Ucieczka z Raju
Ucieczka z Raju читать книгу онлайн
Ucieczka z raju to udana kontynuacja ?atwo by? Bogiem autorstwa Roberta J. Schmidta. Akcja ksi??ki dzieje si? w dwudziestym czwartym wieku, w czasie najwi?kszego triumfu ludzko?ci, kt?ra wolna od konflikt?w powoli, ale konsekwentnie kolonizuje kolejne obszary kosmosu. Jednak spokojna stabilizacja, cho? jest stanem wielce po??danym nigdy nie trwa wiecznie. W ko?cu dochodzi do spotkania z obc? cywilizacj?, kt?ra okazuje si? nie wykazywa? ?adnej woli kontaktu, za to wywo?uje wojn?, w kt?rej nie bierze je?c?w i niszczy wszystko na swojej drodze. Stawk? w konflikcie jest nie tylko podb?j nowego terytorium, ale te? fizyczne unicestwienie wroga... Na jednej z ewakuowanych po?piesznie planet zrehabilitowany kapitan ?wi?cki toczy swoj? prywatn? wojn? o ocalenie jak najwi?kszej liczby ludzi. Kolonia na Delcie Ulietty kryje jednak o wiele wi?ksz? tajemnic?, kt?ra by? mo?e pozwoli odmieni? losy ca?ej wojny. W ksi??ce Schmidt'a akcja p?dzi od pierwszych stron. Ucieczka z raju to klasyczna powie?? science fiction z wyrazistymi postaciami, intrygami, walk? o w?adz? i oczywi?cie kosmicznymi bitwami. Autor pokazuje, ?e zagadnienie inwazji obcych to wci?? niewyczerpane ?r?d?o pomys??w na ciekawa fabu??. Robert J. Szmidt wykaza? si? niezwykle bogat? wyobra?ni?, opowiadaj?c swoj? histori? z ogromnym wdzi?kiem i oryginalno?ci?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
około trzech tygodni standardowych. W tym czasie, bądźmy szczerzy, utracimy pozostałe
zamieszkane systemy z pierwszego pasa i mniej więcej jedną trzecią minus dwójki.
– Rozumiem.
– Jeśli przesłane przez ciebie obliczenia są dokładne, a nie mam powodu w to wątpić, dwa
takie zespoły uderzeniowe powinny dać sobie radę z czterema jednostkami Obcych. Do
zdjęcia tarcz liniowca potrzebowałbym skoordynowanego ataku pancernika, czterech
krążowników i około stu, stu pięćdziesięciu niszczycieli, ale nie zamierzam ryzykować.
Dlatego każde zgrupowanie będzie się składać z trzech zespołów. Dwa staną do walki
z Obcymi, trzeci zatrzymam w odwodzie na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.
– Oceniłeś efektywność według współczynników z Vandala? – zapytał Rutta, któremu coś
się nie zgadzało w tych wyliczeniach.
– Nie. – Wielki admirał uśmiechnął się tryumfalnie.
– Nie?
– Ja także nie próżnowałem, przyjacielu. Przeanalizowałem bardzo starannie sposób, w jaki
Khumalo chciał przełamać obronę tych skurwyklonów, i chyba znalazłem jeden, ale za to
spory błąd w jego taktyce. Spójrz.
Projektor ponownie wyświetlił pierwsze momenty starcia na Vandalu. Tym razem jednak
atak zespołu uderzeniowego wyglądał inaczej. Niszczyciele znajdowały się w drugiej linii,
zgrupowane za pancernikiem i krążownikami, aby Obcy nie mogli ich ostrzeliwać
bezpośrednio. Ten manewr dał ich załogom czas na odpalenie kilkuset dodatkowych rdzeni
kinetycznych. Liniowce musiały przekierować większą ilość energii do stanowisk obronnych,
by skoncentrować ogień na lawinie nadlatujących pocisków, dzięki czemu wielkie okręty
wojenne przetrwały niemal nietknięte do momentu, w którym same mogły otworzyć ogień.
Rutta sprawdził pośpiesznie odczyty.
– Zwiększyłeś skuteczność ataku do dziewięćdziesięciu czterech procent – zauważył, nie
kryjąc zadowolenia.
– A teraz pomyśl, co moglibyśmy uzyskać, gdyby naprzeciw tych czterech liniowców
postawić dwa moje zespoły uderzeniowe – emocjonował się wielki admirał. – I odpalić dwie
setki torped z głowicami nuklearnymi zamiast dwudziestu – dodał, wprowadzając nowe dane.
Kolejna symulacja, pokazująca hipotetyczne starcie czterech pancerników najnowszej
generacji i trzydziestu sześciu krążowników wspieranych ogniowo przez pociski kinetyczne
wystrzeliwane z ponad pięciuset niszczycieli, korwet i fregat, wyglądała imponująco. Nawała
ognia rozniosła najpierw tarcze Obcych, a potem ich okręty. Tym razem bitwa zakończyła się
kompletną zagładą wroga, choć straty po stronie ludzi także były niemałe. Dwa pancerniki
wyparowały, dwa inne zostały poważnie uszkodzone. Aż siedem krążowników przeszło do
historii, a dalszych piętnaście nadawało się wyłącznie do kapitalnego remontu, lecz co
ciekawe, niemal wszystkie jednostki eskorty przetrwały.
Pułkownik, skupiając uwagę na pierwszym planie, nie zauważył masowego odwrotu
eskorty. Farland dobrze to sobie wykombinował. Niszczyciele i cała reszta drobnicy wykonały
skoki podprzestrzenne natychmiast po odpaleniu ostatnich rakiet, dzięki czemu liniowce nie
miały do czego strzelać, gdy na kolejnym etapie starcia minęły główną formację.
