Fallout – Powieic (СИ)
Fallout – Powieic (СИ) читать книгу онлайн
AS-R – ukrywaj?cy si? pod pseudonimem fan gry Fallout postanowi? napisa? powie?? na bazie tej niezwykle popularnej gry i udost?pni? j? zupe?nie za darmo. Robi? to sukcesywnie, publikuj?c rozdzia? po rozdziale na swoim blogu. Dzi? dzie?o jest ju? uko?czone i gotowe do pobrania w formatach: PDF, EPUB i MOBI.
T?o fabularne powie?ci Fallout, podobnie jak gry, to scenariusz typu historia alternatywna, gdzie Stany Zjednoczone pr?buj? opanowa? fuzj? nuklearn?, dzi?ki czemu mog?yby w mniejszym stopniu polega? na ropie naftowej. Nie dzieje si? tak jednak a? do 2077, zaraz po tym jak konflikt o z?o?a ropy naftowej prowadzi do wojny mi?dzy Stanami a Chinami, kt?ry ko?czy si? u?yciem bomb atomowych, przez co gra i powie?? dziej? si? w postapokaliptycznym ?wiecie.
Autor o ca?ym przedsi?wzi?ciu pisze:
Powie?? Fallout powsta?a na motywach kultowej gry z lat 90-tych. Utw?r inspirowany, gdzie z w?asnej literackiej perspektywy podejmuj? si? przedstawienia znanej wi?kszo?ci z Graczy fabu?y, lecz od nowej i zaskakuj?cej strony. Ca?o?? prowadz? w formie bloga (http://fallout-novel.blogspot.com/), na kt?ry wrzuca?em do tej pory poszczeg?lne rozdzia?y – teraz za? jest ju? dost?pna pe?na wersja ksi??ki: format pdf, mobi i epub. Ca?o?? prowadz? anonimowo, pod pseudonimem. Nie roszcz? sobie praw autorskich do dzie?a jak r?wnie? nie wi??? z nim ?adnych korzy?ci finansowych.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Krypta 15
Budowa tejże Krypty, leżącej na wschód od Krypty 13, przebiegała niezwykle gładko. Wiele pracy poświęcono umocnieniu ścian na jej trzecim poziomie, by zapewnić wszystkim potencjalnym Mieszkańcom większe poczucie bezpieczeństwa, wynikające ze świadomości, że nawet w przypadku poważnego trzęsienia ziemi komputery sterujące będą nadal funkcjonować. Wycieczki po tej nowej Krypcie pozostawiły wielu jej potencjalnych Lokatorów pod wrażeniem usprawnień poczynionych w tym już i tak imponującym obiekcie .
„
90
… przez moment Blaine żałował wyłożonych na taśmę kapsli i raz jeszcze poważnie rozpatrzył opcję puszczenia przybytku pani Stapleton z dymem. Splądrował już Kryptę 15, zaś o tej z numerem „13” mógłby rozprawiać godzinami i gdyby tak się nad tym zastanowić, zapełnianie holodysków smaczkami z życia jego znajomych i wydarzeń z podziemi mogło okazać się całkiem niezłym interesem.
Jednak na dobrą sprawę pisarstwo to niewdzięczna robota. Człowiek siedzi zgarbiony i wklepuje potok tysięcy milionów słów, których potem i tak nikt nie czyta, a nawet jeśli, to magiczne wyczarowanie w tej katorgi jakiejkolwiek konkretnej forsy jest równie prawdopodobne, co fakt, iż właśnie w tym momencie z nieba spadnie wypełniony po brzegi hydroprocesorami statek kosmiczny.
Więcej można było zarobić sprzedając kogoś w niewolę, albo np. posyłając jakiemuś krnąbrnemu hultajowi kulkę prosto w oko. Było to również znacznie przyjemniejsze i bardziej praktyczne. Blaine natomiast miał o sobie mniemanie człowieka niezwykle praktycznego, dlatego zaintrygowany nieco informacjami o Krypcie 12, udał się na rozmowę z Wodnymi Kupcami.
