Tozsamoic Bournea
Tozsamoic Bournea читать книгу онлайн
M??czyzna, kt?ry wypad? podczas sztormu za burt? ma?ego trawlera, nie pami?ta ?adnych fakt?w ze swojego ?ycia. Pewne okoliczno?ci sugeruj?, ?e nie by? on zwyczajnym cz?owiekiem – zbyt wiele os?b interesuje si? jego poczynaniami, zbyt wielu najemnych morderc?w usi?uje go zlikwidowa?. Sprawno??, z jak? sobie z nimi radzi, jednoznacznie wskazuje na specjalne przygotowanie, jakie przeszd?. Jego przeznaczeniem jest walka o prze?ycie i wyja?nienie tajemnic przesz?o?ci…
"To?samo?? Bourne'a" nale?y do najlepszych powie?ci Roberta Ludluma, pisarza przewy?szaj?cego popularno?ci? wszystkich znanych polskiemu czytelnikowi pisarzy gatunku sensacyjnego. Niekt?rzy twierdz?, ?e jest to jego najlepsze dzie?o, czego po?rednim dowodem kontynuacja w postaci nast?pnych dw?ch tom?w oraz doskona?y film i serial z Richardem Chamberlainem, ciesz?cy si? ogromnym powodzeniem na ca?ym ?wiecie.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Bourne nie potrafił w tym momencie zmienić skóry. Byłaby fałszywa, czego przecież nie chciał.
– Musimy odpocząć – powiedział. – Potrzebujemy trochę snu. Czeka nas długi dzień.
Kochali się spokojnie i długo, rozkoszując się ciepłym, przyjemnie rozkołysanym łóżkiem. Zdarzyła się chwila, taka głupia, a zarazem zabawna, kiedy musieli zmienić pozycję. Śmiali się cicho, jakby nieco zażenowani, ale ta mała pochwała głupoty wzmogła jeszcze ich wzajemną głęboka więź. Po chwili zaspokojenia uścisnęli się mocniej, wreszcie przekonani o konieczności usunięcia wszystkich okropnych odgłosów i okrutnych widoków mrocznego świata, który miotał nimi we wszystkie strony. Udało im się wyrwać z tego zaklętego kręgu i zanurzyć w lepszym świecie, w którym słońce i błękit zastąpiły ciemność. Rzucili się w tę stronę gorączkowo, gwałtownie, znajdując w tym świecie spełnienie.
Wyczerpani usnęli ze splecionymi dłońmi.
Bourne obudził się pierwszy na odgłos klaksonów i silników samochodów dochodzący z paryskiej ulicy. Spojrzał na zegarek; było dziesięć po pierwszej. Przespali niemal pięć godzin, z pewnością mniej, niż potrzebowali, ale musieli się tym zadowolić. Mieli przed sobą jakże długi dzień. Jeszcze nie był pewien, co będą robić; znał tylko dwa numery telefonów, które musiały doprowadzić go do trzeciego. W Nowym Jorku.
Odwrócił się do Marie; oddychała miarowo, jej twarz przy jego twarzy, usta przy jego ustach – kochana i piękna. Pocałował ją, a ona obróciła się do niego nie otwierając oczu.
– Jesteś żabą, a ja zamienię cię w księcia – odezwała się zaspanym głosem. – A może jest odwrotnie?
– Nie na dzisiaj to porównanie, choć może jest i trafne.
– W takim razie będziesz musiał pozostać żabą. No, poskacz trochę, mała żabko. Popisz się przede mną.
– Nie ma po co. Skaczę tylko wtedy, gdy dostanę muchy.
– Żaby jedzą muchy? Ano chyba tak. Jakie to obrzydliwe.
– Rusz się, otwórz oczy. Oboje musimy zacząć skakać. Rozpoczynamy polowanie.
– Polowanie? Na co?
– Na mnie.
Z budki telefonicznej na rue Lafayette zamówili rozmowę z numerem w Zurychu na nazwisko niejakiego pana Briggsa. Bourne przypuszczał, że Jacqueline Lavier nie zwlekając rozesłała alarmy; jeden z pewnością dotarł do Zurychu.
Jason wyszedł z budki, kiedy usłyszał sygnał połączenia ze Szwajcarią, i wręczył słuchawkę Marie. Wiedziała już, co mówić.
Niczego jednak nie zdołała powiedzieć. Odezwała się telefonistka z centrali międzynarodowej.
– Bardzo nam przykro, ale nie ma już numeru, który został zamówiony.
– Ale ja dzwoniłam parę dni temu – wtrąciła Marie. – To wyjątkowa sytuacja, proszę pani. Może podano inny numer?
– Ten telefon jest wyłączony, proszę pani. Nie zostawiono żadnej informacji.
– Może w takim razie otrzymałam zły numer? Sprawa jest bardzo pilna. Czy może mi pani powiedzieć, kto miał ten numer?
– Przykro mi, ale to niemożliwe.
– Ale już mówiłam, że to pilne. Czy mogę rozmawiać z pani zwierzchnikiem?
– On pani też nie będzie mógł pomóc. Ten numer jest zastrzeżony. Do widzenia.
Przerwano połączenie.
– Rozłączono nas – powiedziała.
– Trochę za długo to trwało, do cholery – stwierdził Bourne lustrując dokładnie ulicę. – Zmywajmy się stąd.
– Sądzisz, że mogli nas namierzyć? W Paryżu? W budce na ulicy?
