-->

Lalka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Lalka, Prus Boles?aw-- . Жанр: Любовно-фантастические романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Lalka
Название: Lalka
Автор: Prus Boles?aw
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 152
Читать онлайн

Lalka читать книгу онлайн

Lalka - читать бесплатно онлайн , автор Prus Boles?aw

Lalka (1890) ukazywa?a si? pierwotnie w odcinkach na ?amach warszawskiego "Kuriera Codziennego". Pisarz podj?? w niej m.in. dyskusj? o idealistach i romantycznej mi?o?ci. Stanis?aw Wokulski zakocha? si? w arystokratce Izabeli ??ckiej i ca?e swoje ?ycie podporz?dkowa? zdobyciu tej kobiety. Zrezygnowa? z pracy naukowej, zacz?? gromadzi? maj?tek, stara? si? wej?? do wy?szych sfer, gdy? wydawa?o mu si?, ?e tym sposobem zbli?y si? do ukochanej. Jednak powie?? Prusa mo?na odczytywa? r??nie. Jego historia "dzia?a za spraw? swojej magicznej podw?jno?ci, kt?r? maj? tylko arcydzie?a", pisa?a Olga Tokarczuk. Autor przekazuje czytelnikom wiedz? o schy?ku XIX wieku, lecz tak?e ujawnia podstawowe "prawdy psychologiczne", kt?re nie uleg?y dzia?aniu czasu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

że pan jesteś najzwyklejszy pedant. Czy tak?

- Tak

- Widzi pan, jak ja się znam na ludziach. Może byśmy jeszcze pojechali

galopem. Albo - nie, już mi się nie chce, jestem zmęczona. Ach... gdybym choć

raz w życiu spotkała prawdziwie nowego człowieka...

- A z tego co by pani przyszło?

- Miałby jakiś nowy sposób postępowania, mówiłby mi nowe rzeczy, czasami

rozgniewałby mnie do łez, potem sam śmiertelnie obraziłby się na mnie, a

potem - naturalnie musiałby przepraszać. O, ten zakochałby się we mnie do

szaleństwa! Wpiłabym mu się tak w serce i pamięć, że nawet w grobie nie

zapomniałby o mnie... No, taką miłość -rozumiem.

- A pani co by mu dała w zamian? - spytał Wokulski, któremu robiło się coraz

ciężej i smutniej.

- Czy ja wiem? Może i ja zdecydowałabym się na jakie szaleństwo...

- Teraz ja powiem, co by ten nowy człowiek dostał od pani mówił Wokulski

czując, że zbiera w nim gorycz. - Naprzód, dostałby długą listę wielbicieli

dawniejszych, następnie, drugą listę wielbicieli, którzy nastąpią po nim, a w

czasie antraktu miałby możność sprawdzania... czy na koniu dobrze leży

siodło...

- To nikczemne, co pan powiedziałeś! - krzyknęła pani Wąsowska ściskając

szpicrózgę.

- Tylko powtórzenie tego, co słyszałem od pani: Jeżeli jednak mówię za śmiało

na tak krótką znajomość...

- Owszem, słucham... Może pańskie impertynencje będą ciekawsze aniżeli ta

chłodna grzeczność, którą od dawna umiem na pamięć. Naturalnie, taki

człowiek jak pan gardzi takimi kobietami jak ja... No, śmiało...

- Za pozwoleniem. Przede wszystkim nie używajmy zbyt silnych wyrazów,

które wcale nie odpowiadają spacerowej sytuacji. Między nami nie ma mowy o

uczuciach, tylko o poglądach. Otóż, moim zdaniem, w poglądzie pani na miłość

istnieją nie dające się pogodzić kontrasty.

- Proszę? - zdziwiła się wdówka: - To, co pan nazywasz kontrastami, ja

najdoskonalej godzę w życiu.

- Mówi pani o częstej zmianie kochanków...

- Jeżeli łaska, nazwijmy ich wielbicielami.

392

- A następnie, chce pani znaleźć jakiegoś nowego i nietuzinkowego człowieka,

który by nawet w grobie nie zapomniał o pani. Otóż, o ile ja znam ludzką naturę,

jest to cel nie do osiągnięcia. Ani pani z rozrzutnej w swoich względach nie

stanie się oszczędną, ani człowiek nietuzinkowy nie zechce zająć miejsca pośród

kilku tuzinów...

- Może o tym nie wiedzieć - przerwała wdówka.

- Ach, więc mamy i mistyfikację, dla udania się której potrzeba, ażeby bohater

pani był ślepy i głupi. Ale choćby takim był wybrany, czy sama pani miałaby

odwagę zwodzić człowieka, który by aż tak panią kochał?...

- Dobrze, więc powiedziałabym mu wszystko kończąc w ten sposób: pamiętaj,

że Chrystus przebaczył Magdalenie, od której przecie ja jestem mniej grzeszna,

no i przynajmniej mam równie piękne włosy...

- I to by mu wystarczyło?

- Ja sądzę.

- A gdyby mu nie wystarczyło?

- Zostawiłabym go w spokoju i odeszłabym.

Ale pierwej wpiłaby mu się pani w serce i w pamięć tak, ażeby pani nawet w

grobie nie zapomniał!... - wybuchnął Wokulski. - Piękny świat, ten wasz świat...