Okazało się, że nieopodal Hub, nieco na wschodzie, znajduje się mieścina o podejrzanej i złowrogo brzmiącej nazwie „Nekropolis”. Kupcy Wodni wspominali coś o ulokowanej pod ziemią Krypcie, zaś Harold opowiedział Blainowi niesamowitą historię, jakoby główna gródź posiadała fabryczny i celowy defekt, przez co główne drzwi nigdy się tak naprawdę nie domykały. Teraz Bakersfield zaludniały rzesze zielonych, podobnych do Harolda (tylko z wyglądu, bowiem żaden z mieszkańców Nekropolis nie żywił jakiejkolwiek sympatii w stosunku do ludzi) ghouli. Stary, porośnięty korą gawędziarz przestrzegał chłopaka, by pod żadnym pozorem nie zapuszczał się do miasta. Wedle jego słów: „wszyscy potracili tam rozum” i przy pierwszej nadarzającej się okazji, odbiorą mu życie, zjedzą, a na koniec wyssą szpik z kości.
Harold powiedział również, że Krypta 12 posiada hydroprocesor.
Sprawny hydroprocesor.
Na Boga, pomyślał Blaine. Po tym wszystkim. Po tym całym gównie, trudzie i katordze od momentu postawienia stopy w zewnętrznym świecie, w końcu udało mu się uzyskać jakieś konkretne informacje o potencjalnej lokalizacji działającego układu oczyszczającego wodę.
Szkoda tylko, że układ ten znajdował się w pogrzebanej pod ziemią norze, nawiedzonej przez stada umarłych. Mimo to Blaine nie miał wyboru. Pokrzepił się myślą o Pogromcy Arbuzów, odwiedził Boba zgarniając dwieście kapsli – przy okazji zerwał jedną z iguan i rzucił ją łakomemu Ochłapowi – a potem zawitał do biura Karmazynowej Karawany.
Zbiorowiska handlarzy, którzy jako jedyni kursowali na szlaku Hub – Miasto Umarłych.
Rozdział 8
Karmazynowa Karawana
91
Dla człowieka i psa czas pieszej wędrówki pomiędzy Hub i Bakersfield wynosił niecałe trzy dni. Szlak był jednak usłany niezliczonymi niebezpieczeństwami i mało kto podejmował się wyprawy w pojedynkę (bądź w dwójkę, jeżeli uznajemy, iż Ochłap stanowił pełnoprawnego członka drużyny hydroprocesora).
Dlatego Blaine Kelly zdecydował się nacisnąć na klamkę prowadzących w głąb kwatery kompanii Karmazynowej Karawany wrót. Było to bardzo fortunne naciśnięcie, ponieważ drzwi otworzyły mu możliwość podróżowania wraz z grupą wytrawnych wędrowców i zbirów. Okazało się, iż łut szczęścia uśmiecha się do niego niczym upalony trawką nastolatek na widok potrójnego zestawu BigMac’ów w siedzibie Rolanda McDonalda.
Karawana odchodziła planowo w dniu, w którym Blaine Kelly uznał, iż warto byłoby pomyśleć o wsparciu na czas wyprawy do Nekropolis. Miła, odziana w ciasno opinającą jej ciało skórę, prezentująca bajeczny wręcz dekolt, w którym można by utonąć niczym w mysiej norze i zaczesana na punka z barwionym na zielono irokezem, pani, oznajmiła, iż jeśli podpisze tu, tu, tu i tu, to nie tylko może znaleźć się w drodze za dwie godziny, ale jeszcze zarobi na tym sześćset kapsli (jeżeli oczywiście zdecyduje się na podróż w jedną i drugą stronę).
