawołała niecierpliwie:

- Ach, panie, czy pan zawsze taki nudny? Przecież nic po to wzięłam pana na

spacer, ażeby ziewać. Proszę mnie bawić, tylko zaraz...

- Zaraz?... Dobrze. Pan Starski jest to bardzo zajmujący człowiek.

Pochyliła się na siodło, jakby padając w tył, i przeciągle spojrzała Wokulskiemu

w oczy.

- Ach! - zawołała ze śmiechem - nie spodziewałam się usłyszeć tak banalnego

frazesu od pana... Pan Starski zajmujący... Dla kogo?...Chyba dla takich...

takich... łabędzic jak panna Ewelina, bo na przykład już dla mnie przestał nim

być...

- Jednakże...

- Nie ma jednakże. Był nim kiedyś, kiedym miała zamiar stać się męczennicą

małżeństwa. Na szczęście, mój mąż znalazł się tak uprzejmie, że prędko umarł,

a pan Starski jest tak nieskomplikowany, że nawet przy moim zasobie

doświadczenia poznałam się na nim w tydzień. Ma zawsze taki sam zarost a la

arcyksiążę Rudolf i ten sam sposób uwodzenia kobiet. Jego spojrzenia,

półsłówka, tajemniczość znam tak dobrze jak krój jego żakietu. Zawsze tak

samo unika panien bez posagu, jest cynicznym z mężatkami, a wdychającym

przy pannach, które mają wyjść za mąż. Mój Boże, ilu ja podobnych spotkałam

w życiu!... Dziś trzeba mi czegoś nowego...

- W takim razie pan Ochocki...

- O tak, Ochocki jest zajmujący, a mógłby nawet być niebezpieczny, ale - na to

ja musiałabym drugi raz się urodzić. To człowiek nie z tego świata, do którego

ja należę sercem i duszą... Ach, jaki on naiwny, a jaki wspaniały! Wierzy w

idealną miłość, z którą zamknąłby się w swoim laboratorium i był pewnym, że

go nigdy nie zdradzi... Nie, on nie dla mnie...

- Cóż znowu z tym siodłem! - zawołała nagle. - Mój panie, popręg mi się

odpiął... proszę zobaczyć... Wokulski zeskoczył z konia.

- Zsiądzie pani? - zapytał.

- Ani myślę. Niech pan tak obejrzy. Zaszedł z prawej strony -popręg był mocno

przypasany.- Ależ nie tam... O, tu... Tu coś psuje się, około strzemienia.

Zawahał się, lecz odsunął jej amazonkę i włożył rękę pod siodło. Nagle krew

uderzyła mu do głowy: wdówka w taki sposób ruszyła nogą, że jej kolano

dotknęło twarzy Wokulskiego.

- No i cóż?... No i cóż?... - pytała niecierpliwie.

- Nic - odparł. - Popręg jest mocny...

- Pocałowałeś mnie pan w nogę?!... - krzyknęła.

390

- Nie. Wtedy trzasnęła konia szpicrózgą i poleciała cwałem szepcząc:

„Głupiec czy kamień!...”

Wokulski powoli siadł na konia. Niewysłowiony żal ścisnął mu serce, gdy

pomyślał:

„Czy i panna Izabela jeździ konno?... I kto też jej poprawia siodło?...”

Kiedy dojechał do pani Wąsowskiej, wybuchnęła śmiechem:

- Cha! cha! cha!... Jesteś pan nieoceniony!... - A potem zaczęła mówić niskim,

metalowym głosem: - Na karcie mojej historii zapisał się piękny dzień -

odegrałam rolę Putyfarowej i znalazłam Józefa...Cha! cha! cha!... Jedna tylko

rzecz napełnia mnie obawą: że pan nawet nie potrafisz ocenić, jak ja umiem

zawracać głowy. W takiej chwili stu innych na pańskim miejscu powiedziałoby,

że żyć beze mnie nie mogą, że zabrałam im spokój, i tam dalej... A ten

odpowiada krótko: nie!...Za to jedno: „nie” powinieneś pan dostać w królestwie

niebieskim krzesło pomiędzy niewiniątkami. Takie wysokie krzesełko z poręczą

przodu... Cha! cha! cha!... Tarzała się na siodle ze śmiechu.

- I co by pani z tego przyszło, gdybym odpowiedział jak inni?

- Miałabym jeden triumf więcej.

- A z tego co pani przyjdzie?

- Zapełniam sobie pustkę życia. Z dziesięciu tych, którzy mi się oświadczają,

wybieram jednego, który wydaje mi się najciekawszym, bawię się nim, marzę o

nim...

- A potem?

- Robię przegląd następnej dziesiątki i wybieram nowego

- I tak często?

- Choćby co miesiąc. Co pan chce - dodała wzruszając ramionami - to miłość

wieku pary i elektryczności.

- A tak. Nawet przypomina kolej żelazną.

- Lecí jak burza i sypie iskry?...

- Nie. Jeździ prędko i bierze pasażerów, ilu się da.

- O, panie Wokulski!...

- Nie chciałem obrazić pani: sformułowałem tylko to, com słyszał. Pani

Wąsowska przygryzła usta. Jechali jakiś czas milcząc. Po chwili znowu zabrała

głos pani Wąsowska.

- Już określiłam sobie pana: pan jesteś pedant. Co wieczór, nie wiem o której,

ale zapewne przed dziesiątą, robisz pan rachunki, potem idziesz spać, ale przed

spaniem mówisz pacierz, głośno powtarzając: Nie pożądaj żony bliźniego

twego. Czy tak?...

- Niech pani mówi dalej.

- Nie będę nic mówić, bo mnie już i rozmowa z panem dręczy. Ach, ten świat

daje nam same zawody!... Kiedy kładziemy pierwszą suknię z trenem, kiedy

idziemy na pierwszy bal, kiedy pierwszy raz kochamy - zdaje się nam, że otóż

jest coś nowego... Lecz po chwili przekonywamy się, że to już było albo że to

jest - nic... Pamiętam, w roku zeszłym, w Krymie, jechaliśmy w kilka osób

391

bardzo dziką drogą, po której kiedyś snuli się rozbójnicy. I właśnie gdy

rozmawiamy o tym, wysuwa się spoza skały dwu Tatarów... Chwała Bogu!

myślę, ci zechcą nas zabić, bo miny mieli okropne, choć bardzo przystojni

ludzie. A oni, wie pan, z jaką wystąpili propozycją?... Ażeby kupić od nich

winogron!... Panie! Oni nam sprzedawali winogrona, kiedy ja myślałam o

bandytach. Chciałam ich wybić ze złości, naprawdę. Otóż - pan dzisiaj

przypomniał mi tych Tatarów... Prezesowa przez kilka tygodni tłomaczyła mi,

że pan jesteś oryginalny człowiek, zupełnie inny od innych, a tymczasem widzę,

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название