– W trzy minuty są w stanie ustalić numer i odnaleźć dzielnicę. W cztery potrafią zawęzić teren do dwunastu ulic.
– Skąd to wiesz?
– Gdybym mógł ci to powiedzieć! Idziemy!
– Jasonie, a może poczekamy gdzieś obok? I będziemy obserwować?
– Nie, bo nie wiemy, co, a oni wiedzą. Mają do dyspozycji zdjęcia; uruchomią swoich ludzi na całym terenie.
– Ale ja wyglądam inaczej niż na zdjęciu w gazetach.
– Nie ty, tylko ja! Chodźmy!
Szli szybko w tłumie zmierzającym w różne strony, aż doszli do bulwaru Malesherbes o dziesięć ulic dalej i znaleźli budkę telefoniczną należącą do innej dzielnicy. Tym razem nie potrzebowali pomocy telefonistki; numer znajdował się w Paryżu. Marie weszła do środka z drobnymi w dłoni i nakręciła numer; wiedziała, co mówić.
Jednakże słowa, które usłyszała, napełniły ją zdumieniem:
– Rezydencja generała Villiersa. Dzień dobry… Halo? Halo?
Przez chwilę Marie nie potrafiła wykrztusić słowa. Wpatrywała się tylko w słuchawkę.
– Bardzo przepraszam – wyszeptała – pomyłka. – Odwiesiła słuchawkę.
– Co się stało? – spytał Bourne otwierając szklane drzwi. – O co chodzi? Kto to był?
– To nie ma sensu – powiedziała. – Połączyłam się właśnie z domem jednego z najbardziej szanowanych i najpotężniejszych ludzi we Francji.
24
– André François Villiers – powtórzyła Marie zapalając papierosa. Wrócili do swojego pokoju w „Terrasse”, żeby uporządkować fakty i przetrawić tę zaskakującą wiadomość. – Absolwent St. Cyr, bohater drugiej wojny światowej, legenda ruchu oporu i, do momentu wojny w Algierii, pewny następca de Gaulle’a. Jasonie, związek takiego człowieka z Carlosem jest po prostu niemożliwy
– Związek istnieje, wierz mi.
– To jest zbyt nieprawdopodobne. Villiers to potomek rodu sięgającego siedemnastego stulecia, duma Francji. Dziś jest posłem do Zgromadzenia Narodowego, politycznie na prawo od Charlemagne’a, zgadzam się, ale jednocześnie człowiek prawy, stary wojskowy, z zasadami. Zupełnie jakbyś łączył Douglasa MacArthura z gangsterem z mafii. To nie ma sensu.
– Więc go poszukajmy. Dlaczego odszedł od de Gaulle’a?
– Przez Algierię. Na początku lat sześćdziesiątych Villiers należał do OAS, organizacji algierskich pułkowników pod dowództwem Salana. Występowali przeciwko układowi z Evian, który przyznawał niepodległość Algierii, uważając, że kraj ten słusznie należy się Francji.
– Szaleni pułkownicy z Algierii – powiedział machinalnie Bourne, nie wiedząc, dlaczego i skąd mu to przyszło do głowy.
– Coś ci to mówi?
– Na pewno, tylko nie wiem co.
– Zastanów się – nalegała Marie. – Czemu „szaleni pułkownicy” mieliby ci coś mówić? Co ci pierwsze przychodzi na myśl? Szybko!
Jason patrzył na nią bezradnie, a potem przypomniał sobie:
– Bombardowania… infiltracja. Prowokatorzy. Rozpracuj ich; znajdź mechanizmy.
– Dlaczego?
– Nie wiem.
– Czy podejmujesz decyzje na podstawie tego, czego się nauczyłeś?
– Chyba tak.
– Jakie decyzje? O czym decydujesz?
– O zakłóceniach?
– Co to oznacza? Jakie zakłócenia?
– Nie wiem! Nie umiem myśleć!
– W porządku… w porządku. Wrócimy do tego innym razem.
– Nie mamy czasu. Wracajmy do Villiersa. Po Algierii, co dalej?
– Doszło do połowicznego pogodzenia się z de Gaulie’em; Villiers nie był nigdy bezpośrednio zamieszany w terroryzm; jego akta wojskowe pozostały czyste. Wrócił do Francji – a witano go doprawdy szczerze – jako bojownik o przegraną, ale słuszną sprawę. Objął ponownie dowództwo, awansując do rangi generała, zanim wdał się w politykę.
– Jest więc aktywny politycznie?
– Raczej jako mówca. Jako mąż stanu. W dalszym ciągu jest zawziętym militarystą i wszczyna boje o utraconą potęgę wojskową Francji.
– Howard Leland – powiedział Jason. – Oto powiązanie z Carlosem.
– Jak to? Dlaczego?
– Lelanda zamordowano, bo wtrącał się w politykę zbrojeniową i eksport broni Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Nic nam więcej nie trzeba.
– Wydaje się to nieprawdopodobne, taki człowiek… – Marie zawiesiła głos, aż nagle coś sobie przypomniała. – Zamordowano mu syna. Jakaś sprawa polityczna, z pięć czy sześć lat temu.
– Opowiedz mi.
– Jego samochód eksplodował na rue du Bac. Trąbiono o tym we wszystkich gazetach. Był aktywny politycznie, podobnie jak tatuś jako konserwatysta, i na każdym kroku walczył z socjalistami i komunistami. W roli młodego członka parlamentu blokował wydatki rządowe jak tylko mógł, ale w zasadzie zdobył sobie popularność. Po prostu czarujący arystokrata.