Blaine nie miał najmniejszej ochoty wracać do Hub. Jeśli faktycznie Nekropolis stało na zgliszczach Krypty 12, a gdzieś w jej odmętach rdzewiał funkcjonujący wciąż centralny komputer z działającym hydroprocesorem, to jak tylko Blaine dorwie go w swoje łapska, natychmiast kieruje się na północny zachód.
Prosto do domu.
Podpisując zobligował się do podróży w jedną stronę i dwie godziny później w towarzystwie wszelakiej maści pustynnych łapserdaków, handlarzy reprezentujących Karmazynową Karawanę, Ochłapa, wozów z towarem i posyłających mu pełne zainteresowania i zaintrygowania spojrzenia braminów, Blaine udał się w drogę do Bakersfield: nazywanego inaczej Miastem Umarłych, gdzie zielone, zaropiałe od atomu i własnego osocza ghule oddawały się – bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia – wyjątkowo wulgarnej formie kanibalizmu.
92
Podobno w kupie raźniej. Pierwszego dnia wędrówki Blaine podpisałby się pod tą oszałamiającą swą głębią maksymą obiema rękami i nogami. Gdyby zaszła taka potrzeba, zaangażowałby również łapy Ochłapa i razem krzewiliby mądrość starodawnego przysłowia. Cała wesoła kompania wędrowała sobie niespiesznym krokiem na wschód. Ochroniarze, najemnicy i lokalne zbiry żyjące tylko i wyłącznie z rozbojów i okresowych rajdów w asyście praworządnych obrońców karawan, wymieniali się żarcikami, historyjkami, dowcipami, fajkami i przechwałkami o podbojach licznych, bardzo licznych niekiedy kobiecych serc.
Blaine maszerował w ciszy. Umysł miał skupiony na hydroprocesorze i Mieście Umarłych. Ochłap przez większość czasu brykał to tu, to tam oddalając się nieco od głównego trzonu karawany.
Zawsze jednak pozostawał na widoku.
Po dwóch godzinach Blaine uznał, iż warto spróbować nawiązać kontakt z innymi. Zwłaszcza, iż ciągnące przyczepy-zaprzęgi braminy zaczęły okazywać dziwne oznaki podekscytowania, a siedzący na wozach woźnicy, raz po raz musieli sięgać po swoje długie, skórzane baty, których świszczący, dojmujący dźwięk przypominał odpalane pod nogami katiusze.
Pomysł na socjalizację z grupą okazał się strzałem w dziesiątkę. Nikt nie mógł pochwalić się spluwą taką jak Pogromca Arbuzów. Blaine rozprawiał o nim, szpanując przy tym swoim wiernym psem, Ochłapem, który tego dnia wykazywał się niespotykaną inteligencją i ujmując wszystkich swoimi psimi sztuczkami, zyskał wiele w oczach licznej grupy ochroniarzy Karmazynowej Karawany.
Tak, w kupie zdecydowanie było raźniej. Pierwszy dzień wyprawy upłynął spokojnie. Bardzo spokojnie.
Lecz niebawem spokój ten miał zostać bezpowrotnie utracony.
93
Wszystko zaczęło się dnia drugiego. Z niewiadomych względów, braminy odmówiły dalszej współpracy. Stały cały czas, muczały, buczały i merdały ogonami. Świszczące nad ich głowami baty nie przynosiły żadnych oczekiwanych rezultatów. Co więcej, jedna z krów jakimś cudem przegryzła rzemienie składające się na uzdę i wystrzeliwując z zaprzęgu rzuciła się pędem w rozpalone słońcem piaski pustyni.
Większość ludzi zdążyła uskoczyć przed oszalałą krową na bok, lecz Kevin, dość młody i nieopierzony najemnik, który właśnie w tamtej chwili uznał, iż warto byłoby przykucnąć pod jedną z okolicznych wydm i nasadzić poważną kupę, nie miał tyle szczęścia. Zeszłej nocy na kolację ekipa karawaniarzy raczyła się jaszczurkami na patykach, konserwową bramininą i pędzoną po kątach przez Hubijskich rolników kukurydzianą wódką.