I miłe są te kobiety, przy których, kiedy im człowiek w najlepszej wierze oddaje

własną duszę, jeszcze musi spoglądać na zegarek, ażeby nie spotkał swoich

poprzedników i nie przeszkadzał następcom. Pani, nawet ciasto, ażeby wyrosło,

potrzebuje dłuższego czasu; czy więc podobna wielkie uczucie wyhodować w

takim pośpiechu, na takim jarmarku?...

Niech pani skwituje z wielkich uczuć, to pozbawia snu i odbiera apetytu. Po co

kiedyś zatruwać życie jakiemuś człowiekowi, którego zapewne dziś jeszcze pani

nie zna? Po co sobie samej mącić dobry humor? Lepiej trwać przy programie

prędkich i częstych zwycięstw, które innym nieszkodzą, a pani jakoś zapełniają

życie.

- Już pan skończył, panie Wokulski?

- Chyba że tak...

- Więc teraz ja panu powiem. Wszyscy jesteście podli...

- Znowu silny wyraz.

- Pańskie były silniejsze. Wszyscy jesteście nędznicy. Kiedy kobieta, w pewnej

epoce życia, marzy o idealnej miłości, wyśmiewacie jej złudzenia i domagacie

się kokieterii, bez której panna jest dla was nudna, a mężatka głupia. A dopiero

gdy dzięki zbiorowym usiłowaniom pozwoli prawić sobie banalne oświadczyny,

patrzeć słodko w oczy, ściskać za ręce, wówczas z ciemnego kąta wyłazi jakiś

oryginalny egzemplarz w kapturze Piotra z Amiens i uroczyście wyklina kobietę

stworzoną na obraz i podobieństwo Adamowych synów. „Tobie już nie wolno

kochać, ty już nie będziesz nigdy prawdziwie kochana, bo miałaś nieszczęście

znaleźć się wśród jarmarku, boś straciła złudzenia!” A któż ją z nich okradł,

jeżeli nie pańscy rodzeni bracia?... I cóż to za świat, który naprzód obdziera z

ideałów, a potem skazuje obdartego?...

393

Pani Wąsowska wydobyła chustkę z kieszeni i poczęła ją gryźć. Na rzęsach

błysnęła jej łza i spadła na końską grzywę.

- Jedź pan już sobie - zawołała - jesteś pan drażniąco płytki. Jedź pan... jedź i

przyszlij mi Starskiego; jego bezczelność jest zabawniejsza od pana

księżowskiej powagi... Wokulski ukłonił się i pojechał naprzód. Był zgryziony i

zakłopotany

- Gdzie pan jedziesz?... nie tędy... Ach, prawda, gotów pan jesteś zbłądzić, a

później mówić wszystkim przy obiedzie, żem cię sprowadziła z prostej drogi.

Proszę za mną... Jadąc o kilka kroków za panią Wąsowską, Wokulski rozmyślał:

„Więc to taki świat? Jedne w nim sprzedają się ludziom prawie zgrzybiałym, a

inne traktują ludzkie serca jak polędwicę. Dziwna to jednak kobieta z tej pani!...

bo złą nie jest, ma nawet szlachetne porywy...”

W pół godziny wjechalìznowu na wzgórza, z których widać było dwór

prezesowej. Pani Wąsowska nagle zawróciła konia i bystro patrząc na

Wokulskiego spytała:

- Między nami pokój czy wojna?...

- Czy mogę być szczerym ?

- Proszę.

- Mam dla pani głęboką wdzięczność. W jednej godzinie dowiedziałem się od

pani więcej aniżeli przez całe życie.

- Ode mnie?... Zdaje się panu. Mam w sobie parę kropli krwi węgierskiej, więc

kiedy wsiądę na konia, szaleję i plotę niedorzeczności. Notabene - nie cofam nic

z tego, com powiedziała, ale mylisz się pan, jeżeli sądzisz, żeś mnie już poznał.

A teraz pocałuj mnie pan w rękę; jesteś pan rzeczywiście interesujący.

Wyciągnęła rękę, którą Wokulski ucałował, szeroko otwierając oczy ze

zdziwienia.

ROZDZIAŁ ÓSMY:

POD JEDNYM DACHEM

W tej samej porze, kiedy Wokulski z panią Wąsowską kłócił się albo galopował

po łące, z majątku hrabiny do Zasławka dojeżdżała panna Izabela. Wczoraj

otrzymała od prezesowej list, wyprawiony przez umyślnego posłańca, a dziś na

wyraźne żądanie swej ciotki wyjechała, lubo niechętnie. Była pewna, że w

Zasławku już znajduje się mocno protegowany przez prezesową Wokulski; taka

więc nagła podróż wydała jej się niewłaściwą.

„Choćbym nawet musiała kiedyś wyjść za niego - mówiła sobie to jeszcze nie

mam racji śpieszyć na powitanie”.

Ale ponieważ rzeczy spakowano, powóz zajechał, a nawet z przedniego

siedzenia wyglądała już jej pokojówka, więc panna Izabela zdecydowała się na

wyjazd.

394

Pożegnanie jej z rodziną było pełne znaczenia. Pan Łęcki, ciągle rozstrojony,

przecierał oczy, a hrabina wsunąwszy jej w rękę aksamitny woreczek z

pieniędzmi pocałowała ją w czoło i rzekła:

- Nie radzę ani odradzam. Masz rozum, wiesz, jakie jest położenie, więc sama

musisz coś postanowić i przyjąć konsekwencje.

Co postanowić?:.. jakie przyjąć konsekwencje?... o tym nie wspomniała hrabina.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название