– Jakieś uwagi? – spytał zadowolony z siebie wielki admirał.
– Tylko jedna – odparł spokojnie Rutta. – Co zrobisz, jeśli oni nie podejmą walki?
– Dlaczego mieliby rejterować?
– Nie są głupcami, czego nieraz dowiedli.
– To prawda, ale…
– Nie ma żadnego ale, Theo. Jeśli przegrupujesz siły w taki sposób, będziesz miał dwa
rozwiązania. Albo zostawisz je w pasie minus cztery, aby reagować z opóźnieniem na kolejne
ataki… Jeśli dobrze liczę, twoje zespoły pojawią się w zaatakowanych systemach około
sześciu godzin po Obcych. Zmuszenie ich do podjęcia walki na twoich warunkach będzie więc
cholernie trudne. Jeśli zablokujesz strefę skoku, zrobią swoje na twoich oczach, a potem
znikną, uciekając w podprzestrzeń.
– Nie wiemy, czy dysponują technologią pozwalającą…
– Bracie, mówimy o istotach, które dysponują sprzętem, o jakim my możemy tylko
pomarzyć. Naprawdę uważasz, że nie odkryli tak banalnej technologii jak podróże
podprzestrzenne?
Farland zmierzył go wściekłym spojrzeniem, ale pokiwał głową.
– Masz rację – rzucił gniewnie – nie możemy wykluczać tej ewentualności, więc wybieram
opcję numer dwa. Polecimy za nimi.
– Żeby ich dopaść, będziecie musieli iść pełnym ciągiem. Od kilkunastu godzin do nawet
dwóch dni. A to odbije się negatywnie na skuteczności późniejszych działań. Stracicie około
trzydziestu procent efektywności osłon.
– To wciąż wystarczy do pokonania liniowców.
– Tak, ale za cenę ponad dwukrotnie większych strat – odparł ze spokojem Rutta,
uruchamiając odpowiednią symulację. – A na to nas po prostu nie stać.
Wielki admirał obejrzał holo spod na wpół przymkniętych powiek.
– Jeszcze jakieś uwagi? – zapytał.
Pułkownik przytaknął.
– Skuteczniej byłoby rozmieścić te zgrupowania w najcenniejszych z zagrożonych systemów
i zaczekać w nich na wroga, ale to z kolei rodzi inne zagrożenia. Obcy mogą zignorować
bronione przez trzecią flotę systemy i wedrzeć się bez przeszkód w głąb naszej przestrzeni.
– Zaczynam rozumieć, dlaczego sztab Terytoriów Wewnętrznych tak chętnie przystał na
moją propozycję wypożyczenia ich najlepszego analityka – mruknął wielki admirał, sięgając
po kieliszek.
– Mogę ci przytakiwać, jeśli wolisz, ale…
– Nie, przyjacielu. To nie manewry, tylko prawdziwa wojna. Konsekwencje moich błędów
mogą być katastrofalne. Dlatego proszę o pomoc ciebie, a nie klakierów. Wal prosto z mostu,
a mną się nie przejmuj. Wprawdzie nikt nie lubi być krytykowany, zwłaszcza jeśli robi się
z niego durnia, ale jakoś to wytrzymam. – Nalał sobie kolejny kieliszek. – A jak nie
wytrzymam, nawet mimo wspomagania, to też się nie obawiaj. Każę cię zrehabilitować
pośmiertnie, jak wszystkich poprzednich upierdliwych doradców. – Zaśmiali się obaj z tego
żartu. – Co jeszcze może pójść nie tak?
Tym razem Rutta od razu wprowadził dane do symulatora. Na hologramie naprzeciw
zespołów uderzeniowych Farlanda pojawiły się nie cztery, a dziesięć gruszkowatych okrętów.
Wielki admirał błyskawicznie spoważniał. Dwadzieścia sekund później, gdy projekcja
dobiegła końca, a po jego zespołach nie zostało nic prócz morza szczątków, zaczął z furią
wprowadzać nowe dane. Dodawał zespół po zespole i uruchamiał kolejne symulacje do
momentu, aż rzucił do boju niemal wszystkie siły, jakimi dysponował, i uzyskał w końcu
pożądany rezultat. Cena tego sukcesu była jednak ogromna.
– Ta jedna bitwa pozbawi cię wszystkich pancerników i niemal trzech czwartych
krążowników – podsumował Rutta, gdy komputery podały przybliżone szacunki. – Nie możesz
pozwolić sobie na tak wysokie straty.
– Nawet jeśli to pyrrusowe zwycięstwo zakończy inwazję? – zdziwił się wielki admirał.
Pułkownik spojrzał na niego z politowaniem.
– Ty naprawdę wierzysz, że te dziesięć liniowców to wszystko, co przeciw nam rzucą?
Farland pokręcił głową wolno, jakby z lekkim niedowierzaniem.
– To tylko harcownicy? – wycharczał przez zaciśniętą krtań, przypominając sobie raporty
o stracie kolejnych stacji monitorowania, a tych było coraz więcej. – Zwiad bojem?
– Tak, przyjacielu. Moim zdaniem prawdziwa flota inwazyjna dopiero nadciąga.
– Co więc radzisz?
– To samo co przedtem.
– Wycofując się z Rubieży, przeniesiemy tę wojnę aż na Terytoria Wewnętrzne –
wymamrotał Farland.
– Tak – przyznał Rutta – ale wdrażając mój plan, zyskamy na czasie. Admiralicja będzie